Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2015, 00:02   #92
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
post zbiorowy

- Ża... żadnego zabijania. - Amy wypowiedziała te słowa powoli, walcząc ze szczękościskiem i bijącym jak oszalałe sercem. Skuliła ramiona i uniosła dłoń, jakby zaraz spaść miał na nią morderczy cios albo niszczący ogień. Skoro jednak - przynajemniej przez tą krótką chwilę - nic takiego się nie stało, otworzyła zaciśnięte ze strachu oczy i dodała - Jeśli to... dziecko jest o cokolwiek... oskarżone... - przełknęła ślinę; suche, ściśnięte gardło nie chciało wcale mówić - ...niech decyduje o tym sąd. Policja... ja... służy prawu, a nie je stanowi. Oddajcie dziecko ojcu. - wydukała i na miękkich nogach zrobiła kilka kroków tak, by stanąć blisko mężczyzny, który był rodzicem niemowlaka. Niepewnym gestem wsunęła rękę pod kurtkę, dotykając chłodnego metalu broni, a na jej zszokowanej twarzy zawzięta determinacja walczyła o lepsze z panicznym strachem.

Ojciec dziecka - monstrualna, szarobłękitna, humanoidalna istota o ptasich rysach i posturze komiksowego Hulka - powiódł ponurym wzrokiem po zgromadzonych. Niemowlę w lewej ręce, ogromny claymore w drugiej. Milczał, ale było jasne że jeśli ktokolwiek spróbuje choćby tknąć niemowlę, będzie tu kolejny armageddon. Po słowach Amy przez jego twarzy przeleciał lekki uśmiech.
- Dzięki, mała. - przemówiło monstrum, nie wiedzieć czemu z mocnym szkockim akcentem, nie zmieniając obronnej pozycji o centymetr.

- Prawdę powiedziawszy - Vannessa przyjrzała się najpierw mężczyźnie czy też aniołowi w ciele mężczyzny, później na istotę płci żeńskiej leżącą na ziemi. - moje moce są nastawione na efekt zgoła odwrotny. Znam się na medycynie. Tylko nie wiem czy fizjologia wróżek jest podobna do ludzkiej.
Wiedźma podciągnęła rękawy ukazując swoje pokryte paskudnymi sakryfikacjami ręce. Przyklęknęła przy matce dziecka.

Nathan siedział przez chwilę gapiąc się w trzymaną w poranionych dłoniach broń. Walczył z bólem ściskając mocno szczęki. Potem wstał wolno, zachwiał się i podtrzymał kamienia. Stał bez ruchu jeszcze chwilę by w końcu ruszyć w kierunku “zgromadzenia” postaci. Milczał, obserwował. Kiedy jego wzrok spotkał się ze wzrokiem Duncana, skinął mu lekko głową.
Tamten zareagował podobnym ruchem głowy.


- Co jej się stało? - Spytała z ciekawości Wiedźma badając dokładnie swoją pacjentkę, dbając czy tym o minimum intymności. Fea czy nie, ale Vannessa nie miała zamiaru odzierać jej z resztek godności zadzierając na ten przykład wysoko kieckę nieprzytomniej kobiety i wystawiając na widok publiczny tego czego nie powinni oglądać wszyscy.

- Jej ciężki stan nie jest następstem porodu. - Wygłosiła oczywistą prawdę przyglądając się każdej ze zgromadzonych tu osób, jak gdyby była na jakimś konsylium. - Nie mam przy sobie żadnych mikstur. Jedyne co mogę zrobić, to oczyścić rany, spróbować zatamować krwawienie i ewentualnie przyłożyć jakieś zioła. Jeżeli coś się tu w pobliżu znajdzie.

- Obrażenia odniesione w walce, poród, zła wola i brak kompetencji poprzedniego "uzdorwiciela". O tym wiem. - zrelacjonował rzeczowo potwór z dzieckiem na ręku. - Anatomia sithe niewiele różni się od naszej. Rób co możesz, Vannesso z Londynu.
Duncan w ostatniej chwili wyłowił z pamięci imię uzdrowicielki poznanej w czasie polowania na fomori w stolicy. Kojarzył też odmienioną gębę Scotta i zatroskaną twarz dziewczyny którą ten nazywał "Chudziną". Policjantkę, która stanęła w obronie dziecka widział pierwszy raz w życiu, ale zaimponowała mu. Zdawała się naturalnie pasować do tej garstki wyjątkowych angoli. W tej popieprzonej sytuacji cieszył się, że są w pobliżu.
To co wciąż go niepokoiło to...te cholerne anioły. Był pewien że przyprowadzi do tego świata conajwyżej kolejną durnowatą Wróżkę z manią wielkości, a zamieszanie zrobiło się conajmniej, jakby ściągnął tu samego Lucyfera. Anioły! Prawdziwe, pieprzone anioły z mieczami, skrzydlami i całym szajsem. Po dwóch fenomenach, najeździe fomorian i prawie rocznym pobycie w fairylandzie nie przypuszczał że coś jeszcze będzie w stanie go zaskoczyć. A tu proszę - ze środziemia prosto w środek biblijnej apokalipsy.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 15-06-2015 o 14:58.
Gryf jest offline