Masakra w wykonaniu złowieszczych wilków skończyła się niemal tak szybko jak się zaczęła. Stojące wśród martwych i dogorywających koboldów bestie spojrzały na najemników.
Marv przeraził się, że wilki wpadły w amok wywołany zapachem krwi i rzucą się teraz na ludzi, jednak potwory - bo trudno było nazwać inaczej zwierzęta tej wielkości - zignorowały najmitów i popędziły w las, kierując się na północ. Nie wyglądało na to, by były zainteresowane ściganiem koboldów, którym udało się uniknąć pogromu; po prostu odeszły. Drużyna odetchnęła z ulgą.
Sinara gładkim cięciem pozbawiła życia ostatniego kobolda w jej pobliżu. Jakieś niedobitki kuliły się jeszcze w drugiej części obozu, ale i oni mieli zaraz wyzionąć ducha. Dziewczyna pokuśtykała powoli przed siebie, ciągnąć miecz końcówką po ziemi. Wyglądała na bardzo zmęczoną, krwawiące rany barwiły jej strój na czerwono. Dokuśtykała w końcu bliżej środka obozu i zauważyła, że prawie wszyscy również odnieśli jakieś rany. Jedynie
Evan zdawał się być nienaruszony. Podeszła do niego i oparła się ciężko, zwalniając ciężar z ranionej nogi. Teraz gdy walka się skończyła, poczuła jak bardzo jest zmęczona i obolała.
-
Czy teraz możemy wracać do wioski? - zapytała przywódcę, siląc się na uśmiech.
-
Chyba możemy, ale najpierw proponuje rozejrzeć się za łupami. Może będzie tu coś ciekawego - rzekł druid. Jakby w odpowiedzi na słowa
Deithwena gdzieś w pobliżu rozległo się niepewne gdakanie.
Shavri, który w końcu dobiegł do nich, ukląkł… a w zasadzie upadł na kolana koło
Eris. Nie do końca wiedział, jak mógłby pomóc wilczycy. Ta zresztą wyszczerzyła na tropiciela zęby i szybko schowała się w krzakach by wylizać swoje rany.
-
Nie wszystkie koboldy padły. Widziałem, jak kilka ucieka w las. Słuchajcie, gdzie jest Kain? - zawołał nagle, rozglądając się bezradnie. -
Potrzebujemy uzdrowiciela dla siebie i dla Eris. Ja mam trochę płótna… Nada się na opatrunki…, ale ran nie wyleczą... - tropiciel potrząsnął głową, oczy zachodziły mu mgłą. Rana w boku pulsowała tępym bólem.
Gaspar podniósł głowę, bez słowa zzuł kaftan i szarpnięciem oddarł rękaw koszuli.
-
Naści - rzekł, podając szarpie otumanionemu
Shavri’emu. Drugi rękaw podarł na pasy i zajął się krwawiącym bokiem. Nadal kłuło przy oddychaniu.