Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2015, 22:54   #19
Kaeru
 
Kaeru's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumny
Thorendil i Ellethiel

- ?! - Powiedział Thorendil nieco skonfudowany.
- Błagam… - elfka patrzyła na druida przerażonym wzrokiem. Wyciągnęła w jego stronę sztylet, jakby podając mu.
Druid wziął sztylet po czym odrzucił go na bok i silnie uderzył elfkę w twarz otwartą dlonią.
- Czyś ty rozum postradała?! - Wściekł się nie na żarty. - Jedno tylko zycie dostałaś od Seldarine, nie pozbywaj się go jakby było nic nie warte!
Mavarin położyła dłoń na uderzonym miejscu, ale najwyraźniej niezrażona wybuchem Thorendila kontynuowała:
- To niech Seldarine je zabiorą! - zawołała.
Ile zła musiało spotkać elfa, żeby ten zrezygnował ze swojego życia? Tego Ellethiel nie wiedział. Unikał zła jak tylko mógł przez całe swoje dotychczasowe życie. Co mógł o nim wiedzieć? Co mógł zrobić w tej sytuacji? Stać i patrzeć jak elfka błaga o śmierć? Tylko to?
- On nie jest Seldarine. Ani ja. Nie możemy tego zrobić.
Elfka spojrzała na Ellethiela, jakby dopiero teraz go zauważając. Pół elf widział, jak ona całą swoją postawą błaga.
- Nie, nie, nie! - wciąż na klęczkach złapała Thorendila za ręce. - Miej litość!
Pół elf spojrzał na elfkę jakby miał zaraz do niej dołączyć.
- Ani mi sie waż. - Warknął Thorendil, nie wiadomo czy bardziej do elfki czy półelfa.
Mavarin wzmocniła uścisk na nadgarstkach druida.
- Czemu mi to robisz, czemu? Czemu nie masz litości?
Dla Ellethiela to było zbyt wiele. Wiedział, że czas przejść do konkretów. Przykląkł obok kobiety i nieporadnie, jak uczniak, cmoknął ją w policzek.
- Bo wiem co znaczy odbierać, życie i tracić bliskich. Nigdy więcej bezsensownych śmierci, rozumiesz? Nigdy więcej. Cokolwiek tu się stało nie możesz umrzeć z tego powodu, nie pozwolę na to. Póki zyjesz póty jest nadzieja.
Elfka spojrzała na Ellethiela zaskoczona, ale tylko go odsunęła od siebie i znowu skupiła się na Thorendilu.
- Ufałam ci… Myślałam, że posiadasz sumienie. - odwróciła głowę.
“Poddaję się”, pomyślał pół elf.
- A ja dalej wierzę w twoją mądrość…
Mavarin nie odwróciła głowy w stronę Thorendila ani nie spojrzała na Ellethiela. Wyglądała teraz na całkowicie zrezygnowaną.
- Seldarine… - wyszeptała.
- To może… powiesz chociaż co się stało? - zagadnął Ellethiel.
Mavarin zaczęła się śmiać. Histerycznie.
- Uciekajcie! - zawyła poprzez ten śmiech.
- Innym razem. - Thorendil przestał słuchać kobiety i po prostu przerzucił ją sobie przez ramię. Miał już pewność, że przeżyła coś na tyle strasznego by postradać umysł. Nie mógł jej jednak pomóc na miejscu więc jedyną opcją było zabrać ją do drzewa.
Ellethiel zerwał się z ziemi, patrząc na elfkę z obawą.
Kobieta szarpała się druidowi, ale zbyt słabo, aby miało to jakiekolwiek znaczenie.
- Zdrajca, zdrajca! - wyrzuciła z siebie, po czym zaczęła drapać plecy Thorendila.
- Porozmawiamy o tym później, teraz upewnię się, że nic Ci nie bedzie. - Po czym zwrócił się do półelfa. - Chodźmy, nie powinniśmy tracić więcej czasu.
Ellethel był posłuszny. Szedł parę kroków za Thorendilem, obserwując nadzwyczajny balast, który elf niósł.
- Gdzie teraz pójdziemy?
- Nie zmieniliśmy planów, musimy tylko wyjść z tej mgły.
- Świetnie! Wspaniale! Nie mogę się doczekać! Mieszkasz z kimś? Masz dużą rodzinę? Albo zwierzątka? Uwielbiam zwierzątka! I rodzinę też! Zawsze chciałem mieć siostrę, ale mama nie daje się namówić… Masz rodzeństwo?
- … - Thorendil otworzył usta, potem je zamknął i znów otworzył. Nigdy w całym jego życiu nie spotkał kogoś to w takiej chwili potrafiłby zasypać go gradem pytań. W dodatku półelf chyba nie zaczerpnął powietrza podczas wypowiedzi. Niesamowita zdolność.
- A ty jak masz na imię? - Zwrócił się w swojej wypowiedzi do elfki. - Ja jestem Ellethiel, ale możesz mówić na mnie jak chcesz. Dopóki nie zdrabniasz mojego imienia możemy zostać przyjaciółmi! Co o tym myślisz?
Mavarin spojrzała na Ellethiela trochę nieobecnym wzrokiem i wyszeptała tylko jedno słowo:
- Głupiec.
- Ale szczęśliwy głupiec!

~~~~~~~~

Znalezienie drogi nastręczyło Thorenilowi nie lada kłopotu. Niby znał to miejsce, niby wiedział gdzie iść, ale wydawało mu się jakby to las nie chciał pozwolić mu dotrzeć na miejsce. Przez całą drogę, całe to krążenie w miejscu, nie natrafił na swoją wioskę, jakby jej tu nigdy nie było. Obawa zagościła w jego sercu, gdy zdał sobie sprawę, że po drzewie, tym konkretnym i bliskim jemu sercu drzewie mógł także nie pozostać ślad. Co wtedy by zrobił? Czy byłby w stanie myśleć o aktualnych problemach, a nie o stracie?
Co wtedy?

Jego elfie oczy w końcu uchwyciły to, czego tak poszukiwał. Był to na razie tylko zarys, osłonięty mgłą, ale jednak Thorendil wiedział, że pomyłka nie była opcją.

Dotarł tam, gdzie kierowało go serce.

Odetchnął z ulgą widząc iż JEGO drzewo jest nietkniete.
- Dzięki wam duchy lasu… - Wyszeptał. - Ellethielu zaczekaj tu chwilę, muszę się rozejrzeć.
- Jasne. Nie będę Ci przeszkadzał - odpowiedział. Oczywiście sam również będzie się rozglądał, ale bardziej dyskretnie. Skoro jego nowi przyjaciele potrzebują chwili sam na sam, niech i tak będzie. - W razie co, to wołaj. Jest jakaś szansa, że cię usłyszę.
- Na pewno. - Druid nie sprecyzował cóż takiego uznal za pewnik. Ruszył w stronę wioski by przyjrzeć się z bliska w jakim stanie znajdują się tutejsze rośliny. A co ważniejsze, zrozumieć dlaczego w tak tragicznym.

Ellethiel nie potrafił określić co budzi w nim największy niepokój, czy nawet nieokreślone zaczątku strachu. Może to była ta mgła przesłanająca widok, może szaleńcze zachowanie elfki błagającej o śmierć, a może ta wszechogarniająca cisza przerywana tylko cichym szlochem Mavarin. A może wszystko na raz…
Rozglądając się miał nadzieję natrafić na cokolwiek, może na jakąś wskazówkę, jednak prócz drzewa tak ważnego dla Thorendila nie widział niczego konkretnego. Niemniej to drzewo, będące w tym momencie dla Ellethiela tylko drzewem, przyciągało uwagę pół elfa. Wydawało się być jedyną nietkniętą istotą przez to, co wzięło ten teren we władane. Wyglądało na zdrowe zupełnie jakby nic nie miało tu miejsca.
Ellethiel powoli ruszył się z miejsca, ale jednocześnie pilnował, aby nie oddalać się zbyt daleko. Sama myśl, że mógłby się zagubić w tej mgle, w tym grobowcu była, mówiąc bardzo delikatnie, niepokojąca. Nie był w stanie zobaczyć jednak niczego innego, jak tylko uschniętej roślinności, która trzeszczała pod jego nogami. Miał już zamiar się poddać i wrócić do miejsca, w którym rozstał się z druidem, kiedy usłyszał, jak coś bardzo blisko poruszyło umęczoną roślinność. W momencie, w którym spojrzał w tamtą stronę wydawało mu się, że dostrzegł jakiś kształt, który czmychnął w stronę zwalonego drzewa i prawdopodobnie skrył się za nim. Ruch jednak był zbyt szybki, aby Ellethiel zdołał rozpoznać coś więcej, ale głosik w jego głowie podpowiadał mu, że nie był to kształt humanoidalny…

Thorendil zmierzał w stronę wioski trzymając przewieszoną przez ramię Mavarin, która zaprzestała walki i teraz jedynie cichutko popłakiwała z bólu, którego przyczyna była mu nieznana.
Nie każdy nie będący Tel’quessir byłby w stanie dostrzec wioskę Thorendila, jak i wiele innych jej podobnych, jednak starszy tej społeczności od razu zobaczył zarys miejsca, nad którym sprawował pieczę. Te same drzewa, te same skryte w nich domki, te same miejsca spotkań, a jednak… a jednak inne. Z tego poziomu wszystko było na swoim miejscu, ale na tym kończyły się podobieństwa. Wiosce, jak i w wypadku całej okolicy, brakowała tej iskry życia, którą zastąpiła grobowa cisza. Rośliny natomiast były w różnym stopniu uschnięte i tak kruche, że każdy krok Thorendila niszczył ostatecznie martwią, lub pół martwą, strukturę tych, na które nastanął.
- Thorendilu… - elf usłyszał cichy głos Mavarin. - Thorendilu… - powtórzyła, po czym zamilkła, a druid czuł, jak kobieta drży, może z zimna, może z czegoś zgoła innego…

“Pewnie wiewiórka… tak, z całą pwnością wiewiórka, oczywiście, że wiewiórka, co innego jak nie wiewiórka!”.
Cichutki głosik w jego głowie szeptał ostrzeżenie: dlaczego, skoro wszystko tu jest martwe, przeżyło to jedne zwierze? Szybko jednak zagłuszały go inne myśli, znacznie bardziej możliwe do zniesienia. Znajdowały ujście w słowach, pozwalając Ellethielowi na skupieniu umysłu na mówieniu zamiast na nieprzyjemnych rozważaniach.
- Wiesz, wiewiórko. Trochę tutaj nieprzyjemnie. Niechciałbym mówić o tym Thorendilowi, bo chyba mu się tu podoba, znaczy… zdaje się, że tu mieszka. Ta elfka też jest niepokojąca. I mnie obraża! Ale to takie urocze na swój sposób, prawda? Ciekawe jak radzi sobie Tornis. Mam nadzieję, że znalazł Izela, przecież nikt nie chciałby chodzić samemu po lesie. Na pewno znalazł! On ma instynkt! Dokładnie wiedział, że powinienem iść przodem w grobowcu. Bo gdyby to on szedł pierwszy to mógłby wpaść w pułapki a ja sobie poradziłem! Szkoda tylko, że rozstaliśmy się w takich okolicznościach… nie zrozum mnie źle, wiewiórko, ja go nie nienawidzę. Mam żal do niego i jest mi przykro... ale wiem, że to dobry człowiek! Wszyscy ludzie są z natury dobrzy, ale zdarza im się chorować na zło. Ja unikam zła i złości, więc jestem całkiem zdrowy na duszy i sercu. Muszę być zdrowy, żeby móc się pokazać mojemu tacie! Zazłony nie mogę wrócić do domu, nie chcę zarazić mamy. Ale się nie zarażę, spokojnie! Mam nowych przyjaciół, oni mi pomogą, a ja pomogę im. Tak, dokładnie. Od tego są przyjaciele. Nie to co Kreth, ten mały, uparty…
Ellethiel zacząl gadać, i gadać i gadać… a przecież nawet nie poznał swojej rozmówczyni! Gdzie się podziały jego maniery? Przerwał chodzenie w kółko w tym samym miejscu i skierował swoje kroki w stronę powalonego drzewa, aby chociaż rzucić na nią okiem.
Wiewiórka, jeżeli tym był ten kształt, nie odpowiedziała w żaden sposób na zbyt długi monolog pół elfa. Kiedy natomiast Ellethiel podszedł trochę bliżej zwalonego drzewa usłyszał dźwięk, którego raczej na pewno nie wydają wiewiórki.
Usłyszał gardłowe warczenie dochodzące zza obalonego pnia, z miejsca skąpanego we mgle.
- Już, już, idę sobie, dobra wiewiórka… - odpowiedział stworzonku. Powoli wycofał się, cały czas obserwując powalone drzewo. Najlepiej wrócić do Thorendila. Dla pewności wyciągnął też broń, która była nieprzyjemnie zimna. Nie chciał być bezbronny jeśli zwierzątko zechce go zaatakować.
Cofając się nie usłyszał żadnego ruchu zza powalonego drzewa czy kolejnego warczenia, jednak nie zdołał wycofać się daleko, kiedy usłyszał krótki szelest po swojej lewej, po którym zapadła cisza. Niemniej rozległ się on bardzo blisko miejsca, w którym znajdował się Ellethiel…
On jednak uznał, że to z całą pewnością nie jest nic niebezpiecznego. Jest na to zbyt zimno. Jakikolwiek ma to związek z niebiezpieczeństwem.
Kontynuował powolne wycofywanie się i lekko skręcił w swoją prawą. Nie chciał przecież nadepnąć kolejnej wiewiórki!
 
Kaeru jest offline