Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2015, 14:25   #28
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację

Bukowe gałązki z cichutkim trzaskiem ulegały trawiącemu je żarowi ogniska. Na ich podstawie oceniał ile czasu jeszcze zostało do zmiany. Ile minęło odkąd skończyli pogrążoną w milczeniu wieczerzę. Edda już wówczas zdawała się nieobecna. Jakby przygotowująca się na coś. Może na mającą nadejść niedługo konfrontację z Viglundczykami. Może na coś innego. Nie wiedział. Nie zapytał. Po trochu dlatego, że zdawała się już być gdzieś indziej myślami. A po części, że i on nie czuł się wówczas na siłach by zagajać rozmowę. Teraz żałował. Czuł bowiem to coś co przykleiło się do niego odkąd postanowili zanocować pomiędzy tymi trzema umierającymi drzewami. Coś co zdawało się nie spuszczać z nich oka. Zaalarmowany jakimś odgłosem, kilka razy wstawał by rozwiać nieco mrok w zaroślach światłem łuczywa. I nie znalazłszy niczego niepokojącego wrócić na swoje posłanie. Bursztyn i konie nie podzielały jego wrażenia. A Edda spała. Wszystko wskazywało na to, że się myli. A jeśli nawet nie myli, to możliwym przecież było że zwyczajnie gdzieś w pobliżu może znajdować się... jedno z tych miejsc. Lokalna studnia z zaklętą skałoroślą. Spowita w cieniu zatoczka zawładnięta przez to co zamieszkało w jej głębinach. Zapomniane ruiny w wilczym lesie, których nawet bandyci się wystrzegają. Pozostałości zniszczonego ongiś przez zarazę królestwa, którego władcy zdradzili swój lud… Cokolwiek co swoją bliskością mąciło jego spokój będąc jednocześnie zbyt daleko by w jakikolwiek sposób zagrozić.

Odetchnął zapatrzony w mały ogień gdzie właśnie dopalały się bukowe gałązki jego zmiany. Dorzucił do nich jeszcze kilka. Łotrzyca więcej się wczoraj natrudziła niż on…
Przyjrzał się jej. Spała głęboko i spokojnie. Zwinięta na posłaniu w kłębek z głową opartą o zarękawiczone dłonie. Jakież to mrozy Cię tak potraktowały dziewczyno? Sięgnął pamięcią w przeszłość… Nie był pewien, czy jej wizerunek z tamtych lat również zawierał rękawiczki. Nie wysilał się jednak by ten wizerunek mimo to odtworzyć. To przecież nie ważne. Nie ważne. Na smoczą krew, nie ważne. Och, jakże pragnął, żeby już był ranek i by ruszyli, aby świat kolejnymi stajaniami zmył z niego to wszystko...

Szelest tuż obok.
Warkot z wygłodniałej gardzieli.
Gdy go spostrzegł, wilk już pędził na niego.
- Edda, Bursztyn!!! - krzyknął by wybudzić oboje towarzyszy ze snu. Jednocześnie sięgnął ręką po miecz, ale jeszcze zanim dłoń spoczęła na jelcu wiedział, że nie zdąży. Bestii brakowało jednego susa by znaleźć się przy nim. Kątem oka dostrzegł sztylet. Dobył go na chwilę przed tym jak poczuł oddech z wilczej paszczy. Zwierzę na widok stali zmitygowało się i zaatakowało nogi nadal podnoszącego się rycerza. Błąd uwieńczony wyłącznie poszarpaną nogawką… Mikkel kopniakiem uwolnił się od zwarcia, a jego miejsce od razu zajął Bursztyn. Zwierzęta starły się ze sobą w kłębowisku kurzu, iskier i kłaków, a na polanę wdarły się jeszcze trzy powarkujące basiory.
Mikkel dobył w końcu miecza w momencie gdy wściekły krzyk Eddy przeszył okolicę zmuszając jednego z wilków do ucieczki. Z innym, wyjątkowo dużym, natychmiast starł się Bursztyn

W blasku dogasającego ogniska. W łagodnie dmącym od strony rzeki nocnym wietrze. W środku bezchmurnej nocy otulającej trzy chylące się ku ziemi uschnięte buki. Walczyli we trójkę o życie z paroma wygłodniałymi wilkami, które Cień przewrotnie do nich skierował. Nienajlepiej świadczyło to o ich przygotowaniu. O sensowności rozdzielenia się… Mimo to nawet cieszyłby się z tego faktu. Zagrożenie, które popłynęło w żyłach i ból, który zmroził mu rękę przegnały precz czający się na rycerza Cień. Chwilowo, ale zawsze trochę. I to byłoby dobre. Gdyby nie Bursztyn.
Ani jego, ani księżniczki opatrunek, nie pomógł psu. Należało liczyć na to, że rana sama się zagoi. To jednak była jego zmiana. Tak jak jego powinien być pogryziony kark…

Śnił tej nocy o czymś. Gdy otworzył oczy nie pamiętał co to było. Ale widok kałuży krwi na ich polanie wydał mu się nie wiedzieć czemu zupełnie odpowiedni i właściwy.
Ręka nadal krwawiła. Tak jak Bursztynowy kark. Psi pysk jednak nie wyrażał niczego innego jak tylko radosne oczekiwanie na wznowienie łowów. Rhovanioński pies stepowy. Chwała Myśliwemu za Ciebie Bursztynie.

Usłyszawszy słowa Eadwiny musiał wyglądać na zaskoczonego. Nawet bardzo. Trudno było jednak odgadnąć z jego oblicza czy miło, czy nie. Wpierw odmalowało się na nim lekkie rozbawienie. Potem wahanie. W końcu jednak coś na kształt ciężkiego znużenia, które jednak szybko zatuszował podziękowaniem za jej miły gest, oraz żartobliwą uwagą, że nie wiedział, że lud znad Anduiny z końcem jesieni zamierza wyprawić go za Puszczę. Czy żart ów podłoże znalazł, czy nie do końca wiadomo nie było, ale Eadwina tego dnia od zatknięcia wilczego łba na leszczynowy pal, zrobiła się równie jak ten łeb małomówna i nie mniej pogodna. I tylko jej oczy zdawały się, miast bielmem zasnute, skupione i celujące tam gdzie droga ich niosła. Gdzie mieli zastawić pułapkę na Viglundczyków. I spotkać się z Irgun i Ratharem.



Lagorhadron przybył gdy w oddali słychać było już cichy szum wzburzonej Bystrzy. Przyniósł też wieści. Jeden ze złodziei został zabity. Natomiast dołączył inny. Irgun proponowała, by oboje z Ratharem przyparli Viglundczyków do rzeki podczas gdy Mikkel i Edda obsypią ich strzałami. To był dobry, prosty plan. Niewiele mogło pójść w nim nie po myśli. Rycerz jednak wraz z Łotrzycą dysponowali znaczną przewagą czasową, której szkoda byłoby nie wykorzystać dla lepszego przygotowania. I oboje uznali, że to właśnie uczynią.

Postanowili, że zawierzą wyłącznie swojej sile i sprytowi. Konie nie wpasowywały się w powierzoną im rolę szykujących zasadzkę, a Bursztynowi jako rannemu przypadło stróżowanie przy nich w razie gdyby Cień ponownie jakieś wilki w ich stronę kierował.
Spieszona Edda zajęła się przygotowywaniem potrzasków, a Mikkel zbadał Przewrócone Skały. Uznał, że są na nich dwa wąskie gardła nadające się do zaczajenia na złodziei. Stary most, który pamiętać musiał czasy orczej hegemonii w tym rejonie, oraz kamienie po których skakać trzeba było, by dostać się na Przewrócone. Jakkolwie most wydawał mu się niepokojąco ważny, ostatecznie skupił się na kamieniach. Były na tyle groźne, że oboje z Eddą zaliczyli po kąpieli, która do reszty chyba zważyła humor księżniczki.
Mikkel jednak nie przejmował się tym. Czuł płynące w żyłach wyzwanie i na nim się skupiał. Potrzebował tego. Jak tonący powietrza. Ukrył swoją włócznię w rozpadlinie przy brzegu i gdy oboje byli już na skałach, przyniósł z juków łój do pielęgnacji kulbaki i cięciwy Melieraxa. Cały zużył na staranne wysmarowanie drugiego kamienia, który teraz był iście trudną przeszkodą w przedostaniu się na Przewrócone.
- Prawda, że pułapka godna Beorninga? - zapytał - Viglundczycy jeśli z podobnej gliny są ulepieni, będą mogli zgłosić skargę u Lorda Beorna, że pościg zachował się niesportowo.
Uśmiechnął się do siebie. I dałby sobie głowę uciąć, że Edda też. Bardzo nieznacznie. I bardzo krótko. I bardzo po beorneńsku.



Zwiadowca. Viglundczycy nie wykryli więc Irgun i Rathara. Zachowywali ostrożność. Młody mężczyzna w skórzni i uszance jeśli instynkt go zawiedzie, jako pierwszy podda próbie mikkelową pułapkę. Skryta obok Edda przygotowała strzałę. Uspokoił ją gestem dłoni, na który jednak chyba nie zwróciła specjalnej uwagi. Nadal miała to coś w spojrzeniu. Coś co skryło bielmo na wpatrzonych w góry wilczych ślepiach. Coś co już sam wcześniej kiedyś widział. Gdzie indziej. U kogo innego.
Rzucił w jej stronę małym kamyczkiem. Dopiero teraz zwróciła na niego uwagę. Gestem pokazał jej by zluzowała cięciwę. I żeby się wyszczerzyła. Pokazała mu język.

Skaut zaś… w podstępie się nie połapał. Swojego konia uwiązał nieopodal i skoczył wpierw na pierwszy kamień… potem zaś na drugi. Z którego z łoskotem i pluskiem runął wymachując rękoma do wody. Mikkel znów się do siebie uśmiechnął. Bacznie jednak obserwował zmagania Viglundczyka z rwącym nurtem. Zmagania, które do najlepszych nie należały. Rycerz po chwili skoczył do wody, by pomóc młodzianowi w tej walce, której jeszcze nie przerwał. Dzięki pomocy Eddy bez trudu wydostali się na brzeg.
- Wyrwali mu język - oznajmiła chłodno gdy po pierwszych próbach przepytywania, Viglundczyk pokazał na swoją otwartą buzię - Nic nam po nim. Związać ino w baleron i ukryć gdzieś w chaszczach
Mikkel skrzywił się. Po wschodniej stronie Puszczy wyrywanie języka praktykowane były wyłącznie niemal przez Easterlingów. A i to niezwykle rzadko.
- Zrobię to - odparł, a gdy Viglundczyk zakneblowany i związany leżał nieopodal w czeremsze, Mikkel zdjął mu z głowy przemoczoną czapkę i rozdział z kurtki.
Edda uniosła brew pytająco. Pokazał jej język.



Herszt i pięciu niewolnych podobnych do tego, którego zwali Dunstanem. Mikkel nie wierzył w niewolnictwo. Było ono układem w jego mniemaniu dwustronnym i dobrowolnym. Nie byłoby panów, gdyby nie było niewolników, a każdy syn i każda córka zrodzona z kobiety sami dysponują swoim życiem. Zawsze można powiedzieć “nie”. A gdy się nie da to zawsze czynić wszystko by to “nie” powiedzieć. Co nie zmieniało faktu, że nie zamierzał tak po prostu przelewać krwi tych ludzi.
Pomachał do Viglundczyków na znak, że droga bezpieczna. Ci przyjęli do wiadomości, po czym na znak herszta…. ruszyli w górę rzeki. Tego nie przewidział. Edda szybko wpadła na pomysł jak skierować ich zwierzynę ku pułapce. Kilka gestów i dziewczyna z okrzykiem ruszyła na niego wymachując czekanem tak zawzięcie, że nie był pewien, czy ma na uwadze fakt, że Mikkel nie ma pojęcia o walce toporem, w który musiał uzbroić się dla większej wiarygodności. Szczęściem szybko zdołali skryć się za skałami. A zwierzyna ruszyła w ich kierunku. Trzech niewolnych. Najmłodszy skakał pierwszy. I nie zdzierżył pułapce, która w salwie śmiechu jego kompanów zmusiła go do tanecznego piruetu zakończonego rozbitą głową i bezwładnym osunięciem do wody. Śmiech ustał, a jeden z Viglundczyków natychmiast skoczył by ratować kompana. Pozostały na brzegu ruszył na skały, ale i on wpadł do wody. Trafnie jednak, choć po fakcie, odgadnąwszy, że padł ofiarą celowo pozostawionego tu smarowidła.
Mikkel chwycił za linę. Edda za łuk.
- Nie! Zostaw ich - krzyknął rycerz przekrzykując szum wody.
Łotrzyca zmierzyła go złym spojrzeniem.
- Nie jestem mordercą! - odkrzyknęła opuszczając łuk. - Na drugą stronę!
Rzucił jej linę. Obwiązała się. Viglundczycy walczyli z nurtem. Pierwszy skakał Mikkel. Ustał! Edda też. Przy drugim, prostszym kamieniu oboje wylądowali w wodzie. Mikkel z odrobiną wysiłku pokonał nurt i wyszedł z wody. W tej samej niemal chwili co jeden z Viglundczyków. Ten, który rzucił się ratować młodszego kompana. Obaj zmierzyli się spojrzeniem. Obaj parskali wodą. Obaj rzucili okiem na walczących z nurtem towarzyszy. Mikkel na Eddę. Viglundczyk na tego, który połapał się w pułapce. Wyłowiony młodszy był nieprzytomny. Od strony rzecznego zbocza gdzie zostali herszt i dwójka niewolnych z jak mniemał Ratharem i Irgun, nie dochodził żaden dźwięk.
- Pomóż mi ich wyciągnąć, bo oboje zginą! - krzyknął do Viglundczyka szybko odpinając od pasa linę i rzucając ją Viglundczykowi. - Rzuć mu ją! Drugi koniec daj mi! Szybko! Edda! Poddaj się nurtowi! Rzucę Ci linę!
Co powiedziawszy zagwizdał w palce by przywołać Bursztyna.


 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline