Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2015, 11:57   #13
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację

"Dobre chłopy do bitki i do wypitki" - tak określano ich ekipę w niektórych kręgach, zwłaszcza, gdy w czasie biesiadowania przez gardła rozmówców przepłynęło morze alkoholu. I chyba coś w tym było, bo zwykle podczas takiej popijawy znalazł się ktoś, komu można było dać w czajnik, a nic tak człowieka nie odstresowywało, jak porządna bijatyka. Teraz nadarzyła się kolejna okazja, z której krasnolud i Marienburczyk nie mogli nie skorzystać. Magnar, szukając wciąż swojej zagłady pognał pierwszy, a już po chwili dołączył do niego Wróbel, rozbijając tumany białego oparu swoją tarczą. O dziwo, po drugiej stronie mgły nikt na nich nie czekał. Nie było zasadzki i kolejnego posłanego w ich kierunku bełtu.

Do dalszej części domu prowadziła już jedynie droga w prawo, więc mężczyźni bez wahania skręcili w tę odnogę i biegnąc węższym korytarzem, niż ten w holu, szybko ocenili sytuację. Wszystkie drzwi na obu ścianach były zamknięte, z wyjątkiem ostatnich, wieńczących korytarz. Nie mając czasu i większego wyboru, obaj wpadli na drewniane, łukowate schody prowadzące w dół. Mniej więcej w połowie drogi do ich nozdrzy wdarł się zapach wilgoci przemieszany z cierpką, ale wyraźną wonią wina. Ostatnie schodki pokonali skokiem i moment później znaleźli się w przestronnej piwnicy, która okazała się być również winnicą.


Spore pomieszczenie wypełnione było niemal po brzegi beczkami i butelkami wina. Gdzieniegdzie pod ścianą dostrzegli drewniane, zalakowane skrzynie, każda z kartką opatrzoną innym nazwiskiem, co mogło oznaczać, że gospodarz tego domu trudnił się handlem alkoholem. Sufit był niski, tak, że Wróbel musiał nieco pochylić się do przodu, co nie było zbyt wygodną pozycją. Nim mężczyźni podjęli decyzję, co dalej, z głębi piwnicy usłyszeli dziwny dźwięk - coś, co brzmiało, jakby ktoś przesuwał czymś ciężkim po nierównym, kamiennym podłożu.

Z uniesioną bronią ruszyli w tamtym kierunku, a gdy wypadli zza stelarza z beczkami, ujrzeli mężczyznę w płaszczu, za którym tutaj przyszli, mocującego się z grubo ciosanym kamieniem w połowie maskującym zionącą czernią dziurę w kamiennej podłodze. Najwyraźniej popełnił błąd, nie pozostawiając sobie otwartej drogi ucieczki, a Wróbel i Magnar przynajmniej wiedzieli już, skąd nadszedł.
Skrytobójca był zupełnie zaskoczony ich widokiem. Odrzucił kamień i zerknął na miecz leżący nieopodal.
- Żywcem mnie nie weźmiecie, psubraty! - Warknął w ich stronę, rzucając się w kierunku ostrza.


Nie tracąc czasu, szlachcic i ciura zabrali się za metodyczne przeszukanie domu i zbadanie układu pomieszczeń. W końcu mogli na spokojnie otaksować wzrokiem przedpokój, a ten prezentował się naprawdę bogato. Na ścianach wisiały potrety myśliwskie i gobeliny, na podłodze leżał gruby, błękitny dywan. Bogato rzeźbione, łukowate schody prowadziły na piętro. Wprawne oko Meinholfa oceniło, że za co najmniej trzy gobeliny mogliby dostać sporo złota. Nie było jednak czasu, by je teraz ściągać i wyjmować z ram.

Ruszyli więc dalej i kolejnym pomieszczeniem, które odwiedzili, był pokój gościnny leżący naprzeciw schodów. Na jego wspaniałe wyposażenie składało się kilka eleganckich, obitych skórą foteli, spory stół, wielki ozdobny kominek i kredens, który Lies szybko przeszukał, znajdując w nim cztery złote korony i naszyjnik białych pereł. Obaj mężczyźni od razu wyciągnęli również odpowiednie wnioski - ktokolwiek napadł na dom, nie przyszedł tu z zamiarem grabieży. Szybko opuścili salon i ruszyli korytarzem do kolejnego pomieszczenia, którym okazała się jadalnia połączona z kuchnią.

W tym pokoju panował kompletny bałagan.

Duży, prostokątny stół wywrócony był na bok, a mebel, który musiał być kiedyś kosztownym kredensem rozbity miał cały przód, z którego wisiały powyciągane niemal do końca, puste szuflady. Wszędzie leżało potłuczone szkło, a mniej więcej pośrodku sali Gstav i Meinholf dostrzegli na podłodze dwa zakrwawione ciała - białe fartuchy sugerowały, iż musiała być to służba gospodarza. Możliwe, że zostali zaskoczeni, jednak nie poddali się bez walki. W rogu sali szlachcic odkrył dwie zakrwawione pałki, natomiast Liess pomiędzy leżącymi na podłodze sztućcami natrafił na masywną, ozdobną broszę, z wyrytym na awersie dziwnym symbolem.


Trzy skrzyżowane ze sobą szkarłatne belki, tworzące znak odwróconego trójkąta. Nie wiedzieli, co może to oznaczać, jednak podświadomie czuli, że nic dobrego. Z pewnością też brosza nie należała do żadnego ze służących, musiał więc zgubić ją napastnik. Nie trafiając na nic więcej wartego uwagi, kompani wyszli na korytarz i skierowali się do drzwi naprzeciw jadalnio-kuchni, za którymi znaleźli się w sporym składziku. Wewnątrz stało kilka opartych o ścianę worków ziarna i wiele innych artykułów żywnościowych. Naprzeciw worów stała duża drewniana skrzynia, a Gustav od razu przeczytał na głos, co było na niej napisane.
- Uwaga, materiały wybuchowe.
Nim zdążyli zajrzeć do środka, wydawało im się, że z korytarza usłyszeli odgłos walenia do drzwi i jakieś podniesione, stłumione głosy, jednak z miejsca, w którym się znajdowali, nie mogli rozstrzygnąć, co dzieje się przy wejściu.


Krasnolud zamknął drzwi i oparł się o ścianę nieopodal framugi, czekając na powrót kompanów. Starał się nie patrzeć na zwłoki kobiety, które położył tak niefortunnie, iż jej blada twarz zwrócona była w jego stronę, a paskudny grymas zastygły na jej obliczu w chwili śmierci i nieobecne oczy nawet Ponurego przyprawiały o dziwny dyskomfort. Tak, jakby ta człeczyna mimo przejścia do krainy Morra chciała zasygnalizować, że coś jeszcze mają tutaj do zrobienia. Że jej śmierć nie może pójść na marne.

Deszcz uderzał ciężkimi kroplami o drzwi, a w domu panowała niezmącona niczym cisza, która aż kłuła w uszy. Jeśli gdzieś tam byli jego towarzysze, poruszali się bezgłośnie, nie stwarzając nawet najmniejszego pozoru swojej obecności. Niczym świetni w swoim fachu złodzieje. Co jakiś czas jedynie mignęła mu postać Meinholfa i Gustava, gdy mężczyźni zmieniali pomieszczenia, zajęci rozmową o czymś. Minęło sporo czasu, w którym nic się nie działo i Hargin rozważał nawet, czy do nich dołączyć, gdy nagle ponurą ciszę rozerwało głośne dudnienie do drzwi. Raz, drugi, trzeci. Za każdym razem walenie stawało się coraz mocniejsze. Gdy khazad zastanawiał się, cóż uczynić, z zewnątrz doszedł go stłumiony przez drzwi wejściowe głos.

- Klaus, otwieraj, wiemy, żeś jeszcze na nogach, przecież światło się świeci! - Krzyknął ktoś szorstkim, ale podpitym już tonem. - Wina chcemy kupić!
- Może twoja pulchna Helga wyjdzie do nas i nam je sprzeda, co? - Dodał drugi głos i po chwili cały ganek rozniósł się rubasznym śmiechem, przebijającym się przez deszcz. Hargin naliczył trzy inne głosy, ale póki co odezwało się tylko dwóch nieznajomych. - Otwieraj, kupcze, bo sami się zaraz obsłużymy!
Ponury wiedział, że człeczyny po alkoholu szybko tracili cierpliwość i tylko kwestią czasu było, nim tym na zewnątrz przyjdzie w końcu do głowy nacisnąć na klamkę.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]

Ostatnio edytowane przez Kenshi : 16-06-2015 o 12:01.
Kenshi jest offline