Nic mogło iść za prosto, o nie. Imprezy powitalnej i pustego krzesła przy wigilijnym stole, tego dla zbłąkanego wędrowca, van Belzen się nie spodziewała. Reakcja Felinitów była jak najbardziej zrozumiała, biorąc pod uwagę gdzie i w towarzystwie kogo się znajdowali. Co prawda łuski i skrzela federacyjne trepy zostawiły w drugich spodniach, jednak w sytuacji równie dramatycznej jak ta będąca aktualnie ich udziałem, podejrzliwość i zdrowa, miedzy rasowa paranoja pozwalała mieć nadzieję na przeżycie, powrót do statku-matki i w znajome rejony galaktyki - te bardziej cywilizowane... o ile miernikiem cywilizacji mogły być dobrze zaopatrzone bary. Frida sprzedałaby duszę mackowatej potworności, którą czcili niegdyś Polarianie, byleby tylko móc urznąć sie w trupa i mieć w najgłębszej dupie co stanie się z oddziałem za te kilka najbliższych sekund. Wieszczenie dalszej przyszłości mijało się z celem - na tej popierdolonej planecie przeżycie odcinka czasu między wdechem a wydechem obligowało do wystąpienia o nagrodę publiczności, kota w worku lub dodatkowego dnia przepustki.
O ile powrócą do domu...
-Kurwa - jedno słowo wystarczyło za cały komentarz odnośnie lądowania kolejnej porcji polarsów na tej jakże niegościnnej ziemi.
Już dawno przestali mieć przejebane - na ich aktualne położenie żaden mądry człowiek nie wynalazł jeszcze odpowiedniej nazwy...ale nic w tym dziwnego. Mądrzy ludzie, jak sama nazwa wskazywała, siedzieli na dupskach w miejscach uważanych powszechnie za bezpieczne, zamiast szwendać się po krańcach Układu Gwiezdnego.
Co poradzić? Rozkaz to rozkaz.
Nawigator żałowała tylko jednego - że nie dane jej będzie zapalić przed śmiercią.
Jakoś tak, kurwa, to bolała ją najbardziej...
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena |