Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2015, 15:34   #89
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Wilcza rzeź

Obóz wojenny koboldów (nieznana lokacja)
wczesne popołudnie,
15 Tarsakh Roku Orczej Wiosny


Shavri zamarł w pół machnięcia mieczem. Szczęśliwie dla niego kobold, z którym zamierzał się zetrzeć, również zagapił się na dwa monstra, które wypadły z zielonej ciemności okalającej obóz wojenny. Wilki były przerażające, choć tropiciel nie potrafił ustalić sam w swoim sercu, czy bardziej przeraża go ich metodyczność w zabijaniu koboldów, czy ich nienormalna wielkość. Shavri słyszał kiedyś o takich zwierzętach... kiedyś nawet widział tropy… ale nie miał pojęcia, że złowieszczy wilk może być tak wielki…
Przez porażająco długą chwile czuł w ustach siny smak pierwotnego strachu zwierzyny przed myśliwym. Który to lęk rozlewał się zimnym odrętwieniem w całym jego zmęczonym i krwawiącym ciele. A potem uzmysłowił sobie, że dwa wilki omijają najemników, swoją cichą furię ogniskując tylko i wyłącznie na koboldach. Gad, którego miał usiec, zaczął uciekać, gdy jeden z dwóch czterołapych myśliwych, nie wytracając swojej prędkości, zwrócił się ku nim. Wielki wilk w zgrabnych susach sadził ku koboldowi przez cały obóz w szokującym pokazie gracji i prędkości, zmniejszając dystans, jaki ich od siebie dzielił. Pod szarym futrem, okrwawionym koboldzią juchą, harmonijnie pracowały wielkie mięśnie.
Shavri poczuł, jak Bijak ze strachem kurczy się pod jego kaftanem, kiedy wilk przez moment biegł prosto na nich, nim przewrócił uciekającego od tropiciela kobolda. Już samo to powinno mu wystarczyć do wzięcia nóg za pas. Ale nie byłby sobą. Pomimo grozy, jaką roztaczał wokół siebie wilk, adorujący wszystkie żywe stworzenia Shavri zapragnął go dotknać….
To musiało jednak poczekać. Trzeba było wyrżnąć jaszczurki w obozie do spodu i Shavri wyszedł na spotkanie uciekających chaotycznie koboldów, zamachując się mieczem na pierwszego z nich i przerywając na całą wieczność jego ucieczkę. Nieopodal Deithwen i jego wilczyca potrzebowali pomocy. Tropiciel ruszył w tamtą stronę, po drodze pracując mieczem, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja.
Nie zastanawiał się nawet przez chwile, skąd wzięły się owe szare błyskawice. Choć gdyby się zdobył na taki wysiłek, to odpowiedź wydawała się wręcz oczywista...

Przez chwilę Sinara stała zdumiona i gapiła się oniemiała na dwa wilki siejące spustoszenie w wioseczce koboldów. W końcu zdecydowała, że darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda. Nie słyszała wciąż by Evan krzyknął rozkaz odwrotu, dla niej było to jednoznaczne z dalszym atakiem. W tym chaosie, który się teraz utworzył, dziewczyna zrezygnowała z dalszego strzelania. Lepiej było w końcu wziąć miecz w rękę i siekać niedobitków, którzy staną na jej drodze. Sinara, lekko kulejąc, uniosła miecz i ruszyła przed siebie. W jej oczach widać było ból i ogromną determinację. Koboldy uciekały na oślep, nie przejmując się zbytnio ludźmi, więc nietrudno było parować ich niezdarne ciosy, czy siec przez plecy te, które nawet nie myślały o walce.

Marv nie próbował szarżować. Zabił jednego kobolda, który praktycznie sam na niego wbiegł, i utrzymywał pozycję u boku Evana, czekając na jego rozkaz. Jakoś nie kwapił się do ataku tam, gdzie szalały tak potężne stworzenia. Pierwszy raz widział coś takiego i potrzebował chwili, aby w pełni wyjść z szoku. Również Evan był w głębokim zdziwieniu. Stał przez chwilę z otwartą gębą, nie bardzo wierząc w to co widzi. Oszołomienie wywołane przez ogromne wilki na szczęście szybko minęło i trochę ta sytuacja ostudziła wcześniejszą furię kapitana. Evan tym razem już ze sporą dozą ostrożności atakował uciekające koboldy starając się jednak nie być zbyt blisko ogromnych wilków.
Stojący obok towarzyszy Gaspar z rozmachem kopnął uciekającego kobolda w słabiznę i zgiął się wpół z bólu. Bolało go przy każdym oddechu. Chyba miał złamane żebro, może nawet dwa. Cały bok tuniki lepił się do ciała, a krew zaczęła już skapywać u dołu tkaniny. Przed oczami tańczyły mu ciemne plamy, a w uszach rozlegało się dudnienie. Z dziwnym spokojem patrzył na ogromne wilki szerzące zagładę wśród koboldów. Wydawały się takie… nierzeczywiste. Prawie jak stwory z bajek, które opowiadała mu mama.
- Chybaśmy… - z jękiem oparł się o drzewo - chybaśmy przeważyli - odkaszlnął ciężko, splunął na dłoń i z uwagą jął wypatrywać krwi w plwocinie.

Deitwen zajęty walką w pierwszej chwili nie zauważył, co tak wystraszyło koboldy. Niewątpliwie wysłane przez kogoś złowieszcze wilki uratowały mu życie, zważywszy zwłaszcza na dotychczasowy wynik starcia. Nie palił się do pogoni za uciekającymi. Domyślał się, że sprawa zwycięstwa drużyny jest właściwie przesądzona. Tajemnicza czarodziejka najpewniej zdecydowała się im pomóc. Ciekawe tylko dlaczego…? Na dalsze rozważania przyjdzie jednak czas.
Wyczerpany czarowaniem i ranami Kain po prostu usiadł tam gdzie stał i przymknął oczy, nie zwracając uwagi na uciekające gady.


 

Ostatnio edytowane przez Drahini : 12-06-2015 o 15:37.
Drahini jest offline