Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2015, 19:17   #99
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Karl nie uczestniczył w bójce. Prawdę mówiąc, gdyby jednak był w tej nieszczęśliwej chwili w Złotym Pawiu robiłby wszystko by wezwać ochronę i obgadać sprawę z właścicielem... Bójka tylko działała na szkodę. Mogła poważnie zaszkodzić ich przywilejom które zyskali na mocy polecenia Domu Kupieckiego. Niestety... Znajdował się na tyłach przybytku celem ochłonięcia w ciszy i spokoju, wsparty o ścianę i zmroczony alkoholem odnajdywał samego siebie pośród mroku z wolna trzeźwiejąc. Leczniczy proces przerwała przebijająca się przez mrok jego cichego schronienia armada dźwięków jawnie wskazująca na bójkę. Za pierwszym razem zignorował ją nie podejrzewając że jest prawdziwa. Łyk talentu potrafił przywoływać wspomnienia tej niedawnej jeszcze za czasów Baronii. Jednak teraz dopiero słowa wykrzyczane przez drużynowego piwowara zaświeciły lampkę zagrożenia.Prawda była taka, że nie był ubrany na bitkę. Jego sprzęt i zbroja, za wyjątkiem sztyletu spoczywała w pokoju na górze. Warknął groźnie i ruszył w kierunku drzwi wejściowych Pawia. Kiedy znalazł się w środku było po wszystkim, a pożal się boże kapłan był wyrzucany z karczmy. Nie mniej, był to kapłan i nawet przemknęła mu myśl przez głowę o tym, by ruszyć i zabezpieczać jego tyły, ale ciepłe powietrze wewnątrz budynku obudziły krążący w jego żyłach alkohol, a myśl uległa rozpłynięciu.

Spojrzał więc na karczmarza. Spojrzał na blond kelnerkę której imienia nie pamiętał, na ochroniarzy wyrzucających jakiś żołdaków, na Rose.... Rosa... Po jej minie już wiedział, że cały wieczór urabiania tej ślicznej istotki legł w gruzach i nici z wspólnych chwil we dwoje. Skrzywił się wewnętrznie biorąc kilka głębszych wdechów na uspokojenie. Nic dziwnego, że przełożeni Świątyni Sigmara w Altdorfie wysłali tego niedojdę na misję z dala od Świętego Imperium... Nerwowo przeczesał włosy, westchnął i widząc, że na niewiele zda się podszedł do stołu przy którym biesiadowali, usiadł, pojadł i popił w ciszy. Na koniec natomiast zabrał na wpół dokończoną ceramiczną butelkę trójniaku i jedną w szklanej obudowie nieotwartego wina, które podłóg jego wcześniejszych degustacji było zaiste wyborne, i udał się do pokoju na górę odpocząć, wino chowając do plecaka na potem zawijając je w koc, a miód powoli wykańczając w samotności zastanawiając się jak bardzo i w jak głębokim łajnie wylądują... Jak by nie było byli gośćmi Kupców, a ten wybryk kapłana mógł ich kosztować wiele, zbyt wiele, ale jak wiele miał się dopiero przekonać rano...

Poranek przywitał go niemiłosiernym kacem. Czuł się jakby zapił z Kornak'iem Młotem, Famak'iem synem Faern'a i Thotak'iem synem Volktak'a... To były wesołe dni w tej dumnej i bojowej na froncie walk z Zielonymi Imperialno - Khazackiej Kampanii Najemnej. Jeden tylko szczegół unikał jego pojmowania. Nie było jego khazackich "braci", nie było trucheł Zielonych i nie było wiecznego tułania się po bezdrożach Imperium, oczyszczając je Młotem i Ogniem od środka... Był za to sufit karczmy, tęgi ból głowy i realizacja tego, że kapłan nie wrócił na noc... Skąd taki pomysł? Jego łóżko jak leżało tak leżało nietknięte. Cyrulik - Oprawca warknął groźnie i udał się na dół zjeść i napić się, najlepiej kwaśnego mleka w liczbie więcej niż mniej. Nie miał zamiaru tulić do snu tego giganta kolejną dawką alkoholu, by ten wściekły wstał później i siał zamęt w jego głowie. Poza tym suszyło go, a z doświadczenia wiedział, że nic tak na suchotę gardła nie działa tak dobre jak świeże, kwaśne mleko.

Wtedy pojawili się muszkieterowie... Nie podobało się Heinhopf'owi ani trochę być po "biznesowej drugiej stronie" muszkietu. Nie podobało mu się to ani trochę. Mag, może był zakichanym chaośnikiem, ale był częścią tej nieszczęsnej zbieraniny porywającej się z motyką na słońce, a on, cyrulik, był jej częścią. Miał wstać i się sprzeciwić, ale wtedy Wolfgang podniósł dłoń. Zagryzł zęby i pozostał nam miejscu ściskając pięści pod stołem. Brakowało "rozrywkowego" kapłana i teraz jeszcze czaromiot miał być zabrany do aresztu. Wątpił w jego winę, ale dowody jakie przedstawił tileański szlachciura mówiły same za siebie. Sigmar naprawdę opuścił to miejsce... Na słowa Wolf'a kiwnął tylko głową i czekał cierpliwie aż szlachcic zabierze ich kompana, zaklinacza kości, maga mroku z którym był zmuszony podróżować, ale nadal kompana. Planował dokończyć posiłek, ubrać się jak na wojnę i ruszyć szukać tego kapłana niedojdy który najpewniej znalazł nowe lokum gdzie mógł pić do woli. Jednak był pewien problem... nie znał tileańskiego. Korekta, nikt z drużynników go nie znał, a poruszanie się po tym niegościnnym kraju w jedynkę nie należało do najrozsądniejszych. Zwrócił się więc do wodza.

- Jeżeli mogę zasugerować, ekipy poszukiwawcze dwójkami. Nie wiemy co się stało z... kapłanem. - Co tu dużo mówić, Karl wolał być przygotowany na najgorsze, a to łączyło w sobie przeszukiwanie slumsów. Sigmar tylko wiedział gdzie Hans się zabunkrował na noc i prawdę mówiąc, perspektywy które przechodziły mu przez głowę nie były pokroju aktualnego lokum w którym Oprawca się teraz znajdował.
 
Dhratlach jest offline