Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2015, 18:03   #93
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Post pisany przy udziale innych graczy :)

Scena przy Stonehage była naprawdę widowiskowa. Krótka walka miedzy aniołami zakończona spektakularnym użyciem moc przez którąś ze stron pociągnęła za sobą śmierć ludzi mających tworzyć ochronny kordon wokół tego miejsca.
Nie tylko ci biedacy padli ofiarą starcia miedzy boskimi posłańcami. W kamiennym kręgu znaleźli się również poznani przed kilkoma miesiącami szkocki Strażnik Muru i elfka.
Jak na ironię, aniołowie zasugerowali, ze to właśnie Vannessa mogłaby uzdrowić elfkę. Użyli przy tym pewnej formy psychologicznego nacisku. Nikt przecież nie powinien pozostać obojętny na prośby o pomoc żonie przyjaciela.
Tez coś, przyjaciela. Druidka i Szkot razem pracowali. Ale żeby od razu być przyjaciółmi… daleko było im do tego. Być może tam w Niebiostach każdy z kim się pracowało zostawał automatycznie twoim przyjacielem. Tu na tym łez padole było inaczej.
Nie było stensu tłumaczyć owych zawiłości skrzydlatym sługą Najwyższego.
- Nie licz na za wiele. - Chlapnęła nieprzmyślanie Wiedźma patrząc w oczy odmienionemu Szkotowi. Ton jej głosy wyrażał dużo sceptycyzmu i ironii. - Jeżeli jej anatomia niewiele różni się od naszej, to potrzeba nam naprawdę cudu, by ją uratować.
Vannessa zrobiła krótką przerwę by zebrać myśli.
- Lepiej owiń niemowlę. - Odezwała się już zupełnie neutralnym głosem. - Inaczej organizm się wychłodzi i… - Nie dokończyła. Nie chciała lub tez nie mogła wypowiedzieć słów o śmierci z wyziębienia. - Potrzebuję gorącej wody, opatrunków… - Wyrzuciła z siebie całą litanię rzeczy potrzebnych jej do oczyszczenia i zasklepienia ran. Rzeczy niezbyt skomplikowanych i miała nadzieję osiągalnych w tych polowych warunkach.
- Mam w aucie... część z tych rzeczy. Zabezpiecznie tam przy blokadzie powinno mieć resztę. To standardowe wyposażenie wsparcia specopsów. O ile to prawdziwe służby, a nie lufy do wynajęcia... - dodała Amy, spoglądając po dwójce aniołów. Wysłannicy niebios, psia ich mać…raczej terroryści i bandyci.
- To przynieś. - Rzuciła Vannessa nie patrząc na policjantkę. O ile to była policjantka. - Albo nie, czekaj. - Dodała po chwili zastanowienia. Jakoś nie miała ochoty by Amy oddaliła się od tego całego zbiegowiska i to sama. Im dłużej Billingsley słuchała uszczypliwości kobiety pod adresem wszelakich uzbrojonych grup, tym bardziej wątpiła w jej słowa co do wykonywanego zawodu.
- To prawie dwa kilometry. Za długo zajęłoby ci to. - Dodała Wiedźma by jakoś uzasadnić to, że Little powinna zostać.

- Ożeż! - Wrzasnęła w pewnym momencie Vannessa i odskoczyła od nieprzytomnej sithe jakby ją coś ugryzło albo prąd kopnął. Bo i coś jakby prąd, dziwna energia zaczęła gromadzić się wokół rąk gdy zajmowała się duncanową żoną. Machała przy tym energicznie rękoma, bo początkowe mrowienia kończyn przeszło w pieczenie.
Po krótkiej chwili Wiedźma stanęła uważnie przyglądając się pamiątce po portalu. Skaryfikacje zaczęły wypełniać się dziwnym, zielonkawym, fosforyzującym światłem.
- No nie! No nie! No nie! - Przetoczyła przerażonym spojrzeniem po zebranych. - To był portal! Twoja żona aktywowała ten cholerny portal! - Wykrzyczała do Szkota, a przerażenie zaczynało powoli ustępować wściekłości.
- Spójrz na nią, na litość boską, wygląda, jakby była w stanie cokolwiek aktywować? - Szkot zdawał się równei zdezorientowany co druidka.
- Samo się aktywowało. - Odparła smętnie Vannessa i już więcej nie komentowała, przynajmniej nie na głos.
Sinclair zdawał się nie rozumieć, że sama obecność Lunnaviel mogła uaktywnić portal na jej rękach. Albo jej krew. Albo cokolwiek innego z nią związanego.
Faktem pozostało, że pamiątka po starciu z Fomorianami uaktywniła się przy próbie pomocy istocie, na którą moce Wiedźmy były wyczulone.
I jak tu zachowywać się przyjaźnie w stosunku do wszystkiego co człowiekiem nie jest?
To pytanie Druidka zadawała sobie coraz częściej.
Tymczasem anioły przyjęły na powrót swoje ludzkie, bezskrzydłe postacie. jeden z nich, ten którego nazywano wcześniej Horrorem, przycupnął przy schwytanym mężczyźnie o imponującej muskulaturze, tak potężnej, że nawet Duncan czy mega-strongmani mogliby wpaść w kompleksy. Schwytany sprawca zamieszania był nieprzytomny i krwawił z kilku głębokich ran na masywnym cielsku.
- Zabierzmy go do Azylu - zdecydował Grey ppatrząc z wyczekiwaniem na Holingswortha.
Ten jednak milczał, całą uwagę koncentrując na kręgu starożytnych głazów.
- Powiększa się. Jest w jakiś sposób powiązane z nią - przeniósł wzrok na Vannessę. - Z jej znakami na rękach.
- To piętno odrzuconych mocy uzurpacji. Niechcianej krwi - Grey wyraźnie wiedział, co dzieje się z druidką. - Zabierzemy stąd Regenta. Niedaleko jest markiz piekieł, który może chcieć złożyć mu wizytę, jeśli poczuje obecność młodszego brata. Azyl jest rozwiązaniem, które narzuca się samo.
- Lepszym jest zabicie bachora i Regenta jednocześnie - zasugerował zimno Holinsworth. - Na wojnie nie powinniśmy kierować się ludzkimi słabostkami. Jak w Egpicie, w Sodomie. Doskonale o tym wiesz.
- Piętno odrzuconej mocy uzurpacji, co?! - Druidka przeniosła swoje coraz bardziej gniewne spojrzenie na dyskutujące anioły. - Ciekawe, że tylko ja je mam, chociaż nie jedyna poskromiłam żądzę powiększenia swojej mocy.
- Kwestia mocy najbardziej zbliżonych do tego, co odrzucałaś. Silna krew fae w twoich żyłach. - Wyjaśnił Grey.
- Czyli ona - Wiedźma wskazała na wybrankę serca Sinclaira. - nie miała z tym nic wspólnego?
- Tego nie powiedziałem. Ale nie sądzę. Księżna Lunnaviel i je wybranek zostali tak samo oszukani, jak wiele narodów przed nimi. Regent to urodzony manipulator jak pozostali z jego zesłani na wygnanie braci.
- Czas zesłania już się kończy - usłyszeli głos pokonanego przeciwnika. - Jestem tylko zwiastunem zmian .. bracie - ostatnie słowo powiedział z szyderstwem.
Wyraźnie odzyskiwał siły.
- Co nie zmienia faktu, że nie jestem w stanie jej pomóc. I dobrze o tym wiecie. - Vannessa wzruszyła ramionami rozkładając zgięte ręce na boki.
- Ograniczenia umysłu to ograniczenia mocy. Czasami też ogranicza was wasza ludzka natura. - O dziwo do rozmowy wtrącił się ten, którego nazywano Horrorem. - Spójrz na nich.
Wskazał dłonią trzymających się blisko siebie O'Harę, Voordę i Harcourt.
- Spopieleni do gołej kości, lecz zamknięci na ból. Skupili się na tym, co ważne, nie na tym, co ich ogranicza. Mimo, że są tylko ludźmi, doznali łaski. Widzą, co muszą zrobić. Nie powstrzymują się. Nie mówią, że nie mogą, czy nie potrafią. To dlatego mój zwierzchnik ich wybrał. Bo wykuto ich ze stali zahartowanej w ludzkim cierpieniu.
Potem Horror odwrócił się i przydepnął próbującego podnieść się z ziemi Regenta.
Mimo, że był od niego dużo chudszy i przed chwilą oberwał, to jednak teraz ten nacisk przytrzymał powalonego anioła na miejscu.
- Zabierzmy go do Azylu - powtórzy Grey. - Towarzystwo utrzyma tutaj porządek i rozdarcie pod opieką. Pozbędzie się świadków i zajmie zmarłymi. Im dłużej tutaj pozostajemy, tym bardziej się narażamy. Siebie i was.
- A ja swój ból i cierpienie wolę kontemplować. - Mówiąc to Druidka przyklęknęła ponownie przy nieprzytomnej kobiecie. - Dobry Boże dopomóż. - Przeżegnała się i, jak to wielokrotnie widziała u Uzdrowicieli z MR, przyłożyła rękę nad jedną z ran. Zamknęła oczy i skupiła się wyczuciu istoty Sithe. Z początku delikatnie i powoli, nie chciała wszakże jej zaszkodzić.

Wrócił Scott. Prowadził ze sobą rudego mężczyznę najwyraźniej lekko zdezorientowanego. Ich pojawienie się wyrwało Vannessę z koncentracji, w jakiej się znalazła. Druidka czuła się dziwnie ... jakby ... coś działo się z jej ciałem... jakby... budziło się w niej coś nowego ... jakaś nieznana wcześniej moc... Czuła wyraźną ekscytację, jak dziecko mające za chwilę pojechać na wycieczkę.

Billinsley potrząsnęła gwałtownie głową jakby chciała strząsnąć coś z niej. Wytarła jedną rękę w drugą. Potrząsnęła nimi i wróciła do poprzedniego zajęcia. Tym razem już trochę pewniej zaczęła manipulować swoją mocą, jednakże nadal ostrożnie.
Vannessa tymczasem próbowała swoich nowych, wyczuwalnych mocy na nieprzytomnej Lunnaviel. Druidkę wypełniłó przekonanie, że unosi się z prądem rwącego potoku. Strumienia wody gorącej, jak w termalnych źródłach. Potem potok zmienił się w rzekę, a ta w prawdziwy wodospad, którego nie byłą w stanie już powstrzymać.
Tatuaże na jej przedramionach - pamiątka po Uzurpacji - rozbłysły jaskrawym, oślepiającym, zielonym światłem, które otuliło konającą elfkę, uniosło jej ciało w górę.

Wszyscy w pobliżu usłyszeli szepty. Chór niewyraźnych głosów kojarzących się z targowiskiem lub jarmarkiem. Paplanina zagłuszona przez odległość lub jakąś niewidzialną, dźwiękoszczelną barierę. Światła wokół Lunnaviel rozszczepiły się na dziesiątki małych, zielonych ogników, niczym subatomowe świetliki. Punkciki tajemniczego blasku zaczęły wirować wokół Vannessy rażąc ją swoim blaskiem. Wyraźnie czuła, że są gorące. To z nich wydobywały się te dziwaczne szepty.

Dryfując swobodnie w bezkresności nowej mocy Wiedźma uniosła zgiętą w łokciu prawą rękę lekko i pacem wskazującym zaczęła kreślić kręgi ściągając do nich unoszące się niczym świetliki plamki fosforyzującej zieleni.
Lunnaviel otworzyła oczy. Nadal jednak nie byłą przytomna.
Świetliki krążyły wokół zafascynowanej Vannessy kręcąc w powietrzu zawiłe wzory, potem wracały na wyznaczony przez druidkę "kurs". Niekiedy dotykały jej palca. Wtedy czuła ich ciepło. Pulsujące i przyjemne nagromadzenie energii. Po drugim czy trzecim dotknięciu zrozumiała, że to co wzięła za światełka jest ... świadome. Wyczuwała to jakąś nowo przebudzoną, niezrozumiałą dla niej zdolnością. To były ... dusze? Z braku odpowiedniejszej nazwy mogła użyć właśnie tego porównania. Zamknięte w jej ... tatuażu. Uwolnione poprzez .... bliskość otwartej szczeliny do .... więzienia Zapomnianych ... do innych światów..... wszędzie. Przebudzone przez ... przybycie tego, którego anioły zwały Regentem. Oswobodzone przez krew czystej krwi władczynię domeny, sithyjkę z błękitną, elfią krwią w srebrnych żyłach... Przyzwane przez uśpioną, ukrytą w Vannessie moc.
Zrozumienie przychodziło ... powoli.... Jak budzenie się .... z głębokiego snu .... Wynurzanie z dużej głębokości....
Czułą to.
Budziło się.
W końcu.
Świetliki - dusze krążyły wokół niej, podążając za wzorami wyznaczonymi w powietrzu przez jej palec.
Ręka zmieszanej lekko Billinglsey poczęła zwalniać. Nie tego spodziewała się młoda kobieta. Świadome byty, dusze czy czym one tam były komplikowały bardzo sytuację. Druidka miała nadzieję, że owa moc pomoże jej wyleczyć ciało. A tym czasem… tym czasem istoty te zabawiały się tańcząc na wyznaczonych przez nią eliptycznych trajektoriach. Jak śnieżne wróżki w “Dziadku do orzechów”.
Ręka prawie się zatrzymała, ale Vannessa wprawiła ją ponownie w nieco szybszy ruch zgarniając więcej uwolnionych duszyczek po drodze.
- I co ja mam z wami począć? - Wyszeptała do nich.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline