Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2015, 17:59   #90
Redone
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację

Masakra w wykonaniu złowieszczych wilków skończyła się niemal tak szybko jak się zaczęła. Stojące wśród martwych i dogorywających koboldów bestie spojrzały na najemników. Marv przeraził się, że wilki wpadły w amok wywołany zapachem krwi i rzucą się teraz na ludzi, jednak potwory - bo trudno było nazwać inaczej zwierzęta tej wielkości - zignorowały najmitów i popędziły w las, kierując się na północ. Nie wyglądało na to, by były zainteresowane ściganiem koboldów, którym udało się uniknąć pogromu; po prostu odeszły. Drużyna odetchnęła z ulgą.

Sinara gładkim cięciem pozbawiła życia ostatniego kobolda w jej pobliżu. Jakieś niedobitki kuliły się jeszcze w drugiej części obozu, ale i oni mieli zaraz wyzionąć ducha. Dziewczyna pokuśtykała powoli przed siebie, ciągnąć miecz końcówką po ziemi. Wyglądała na bardzo zmęczoną, krwawiące rany barwiły jej strój na czerwono. Dokuśtykała w końcu bliżej środka obozu i zauważyła, że prawie wszyscy również odnieśli jakieś rany. Jedynie Evan zdawał się być nienaruszony. Podeszła do niego i oparła się ciężko, zwalniając ciężar z ranionej nogi. Teraz gdy walka się skończyła, poczuła jak bardzo jest zmęczona i obolała.
- Czy teraz możemy wracać do wioski? - zapytała przywódcę, siląc się na uśmiech.
- Chyba możemy, ale najpierw proponuje rozejrzeć się za łupami. Może będzie tu coś ciekawego - rzekł druid. Jakby w odpowiedzi na słowa Deithwena gdzieś w pobliżu rozległo się niepewne gdakanie.

Shavri, który w końcu dobiegł do nich, ukląkł… a w zasadzie upadł na kolana koło Eris. Nie do końca wiedział, jak mógłby pomóc wilczycy. Ta zresztą wyszczerzyła na tropiciela zęby i szybko schowała się w krzakach by wylizać swoje rany.
- Nie wszystkie koboldy padły. Widziałem, jak kilka ucieka w las. Słuchajcie, gdzie jest Kain? - zawołał nagle, rozglądając się bezradnie. - Potrzebujemy uzdrowiciela dla siebie i dla Eris. Ja mam trochę płótna… Nada się na opatrunki…, ale ran nie wyleczą... - tropiciel potrząsnął głową, oczy zachodziły mu mgłą. Rana w boku pulsowała tępym bólem.
Gaspar podniósł głowę, bez słowa zzuł kaftan i szarpnięciem oddarł rękaw koszuli.
- Naści - rzekł, podając szarpie otumanionemu Shavri’emu. Drugi rękaw podarł na pasy i zajął się krwawiącym bokiem. Nadal kłuło przy oddychaniu.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline