Informacje jakie przekazał Adams Państwo Summers przyjęli zdumiewająco spokojnie. Zapewne wiele dała wcześniejsza rozmowa z Davisem.
- Skądże znowu Panie Adams. Skądże znowu. – zapewniał skwapliwie John.
– Możecie Panowie pozostać tak długo, jak tylko zechcecie, w końcu to całe zamieszanie … nie mieliście Panowie w każdym razie złych intencji, a że wyszło jak wyszło …
Wzruszył ramionami i spojrzał na siedzącą z boku Mary.
- Prawda kochanie?
Pani Summers spuściła oczy i nerwowo skubała brzeg fartucha, jaki miała nałożony na spódnicę.
- Tak sądzę … - szepnęła cicho.
- Co do toporka, to chyba przywieźliśmy go z Indii? – zakończył John pytającym tonem spoglądając na żonę.
Mary spojrzała w końcu swymi pięknymi oczyma koloru morza na Adamsa unikając wzroku Hema, jakby zawstydzona.
— O, nie — powiedziała
— To nabytek z bożonarodzeniowego PiK–u.
Widząc niezrozumienie w oczach mężczyzn dodała pospiesznie.
— Przynieś i Kup — gładko wytłumaczyła.
— Na plebanii. Przynosi się
rzeczy już niepotrzebne i w zamian coś kupuje. Jeżeli się uda, coś niezbyt
okropnego. Oczywiście, właściwie nie ma tam nigdy niczego naprawdę użytecznego. Ja kupiłam to i dzbanek do kawy. Podobał mi się dziobek dzbanka do kawy i ten ptaszek na toporku.
Dzbanek do kawy po chwili przyniósł John był niedużym przedmiotem z miedzi.
Miał długi zakrzywiony dziób.
— Chyba pochodzą z Bagdadu — powiedziała Mary.
— Przynajmniej tak
utrzymywali państwo Wetherby. A może to była Persja?
Mary nie mogła sobie przypomnieć.
Niewiele też dało pytanie o firmę Logan i Muttle. Mary nic nie pamiętała … ale …
- Chyba ktoś od nich był u nas. – zauważył ostrożnie Pan Summers.
- Taka wysoka ponętna brunetka. – uśmiechnął się pod wąsem kapitan.
- John. – ofuknęła go żona odpychając od siebie.
- Wybacz kochanie. Przyjechała do Pani Chester, jak mi się zdaje. Najlepiej ją popytajmy.
Oczywiście Pani Eugenia nie ruszała się ze swego pokoju i wszyscy musieli się pofatygować na górę. Staruszka siedziała w bujanym fotelu przy oknie i … sączyła szklaneczkę whisky, już prawie całkiem wysuszoną.
- Logan i Muttle? – spytała gdy wyjawili z czym przyszli.
- Istotnie. – zauważyła Pani Chester bez najmniejszych oznak wpływu alkoholu na jej organizm.
- Ich pracownica była u mnie w zeszłym roku. W listopadzie, na początku listopada. Przywiozła mi dokumenty dotyczące posiadłości, jaką zamierzałam zakupić, lecz nic z tego nie wyszło.
Pani Chester spojrzała na nich z godnością, ale i smutkiem jednocześnie.
- Moje zniedołężnienie pogłębiło się na tyle, że nie mogę sobie pozwolić na samotne prowadzenie domu, a tu mam opiekę Mary i zawsze się coś dzieje.
Starsza Pani uśmiechnęła się ciepło do Pani Summers.
- To była młoda, około 25-letnia postawna brunetka, bardzo ładna i pewna siebie. Nazywała się … Williams. Maude Williams, jak sądzę.
Stwierdziła Pani Chester z iście wiktoriańską pewnością siebie.
***
Na poczcie w Shawford przywitała Richarda Pani Sweetiman i zakatarzona Edna.
- Biblioteka? Owszem. Najbliższa jest w Winchester. Przed wojną mieliśmy bibliotekę, ale po śmierci bibliotekarza Pana Morgana, nikt nie chciał jej prowadzić i zbiory wywieziono do Winchester właśnie, ale na pewno w „Sunday Comet” mają w ich redakcji archiwalne numery. Edna podaj mi ostatni numer.
Zwróciła się Pani Sweetiman do koleżanki.
- Zawsze na drugiej stronie podają adres i numery telefonów, o proszę.
Kobieta położyła gazetę na blacie kontuaru i postukała palcem w odpowiednim miejscu. Redakcja jest w Londynie przy Virginia Road 5.
Do rozmowy wtrąciła się Edna, która siedziała najbliżej stojaka z prasą.
- Trochę schodzi tej gazety, ale trudno powiedzieć, by ktoś czytał regularnie. Chyba najczęściej doktor Rendell i jego żona kupują „Sunday Comet”, ale czy będzie miał numer sprzed roku?
Zadała retoryczne pytanie.
- No i Pani Brown czytywała! – wykrzyknęła z nagłym przebłyskiem geniuszu Pani Sweetiman.
– Ale biedaczka nie żyje.
Dodała smutno.