Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2015, 22:18   #6
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Co mają wspólnego były glina, rewolwerowiec będący nowym wcieleniem Billy’ego Dzieciaka, weteran z Frontu, zawodowa oszustka, złota rączka i łowca idealista? Że nic? Ty chłopie chyba nie słyszałeś o Black Sands. To twarde skurwiele. Jak się zgadali?

Ciężkie pytanie. Większość wskaże zasypane piaskami ruiny supermarketu w jakimś miasteczku, którego nazwę znajdziesz tylko na przedwojennych mapach. Ja jednak poszukałbym trochę wcześniej. Pod Nowym Jorkiem w osadzie powstałej wokół jedno z nie wielu nieskażonych ujść wodnych. Dziura nazywała się Oaza a raczej tak na nią wołali karawaniarze to tam Malcolm się spiknął z Rogerem. I nie, nie jest to opowieść jak ocalili samego Collinsa.

W okolicy znikali ludzie, obu zwabiła nagroda. Mało pokaźna, nie współmierna do ryzyka ale obaj potrzebowali gambli na żarcie i mogli albo wziąć te zlecenie albo zacząć wyprzedawać swój sprzęt. Wybrali to pierwsze. Nie oni jedni, również enigmatyczny mężczyzna przedstawiający się jako Rusty po którym widać było wojskowy dryg oraz Ben syn jednego z farmerów, któremu marzyły się przygody. Po krótkim śledztwie udało im się dowiedzieć, że widziano jakichś ludzi w pobliskich ruinach bazy wojskowej, już dawno splądrowanej. Faktycznie był to obóz handlarzy ludźmi, udało się ich zdjąć i uwolnić ludzi. Niestety młody farmer zamiast przygód znalazł w strzelaninie śmierć.

Zgarnęli gamble i chcieli rozejść się każdy w swoją stronę. Cóż… Nie wyszło. Gdy opijali we trójkę sukces szóstka miejscowych zakapiorów wystartowała do nich. Przewaga liczebna i broń w łapach sprawiały, że czuli się pewnie. Roger pokazał im, że nie klamka czyni zawodowca. Nim zdążyli się zdziwić gnat sam wskoczył mu do dłoni i oddała trzy precyzyjne strzały. Wywiązała się strzelanina w barze na skutek, której Rusty oberwał wredny postrzał w brzuch. Przeżył ale był wyłączony na wiele dni. Malcolm i Roderick nie lubili gdy ktoś próbuje ich zabić a jakoś nie wierzyli w przypadki. Jak jednak dorwać tego kogoś? Wszyscy gangerzy leżeli martwi a trupy nie mówią. Cóż… Trupy nie mówią jednak nowojorczyk nie na darmo był kiedyś jednym z lepszych śledczych. Pokręcił się na mieście, przycisnął parę osób i wszystko zgrabnie poskładał. Chwilę później już byli u drzwi burmistrza, tego samego, który wyznaczył zniechęcającą nagrodę, ewidentnie dla pokazu. Dwóch jego ochroniarzy próbowało spławić najemników. Dwóch jego ochroniarzy poszło sprawdzić czy lepszy świat istnieje, Roger to naprawdę szybki sukinkot. A Malcolm nie lubi się pierdolić. Burmistrz szybko pękł pod zimnym wzrokiem gliny i wymierzonym w kolano coltem pythonem. Chciał dorobić i wystawiał swoich ludzi dla łowców niewolników. Wywlekli go na środek osady gdzie zebrał się ładny tłumek gapiów i zmusili by powtórzył swoje wyznanie. Gdy nad Oazą wzeszło słońce przywitało nową ozdobę przy bramie. Wisielca. Niech Ciebie nie zmylą różnice, które dzielą tych dwóch. To są dobrzy kumple.

Spójrz na targane wiatrem góry Apallachów. Na drobną kobitkę, nienawykłą do trudów podróży i mężczyznę jedną ręką podtrzymującego kapelusz a drugą pas od karabinu. To June i James MacArthur. Wielu widzi w nich tylko cyngla i jego laskę. Nie dostrzegają jednak tajemnicy, która wisi nad nimi. Czegoś co ich napędza i sprawia, że tworzą nieprawdopodobną parę?
A tam? Miami pełne błota i mafiozów. Oraz mężczyzna w barwach maskujących i stroju maskującym zarys sylwetki. Pod ręką ma kuszę i czyta książkę. To John Black. Nie, późniejsza nazwa ekipy nie wzięła się od jego nazwiska. Jakbyś jednak dowiedział o nim więcej zobaczyłbyś, że przeszedł nie mniej niż ktokolwiek z ekipy.

A ta pyskata latynoska z wieloma imionami charakterystycznymi dla hiszpanów wykłócająca się w barze? Tak, ta z dziarami, których zrobienie kosztowało tyle co emka z pełnym magiem. To Maria. Wszyscy zmierzali gdzie indziej. Wszyscy trafili w te samo miejsce. Wszyscy mieli coś wspólnego, coś co kazało im się trzymać razem.

Pamiętasz jak mówiłem o ruinach centrum handlowego?


To tam się spotkali. Zagnała ich do tego miejsca burza piaskowa i odcięła od świata na wiele dni. Nie tylko ich, również karawanę Ósmej Mili. Zamknięte otoczenie, zwarta grupa i szóstka obcych do tego kotła dorzuć jeszcze trupy i znikających ludzi. Zgadnij kogo oskarżyli karawaniarze? Ta… Obcych. Zanim doszło do linczu postanowili wziąć sprawy w własne ręce. W atmosferze wzajemnych podejrzeń, w końcu każdy wiedział, że to nie on zabija to musiał to być ktoś z reszty. Tutaj trzeba oddać honor przede wszystkim June i Malcolmowi. Już wtedy zaczęli tworzyć podwaliny pod świetny duet wywiadowczy. Wszyscy skupili się na gliniarzu prowadzącym śledztwo nie zauważając uśmiechniętej i miłej blondynki. Wspólnie dowiedzieli się, że jeden z ochroniarzy o imieniu Randall cierpi na bezsenność i często kręci się w okolicy a co rano łyka jakieś tabletki. Maria skojarzyła, że niebieskie tabletki w słoiczku z brązowego szkła to psychotropy. Przycisnęli kolesia co nie było proste, był on byłym komandosem z Posterunku jednak James razem z Rogerem go spacyfikowali. Okazało się, że przez burzę piaskową nie miał tabletek i zaczęło mu odwalać.

Ludzie odetchnęli z ulgą gdy znaleziono mordercę, wytoczono nawet baryłkę bimbru. A w nocy zaginęła kolejna osoba. Podejrzenia znowu padły na obcych, w końcu mogli wrobić biednego Randalla. Cóż… Psychopata stał tylko za zabójstwami nie za zniknięciami. Nikły ślad krwi doprowadził ich do podziemi i przejścia do kanałów. W tych jednak pokazało się, że szczęście nie zawsze dopisuje odważnym. Zawał rozdzielił ekipę. Po jednej stronie Roger i June, po drugiej Malcolm, John, James i Maria. June miała wybitnego pecha, uwięziona pod zwałami gruzu mająca przed sobą powolną i paskudną śmierć. Na szczęście rewolwerowiec nie był bez sumienia, sprawnie odkopał federatkę i podjął trop.

Drugą odnogą szła pozostała czwórka. John pewnie prowadził a za nim szedł szalejący z niepokoju James oraz Maria z Malcolmem zamykającym pochód. Niezależnie od siebie cała szóstka dotarła do hali, kiedyś było tam ujście ścieków a wilgotne i ciemne miejsce spodobało się pająkom. Wielkości pieprzonego buldoga. O dziwo ich najświeższa ofiara ciągle żyła. Monterka szybko uwolniła ją z kokonu i razem z June, która sprawnie uspokoiła rozhisteryzowaną kobietę pomogły jej uciec osłaniane przez policjanta. W tym czasie pozostała trójka w wątłym świetle latarek odpierała bestie. Stojąc ramię przy ramieniu, chroniąc własne plecy zdjęli potwory a James dzięki kupionemu od Ośmio-milowców, granatowi fosforowemu spalił kokony. Uratowana kobieta okazała się wystarczającym dowodem by karawaniarze dali spokój przybyszom a nawet by się znalazły gamble na nagrodę. Wspólne ryzyko i fakt, że zgrali się pomimo ciężkiej sytuacji połączyło szóstkę obcy i pozwoliło stworzyć Black Sands.

Pytasz się, kto jest kim w tej ekipe? Pytaj się, potem może być już za późno...

Wiesz, Black Sands można połączyć niejako w duety. I nie, nie chodzi o to, że James i June się pieprzą.

James i Roger to ich główna siła ognia. Federata z swoim karabinem wspierany przez rewolwerowca stanowią główną siłę uderzeniową. Nie oznacza to jednak, że inni też nie potrafią złapać za broń. Oni są po prostu w tym ekspertami. Pieprzone maszyny zagłady.

John i Maria głupio zrobisz lekceważąc ich. Bez wsparcia Black Sands sypnęłoby się już dawno. To dzięki łowcy są wstanie poradzić sobie na pustkowiach czy dorwać kolesia, który zabił Twoją żonę, zgwałcił psa i zwiał w ruiny. A dzięki Marii ich sprzęt działa a elektryczne drzwi bunkra nie są przeszkodą nie do przebycia.

Malcolm i June to dwójka skrajnie różnych ludzi, naciągaczka i glina w teorii powinni żyć jak pies z kotem. Faktycznie ich relacje są trochę pogmatwane ale potrafią działać. Wiesz co robi ta niepozorna blondyneczka? Słucha. Uśmiecha się. I zapamiętuje. Informacja to potężna broń. Wiesz po czym poznać patałachów? Wchodzą tacy do baru lub idą do szeryfa i mówią “jesteśmy cynglami, szukamy roboty” i słyszą “no w sumie, są w ruinach bandziorki ale to cieniasy nie przeszkadzają nam bo się nas cykają ale psują interesy, jak ich zdejmiecie to ten stary ford jest wasz...” I pakują się na grupkę Hell Angels. A Black Sands działa inaczej. Przychodzi taki Mal i wylatuje z tekstem: “Witam, nazywam się Malcolm i reprezentuję grupę najemników, Black Sands. Wiem, że macie problem z Hellangels. Siedemnastu motocyklistów, mają broń palną i zabili już trzech miejscowych, siedmiu pobili i naprzykrzali się pana córce. Wiemy gdzie się ukryli. Podoba nam się pana jeep i karabin tego tam w kącie.” Skąd to wie? Bo miejscowi chętnie gadają przy ładnej blondynce.

******

Obłok kurzu na horyzoncie, nie zwiastował nic dobrego. Na szczęście Black, zauważył motocyklistów wcześniej. Nigdy nie rozumiał co pospólstwo widzi w tych piekielnych maszynach. Nie ufał niczemu co miało mniej niż trzy koła. Choć musiał przyznać, że June potrafiła świetnie panować nad jednośladami. Nie rozpaczał jednak, kiedy jakiś czas temu musieli go porzucić. Malcolm i Roger szykowali się, by przywitać nadjeżdżających.


MacArthur doszedł do wniosku, analizując sytuację, że najlepiej przygotuje sobie stanowisko ogniowe gdzieś we wnętrzu budynku. Osłona i podparcie dla karabinu, wydatnie powinno zwiększyć ich szansę. Złapał wzrokiem swoją partnerkę, June szamotała się z kaburą pistoletu. Położył swoją wielką dłoń na jej drobnej rączce i pomógł wyciągnąć pistolet. - Nigdy nie pojmę, jak kobieta z tak zwinnymi palcami jak twoje, może tak niezgrabnie obchodzić się z bronią - na kącikach jego poważnych ust, błąkał się uśmieszek. Dziewczyna swoim zwyczaje prychnęła tylko, odpowiadając podobnym uśmieszkiem. Nie musieli nic więcej mówić, znali się nie od dzisiaj. Pax otarł się o jego nogę, jakby uważając, że James zbyt długo jest blisko jego pani.

Poprawił kapelusz i oparł łoże karabinu o załom muru, mając pod ogniem całą okolicę. Pozostało czekać...
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline