Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2015, 17:36   #8
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Pozwolił Magnarowi i Wróblowi pobiec pierwszymi. Sam nigdy by się na coś takiego nie zdobył, a w każdym razie nie bez sporej wielkości tarczy, którą miał Wróbel. Biegł za frontową linią, trzymając się lekko z tyłu. Spoglądał na boki, starając się dojrzeć cokolwiek. Jednak były tam tylko ulewa i mrok.
Tak jak się spodziewał, usłyszał wkrótce dźwięk bełtu wbijającego się w tarczę. Zdziwił się, że tylko jednego. Wyglądało więc na to, że być może mieli jakąś szansę. Dobył miecza, a klinga wyślizgnęła się z sykiem z pochwy.

Zabójcy nie dojrzał zbyt wyraźnie. Niewiele też było do zobaczenia w człowieku, którego jednym z celów był nieszczególny wygląd. W istocie, pod wieloma względami przypominał jego samego: jeszcze jeden płatny zabójca na usługach… No właśnie, kogo?
A potem pokój eksplodował dymem, kiedy najemnik rzucił szklaną kulę o ziemię. Mógłby przysiąc, że widział już wcześniej coś takiego. Gdyby tylko mógł sobie przypomnieć, jacy najemnicy w Imperium mieli dostęp do takiego arsenału…

Ale chwilowo nie miał czasu na wspomnienia. Zasłonił usta płaszczem, nie chcąc wchodzić w gęsty dym. Nie wiedział ostatecznie, czy najemnik nie był na tyle mądry, by nasączyć swojej prowizorycznej bomby trucizną. Ostrożnie obszedł dym i pozwolił tym, którzy chcieli gonić skrytobójcę pobiec naprzód. Co do Wróbla i Magnara zaś, potrafili zadbać o siebie. Wiedział o tym z wcześniejszych podróży z nimi.

Sam wątpił, że mógł schwytać zabójcę. Ostatecznie, nie miał konia a i nie należał do tych najszybszych. Nie miał tez wątpliwości, że skrytobójca przewidział wystąpienie trudności. Wskazywała na to bomba dymna. Zapewne będzie uciekał już obraną przez siebie ścieżką. Ktokolwiek zamierzał go złapać, temu życzył szczęścia. Będzie go potrzebował.

Kiedy dym rozwiał się nieco, rozejrzał się po pomieszczeniach domu, nasłuchując odgłosów kogokolwiek, kto mógł przeżyć masakrę. Być może oni mogli powiedzieć mu co tutaj, u diabła, się dzieje.

- Dziewczyna wspominala coś o porwaniu jej ojca, prawda? - rzekł do Meinholfa. - Pójdźmy może do kwater pana tego domu. Być może tam dowiemy się czego więcej.

Idąc, zadał jeszcze pytanie:

- Widziałeś tą bombę dymną? Na bogów, któż może używać takiej szykanerii tylko po to, by włamać się do domu jakiegoś podrzędnego kupca? Po cóż, po okup? Zaiste, śmierdzi ta sprawa.

Nie zamierzał jednak chować miecza z powrotem do pochwy. Podejrzewał, że ktoś z napastników mógł tutaj jeszcze zostać. Nie, żeby skrytobójcy mieli być świetnymi wojownikami. Średnio mu podobała się jednak perspektywa zarobienia ciosu noża w facjatę, podczas gdy będzie dopiero dobywał miecza. Przeszukiwał zatem pokoje ostrożnie, nasłuchując. Prawda to, być może nie mógł złapać zabójcy, jednak mógł złapać nić, która zawiedzie ich tam, gdzie trzeba. To jest do pieniędzy za schwytanie skrytobójców. Te z kolei miały go zaprowadzić na szczęśliwy koniec jego historii, razem winem, tańcem i dupczeniem, które przecież wszystkie dobre zakończenia mieć muszą.
 
Santorine jest offline