Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2015, 22:11   #31
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Faradona, Skiros - Więzienie




Modulowany dźwięk syreny niezawodnie pobudził wszystkich więźniów. Ci, których cele znajdowały się względnie niedaleko jak jeden mąż stali przyciśnięci do kraty. Ich paskudne facjaty wyrażały wszystko od mściwej satysfakcji po uciechę z niespodziewanego widowiska.

Ci, którzy nie mieli okazji obserwować całego zajścia najczęściej wrzeszczeli. Z różnych powodów. Jeden domagał się przeniesienia przedstawienia pod jego celę. Inny za chwilę odkrzyknął, że niech tylko spróbują się ruszyć, to wymorduje matkę, babkę i prababkę strażnika. O ile żyją. Pyskówki zrodziły się nader szybko zwiastując kilka kos pod żebra w najbliższym tygodniu.

Jeszcze inni nie wiedzieli co się dzieje, co postanowili obwieścić całemu światu. Oczywiście byli też tacy, którzy darli ryja dla sportu.

Nagle z najbliższej celi wystrzeliły ręce! Długie palce zacisnęły się na szyi strażnika i gwałtownym targnięciem przyciągnęły go do kraty. Cedric widział jego rozbiegane oczy. Widział jak od uderzenia o pręty zaparło mu dech w piersiach. Widział jak próbuje łapać powietrze jak ryba wyciągnięta z wody. Spanikował!

Próbował na oślep wystrzelić w trzymającego go przeciwnika, ale... po naciśnięciu spustu nic się nie stało.
Cedric widział jak dociera do niego świadomość, że nie odciągnął kurka. Widział jak jego kciuk próbuje natrafić na występ i odciągnąć go.

Najwyraźniej mężczyzna w celi też to widział. Lovren widział jak nogi więźnia oparły się o kratę. Strażnik charczał przeraźliwie. Nagle coś trzasnęło. Charczenie ustało. Rewolwer stuknął o podłoże. Zabrzęczały klucze. Zamek zgrzytnął.




- Co się gapisz? - odezwał się głosem wieloletniego konesera trunków wysokoprocentowych. Nie wyglądał na Greka poczynając od rudych włosów wpadających w blond przez niebieskie oczy po jasną karnację.

- Wstawaj, mamy pół minuty zanim tu dotrą - podał rękę Cedricowi. Kliknął odciągany kurek rewolweru i dopadł do drzwi, których nie udało się otworzyć wytrychem. Bez wahania nieznajomy wybrał klucz i otworzył przejście.

Więźniowie wrzeszczeli. Jedni domagali się, by zabrać ich ze sobą, inni wołali straż uprzedzając o uciekinierach. Zawiść.

- Za mną. Kurwa, z życiem, bo cię zostawię - powiedział widząc niemrawo poruszającego się Lovrena. Problem w tym, iż mógł on iść niewiele szybciej. Złamane żebra dość skutecznie uniemożliwiały bieg.
Niemniej podążył za swoim przewodnikiem. Tuż za drzwiami skręcili w prawy korytarz słysząc ludzi biegnących w ciężkich buciorach.

Tymczasem oni przedzierali się pewnie przez placówkę. Więzień musiał wiedzieć gdzie idzie, bo bez wahania wybierał kierunek. Przeszli przez kolejne drzwi zamykając cicho. W zamku rozległ się zgrzyt świadczący o ty, że był to zamek zatrzaskowy.
Tym razem droga była prosta. Dosłownie. I inna.




Posadzka lśniła, ściany były czyste. Nawet obrazek wisiał na ścianie. Fantazyjna ławeczka przykręcona była jednak do podłogi. Na suficie mrok rozpraszały jarzeniówki.
Na końcu drogi znajdowały się podwójne drzwi, natomiast po prawej stronie było wejście do windy.

Bez słowa weszli do pokaźnej wielkości sali. Znajdowało się tam dokładnie tuzin solidnych, metalowych łóżek przykrytych zielonkawymi materiami. Wszystkie akurat były puste.

Nie było tam nic więcej. Żadnych szafek, żadnych parawanów. Tylko łóżka przytwierdzone do podłogi.
Po lewej i prawej stronie pomieszczenia znajdowały się równie szerokie przejścia.

- Dobra. Gadaj jaki miałeś plan. Tylko szybko. Mamy nie więcej niż trzy minuty - powiedział spoglądając na Cedrica.



Gavonisi, Góty Thantalo - Rezydencja


Mężczyźni spojrzeli po sobie. Jeden z nich uśmiechnął się lekko, lecz nie był to ten, który znajdował się najbliżej. Ten nie powiedział nic, a jedynie odwrócił się pozostając w pozycji na poły bokiem, na poły plecami. Wzniósł lewą rękę do ucha i odezwał się cicho.

Nie było to jednak zagadką co powiedział. Zapowiedział ją i zapytał czy ma wpuścić.
Ponownie odwrócił się do niej i nie kryjąc się, nie myśląc o tym lub nie potrafiąc tego zrobić otaksował stojącą przed bramą kobietę zatrzymując się w niektórych miejscach.

Odwrócił się ponownie i przycisnął rękę do lewego ucha. Równie subtelnie pokiwał głowa na boki. Tego również nie trzeba było tłumaczyć. Mówił, że jest średnia.

Kiedy ponownie odwrócił się w kierunku Cassandry ruszył w jej stronę i lekko uchylił bramę, by mogła się wśliznąć. Po jej zamknięciu ruszyli przez frontową część parceli.

Kamienna część podłoża od wewnątrz wydawała się być większą i wymyślniejszą. Łączenia wyglądające z zewnątrz na stosunkowo artystyczne wyglądały na takie jeszcze bardziej. Choć była to sztuka nowoczesna. Czyli dla niektórych "nie-sztuka".

Każda z wysepek ujawniała dodatkowe szczegóły. Znajdowały się tam nie tylko drzewka i krzewy ogrodowe, ale również białe kamienie. Większe i mniejsze.
Oczko po lewej stronie obfitowało w złote rybki pławiące się w krystalicznie czystej wodzie. Jak zauważyła Cassandra, było całkiem głębokie. Przechodząc w odległości kilku metrów nie dostrzegała dna, lecz z pewnością było porośnięte roślinnością wodną. Widziała kołyszące się lekko, zielone końcówki.
Całkiem sporo wodospad doprowadzał przefiltrowaną wodę wpadającą do środka z cichym pluskiem.

Co ciekawe dostrzegła również, że po prawej stronie, nim widok zniknął za grubą, ciemną ścianą stojącą z niewiadomego powodu, podjazd nie kończył się garażem. Po prostu urywał się, zaś ja jego końcu nie było ani jednego samochodu. Z resztą nie zmieściłyby się tam więcej niż dwa. Średnie.

W miarę jak zbliżali się do wejścia mogła zaobserwować, iż na tyłach budynku chodziło przynajmniej dwóch ochroniarzy.
Z wyższych poziomów przyglądali jej się kolejni.

Nie musiała wchodzić do środka, by zobaczyć prawie całe pomieszczenie poprzedzone krótkim korytarzem. Zarówno ściany jak i podłoga utrzymane były ciepłych kolorach drewna. Na środku leżał ciemnozielony, kosmaty dywanik z abstrakcyjnymi wzorami.
Naprzeciwko wejścia drzwi do szafy niemal wtapiały się w ścianę. Nie miały uchwytów, więc system otwierania musiał polegać na ich dociśnięciu i automatycznego otwarcia.

Był w tym jednak element absurdu. Wszystko to zobaczyła przez szklaną ścianę, zaś przejął ją inny ochroniarz otwierając solidne, dębowe drzwi antywłamaniowe.




- Muszę panią przeszukać - powiedział czysto po angielsku krótko ostrzyżony ochroniarz. Niewprawnym "przypadkiem" zjechał dłońmi poniżej pleców.

- Pani rzeczy będą czekały tu na odbiór przy wyjściu - poinformował i położył zarekwirowane przedmioty przy szafie.

Po lewej, mniej więcej na środku ściany znajdował się dostrzeżony wcześniej korytarzyk szybko zakręcający w prawo, a następnie w lewo.
Na wprost znajdowały się równie solidnie wyglądające drzwi, zaś idąc przejściem do końca doszłaby do głównego pomieszczenia, co wywnioskowała po wielkich kanapach postawionych we wgłębieniu, poniżej poziomu podłogi.

Tam jednak nie poszli. Ochroniarz przytknął kartę magnetyczną do czujnika ukrytego pod panelami ściennymi na wysokości, na której powinien znajdować się górny zamek w drzwiach zewnętrznych.
Po krótkim piknięciu zamki zgrzytnęły otwierając się, natomiast kobieta natychmiast zrozumiała swój błąd w osądzie.

Te drzwi nie były równie solidne, co wejściowe. Były nieporównywalnie bardziej solidne.
Grube na dobrych piętnaście centymetrów z wyraźnie zarysowanymi bolcami na całej długości, a każdy z nich miał trzy centymetry średnicy.


Gdy tylko mężczyzna uchylił je Cassandra została zalana dźwiękami dobiegającej z dołu imprezy.
Gangnam Style przerywany był głośnymi chichotami kobiet oraz mężczyzn. Ktoś piszczał, trzasnęło rozbijane szkło, ktoś nieudolnie próbował śpiewać razem z PSY. Ludzie bawili się zdecydowanie zbyt dobrze.

Za drzwiami pancernymi znajdowało się opuszczane siedzenie przytwierdzone do gładkiej, szarej ściany. Mrok rozświetlało blade, ledowe oświetlenie.
Tuż obok stał ponury osobnik w identycznym garniturze jak pozostali napotkani.
Jego kieszeń nagle zabłysła, zaś słodki głosik niemal ginąc z odgłosach dobiegających z dołu poinformował: "O nie! Przegrałeś! Chcesz spróbować jeszcze raz?"

Drzwi zamknęły się za nią. Całkowicie. Do wyjścia również potrzebna była karta magnetyczna, ale panel po tej stronie był widoczny.

Dalej znajdowały się schody wiodące w dół. Mężczyzna, który przez nią przegrał w nieznaną jej grę na smartphone'a poprowadził na dół. Już z daleka widziała jak pomieszczenie na dole skąpane jest w nieustannie zmieniających się kolorach.

Duże pomieszczenie na dole było imprezownią w pełnym tego słowa znaczeniu. Gorzej. To był burdel.
Bar z przystojnym barmanem, parkiet ze świecących różnymi kolorami kwadratów, gdzie bujało się kilka osób w tym dwie ze skrętami w ustach, sprzęt oświetleniowy pod sufitem, podwyższenia z rurami. Oczywiście na rurach tańczyły kobiety o wielkości piersi od średnich poczynając na monstrualnych kończąc.
Obsługę stanowiły nie do końca ubrane kobiety oraz mężczyźni ubrani w podobnym stopniu.

Były również szklane stoły przy kanapach obsadzonych przez mężczyzn i siedzące na nich kobiety.
To właśnie tam siedział premier. Wyglądał mało oficjalnie. Miał na sobie luźne bokserki w męskie przyrodzenia oraz ażurowy bezrękawnik, przez którego otwory wychodziło owłosienie klatki piersiowej.

Początkowo nikt nie zwracał uwagi na nowo przybyłą. Dostrzegli ją dopiero, gdy znalazła się przy stole.
Tsipras skrzywił się zatrzymując wzrok na jej biuście, ale łysiejący Stathakis spojrzał lubieżnym wzrokiem i szepnął coś do swojego szefa. Premier powiedział coś do niej po grecku, ale widząc brak odzewu pokręcił głową dając wyraz dezaprobacie.

- Wskakuj na rurę i pokaż co potrafisz - powiedział po angielsku wskazując najbliższy podest.
Siedząca na nim blondynka nie ułatwiała mu zadania operując ręką, jak oceniła Cassandra, zbyt nisko, by można to było uznać za poziom brzucha. Niemniej nie mogła tego stwierdzić z całą pewnością, bo kobieta siedziała tyłem do niej.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline