Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2015, 21:06   #92
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Koboldzi las
(nieznana lokacja)
wczesne popołudnie, 15 Tarsakh Roku Orczej Wiosny


Gdy rany zostały prowizorycznie oparzone, kości zmarłych zakopane, a łupy zapakowane drużyna powlokła się w stronę portalu. Co prawda ogarniety bitewną gorączką Evan miał ochotę zaszarżować na “obóz rodzinny”, lecz zdawał sobie sprawę, że towarzysze nie są w formie pozwalającej na tropienie i dłuższy marsz, o efektywnej walce nie mówiąc. Wszyscy dźwigali worki z jedzeniem i nieliczne zdobycze - bardziej z rozsądku niż chęci. Shavri tylko przelotnie przeliczył ile złota można by wziąć za pozostawioną tu broń, po czym wsadził pod pachę klatkę z dwiema kurami, dumając jak to człowiekowi zmieniają się priorytety gdy doskwiera głód i pragnienie. Nie tylko jego bolało pozostawione dobro, jednak by zabrać wszystko potrzebny byłby wózek, a nie zmęczone ręce rannych najemników.

Najemnicy dotarli do portalu bez przeszkód. Gergo na ich widok głośno sapnął z ulgą, jednak wyraz pyska nadal miał niewyraźny. Gdy najemnicy gęsiego przeszli przez portal (Deithwen musiał praktycznie wepchnąć w niego Eris, wcześniej zwabiwszy ją pod przejście duża sztuką mięsa) zrozumieli dlaczego… Bardzo zdenerwowana Franka zrelacjonowała zajście z Tillit, co wywołało krótką, acz gwałtowną dysputę w drużynie. Tropciele powrócili nawet by poszukać śladów wierzchowca, jednak bezskutecznie. Uwolnieni jeńcy cierpliwie czekali aż ich osobliwi wybawiciele dojdą do konsensusu. Koniec końców wyczerpani najmici ruszyli tunelami w stronę Wilczego Lasu, przeliczywszy wcześniej znalezione w jaskiniach szczątki i zapakowawszy je do worków. Zoja sama wybrała swój los, a priorytetem drużyny było dostarczenie odnalezionych ludzi do Zamieci i Luty. Na górze wyciągnięto spod wiatrołomu worki z posegregowanymi wcześniej łupami. Część mięsa, które Gergo zidentyfikował jako ludzkie, zakopano wraz z kośćmi zjedzonych przez koboldy szóstki leśników i trójki ich dzieci. Śmierdzący napitek zabrany przez Shavriego okazał się być goblińskim grzmotaczem, cenionym i rzadkim wśród koboldów trunkiem, który zaklinacz przyjął z wdzięcznością. Druid zapytał z kolei Grego, czy wie może cóż to jest za tajemnicza fiolka, którą Deithwen znalazł w obozie koboldów. Nadzieja półelfa nie była płonna - czerwonawy płyn był eliksirem leczniczym. Druid mógł go wykorzystać… lub zostawić na czarną godzinę.
W końcu wszyscy, łącznie z Robertą i Olafem, zarzucili worki na plecy i powlekli się w stronę siół.




Wilczy Las
popołudnie, 15 Tarsakh Roku Orczej Wiosny


- Tam są!
- Idą!
- Heeeeej!!

Entuzjastyczne okrzyki wyrwały drużynę z marazmu powolnego marszu. Już po kilku minutach najmici zostali otoczeni przez grupkę leśników, którzy od kilku godzin krążyli po okolicy w nadziei, że znajdą choćby niedobitki futenbergczyków. Z każdym przebytym kilometrem liczba leśników się zwiększała. Z barków bohaterów zdjęto bagaże (choć kury wywołały nie lada zdziwienie), a rannym użyczono silnych ramion jako podpory. Gwar i radość zwiększyły się jeszcze gdy wreszcie dotarli do Zamieci; sam powrót najemników wywołał entuzjazm, a gdy z ciżby wyłoniła się dwójka ocalałych od krzyków aż rozbolały Gaspara uszy.

W końcu kobiety pod przewodnictwem Łucji przegoniły mężów i zabrały się za ogarnianie chaosu. Rany najemników zostały porządnie oczyszczone, nasmarowane ziołowymi maściami i owinięte w czyste płótna. Stare opatrunki wrzucono do wrzątku, a brudne ubrania zabrano do prania i cerowania. Młódki nagotowały wielki gar gulaszu, znacznie uszczuplając przyniesione przez najmitów zapasy (do których żadna z wsi nie rościła sobie praw), ale wszyscy łaknęli porządnej, ciepłej strawy, więc nikt nie miał im za złe. Czysta woda i gęste miodowe piwo zaspokoiły pragnienie wojowników. Tylko na dziurawe zbroje leśnicy nic nie mogli poradzić; tu trzeba było fachowca z odpowiednimi materiałami i narzędziami.

Gdy najemnicy nieco odsapnęli pojawiła się wdzięczna rodzina Roberty, składając im wylewne podziękowania. Pożegnawszy się ze swoimi wybawicielami Olaf wyruszył do Luty, eskortowany przez kilku solidnie uzbrojonych myśliwych. Co prawda nikt nie spodziewał się, że po pogromie, jaki najemnicy zgotowali koboldom te szybko uderzą ponownie, ale przezorny zawsze ubezpieczony. W nocy, pod nieobecność drużyny koboldy zaatakowały Bukowo, jednak najemnicza strategia sprawdziła się doskonale i sioło odparło atak bez strat własnych. W spichrzu pojawiła się też jakaś dziewczyna z noworodkiem na ręku, szukając Zoji. Fanka podeszła myśląc, że dziecko zachorzało, lecz z dukanych, pokrętnych wyjaśnień zrozumiała, że młoda matka chciała, by uzdrowicielka pobłogosławiła jej syna w imieniu Illmatera…

W końcu, gdy tłum mieszkańców kręcący się wokół spichlerza nieco się przerzedził, a drużna pojadła i popiła pojawiła się Dziewanna. Od razu widać było, że Starsza spodziewa się dokładnej relacji z przebiegu misji, bez owijania w bawełnę i pomijania trudnych spraw, o których już poprzedniego dnia zabroniła mówić publicznie. Trzeba było rozliczyć się także za wykonaną pracę.


ranek, 16 Tarsakh Roku Orczej Wiosny


Noc minęła spokojnie. Nikt nie oczekiwał od rannych najmitów, że będą patrolować granice sioła, a i przespane godziny sprawiły, że wszyscy czuli się o wiele lepiej. Ziewająca Franka mogła też o świcie skorzystać z łaski Pana Poranka i podleczyć zasklepiające się rany towarzyszy. Czyste, suche ubrania czekały na bohaterów Zamieci; zwłaszcza tych, którzy nie mieli strojów na zmianę i musieli pożyczać je od leśników. Wyskrobawszy resztki gulaszu z garnka najmici usiedli przed spichrzem, grzejąc się w promieniach słońca i zastanawiając się - co dalej?


 
Sayane jest offline