Shao roześmiał się zachrypniętym, gardłowym, maniakalnym śmiechem. Jedno musiał Polarianom przyznać. Mieli rozmach skurwysyny. Sytuacja nie była absolutnie śmieszna, była po prostu zbyt tragiczna, by w dalszym ciągu podchodzić do niej przy zdrowych zmysłach. Śmiech urwał się razem z uderzeniem MĄTWY i kolejnym lotem bez żadnej wspomagającej maszyny. Czuł się jak pocisk w procy. Co chwila ponownie wystrzeliwany w powietrze.
Podniósł się. Właśnie chyba to uznawał za najdziwniejsze w całej sytuacji. Nie miał nawet pojęcia co dokładnie doszło mu do kolejnych obrażeń, Cała elektronika, mimo teoretycznego zabezpieczenia przed nuklearnym uderzeniem, zwyczajnie się posypała. Osłona hełmu poszła w górę i od razu zakrył oczy od góry dłonią. Zawył przy tym z bólu, ale jej nie opuszczał. - Do Hawka! Elektronika u mnie siadła! - Spróbował wykrzyczeć do reszty zespołu i ruszył do otwartej klapy, podchodząc po drodze do Fridy. - W trójkę łatwiej będzie utrzymać równowagę, ramię przy ramieniu! - Dodał jeszcze zdartym głosem, próbując samemu nie wylądować na dupie, albo co gorsza na brzuchu, z twarzą w solance.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |