~Jeszcze pierdolonego pocisku nuklearnego na tej planecie nie było~ pomyślał Clarke, kaszląc i ciężko dysząc. Był wdzięczny Chi'rek, że tym razem to ona jego prowadziła. Cieszył się, że nie pozostawił jej na pastę losu. Ktoś inny mógłby tak zrobić, zadbać o własną dupę, zawrócić i zabrać statek. Ale nie Clarke, ten pierdolony samarytanin, ale jak widać karma nie była taką suką jak mówią.
Tym razem jego dobry uczynek wrócił do niego i teraz to jemu Felinitka pomagała iść. Gdy oprzytomniał na tyle, aby ustać na własnych nogach stanął pewniej i pomógł Chi'rek iść, tak, że wspierali siebie nawzajem. - Prawie nic nie widzę. GPS mi wysiadł, a radio nie działa. Wiesz gdzie idziemy? - zapytał Felinitki, po czym dodał, nie czekając na jej odpowiedź -Mam nadzieję, że wiesz...- i dalej dał się jej prowadzić, służąc całą swoją siłą, którą dysponował.
__________________ Może jeszcze kiedyś tu wrócę :) |