Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-06-2015, 22:11   #31
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Faradona, Skiros - Więzienie




Modulowany dźwięk syreny niezawodnie pobudził wszystkich więźniów. Ci, których cele znajdowały się względnie niedaleko jak jeden mąż stali przyciśnięci do kraty. Ich paskudne facjaty wyrażały wszystko od mściwej satysfakcji po uciechę z niespodziewanego widowiska.

Ci, którzy nie mieli okazji obserwować całego zajścia najczęściej wrzeszczeli. Z różnych powodów. Jeden domagał się przeniesienia przedstawienia pod jego celę. Inny za chwilę odkrzyknął, że niech tylko spróbują się ruszyć, to wymorduje matkę, babkę i prababkę strażnika. O ile żyją. Pyskówki zrodziły się nader szybko zwiastując kilka kos pod żebra w najbliższym tygodniu.

Jeszcze inni nie wiedzieli co się dzieje, co postanowili obwieścić całemu światu. Oczywiście byli też tacy, którzy darli ryja dla sportu.

Nagle z najbliższej celi wystrzeliły ręce! Długie palce zacisnęły się na szyi strażnika i gwałtownym targnięciem przyciągnęły go do kraty. Cedric widział jego rozbiegane oczy. Widział jak od uderzenia o pręty zaparło mu dech w piersiach. Widział jak próbuje łapać powietrze jak ryba wyciągnięta z wody. Spanikował!

Próbował na oślep wystrzelić w trzymającego go przeciwnika, ale... po naciśnięciu spustu nic się nie stało.
Cedric widział jak dociera do niego świadomość, że nie odciągnął kurka. Widział jak jego kciuk próbuje natrafić na występ i odciągnąć go.

Najwyraźniej mężczyzna w celi też to widział. Lovren widział jak nogi więźnia oparły się o kratę. Strażnik charczał przeraźliwie. Nagle coś trzasnęło. Charczenie ustało. Rewolwer stuknął o podłoże. Zabrzęczały klucze. Zamek zgrzytnął.




- Co się gapisz? - odezwał się głosem wieloletniego konesera trunków wysokoprocentowych. Nie wyglądał na Greka poczynając od rudych włosów wpadających w blond przez niebieskie oczy po jasną karnację.

- Wstawaj, mamy pół minuty zanim tu dotrą - podał rękę Cedricowi. Kliknął odciągany kurek rewolweru i dopadł do drzwi, których nie udało się otworzyć wytrychem. Bez wahania nieznajomy wybrał klucz i otworzył przejście.

Więźniowie wrzeszczeli. Jedni domagali się, by zabrać ich ze sobą, inni wołali straż uprzedzając o uciekinierach. Zawiść.

- Za mną. Kurwa, z życiem, bo cię zostawię - powiedział widząc niemrawo poruszającego się Lovrena. Problem w tym, iż mógł on iść niewiele szybciej. Złamane żebra dość skutecznie uniemożliwiały bieg.
Niemniej podążył za swoim przewodnikiem. Tuż za drzwiami skręcili w prawy korytarz słysząc ludzi biegnących w ciężkich buciorach.

Tymczasem oni przedzierali się pewnie przez placówkę. Więzień musiał wiedzieć gdzie idzie, bo bez wahania wybierał kierunek. Przeszli przez kolejne drzwi zamykając cicho. W zamku rozległ się zgrzyt świadczący o ty, że był to zamek zatrzaskowy.
Tym razem droga była prosta. Dosłownie. I inna.




Posadzka lśniła, ściany były czyste. Nawet obrazek wisiał na ścianie. Fantazyjna ławeczka przykręcona była jednak do podłogi. Na suficie mrok rozpraszały jarzeniówki.
Na końcu drogi znajdowały się podwójne drzwi, natomiast po prawej stronie było wejście do windy.

Bez słowa weszli do pokaźnej wielkości sali. Znajdowało się tam dokładnie tuzin solidnych, metalowych łóżek przykrytych zielonkawymi materiami. Wszystkie akurat były puste.

Nie było tam nic więcej. Żadnych szafek, żadnych parawanów. Tylko łóżka przytwierdzone do podłogi.
Po lewej i prawej stronie pomieszczenia znajdowały się równie szerokie przejścia.

- Dobra. Gadaj jaki miałeś plan. Tylko szybko. Mamy nie więcej niż trzy minuty - powiedział spoglądając na Cedrica.



Gavonisi, Góty Thantalo - Rezydencja


Mężczyźni spojrzeli po sobie. Jeden z nich uśmiechnął się lekko, lecz nie był to ten, który znajdował się najbliżej. Ten nie powiedział nic, a jedynie odwrócił się pozostając w pozycji na poły bokiem, na poły plecami. Wzniósł lewą rękę do ucha i odezwał się cicho.

Nie było to jednak zagadką co powiedział. Zapowiedział ją i zapytał czy ma wpuścić.
Ponownie odwrócił się do niej i nie kryjąc się, nie myśląc o tym lub nie potrafiąc tego zrobić otaksował stojącą przed bramą kobietę zatrzymując się w niektórych miejscach.

Odwrócił się ponownie i przycisnął rękę do lewego ucha. Równie subtelnie pokiwał głowa na boki. Tego również nie trzeba było tłumaczyć. Mówił, że jest średnia.

Kiedy ponownie odwrócił się w kierunku Cassandry ruszył w jej stronę i lekko uchylił bramę, by mogła się wśliznąć. Po jej zamknięciu ruszyli przez frontową część parceli.

Kamienna część podłoża od wewnątrz wydawała się być większą i wymyślniejszą. Łączenia wyglądające z zewnątrz na stosunkowo artystyczne wyglądały na takie jeszcze bardziej. Choć była to sztuka nowoczesna. Czyli dla niektórych "nie-sztuka".

Każda z wysepek ujawniała dodatkowe szczegóły. Znajdowały się tam nie tylko drzewka i krzewy ogrodowe, ale również białe kamienie. Większe i mniejsze.
Oczko po lewej stronie obfitowało w złote rybki pławiące się w krystalicznie czystej wodzie. Jak zauważyła Cassandra, było całkiem głębokie. Przechodząc w odległości kilku metrów nie dostrzegała dna, lecz z pewnością było porośnięte roślinnością wodną. Widziała kołyszące się lekko, zielone końcówki.
Całkiem sporo wodospad doprowadzał przefiltrowaną wodę wpadającą do środka z cichym pluskiem.

Co ciekawe dostrzegła również, że po prawej stronie, nim widok zniknął za grubą, ciemną ścianą stojącą z niewiadomego powodu, podjazd nie kończył się garażem. Po prostu urywał się, zaś ja jego końcu nie było ani jednego samochodu. Z resztą nie zmieściłyby się tam więcej niż dwa. Średnie.

W miarę jak zbliżali się do wejścia mogła zaobserwować, iż na tyłach budynku chodziło przynajmniej dwóch ochroniarzy.
Z wyższych poziomów przyglądali jej się kolejni.

Nie musiała wchodzić do środka, by zobaczyć prawie całe pomieszczenie poprzedzone krótkim korytarzem. Zarówno ściany jak i podłoga utrzymane były ciepłych kolorach drewna. Na środku leżał ciemnozielony, kosmaty dywanik z abstrakcyjnymi wzorami.
Naprzeciwko wejścia drzwi do szafy niemal wtapiały się w ścianę. Nie miały uchwytów, więc system otwierania musiał polegać na ich dociśnięciu i automatycznego otwarcia.

Był w tym jednak element absurdu. Wszystko to zobaczyła przez szklaną ścianę, zaś przejął ją inny ochroniarz otwierając solidne, dębowe drzwi antywłamaniowe.




- Muszę panią przeszukać - powiedział czysto po angielsku krótko ostrzyżony ochroniarz. Niewprawnym "przypadkiem" zjechał dłońmi poniżej pleców.

- Pani rzeczy będą czekały tu na odbiór przy wyjściu - poinformował i położył zarekwirowane przedmioty przy szafie.

Po lewej, mniej więcej na środku ściany znajdował się dostrzeżony wcześniej korytarzyk szybko zakręcający w prawo, a następnie w lewo.
Na wprost znajdowały się równie solidnie wyglądające drzwi, zaś idąc przejściem do końca doszłaby do głównego pomieszczenia, co wywnioskowała po wielkich kanapach postawionych we wgłębieniu, poniżej poziomu podłogi.

Tam jednak nie poszli. Ochroniarz przytknął kartę magnetyczną do czujnika ukrytego pod panelami ściennymi na wysokości, na której powinien znajdować się górny zamek w drzwiach zewnętrznych.
Po krótkim piknięciu zamki zgrzytnęły otwierając się, natomiast kobieta natychmiast zrozumiała swój błąd w osądzie.

Te drzwi nie były równie solidne, co wejściowe. Były nieporównywalnie bardziej solidne.
Grube na dobrych piętnaście centymetrów z wyraźnie zarysowanymi bolcami na całej długości, a każdy z nich miał trzy centymetry średnicy.


Gdy tylko mężczyzna uchylił je Cassandra została zalana dźwiękami dobiegającej z dołu imprezy.
Gangnam Style przerywany był głośnymi chichotami kobiet oraz mężczyzn. Ktoś piszczał, trzasnęło rozbijane szkło, ktoś nieudolnie próbował śpiewać razem z PSY. Ludzie bawili się zdecydowanie zbyt dobrze.

Za drzwiami pancernymi znajdowało się opuszczane siedzenie przytwierdzone do gładkiej, szarej ściany. Mrok rozświetlało blade, ledowe oświetlenie.
Tuż obok stał ponury osobnik w identycznym garniturze jak pozostali napotkani.
Jego kieszeń nagle zabłysła, zaś słodki głosik niemal ginąc z odgłosach dobiegających z dołu poinformował: "O nie! Przegrałeś! Chcesz spróbować jeszcze raz?"

Drzwi zamknęły się za nią. Całkowicie. Do wyjścia również potrzebna była karta magnetyczna, ale panel po tej stronie był widoczny.

Dalej znajdowały się schody wiodące w dół. Mężczyzna, który przez nią przegrał w nieznaną jej grę na smartphone'a poprowadził na dół. Już z daleka widziała jak pomieszczenie na dole skąpane jest w nieustannie zmieniających się kolorach.

Duże pomieszczenie na dole było imprezownią w pełnym tego słowa znaczeniu. Gorzej. To był burdel.
Bar z przystojnym barmanem, parkiet ze świecących różnymi kolorami kwadratów, gdzie bujało się kilka osób w tym dwie ze skrętami w ustach, sprzęt oświetleniowy pod sufitem, podwyższenia z rurami. Oczywiście na rurach tańczyły kobiety o wielkości piersi od średnich poczynając na monstrualnych kończąc.
Obsługę stanowiły nie do końca ubrane kobiety oraz mężczyźni ubrani w podobnym stopniu.

Były również szklane stoły przy kanapach obsadzonych przez mężczyzn i siedzące na nich kobiety.
To właśnie tam siedział premier. Wyglądał mało oficjalnie. Miał na sobie luźne bokserki w męskie przyrodzenia oraz ażurowy bezrękawnik, przez którego otwory wychodziło owłosienie klatki piersiowej.

Początkowo nikt nie zwracał uwagi na nowo przybyłą. Dostrzegli ją dopiero, gdy znalazła się przy stole.
Tsipras skrzywił się zatrzymując wzrok na jej biuście, ale łysiejący Stathakis spojrzał lubieżnym wzrokiem i szepnął coś do swojego szefa. Premier powiedział coś do niej po grecku, ale widząc brak odzewu pokręcił głową dając wyraz dezaprobacie.

- Wskakuj na rurę i pokaż co potrafisz - powiedział po angielsku wskazując najbliższy podest.
Siedząca na nim blondynka nie ułatwiała mu zadania operując ręką, jak oceniła Cassandra, zbyt nisko, by można to było uznać za poziom brzucha. Niemniej nie mogła tego stwierdzić z całą pewnością, bo kobieta siedziała tyłem do niej.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 17-06-2015, 21:39   #32
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Cassandra, jak na chudzielca przystało, nie wykazywała objawów posiadania piersi większych niż rozmiar małego B. W sumie i tak długie włosy zasłaniały ten niedorozwój klatki piersiowej. Mimo tego i faktu, że nawet biodra były wąskie, nie była znowuż taka paskudna! Owszem, nie musiała się podobać, przynajmniej na pierwszy rzut oka, jednak przynajmniej jej buzia była więcej niż "znośna", a sama osobowość szalonej dziewczyny mogła niektórych przyprawić o zawrót głowy i szybsze bycie serca, z powodu adrenaliny, jakiej dodawała jej obecność. Bez względu na to, czy Cass wywoływała ją samą sobą, czy też sztucznie poprzez różne, nielegalne acz dla niej dostępne za pstryknięciem palcami, substancje.

Nie oburzyła się, kiedy pierwszy ochroniarz pokręcił z dezaprobatą głową, poruszając przy tym ustami. Bardziej dostrzegała pozytywy sytuacji, więc pomachała do tego uśmiechniętego. Cóż, nie miała planu i to był problem, ale wolała zrobić cokolwiek, niż nie robić nic, tym bardziej, że strasznie się nudziła na tej "misji". Co prawda miała nadzieje, że nie zostanie prywatną prostytutką, ale i to nie było stu procentowo pewne, jednakże wciąż lepsza taka zabawa, niż siedzenie w krzakach i babranie się w leśnym błotku i mchu.

Kiedy tylko została wpuszczona na teren posiadłości, od razu zaczęła się rozglądać. Robiła to spokojnie, kręcąc wzrokiem to tu, to tam. Zresztą, nie uwierzyłaby, że każda osoba, która jest tutaj po raz pierwszy, nie rozgląda się chociażby z czystej ciekawości czy też z zachwytu nad posiadłością.

Idąc tuż za ochroniarzem z ciekawością przyglądała się wszystkiemu, wyszukując potencjalnych kryjówek, zakamarków czy też obserwując samo rozstawienie mebli jak i innych ozdób. Oczko wodne na chwile ją zatrzymało, jakby wzrokiem mierzyła jego głębokość. Nie była mistrzem planowania, ale zawsze to coś, nawet głupie pomysły czasami okazują się nie być znowuż takie tragiczne.

Idąc dalej okazało się, że następuje zmiana mężczyzny. Teraz mogła przyjrzeć się innemu, a co kolejny to lepszy. Nie rozumiała, skąd oni biorą takich facetów, to miał być tylko ochroniarz, a nie "tap madyl", tymczasem każdy z nich wyglądał jak wyjęty z obrazka. Ciekawe co mieli w głowach? Zazwyczaj ładne nie idzie w parze z mądre. No, chyba, że chodzi o nią, to wiadomo! Wyjątek potwierdzający regułę.
Podczas przeszukania uniosła ręce nad głowę, co by chłoptaś mógł sobie postukać dziewiczymi rękami w jej ciało. Cwaniak, wyczaił, gdzie ma krągłości! Sprawne, ochroniarskie oko, wiedział, że nie ma co się skupiać na górze. Cassandra parsknęła bezgłośnie pod nosem siląc się na powagę, której utrzymanie wymagało od niej kontroli nad mięśniami twarzy.
Posmutniała tylko wtedy, gdy zabrali jej rzeczy. Udało jej się tylko przemycić jedną tabletkę w staniku i to by było na tyle. Trochę słabo, zważywszy na fakt, że nawet nie była pewna, którą po omacku wyciągnęła. Na pewno była rozpuszczalna w alkoholu, jak każda z nich, tylko jakie skutki? Żadna z nich nie była śmiertelna, ale niektóre doprowadzały do wymiotów, inne zaników pamięci + podnoszeniu libido, inne to zwykłe extasy, a jedne mogły i do zawały doprowadzić, który w wynikach szpitalnych wychodził jako "naturalny", a nie sztucznie wywołany. Tak czy siak, raczej kiepska sprawa, jeszcze gorzej, jeśli to tylko na zatwardzenie.

Gdy drzwi otworzyły się, ich grubość zaimponowała Cassandrze. Od razu pomyślała o bunkrze w pracowni onkologicznej, tam drzwi były tak samo grube, ciężkie, wykonane ze specjalnego materiału. Miała nadzieje, że na dole nie ma jakiegoś laboratorium.
Przekroczenie progu upewniło ją jedynie w tym, że o laboratorium mogła zapomnieć. Tam na dole była jakaś biba! I to sądząc po muzyce, całkiem gruba wixa.
Gdy ochroniarz odprowadził ją na dół, Cassandra stanęła jak wryta, a stawy żuchwowo skroniowe straciły swoją dźwignię, osuwając jej usta w dół.

- Co. Za. Biba. - mruknęła sama do siebie, a jej szare oczy zrobiły się wielkie jak pięciozłotówki. Totalnie zapomniała o tym, że jest na misji, a nie na imprezce. Już od progu miała ochotę uciec w wir tańca, wskakując na parkiet i królując na nim z jakimś dobrym alkoholem w ręku.
Wielka szkoda, że nie dostała żadnego drinka na wejściu.

Kiedy doszła do premiera bardziej oniemiała. Brew uniosła się ku górze, a jej wzrok stał się niezrozumiały. Miała ochotę pęknąć ze śmiechu, jednak jakoś dała radę i powstrzymała swój nietypowy sposób bycia, bo jeszcze by ją ktoś ustrzelił. Na skrzywienie premiera szybko poprawiła włosy, które zarzuciła na ramiona by te mogły swobodnie kaskadami opadać na jej klatkę piersiową i zasłonić rzekome piersi, które niemalże były legendą, albo i mitologią.
Grecki akcent nic jej nie mówił, więc stała jak słup wciąż patrząc na premiera, albowiem widziała go po raz pierwszy.

Po jego angielskiej wypowiedzi miała ochotę powiedzieć, że jest lekarzem, jednakże w głowie szybko przewinęło jej się kilka obiekcji. Przede wszystkim, co go to obchodzi? Po drugie, przez tę muzykę i tak ledwo co było słychać słowa, a po trzecie... I tak miała ochotę zatańczyć!

Zaczepiła jakąś, i tak siedzącą kobietę, która była na tyle upita, że nie mogła się ruszyć i pożyczyła od niej szpilki. Standardowy rozmiar 37/38 był na tyle popularny, że łatwo udało jej się go zdobyć. Zdjęła swoje ciężkie, acz wygodne buty i zmieniła je na bardziej seksowne. W końcu kobieta tańcząca w glanach raczej nie będzie wyglądała apetycznie i to przez sporą ilość czasu.
Potem dyskretnie pozbyła się tabletki ze stanika, chowając ją w przednią kieszeń spodni.




Z entuzjazmem, który aż kipiał z mowy ciała kobiety, wskoczyła na podest, na którym znajdowała się błyszcząca, biegnąca aż po sam sufit, metalowa rura. Cassandra na imprezach wyprawiała już różne rzeczy, choć nie na trzeźwo, teraz musiała to znieść. Gdyby mogła, wzięłaby te tabletkę chyba sama dla siebie, jednak nie wiedząc, która to jest, wolała nie ryzykować.
Sytuacja o tyle niekomfortowa, że nawet nie dali jej się przebrać. Tańczyć w spodniach przy rurze, przenajmniej miała pewność, że nie będzie musiała się rozbierać, w końcu sztuki ze zdejmowania spodni to ona tutaj nie zrobi, miotałaby się jak zarzynana kura.

Gdy tylko znalazła się na podeście, poczuła, że jest w swoim żywiole. Odwrócona tyłem do swoich widzów, o których zapewne szybko zapomni, tańcząc po prostu dla własnej satysfakcji, poczęła wprawiać biodra w okrężne, rytmiczne ruchy, nie zapominając również o dopasowanym do całości ruchów, unoszeniu barków jak i wprowadzenie w bujanie całego swojego torsu, wraz z brzuchem.

Muzyka, parkiet, podłużny, zimny metal. W pewnym momencie dla Cassandry nie istniał świat wokół, prócz tych trzech rzeczy, które były dla niej pomocą wciągającą ją w tę cudowną imprezę, bez względu na to, kto tutaj co robił, ona mogła potańczyć i póki tyle tylko miała robić, była zadowolona, bo to potrafiła! Nie potrzebowała wiele czasu, by jej ruchy się zsynchronizowały, by swobodnie dołączyć do niech kręcenie się wokół rury.
Oparła się o nią plecami i zsunęła się w dół, a z każdym obniżeniem do parteru jej kolana nie tylko uginały się, ale również rozwierały, zaś dłonie gładziły niespiesznie jej uda, kierując się w stronę tychże kolan. Kiedy niżej nie dało się już ukucnąć, a jej dłonie objęły kolana, złączyła je szybkim ruchem, po czym wykonując kręcący ruch głową, by wprawić swoje długie włosy w słodki nieład, podniosła się na równe nogi, prostując plecy i wyginając kręgosłup eksponując przy tym swoje pośladki, by po chwili pozbyć się koszulki, która przecież i tak nie miała co osłaniać. Rzuciła nią demonstracyjnie, a oczom obserwatorów mógł ukazać się jej śliczny, płaski brzuch oraz wyraźnie zauważalny, mały obwód talii, jak i zarys talerzy biodrowych.


Oczywiście nie poprzestała na tym, to by było za mało. Chwytając rury stanęła bokiem do swoich widzów i poczęła kołysać biodrami na boki, tym razem wijąc się wręcz wokół swojego metalowego partnera do tańca. Jej głowa kręciła się rytmicznie na boki, przerzucając czarnymi niczym cień włosami, by w chaotycznym, seksownym nieładzie ułożyć się na jej głowie jak i ramionach. Nie było trzeba długo czekać by Cassandra oparła cały swój ciężar ciała na rurze, odpychając się od niej i trzymając jedną ręką, tylko po to by móc wokół niej obkręcić się szybko, a następnie skoczyć i objąć ją swoimi udami, a gdy obsuwała się na niej w dół, oś długa rury była prostopadła do zgięcia w jej kolanie, zaś równoległa do torsu kobiety, która wykonała co najmniej dwa obroty, nim jej kolana znalazły się na podeście. Klęczała mając między nogami swą taneczną, metaliczną pomoc i odgięła ciało do tyłu, by po chwili z pomocą mięśni brzucha odgiąć się ponownie ku przodowi i wstać na równe nogi płynnym, zgrabnym ruchem.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 18-06-2015 o 20:43.
Nami jest offline  
Stary 18-06-2015, 13:42   #33
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Gdy strażnik prowadził rudowłosego mężczyznę najprawdopodobniej do celi, to z innej celi wystrzeliły ręce i pochwyciły strażnika. Lovren przykląkł na lewe kolano i widział jak policjant się szamocze żeby złapać oddech. Policjant próbował wystrzelić z rewolweru ale nie odciągnął kurka. Wtem charczenie ustało i strażnik osunął się bezwładnie na ziemię upuszczając broń, która z metalowym brzmieniem uderzyła o podłoże.
Dźwięk syreny alarmowej mącił mu w głowie. Niech ktoś to cholerstwo wyłączy - pomyślał Cedric jednocześnie łapiąc się za uszy. Po chwili trzasnęło coś w zamku i drzwi otworzyły się a z nich wyłonił się mężczyzna. Przemówił:
- Co się gapisz? - odezwał się głosem wieloletniego konesera trunków wysokoprocentowych. Nie wyglądał na Greka poczynając od rudych włosów wpadających w blond przez niebieskie oczy po jasną karnację.

- Wstawaj, mamy pół minuty zanim tu dotrą - podał rękę Cedricowi. Kliknął odciągany kurek rewolweru i dopadł do drzwi, których nie udało się otworzyć wytrychem. Bez wahania nieznajomy wybrał klucz i otworzył przejście.
Lovren podał mu dłoń i powstał z kolan. Dokąd mnie zabierasz? - rozmyślał rudzielec.

- Za mną. Kurwa, z życiem, bo cię zostawię - powiedział widząc niemrawo poruszającego się Lovrena. Problem w tym, iż mógł on iść niewiele szybciej. Złamane żebra dość skutecznie uniemożliwiały bieg.
Niemniej podążył za swoim przewodnikiem. Tuż za drzwiami skręcili w prawy korytarz słysząc ludzi biegnących w ciężkich buciorach. -Uwierz mi nie jest łatwo.- odpysknął mu Cedric. Może ci połamie żebra zobaczysz jak się chodzi - uśmiechnął się przez łzy.
Weszli do dość ciemnego pomieszczenia, którego oświetała jedna jarzeniówka tuż obok ławka a za nią podwójne drzwi. Przeszli przez nie i zobaczył salę z łóżkami ładnie pościelonymi zielonkawymi materiałami. Wtem odezwał się nieznajomy:
- Dobra. Gadaj jaki miałeś plan. Tylko szybko. Mamy nie więcej niż trzy minuty - powiedział spoglądając na Cedrica.
- Jaki plan człowieku? - zażartował Lovren.
- Dobra, a tak na poważnie to chciałem się z stąd wyrwać...- powiedział jednocześnie siadając na jednym z łóżek
...plan był taki, żeby uruchomić te drzwi przez, które przeszliśmy i dalej na dół więzienia. Później chciałem poszukać wyjścia, ale utknąłem w martwym punkcie i do tego jestem obolały. - powiedział rudzielec kuląc się z bólu.
- A tak przy okazji skoro tu jesteśmy jestem Cedric Lovren. A ty? Miło byłoby znać imię gościa z, którym uciekam haha auć - zaśmiał się Cedric.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036

Ostatnio edytowane przez Adi : 21-06-2015 o 10:08.
Adi jest offline  
Stary 21-06-2015, 16:09   #34
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Trzeba przyznać, że Szefowa działała naprawdę szybko. No, na pewno nie tak szybko jak Cassandra, która najwyraźniej często najpierw działała a potem myślała. Albo nie myślała wcale. Tego Natasha nie była w stanie jeszcze stwierdzić. Zachowanie współpracowniczki zirytowało ją lekko. Jakoś nigdy nie potrafiła zrozumieć nieprzemyślanych, pochopnych posunięć. Z jej doświadczeń wynikało, że nigdy, prawie nigdy nie przynosiły one niczego dobrego. Styl pracy Natashy był zupełnie inny.

- Bardzo dobrze – mruknęła z zadowoleniem wpatrując się w dowód osobisty niejakiej Katie Bloom i przyklejoną do niego karteczkę z napisem „sprzątaczka”. Przez chwilę nie odrywała wzroku od dokumentu, zapamiętywała wszystkie znajdujące się na nim dane.
- No to mamy dwie opcje – powiedziała do Blacka, gdy mężczyzna, który dostarczył im przesyłkę zniknął jej z oczu. - Jedna jest taka, że wchodzę tam dopiero jutro rano, kto normalny sprząta późnym wieczorem? – Machnęła mu przed nosem różową karteczką, którą odkleiła od dokumentu. - Chociaż w sumie może takie nocne sprzątanie to nie jest głupi pomysł. Mogłabym wejść tam też na moment, że niby z firmy sprzątającej dogadać szczegóły, albo, że jestem nowa. W sumie nieważne, wymyśli się na poczekaniu w zależności od tego jak dociekliwi będę strażnicy i co właściwie tam zastanę - ciągnęła monolog.
- Chyba muszę wejść tam dzisiaj, co? - zwróciła się do Blacka - Cassandra może zrobić coś głupiego.

Black spoglądał na nią bez wyrazu, myślami będąc przy realizacji swojej części zadania. Nagle odezwał się z lekkim ociąganiem wyrwany z zamyślenia.
- Myślę… Tak myślę, że to dobry pomysł. Nocne sprzątanie nie powinno raczej wzbudzić niczyich podejrzeń. W każdym razie chyba już wiem czemu Cassandra dołączyła do oddziału. Pamiętaj tylko, że nasze zadanie ma priorytet przed jej bezpieczeństwem i nie narażaj swojej przykrywki jeżeli nie będziesz mogła jej pomóc - nie było złudzeń, głos i mimika twarzy Blacka nie zdradzały żadnych śladów emocji.
- Nie wiem na jaki dostęp pozwoli twoja nowa tożsamość, ale, staraj się zapamiętać wszystko co może być użyteczne przy opracowaniu planu. Rób zdjęcia ewentualnym kamerom, systemom alarmowym i tym podobnym. Potem porównamy “notatki” i zobaczymy co z tego wyjdzie. Zakładam, że umiesz obsługiwać ten sprzęt?

- Głupie pytanie - rzuciła nieco urażona i nie zwracając większej uwagi na mężczyznę zaczęła się przebierać w uniform sprzątaczki, który znajdował się wśród dostarczonych im rzeczy. Biała, dopasowana koszula, do której przypięta była plakietka z imieniem i nazwą firmy sprzątającej, ciemna ołówkowa spódnica przed kolano i elegancki fartuszek przewiązywany w talii. Do tego skromne pantofle na niskim obcasie i szpiegowskie okulary z mikrokamerą cyfrową i dyktafonem w grubych oprawkach.
Gdyby nie ten fartuch pewnie wyglądałaby jak nauczycielka. Przez chwilę zastanawiała się co jeszcze może ze sobą zabrać. Na pewno będzie musiała zastawić wszystkie osobiste rzeczy więc dodatkowe zabawki i ewentualna broń odpadają. Zdecydowała się tylko na mikrosłuchawkę. Urządzenie i tak niewidoczne w jej uchu zasłoniła jeszcze włosami zaczesując je na bok. Mikrofon przyczepiła pod jednym z guzików koszuli. Gdy była już gotowa wyjęła z torby drugi zestaw i podała go Blackowi.

- Czas na mnie – stwierdziła chowając do kieszeni fartucha dowód tożsamości.

***

- Dobry wieczór - przywitała się nieśmiało nieswoim głosem - zamawiano kogoś do sprzątania.

Ochroniarz spojrzał z niechęcią na kobietę i powiedział coś po grecku do współstróżujących. Ten po lewej wzruszył ramionami i wrócił do pilnowania. Ten przy bramie odwrócił się dotykając lewego ucha.
- Jakiś dokument? - zapytał, a kiedy go otrzymał ruszył w kierunku domu.
Nim zdążył do niego wejść do bramy podszedł ochroniarz z prawej. Miał ciemną karnację, czarne włosy i migdałowe oczy. Typowy, grecki przeciętniak. Żaden model.
- Można… zaprosić na kawę… po pracy? - zapytał odsłaniając krzywe, żółtawe zęby w uśmiechu.

- Na kawę zawsze można - odpowiedziała po chwili wahania i uśmiechnęła się nieśmiało. Ten facet mógł się później przydać więc zgrywania nieśmiałej, choć chętnej panny było na te chwilę dobrą opcją. Rozglądała się uważnie po terenie otaczającym willę.
- Ładnie tu - skomentowała po chwili, nie chciała żeby jej ciekawość wzbudziła czyjeś zainteresowanie. - Dużo pracy szykuje się na wieczór?

Ochroniarz uśmiechnął się jeszcze szerzej, lecz po chwili skrzywił się lekko. Przytknął lewą rękę do ucha i powiedział coś po grecku. Niechętnie.
- Mam wpuścić… panią - powiedział, po czym uchylił bramę, by kobieta mogła wejść.

- Do zobaczeni później, mam nadzieję – rzuciła do niego idąc w kierunku domu.

- Przepraszam pana – zagadnęła nieśmiało mężczyznę, który odprowadzał ją do drzwi rezydencji. – Do której pracuje tamten ochroniarz, z którym rozmawiałam. Wie pan, dawno nikt nie zaprosił mnie na kawę i tak sobie pomyślałam, że może akurat jakby udało mi się skończyć o tej samej porze – zrobiła pauzę – no to wie pan.
- No, ale co ja będę pana zanudzać, trzeba się brać do pracy. Co jest dzisiaj do roboty? Pierwszy raz mnie tu skierowali, domu nie znam więc dobrze by było żeby mnie ktoś oprowadził i pokazał co i jak to nie będę się plątać bez sensu to i robota szybsza i skuteczniejsza będzie. Ach, straszna gaduła za mnie w ogóle nie daje panu dojść do głosu – uśmiechnęła się uroczo i przepraszająco.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 21-06-2015, 19:38   #35
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Black z niemym zdziwieniem obserwował Cassandrę, która zupełnie niespodziewanie podeszła do głównej bramy. Akcja ala “kamikaze”? Nie znał jej długo, ale nie podejrzewał o to dziewczyny. Liczył na to, że miała miała jakiś plan. Szkoda tylko, że nie wtajemniczyła ich wcześniej. Jego zamaskowane alter ego pewnie przyjęłoby podobną strategię, ale ten Black był chwilowo bardziej zdyscyplinowany i ogarnięty na tyle by słuchać rozkazów próbując przy tym nie zginąć.
Chociaż skłamałby jakby miał powiedzieć, że wszystko było w porządku. Od jakiegoś czasu coś zakłócało spokój wewnętrznej świątyni jego umysłu. Przeciągły odgłos brzmiący jak jakiś szmer bądź stłumiony głos dochodzący właściwie zewsząd. Oparł się pokusie by wsłuchać się bardziej lub mu odpowiedzieć. Wiedział do kogo należy i wiedział także, że będzie narastał na sile, ale chwilowo musiał skupić się na misji.
- Nie wierzę… Weszła. No nic rozejrzymy się chociaż skoro i tak nie mamy jeszcze sprzętu od szefostwa.
Czarne, stalowe ogrodzenie prezentowało się solidnie. Nie dałoby rady wypalić choćby niewielkiego otworu palnikiem. Zostawały materiały wybuchowe, ale te zostawiłyby ślady i zaalarmowałyby wszystkich w środku. Może spróbować po prostu przeskoczyć? Ale to brzmiało trochę prosto. Jak na jego gust zbyt prosto.. Hmm spojrzał na wysokie ściany urwiska ponad willą i postanowił, że musi najpierw obejrzeć to sobie z góry. Nie zaobserwował kamer, ale wątpił że nie ma ich zupełnie na terenie posiadłości. Przy bramie w każdym razie były na pewno. Ktoś kto pozwolił ochroniarzom wpuścić Cassandrę musiał ją przecież widzieć. Chociaż to i tak nie wyjaśniało czemu mógłby tego chcieć. Zaobserwował dwóch, trzech, czterech, pięciu, sześciu.. Nie, siedmiu ochroniarzy. Trzech patrolowało w okolicach bramy i frontowej części ogrodzenia, czwarty osłaniał lewe skrzydło, zaś piąty prawe. Szósty znajdował się nieopodal przejścia. Siódmy mignął mu tylko na krótki moment. Należało założyć, że w na terenie całego kompleksu jest ich dwa razy więcej. Przyjrzy się im potem, ale nie wyglądali na “najwyższą” półkę. Żadne secret service, bardziej prywatna firma mająca doświadczenie w ochronie vipów przed paparazzi, a nie udaremnianiu zamachów na życie głów państw. Krótki sygnał przychodzącej wiadomości tekstowej przypomniał mu, że w ogóle ma smarthphone’a. Miał nadzieję, że to w końcu jakieś dobre wieści.

“Agent zapierdala za wami.”

Sygnał był jednoznaczny. Cofnęli się z Natashą powrotem na szlak turystyczny i nie trwało długo aż ich oczom ukazał się szczupły mężczyzna w krótkich blond włosach i koszuli w drobną czarno-czerwoną kratę, który najwyraźniej na coś czekał. Na coś albo na kogoś. Większe wrażenie na Blacku zrobiła czarna torba dość sporych rozmiarów. Chudzielec musiał mieć nie lada krzepę skoro dał radę ich gonić po takim terenie z tym obciążeniem. Przekazał im ją i zawrócił w drogę powrotną. Poza telefonem dla Cassandry i dowodem osobistym na nazwisko Bloom z fotografią Natashy stanowiący jej przykrywkę był jeszcze cały szereg zabawek, który ucieszył Blacka.

Blink, blink kolejny sms od szefowej przyszedł w momencie kiedy zabierał się za rozpakowywanie prezentów: “Widziałam, ze przydadzą się też inne rzeczy. Nie zepsuć, bo zjecie własne oczy.” Chyba czytała mu w myślach. Noktowizor z funkcją termowizji, karabin snajperski z ostrą i “usypiającą” amunicją, supernowoczesny aparat do nocnych zdjęć z ekstra wydajnymi bateriami, broń krótką z tłumikami dla całej trójki, odzież maskujacą w ich rozmiarach, trójka czarnych skórzanych rękawic oraz… pistolet z kotwiczką i grubą liną. Było coś jeszcze. Tali kart? Najwyraźniej szefowa miała jego akta. Nagle zapomniał o wszystkim co go otaczało, przestał planować i myśleć. Wszystko wokół ucichło a wzrok rozmył mu się tracąc ostrość. Myśli w jego głowie stały się jednocześnie obce a jednak znajome.
Poczuł się jak jedynie pasażer w swoim własnym ciele, jak widz w kinie słuchający słów narratora na kanale przyrodniczym, który najwyraźniej mówił o nim samym.
Black ubrany w żółtą koszulę z pomarańczowym słońcem w czarnych okularach, niebieskie spodenki z białymi motywami muszel i białą czapkę wyjętą jakby wprost z przewodnika turystycznego czuł się obecnie prawie jak… człowiek? Prawie bo te wszystkie poruszające się, oddychające czy rozmawiające ze sobą organizmy po tylu latach wciąż były dla niego obce nieważne jaką “skórę” ubrał. Nieważne czy nazwał się White czy Black i tak zawsze był obcy w ludzkim stadzie. Powiedzieć, że był czarną owcą w swoim stadzie nie oddałoby sprawiedliwości bowiem Black nie wiedział co to znaczy być człowiekiem. Mógł jedynie nieudolnie naśladować ich emocje, ich śmiech, ich chęć do życia. Fascynujący gatunek! Mógł udawać czasem nawet przed sobą, ale gdzieś w środku i tak znał prawdę. Wewnątrz był pusty tak samo pusty jak grecka amfora. Tak samo pusty jak wg greckich wierzeń pierwsi ludzie ulepieni z gliny przez bogów. Pozbawieni czegoś.. cząstki.. tchnienia.. duszy. Idealny żołnierz, którego przełożeni z jego skazy uczynili zaletę. Był malarzem niczym Santi, Buonarotti, Goya czy Dali a krew w żyłach otaczających go ludzi stanowiła jednobarwną paletę kolorów z której tworzył swoje dzieła. Każde inne i każde wspaniałe na swój własny, niepowtarzalny sposób. Idąc górskim szlakiem razem z dwoma towarzyszącymi mu kobietami z których jedną można było nazwać piękną starał się jednak o tym nie myśleć. Starał się nie dostrzegać tego co podpowiadały mu jego niespokojne zmysły, ale teraz szmery w jego głowie były coraz głośniejsze. Sieci malutkich naczyniek krwionośnych widocznych na pięknej skórze Natashy nęciły go i zapraszały tak jak światło zaprasza swym blaskiem ćmy. Black tak dawno nikogo nie zabił drodzy słuchacze a przecież Black był drapieżnikiem...
… muszę wejść tam dzisiaj, co?
Co ona mówiła? Zamrugał oczami a wszystko znów było na swoim miejscu. Głosy ucichły a Natasha wpatrywała się w niego wyraźnie czekając na odpowiedź. Nie wiedział skąd wie co mówić, ale jednak wiedział. Jego myśli znów wróciły do czekającego ich zadania. Nie wytrąciło go z równowagi nawet to jak kobieta bez skrępowania zrzuciła przed nim swoje ubranie. Nie wiedział co powinien czuć, ale w tym momencie nie czuł nic. Był pusty. Liczyło się jedynie zadanie.
Po tym jak rozstali się z Natashą zarzucił sobie torbę na plecy i ruszył pomiędzy drzewa żeby odszukać bezpieczną ścieżkę i zająć dogodną pozycję do obserwacji.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day
traveller jest offline  
Stary 23-06-2015, 02:08   #36
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Gavonisi, Góry Thantalo - Rezydencja, Podziemia



Gdy muzyka się skończyła przestała tańczyć. Za chwilę zaczął się kolejny utwór, ale premier gestem nakazał, by Cassandra zeszła z podestu.

Reakcje na jej taniec były stosunkowo jednoznaczne. Jeden z facetów siedzących na kanapie wygiął usta w podkowę i pokiwał głową na boki dając znać, że nawet mu się podobało. I to była najgorsza opinia.
Zupełnie inaczej sprawa miała się z ów łysiejącym mężczyzną, który gwałtownie wciągnął ślinę, która zaczęła spływać z ust. Przetarł usta nie odrywając wzroku od piersi kobiety zasłoniętych przez włosy.

Jednak twarz premiera nie wyrażała niczego. Mruknął coś do swoich towarzyszy. Ci odpowiedzieli mu równie cicho i równie mało z tego rozumiała. Przez dłuższą chwilę udawali, że w ogóle nie zwracają na nią uwagi, lecz kobieta widziała niektóre ukradkowe spojrzenia. Spojrzenie Stathakisa dostrzegłby nawet ślepiec. On jako jedyny ordynarnie gapił się kiwając tylko głową od czasu do czasu.
Ciężko było stwierdzić czy rzeczywiście słucha swoich towarzyszy, czy tylko udaje.

- Dobrze. Na razie możesz odejść. Tylko nie odchodź za daleko - zakomenderował Tsipras, gdy nagle skrzywił się, gdy siedząca na nim kobieta zbyt mocno ugryzła go w szyję.
Silnie uderzył ją w pośladek, a kobieta zapiszczała radośnie.

Stathakis kiwnął dłonią na Cassandrę dając znać, by do niego podeszła. Pogrzebał w kieszeni, a kiedy podeszła wyciągnął pięćdziesiąt euro. Chwycił spodnie kobiety i odchylił je nieco zbyt mocno, a następnie włożył banknot. Nieco zbyt głęboko.

Jego twarz wyrażała nieco zbyt dużą przyjemność płynącą z tego, co właśnie zrobił. Nie ukrywał tego lub nie potrafił ukryć w obecnej sytuacji.

- Kup sobie jakiegoś drinka i... bądź w pobliżu - powiedział oblizując wargi.

Przystojny barman uśmiechał się do niej ciepło dając jednocześnie pokaz sztuczek klientowi. Shaker wyskoczył w górę, zrobił kilka obrotów i wylądował w pewnej dłoni mężczyzny.
Jednakże kontakt wzrokowy przerwał się dopiero wtedy, gdy przyszedł czas na nalewanie mieszanki do szklanki.

W tym czasie Stathakis podszedł do leżącej na podłodze bluzki Cassandry i przywłaszczył ją sobie.



Faradona, Skiros - Więzienie




Ledwie go przenieśli, ledwie zdążył się zadomowić, a już zaczęła się ruchawka. Nawet nie zdążył się wyspać. Alarm wył, lampy błyskały ostrzegawczą czerwienią, uzbrojony w strzelby oddział strażników przebiegł koło jego celi, zaś chwilę później przebiegł koło niej zbiegły więzień. Wielki murzyn. Mutant.


Współwięzień Patricka był zaskakująco spokojny pomimo wyglądu człowieka, który otrzymał o przynajmniej jeden cios zbyt wiele i w efekcie obecnie nie istniała ani jedna zdrowa klepka.
Choć patrzył na rudowłosego mężczyznę jak psychopata nie kryjący chęci wyciągnięcia ofierze jelita przez prawe ucho, to mimo wszystko apatycznie leżał przez cały czas na swojej pryczy.
Poza tym był chudzielcem. Istniała uzasadniona wątpliwość czy nawet gdyby chciał mógłby zagrozić komukolwiek. Choć z drugiej strony za niewinność go nie posadzili.

Nagle rudowłosy mężczyzna zobaczył, że przy kratach stoi ktoś, kto nie pasował do profilu osób mogących znajdować się w takim miejscu. Zdawał się wyłonić znikąd, bo Stuart nie widział jak nadchodził. Ot pojawił się.


Mężczyzna co chwilę upiornie kąpano w czerwonym blasku. Wyciągnął z kieszeni klucz, włożył go do zamka i przekręcił. Rozległ się zgrzyt. Drzwi otworzyły się. Psycho-chłopak stanął na nogach, co Patrick miał okazję podziwiać pierwszy raz. Patrzył na gościa zamykającego celę od środka tak, jakby miał zamiar zrobić sobie z jego skóry płaszcz na zimowe dni.

Elegancki mężczyzna nie zwracał uwagi na żadnego z nich póki klucz ponownie nie spoczął w jego kieszeni.
Wtedy włożył dłoń pod marynarkę wyjął stamtąd nóż kuchenny. Duży. Typ mający zastępować tasak z mniejszym lub większym powodzeniem.

Jakby sytuacja była mało groteskowa do tej pory podszedł do psycho-dziecka-bez-imienia i wraził mu ostrze aż po rączkę w klatkę piersiową. Więzień nie bronił się. Nawet nie próbował odskoczyć czy uchylić się. Po prostu stał po prostu patrząc na gościa. Wyraz twarzy nie zmienił mu się ani na jotę, zaś mężczyzna w garniturze pchnął go w kierunku rudego.
Trup upadł uderzając jeszcze potylicą o kant pryczy.

- Jeśli chc... się zabić, to drog... wolna - rzekł zagłuszany nieco przez syrenę.

Stał wpatrując się w Patricka z rękami założonymi za plecami i głową uniesioną wysoko.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 23-06-2015 o 02:14.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 25-06-2015, 01:48   #37
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Gavonisi, Góry Thantalo - Rezydencja, Parter


Ochroniarz uśmiechnął się wymownie do Natashy.
- Ma nocną zmianę. Kończy rankiem o siódmej, czyli koło południa powinien być zdatny do użytku. Tylko niech pani odstawi go przed zmierzchem. Druga nocna zmiana - mówił wpuszczając kobietę jaki pierwszą do domu.

Jak już widziała przez szklaną ścianę z zewnątrz wewnątrz znajdował się jeszcze jeden mężczyzna w garniturze.

- Rzuć no okiem czy tamci nie potrzebują pomocy jak mnie nie ma. Pani prosiła o oprowadzenie - powiedział do siedzącego w przedpokoju kolegi, a ten przestawił tylko krzesło, by mieć oko na odpowiedni fragment parceli.

Przeszli korytarzem.

- Tutaj jest salon. Wie pani, jak deszcz pada, to pełno tu ludu. Jakiś film, drinki, chipsy, gadanie o niczym. A te kanapy w zagłębieniu są bardzo wygodne. Musi pani je wypróbować. Jak pani widzi na zewnątrz taras, a tamten zarośnięty zielskiem, drewniany domek to składzik ogrodowy. Tam w rogu łazienka. Ja w domu mam trzy razy mniejszą, a dla nich to warunki polowe. Tutaj jest pokój gier - ciągnął otwierając kolejne drzwi, lecz tym razem do niego weszli.

- Taki stół bilardowy jest drogi. Wiem, bo czasem pykam sobie w pubach. A tamten to stół do snookera. Dałoby się grać na jednym stole, ale kto bogatemu zabroni? Te drzwi prowadzą na korytarz. Jeszcze nim pójdziemy, a teraz pójdziemy tym. Na lewo sala konferencyjna, ale żeby tam wejść potrzebna jest karta. Tam nie potrzeba sprzątania. Tu są schody na górę, ale tam też nie ma pani potrzeby wchodzić. Tylko parter. Idźmy dalej. To jest pokój wypoczynkowy, jakby salonu było mało. Tylko tutaj jest taki... bardziej cichy pokój. Trochę czytelnia. A tu, na tych szezlongach czasem ucinają komara. O! A tu biblioteka - zamyślił się nagle.

- A z resztą. Tylko tamtędy przejdziemy. Bo to jest tak, że ja pani wpuszczać tam nie powinienem, ale nie chce mi się zapierdzielać dookoła. Tak wygląda pokój konferencyjny. Nic specjalnego. Takich widziałem już pełno. A o tym korytarzy mówiłem wcześniej. Tymi drzwiami do pokoju gier, ale my idziemy tam. Tu jest korytarz z obrazami kwiatuszkami i innymi chwastami. Typowa pokazówa. W końcu ściana szklana. Ale to później przejdziemy. Tu są pokoje dla VIPów, ale tam to już w ogóle nie musi pani wchodzić. Ich burdel jest ich burdelem. Tutaj jest łaźnia. Luksus. Wypas. I teraz przejdziemy sobie tędy i tędy i znowu jesteśmy w korytarzu pokazowym. Przejdziemy teraz pokojem gier do salonu. Teraz przez taras. To jest wejście do kuchni. Obsługa przyrządza książętom jedzenie i zawozi przez taras. Zazwyczaj jedzą na dworze, ale czasami w salonie. Tutaj my mamy pokój wypoczynkowy. Nasz. Pracowniczy. Znacznie słabszy, nie? Ale może być. Tutaj jest nasza łazienka. A dalej to są nasze pokoje. Nie trzeba tam sprzątać. To wszystko? - zamyślił się na chwilę.

- Tak. To wszystko. Pani wybaczy teraz. Muszę wracać na stanowisko. Zostawiam tu panią. Chyba, że coś jest niejasne... - spojrzał na "sprzątaczkę" pytająco.



Gavonisi, Góry Thantalo




Znalezione przez Blacka podejście skończyło się szybciej niż się zaczęło. Nie stanowiło to jednak specjalnego problemu w szczególności z pomocą sprzętu wspinaczkowego. Czasem nawet wystarczały po prostu stopy oraz dłonie.

Jedyną trudność stanowiły zapadające ciemności. Wszelkie większe oraz mniejsze kamienie zaczynały być jednako bardzo obluzowane lub przymocowane. Zależnie od punktu widzenia.
Ciemne szczeliny z wolna ginęły w zapadającej czerni. Rosnące dość pospolicie gęste kępy traw stawały się coraz mniej pewną pomocą. Wykrycie czy akurat ten wiecheć jest mocno zakorzeniony zaczynało być niemożliwe.

Zdobywanie szczytów o tej porze nie szło najlepiej, ale mężczyzna systematycznie posuwał się do przodu. Nie prędko. Systematycznie. Przynosiło to rezultatu, gdyż w końcu dotarł w pobliże szczytu i już miał postawić krok, gdy nagle zamarł. Z jednej z szerszych szczelin wystawały... kable.

Gdy Black zwany Whitem przyjrzał się temu z bliska stwierdził, iż jest to czujnik ruchu.
Na skrawku płaskiego terenu, na którym właśnie się znajdował widział skupisko kilku sosen, którym przyjrzał się nieco dokładniej. Pomiędzy igłami znajdowało się patrzące wprost na niego oko. Pod spodem była dioda. Nie świeciła. To oznaczało, iż jeszcze nie był w zasięgu czujki.

Choć już widział szczyt, widział jak płaski teren pochyla się ku górze, ku miejscu docelowemu około trzydziestu metrów dalej, ale nie wiadomo było ile było tam ów urządzeń ani gdzie się znajdowały. Jeśli tam były. I jeśli będzie potrafił odnaleźć ich kryjówki.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 25-06-2015, 11:54   #38
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Prawo nie miało szansy z technologią, zawsze zostawało z tyłu.
Problem zaczął się już w dobie Internetu gdy rozpoczął się obłędny taniec zahaczający o prawa autorskie i własności. Ten temat spędzał sen z powiek prawnikom i politykom kreującym nowe ustawy.
Potem było już tylko weselej, a technologia przecież wciąż się rozwijała, szła do przodu, prawo było tu jak ślimak uporczywie sunący za naćpanym zającem.
Przekonano się o tym w Joliet Prison gdy prokurator zaproponował tymczasową zmianę miejsca zamieszkania Patricka, a wobec braku dowodów na kazus obrony własnej i trupa w kostnicy, sąd ochoczo przychylił się do propozycji. Patrick ją przyjął (jakże mógłby odmówić) - tedy w gustownym i modnym wśród niektórych grup społecznych pomarańczowym kombinezonie, wraz z grupą poznanych w okratowanym autobusie zameldował się w Joliet czekając cierpliwie na przydzielenie mu nowego apartamentu na kolejne dziesięć lat.

Strażnicy po zwyczajowej wymianie uprzejmości i obśmianiu inicjałów Patricka Matthew Stuarta ("Ale tampony czy podpaski będziesz brał?") zderzyli się w końcu z problemem jaki ich przerósł. A Strażnicy więzienni nie tryskają entuzjazmem gdy coś ich przerasta. Atmosfera ochłodziła się nieco przez co zaczęła przypominać wigilię w Nowosybirsku. Patrick został odesłany na koniec kolejki więźniów, jego i rodzący się problem postanowiono zachować na deser. Ktoś dzwonił już do naczelnika ściągając go do pracy po fajrancie. Ktoś inny do prawników.
Impreza zdawała się dojrzewać, a spojrzenia rzucane Patrickowi przez pracowników służby penitencjarnej były równie przychylne co szefa korporacji spoglądającego na pracownicę jaka w tydzień po podpisaniu umowy ogłosiła iż jest w lekko zagrożonej ciąży. A tu o, od lekarza zwolnienie na niecałe 9 miesięcy.

Technologia szła do przodu cały czas, również w zakresie protez kończyn. Proteza, któraspowodowała zamieszanie była cyberkończyną nowej generacji wykraczając poza standardowe zapewnianie chwytu. CyberTechnologies Inc. z Ingolstadt udoskonalił sterowanie neurotyczne ale też motorykę protez. Tym czymś co stanowiło lewą dłoń rudzielca można było miażdżyć stalowe rury. Wszak sam prokurator w sprawie o morderstwo z powodzeniem udowodnił iż była to broń. Z bronią więźniów do Joliet raczej starano się nie wpuszczać. Z drugiej strony nowa generacja połączeń neurotycznych wykraczała już poza nakładki mocowane do kikutów, cholerstwa nie dało się zdjąć bez operacji chirurgicznej, pozostawały też prawa więźniów... prawnicy musieli przegrzebać tony ustaw, poprawek i precedensów aby zdecydować czy więzień kaleka ma prawo do protezy podczas odbywania kary czy nie. Drobny błąd mógł tu puścić parę osób z torbami gdyby Patrick zdecydował się kogoś zaskarżyć.
Gdy znów nadeszła kolej rudzielca o burzy dredów na głowie okazało się, że problem jest szerszy. Tytanowa płytka osłaniająca przedramię nie była umieszczona tam z przyczyn estetycznych. Osłaniała panel niewielkiego komputerka wielkością i mocą porównywalnego z najnowszymi telefonami komórkowymi. Usunąć się tego nie dało, a perspektywa więzienia z własnym telefonem komórkowym wykreowała kolejny zaraźliwy jak ebola ból dupy.
Ktoś kopnął się do działu automatyzacji po informatyka.


Po konsultacjach trwających prawie do rana podjęto decyzję o pozostawieniu protezy, zaplombowaniu gniazda microUSB (przez które ładowało się też upiornie silną baterię) i zablokowaniu oprogramowania odpowiadającego za łączność bezprzewodową wraz z instalacją aplikacji powiadamiającej zdalnie, gdyby ktoś chciał majstrować przy niej w celi jej zdjęcia (Patrickowi dosadnie wyjaśniono jakie atrakcje czekają go gdyby zaczął grzebać w komputerku).
Dumne z siebie gremium zadecydowało też o izolatce póki bateria cyberkończyny nie padnie.
Po tym okresie problemu by nie było, bo mieli by już tylko więźnia z niesprawnym żelastwem zamiast łapy.

Patricka zamknięto w izolatce, w której zaczął dostawać pierdolca już po jednej dobie.
Zdecydował się współpracować i odpalił na komputerku wszystkie funkcje maltretujące baterię, w tym muzykę przechowywaną na twardym dysku.
To sprawiło, że już po kolejnych 24 godzinach został przeniesiony na oddział ogólny. Techniczni orzekli że bateria kaput. Alleluja. Pierwsze co Patrick zrobił to po dwóch dniach zamknięcia udał się na spacerniak nacieszyć się słońcem. Tam tez pół godziny później dopadli go czarne chłopaki.

Zasadniczo biały trafiający po zabójstwie czarnego "kumatego chłopaka z sąsiedztwa" nie ma lekko, a strażnicy postarali się aby rudy dostał wycisk za bogatą we wrażenia noc jaką mimowolnie zafundował im w dniu przyjazdu. Poza tym kto by rudego lubił. "Rude to mende som". Każdy wie przecież.
Na spacerniaku odbyło się zatem coś w stylu 'dawania lekcji'.
Problem w tym, że to nie trzech czarnoskórych osiłków dało lekcję nowemu ale nowy osiłkom.
Lekcja była dość krótka i skupiała się raczej na zajęciach praktycznych, zakończonych od razu kolokwium z przerabianego tematu: "Co oznacza w Capoeirze 'Corda verde e roxa' i jak to się ma w połączeniu z metalową ręką potrafiącą zgniatać gazrurki jakby były to aluminiowe puszki po Budweirserze".

Wszyscy trzej chłopcy zgodnie kolokwium oblali.

Udowodniło to między innymi triumf nowoczesnej solidnej, niemieckiej myśli technicznej nad prymitywnym "Rozładujmy sukinsyna: bez energii bez problemu". Pokazało to też czemu protezy nie dało się zdjąć bez ingerencji chirurgicznej, jak również wymontować komputerka bez naruszania struktury baterii.
Po pierwsze czujniki cieplno-neurotyczne ładowały baterię non stop poprzez emisję cieplną ludzkiego ciała. Po drugie czarny, dotykowy wyświetlacz w stanie spoczynku działał jak panel słoneczny. Owszem, głównie ładowanie odbywało się standardowo, prądem. Jednak była to jedna z trzech niezależnych od siebie możliwości ładowania energii akumulatora. Wprawdzie poboczne metody nie dawały nadziei na używanie cyberłapy non stop, jednak umożliwiały krótkotrwałe aktywacje kończyny co jakiś czas. Na przykład by złapać kogoś za jaja i ścisnąć. Tak się przynajmniej okazało w praktyce, a więzienny chór (gdyby takowy istniał) zyskał potencjalnego czarnoskórego śpiewaka dysponującego falsetem.

Patrick znów trafił do izolatki, a naczelnik więzienia zaczął pić. Na linii Joliet Prison - Gore&Miles Law Company oferującej kompleksowe czynności prawno-adwokackie właściwie nie odkładano już słuchawek przerywając połączenia.
Kombinowano czy jest możliwość podrzucenia 'kukułczego jaja' innemu więzieniu. Ktoś niby żartem rzucił "Guantanamo". Bardzo niby.


Czy dlatego trafił do Grecji? Wymiar sprawiedliwości dogadał się ze zbiurokratyzowaną Unią Europejską mającej pierdolca na punkcie różnych regulacji i jakieś normy mogły określać co z tym fantem zrobić? Posiadanie przez niego również irlandzkiego obywatelstwa miało tu coś wspólnego z sytuacją? Patrick zasadniczo miał to w dupie, jednak dociekliwy analityczny umysł czymś się zajmować musiał. Choćby po to by nie skupiać się na tym, że siedzi już drugi dzień w celi z zadeklarowanym wariatem.

* * *

Psychodzieciak już nawet nie drgał, alarm wył, ludzie krzyczeli, czerwone światła migały, a kolejny psychol jaki zamknął się z nim w celi nawet nie mrugnął okiem.
Wielki nóż wciąż sterczał z piersi współwięźnia, a po podłodze rozlewała się kałużą świeża ciepła krew.
Patrick bał się, bał się emanując tym strachem jaki zwykle działa narkotyzująco na potrafiące wyczuć go drapieżniki. Elegancki schizol wyglądał na drapieżnika.
Tak to ma wyglądać?
Zamieszki w więzieniu, jak to przy nich ktoś kogoś pchnął nożem.
Odeślą do Joliet Prison ciało w plastikowym worku, trochę wypełniania papierów i problem rozwiązany.
W Stanach jeszcze było by to ryzykowne. Śledztwa, dochodzenia - a tak?
"Udawać Greka" zyskuje piękną głębię.
A kto go tu wysłał.
Ot błąd w papierach, przyzna się jakiś typ co i tak idzie na emeryturę. Akta się pomyliły, ktoś nie sprawdził, bywa.

Patrick zrozumiał, że żywy z celi raczej nie wyjdzie.
Panika ustąpiła buntowi, myśli nieco się rozjaśniły.
- Chcę żyć. - jego usta bezwiednie wyartykułowały myśli jakie desperacko krzyczały pod czaszką.
- Chcę żyć. - szeptał wciąż bezwiednie.
Aktywował protezę ręki i cofnął się od eleganckiego mordercy.
Na nóż nawet nie zerknął.

Spiął się lekko gotów w każdej chwili przejść w pozycję 'ginga'.
Spojrzał elegantowi w oczy we wzroku mając mieszaninę strachu z twardą desperacją.
Jak rudy szczur zagoniony w kąt.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 25-06-2015 o 14:10.
Leoncoeur jest offline  
Stary 30-06-2015, 23:35   #39
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Faradona, Skiros - Więzienie, Poczekalnia




Gdy Cedric wyznał, że uciekał bez planu nieznajomy spojrzał na Cedrica wwiercającymi się w czaszkę, niebieskimi oczami. Z łatwością można było sobie wyobrazić, że właśnie w ten sposób patrzył na ofiary.
Na twarzy wykwitł mu paskudny grymas.

- Ja pierdolę. Już nie żyjesz - wychrypiał wściekle i wypadł z pomieszczenia drogą, którą wchodzili. Dwuskrzydłowe drzwi chwiały się w zawiasach.

- Zaraz, zaraz... - Cedric udawał, że się zastanawia - ... że co kurwa!!! - po czym poderwał się i wybiegł za nim ze wściekłością a zarazem zdziwieniem wymalowanymi na twarzy.
Wpadł do pomieszczenia na tyle szybko, na ile pozwalały mu złamane żebra, zaś na miejscu zobaczył jak więzień próbuje rozewrzeć drzwi windy.

- Ja ci dam spierdalać! - krzyknął rudzielec jednocześnie pobiegł zatrzymać nieznajomego.

Chwycił mordercę, a ten nie wiadomo kiedy obrócił się i uderzył w złamane żebra. Lovrenowi zabrakło tchu i zgiął się z bólu. Walczył o oddech, gdy zobaczył jak coś nadlatuje ku jego twarzy!
Nagle łzy napłynęły do oczu całkowicie przesłaniając świat, zaś z trafionego kolanem nosa buchnęła krew.

- Zajebię cię!

Silne uderzenie w kark powaliło Cedrica, a nim zdążył się skulić. Trzasnęły kolejne dwa żebra. Tym razem po drugiej stronie. Przez krótką chwilę kopał próbując przebić się przez zasłonę rąk i nóg, którymi kusznik się zasłaniał. Obrona była zbyt mocna.
Z oddali dobiegał stukot ciężkich buciorów i niewyraźne pokrzykiwania.

- Zdychaj!

Nieznajomy zmienił taktykę. Pękły kolejne kości osłaniające płuca. Kopiał w nieosłonięty bok.
Odgłosy zbliżały się. Morderca przestał kopać. Kliknął odciągany kurek rewolweru.
Nagły huk! To nie broń. Drzwi rozwarły się z impetem uderzając w ścianę.

- Stać! Nie ruszać się! - wrzasnął ktoś.

- Zabiję go! - wychrypiał więzień.

Salwa wystrzałów. Jeden z nich trafił nieopodal leżącego i odbił się przemykając nad jego uchem. Coś głucho upadło przy rannym Cedricu. Coś metalowego brzęknęło o podłogę.

- Nie ruszaj się! - Lovren usłyszał ten sam głos, ale tym razem nie był to rozkaz od strażnika do więźnia, ale od postronnego do poszkodowanego. Polecenie nie było potrzebne. Przy każdym poruszeniu kusznika fala bólu rozlewała się po całym ciele. Niejakie ukojenie dawał jedynie bezruch.

Minęło dużo czasu nim jeden ze strażników wybiegając z pomieszczenia w poszukiwaniu lekarza wrócił wraz z obiektem poszukiwań. Mogło minąć ciągnące się w nieskończoność pięć minut, a może kwadrans? Może to była godzina?
Niemniej kiedy ów czas minął lekarze oraz pielęgniarki natychmiast wzięły się do pracy. Usłyszał czyjeś ziewnięcia. Ktoś starał się delikatnie badać obrażenia rudowłosego, ale nawet najlżejsze paliły żywym ogniem.

- Nie ma co. Narkoza i na stół - usłyszał, a dwuskrzydłowe drzwi ponownie zabujały się na zawiasach. Po chwili ponownie, zaś na twarz Cedrica założono maskę.
Początkowo nie działo się nic, lecz w końcu zaczęło robić się coraz ciemniej. Świadomość odpływała aż w końcu zniknęła całkowicie.

Została tylko ciemność.



Faradona, Skiros - Więzienie, Cela




- Nie wydurniaj się. Nie mam czasu na zabawę - powiedział wyniośle podchodząc do trupa, z którego wyrwał nóż.

Bez słowa podszedł do kraty i otworzył ją kluczem. Drzwi zaskrzypiały w zawiasach otwierając się. Mężczyzna przestąpił próg i odwrócił się.

- Od tej pory pracujesz dla Organizacji jako członek Grupy do Zadań Specjalnych. Choć jej członkowie mówią na nią Suicide Squad - rzekł do Patrica, po czym odwrócił głowę w prawo.

- Idź po tych gamoniów. Mają go sprowadzić do mnie na dół.

Odpowiedział my stukot oddalających się obutych stóp, które wkrótce ucichły za drzwiami. Po kilku minutach pojawiły się ponownie, lecz tym razem w towarzystwie. Nieznajomy odszedł bez słowa jeszcze przed tym jak przed celą stanęło trzech strażników.

- Właź - powiedział jeden, zaś każdy z nich trzymał broń.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 02-07-2015, 18:45   #40
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Gdy muzyka się skończyła, Cassandra była niepocieszona. Dopiero się rozkręcała, a Ci już ją z parkietu ściągają, zupełnie jak nieśmiesznego komika podczas Stand Up'u. Przykrości szybko odeszły, kiedy zobaczyła miny gapiów, o których nie miała pojęcia. Nie pomyślałaby, że mogłoby być ich więcej niż dwóch, toteż nawet poczuła się lekko głupio, że tak śmiało się bawiła, głównie dla samej siebie, a zupełnie nieświadomie doprowadziła do kilku wzwodów wśród zebranych na sali cichych widzów.

Szczerze powiedziawszy, nieco dziwny był to typ imprezy i Cassandra jeszcze nie rozumiała jak mogłoby im to pomóc w ich zadaniu. Ciężko będzie raczej skusić premiera na "prostytutkę", skoro może mieć ich na pęczki, w dodatku były milion razy ładniejsze od Natashy, a Suicide Squad ładniejszej kobity już nie posiadał. Natasha była na szczycie. Na tym polu na pewno się nie popiszą, więc co dalej?

Czarnowłosy chudzielec został zaskoczony przez nachalne, spocone łapy Stathakisa, który wepchnął jej banknot aż do samego spojenia łonowego, no cóż! Ponoć liczy się gest.
Kobieta odpowiedziała wymuszonym uśmiechem, który był bardzo pięknie wymuszony i skinęła w podzięce głową do łysiejącego grubaska. Może nie był najpiękniejszy, był wręcz troszeczkę obleśny, jak ubłocony wieprz, który wciskał raciczki pod każdą spódnicę, która obok niego się zakręciła, jednakże fajnie było dostać kasę. Oby nie chciał nic w zamian.

Cassy podeszła do baru i zajęła miejsce. Zupełnie zapomniała, że pozbawiona jest bluzki, którą zapewne wącha teraz ten grubas. Na szczęście miała stanik, choć wiadomo, że beznogi butów by nie założył, to ona jednak go miała! Zdawało się jednak, że większość osób o tym zapomniała, być może było to spowodowane jego cielistym odcieniem, który dawał złudne wrażenie wśród tych migających, dyskotekowych świateł.

Cassandra, gdy tylko zajęła miejsce przy barze, długo przyglądała się barmanowi swoimi bystrymi, szarymi oczami. Z początku nie odzywała się, czarując jedynie uśmiechem, bo choć jej cycki nie były powalające, to przynajmniej swym optymizmem przyciągała do siebie ludzi. Pozwoliła mężczyźnie by mógł dać popis swym umiejętnościom, skosztowała wytworu pracy jego rąk i dopiero po chwili postanowiła zagaić.
- Długo tutaj pracujesz? - spytała zupełnie jakby była w jakiejś knajpce, a nie na prywatnej imprezie. Jednak można było odebrać to pytanie różnorako i tak też na nie odpowiedzieć. Przy okazji mogła uzyskać informacje na temat czy często tutaj bywa i od jak dawna, czy jest kilku barmanów zmianowo, czy takie imprezy widoczne są tylko dla jego oczu.
Mężczyzna uśmiechnął się sympatycznie.
- Jestem stałym barmanem premiera. Rozumiesz, trzeba mieć pewność, że nikt ci czegoś nie dosypie i nie zeszmaci, a potem nie roześle zdjęć po tabloidach i na Ratlerku. Dzięki temu obaj korzystamy - odpowiedział dorzucając oliwkę do właśnie wydawanego drinka.
- Często tutaj są takie imprezy? Zawsze wyglądają tak fantastycznie? - mały komplement ukryty w pytaniu miał jej pomóc w luźniejszym nawiązaniu kontaktu. Przecież gdyby się nie cieszyła, wtedy jej pytania byłyby gburowate i podejrzane. Po co pytać o coś, co się nam nie podoba, prawda?
Kobiecie nie przeszkadzało to, że siedzi właśnie w samym staniku. Jej brzuch był na tyle zgrabny, że akurat tej części pozazdrościłaby jej niejedna kobieta, zaś piersi wciąż zakrywała długimi, czarnymi włosami, przez co przynajmniej sprawiała pozory posiadania ich. Taka niewinna, ukryta tajemnica.
- No niestety nie. Raz na jakiś czas, ale jak już jest to porządnie. W tej chwili dopiero się rozkręca. Najlepsze przed tobą. Zobaczysz - mrugnął łobuzersko, po czym roześmiał się i oparł o blat.
- A kim jest ten mężczyzna obok premiera? - spytała wskazując krótkim, niezwracającym na siebie ruchem głowy na typa, który podwędził jej koszulkę i dał nieco szmalu na to, by mogła wypić drinka i zrobić swoje małe przeszpiegi. Ciekawiła ją każda osoba kręcąca się wokół premiera, oczywiście prócz tych porno-lasek, które raczej kręciły jedynie kuprem. Ich rola była raczej nader oczywista, jednak o każdą inną osobę, jak ten łysol, chętnie by spytała.
- Który? A… Tamten! Giorgios Stathakis. Minister Ekonomii, Infrastruktury, Przewozu i Turystyki. Nie miałem okazji bliżej go poznać, ale zdaje się być bufonem.
- O której i jak to się zazwyczaj kończy? Wiesz, w sumie nie poinformowano mnie do końca o obowiązkach, gdy dostawałam tę pracę - pytanie plus ewentualne wyjaśnienie jego padnięcia miało Cassandrze ułatwić dowiedzenia się czegoś więcej na temat tego burdelu. No i przede wszystkim chciała wiedzieć, kiedy będzie mogła stąd wyjść i czy nie zakończy się to jakąś orgią lub gangbangiem, bo to już by było ostre przegięcie. Miała nadzieję, że po prostu premier się spije, ten jego koleżka również i pójdą w kimę na tych kanapach, zalani w trupa.
- Cóż... - uśmiechnął się lekko i potarł kciukiem lewy kącik ust.
- Zależnie od humoru i ilości wypitego alkoholu. Bywa różnie.
- Wiesz może kiedy będą inne imprezy? Może udałoby mi się znowu wkręcić, dobrze płacą. - korzystała z zadawania pytań, póki dialog jakoś się kleił. Nie miała też nic przeciwko, gdyby i barman ją o coś spytał, ale oni zazwyczaj tego nie praktykowali. W sumie, samo gadanie z “klientami” było jedynie dodatkiem do ich obowiązków pracy i wcale nie musieli się na to godzić. Mimo to Cassandra próbowała przyciągnąć do siebie chęci mężczyzny, by te były jak najlepsze, by humor mu się udzielał dzięki jej pozytywnej energii i ochoczemu, uroczemu uśmiechowi. Zresztą, na pewno sam podpatrywał jak ta tańczy. Swoją drogą, dobrze, że był fizycznie lepszy od ochroniarzy. Chociaż ich fucha była fajniejsza.
- Tego nie wiem. Płacą całkiem nieźle, choć to zarobek mocno nieregularny. Nie spodziewam się jednak niczego podobnego w ciągu najbliższego miesiąca w szczególności, że większość osób, które tu widzisz wyjedzie jutro rano. Tu nie ma miejsca do spania na tyle osób. Poza tym jest tu tylko kilkanaście grubszych ryb. Czyli sam gabinet premiera Tsiprasa - spojrzał ukradkiem na odkryte ciało kobiety.
- Mówisz? - wyprostowała się wyraźnie zaciekawiona i przechyliła głowę lekko w bok - A może nie miałbyś nic przeciwko ukradkiem mi ich wskazać i … przedstawić z oddali? Tak wiesz, tylko dla mnie?
- Mogę, czemu nie? Widzisz tego pijącego ze sobą w kącie? No, tego takiego siwego. To zastępca premiera. Yannis Dragasakis. On nie lubi takich zabaw i zazwyczaj spija się najszybciej. Moim zdaniem dlatego, żeby nie pamiętać co się wydarzyło podczas imprez - zaśmiał się cicho barman.
- A tamten gruby z siwymi wąsami dwa miejsca od premiera to Nikos Voutsis, Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji. Następny jest Panos Kammenos, czyli Minister Obrony Narodowej. Następną dwójkę znasz - powiedział patrząc na premiera i siedzącego obok niego Stathakisa.
- Obok niego Minister Finansów, Nikos Kotzias. O! A tamten, co wychodzi z klozeciku to Minister Kultury, Edukacji i Spraw Wyznaniowych, Aristides Baltas. Co ciekawe podobno kiedyś był w seminarium duchownym. Trochę się zmieniło od tamtego czasu - powiedział, zaś w tym czasie religijny minister włożył dłoń w szorty przechodzącej z tacą kobiety.
- Ten, co kopci cygara to Minister Odbudowy Wydajności, Środowiska i Energii, Panagiotis Lafazanis, a facet obok niego, Nikos Paraskevopoulos jest od sprawiedliwości, praw ludzkich i tak dalej.
- Ministra Spraw Zagranicznych, Nikosa Kotziasa nie zobaczysz tutaj. Ostatnio widziałem go jak wchodził do kibla zielony jak absynt. Najprawdopodobniej właśnie rzyga. Za to tamten zataczający się na parkiecie z dwoma ślicznotkami to Minister Zdrowia i Ochrony Społecznej. Ostatni z gabinetu premiera Tsiprasa obściskuje się pod tamtą ścianą. Minister Pracy i Solidarności Społecznej, Panos Skourletis. Skądinąd wiadomo mi, że bardzo mocno przyczynia się do zmniejszenia bezrobocia wśród młodych kobiet. Reszta to pomocnicy. Niby znaczący w kraju, ale są podlegli ministrom i wykonują ich polecenia.
- Ach - westchnęła jakby z niezadowoleniem, choć wciąż się lekko uśmiechała, gdy mogła już powrócić wzrokiem do barmana - No cóż, jakoś żaden mi się nie podoba - skwitowała półżartem, bowiem faktycznie były to “grube” ryby, wręcz śliniące się, obrzydliwe prosiaczki. Oparła się łokciem o blat baru, by móc podeprzeć brodę na dłoni - A może Ty się ze mną umówisz? - spytała, choć szybko dodała - Jeśli nie to skoczę do łazienki i udam, że nie było pytania! *
Barman zmieszał się lekko i zaczerwienił. Albo był to odblask czerwonego światła.
- Generalnie bardzo chętnie, ale… myślę, że się nie nadaję, bo… - odchrząknął.
- Ja nie umawiam się z kobietami. Jeśli wiesz o czym mówię - dodał mniej wyraźnie.
Cassandra znacząco pokiwała głową, wciąż się ciesząc.
- To się świetnie składa, bo ja też! - wyszczerzyła się przyjemnie.
- A tak serio to nic się nie bój, geje są spoko. - dodała jak zwykle niedyskretnie, choć wcale nie głośno, po prostu nie była delikatna i nie ubierała tak pięknie słów - To ja pójdę do tej łazienki. - zakończyła posyłając mu mrugnięcie swego szarego oczka, ześlizgnęła się z barowego stołka i udała w kierunku, który zaplanowała.

Zapamiętała wszystkie gęby, jakie mogłyby im się przydać. Przy okazji ich charakterystyczną bliskość ku premierowi. Musiała wiedzieć, komu on ufał najbardziej, kto najbliżej siedział i dostawał takie same udogodnienia, co on sam.
Będąc w łazience stanęła przed lustrem i poprawiła włosy. Obejrzała swoją twarz, robiąc przy tym głupie i dziwaczne miny. Nagle usłyszała niesamowity huk w jednej z kabin. Podskoczyła zlękniona, a w lustrze widziała odbicie otwierających się trzwi, w które najwyraźniej przygrzmociła jakaś nawalona w trzy dupy laska i straciła przytomność. Była tak spruta, że można by ją brać tu i teraz, w każdej pozycji, a ta i tak by nie wiedziała, że coś się dzieje.
- O lala, siara w chu... - nie dokończyła. Uśmiechnęła się wrednie półgębkiem. Pijana niunia miała całkiem fajną bluzkę. Naprawdę ładna. Pasowałaby do nowych butów.

Chwilę później Cassandra wyszła z łazienki odziana w błyszczącą, cekinową, srebrną bluzkę, która była zawiązywana wokół szyi. Idealny krój dla kogoś z małym biustem. Ochoczo powróciła do baru chcąc lepiej z pozycji jego stołka przyjrzeć się pomieszczeniu, jednak szybko zrezygnowala. Nie pila drinka. Widzac zajetego barmana postanowila przejsc sie po sali i rozejrzec za ewentualnymi pomieszczeniami czy tez przejsciami. Jesli nic nie znajdzie to moze i warto by bylo porozmawiać z najbardziej pijanym politykiem na tej imprezce? Ten pijacy samotnie wydawal sie byc obrazony. Mimo tych mysli pierw wolala sie rozejrzec.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 03-07-2015 o 06:58.
Nami jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172