Wątek: Strefa Zimy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2015, 10:55   #115
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
- Robotników trzeba, wsiadać! - powiedział facet po rosyjsku, ale z obcym akcentem. - No jazda, płacimy!
Ruch lufy karabinu, poczyniony w stronę paki ciężarówki sugerował, że nie do końca była to prośba lub propozycja. Ta ostatnia ewentualnie mogła być, ale z gatunku tych nie do odrzucenia.
- My robotni ludje! - Witalij wyszczerzył się przez otwór kominiarki. - Pójdziem! A skolko płacicie?
Mówiąc wyciągnął z kieszeni kurtki zakutaną w rękawicę dłoń a wraz z nią napoczętą flaszkę wódki. Drugą ręką objął za ramię stojącego obok Foxa, gestem na tyle zamaszystym, że obaj o mało co się nie przewrócili.
- Felix. - imię snajpera było na tyle międzynarodowe, że nie było potrzeby wymyślać fałszywego. Brytyjczyk był wszak imiennikiem Dzierżyńskiego. - Zarobim dziengi! Trza to oblać.
Przytrzymując się Foxa Bojko jął odkręcać zębami zakrętkę butelki.
- Uhuhuh… - wymamrotał Raver, nie chcąc zdradzać swojego akcentu. Zamiast gadać, zajął swoje usta butelką, pociągając łyczka.
- Bez picia! - warknął nieznajomy, wyciągając rękę po butelkę. - Oddam po robocie. Po pięćset rubli na łebka będzie. Wystarczy na kilka następnych flaszek. Dawać na pakę! - pokazał w stronę tylnej części ciężarówki.
- Haraszo - zgodził się Witalij, odbierając Felixowi wódkę i niechętnie oddając ją facetowi. Pociągnął Foxa w stronę ciężarówki - Ale musim pracować razem. On niemota, dźwigać umie, ale niczewo nie ponimaje jak ja mu nie wytłumaczę. Kiedyś w delirce zgubił się w tundrze i błąkał przez tydzień, gawarił z niedźwiedziami i reniferami. Omal nie zginął i stracił rozum.
Fox sprawiał wrażenie zdezorientowanego, czego nie musiał za bardzo udawać, gdyż rozumiał może co dziesiąte słowo z tego, o czym była mowa. Zmarszczył brwi, zdjął rękawicę i uniósł rękę, pokazując pięć palców i szturchając przy tym Witalija drugą ręką tak, jakby chciał się upewnić, czy to naprawdę będzie 500 za robotę.
- Da, Felix - pokiwał mu głową Bojko. - Piatsat.
Ukraniec zatrzymał się przed wejściem na pakę i beztroskim, lekko bełkotliwym głosem zapytał faceta z karabinem.
- Ty Giermaniec? Prijehał z Jewropy?
- Ruszaj! - obcy krzyknął i machnął karabinem, trudno zgadnąć czy do Witalija czy do kierowcy. Poczekał aż obaj z Foxem wskoczą na pakę i sam wsiadł do szoferki.

W środku, pod plandeką, było ciemno, ale obaj najemnicy wyłowili prawie dziesięć ludzkich kształtów siedzących na ławkach przy ściankach. Ktoś pomógł im wsiąść do środka.
- A jak jak nie z Jewropy - zaśmiał się niezbyt widoczny mężczyzna.
- Naszi tyla nie płaczą - zawtórował mu drugi odrobinę bełkotliwie. Ciężarówka ruszyła. W stronę przeciwną niż wcześniej zmierzali najemnicy.
Fox rozejrzał się po wnętrzu wozu, próbując się zorientować, z jakimi ludźmi ma tutaj do czynienia, a także czy którykolwiek dzierży broń, czy może wszyscy są to tylko nieuzbrojeni, przypadkowi robole. Z krótkiej obserwacji wynikało, że wszyscy wyglądali, przynajmniej w tych ciemnościach, na mieszkańców Norylska. Grube ubrania, czapki-uszanki i cudowny zapach, gdy się zbliżyło. Broni widać nie było. Następnie Raver wymownie spojrzał na siedzącego obok Witalija. Chwilowo Anglik się nie odzywał, ale spojrzenie było z gatunku tych mówiących to-nie-było-kurwa-częścią-planu.
- Zdrastwujtie! - Bojko przywitał się z resztą pasażerów. Najemnicy usiedli z samego brzegu, przy plandece: te najbardziej narażone na wdzierające się przez plandekę powiewy mroźnego wiatru miejsca były wolne.
Witalij wyjął z kieszeni zwykły holofon i trzymając go tak, by inni nie widzieli, wyświetlił klawiaturkę i napisał na niej po angielsku:
“Nawiejemy przy pierwszej okazji. Możemy wyskoczyć jak wóz stanie lub zwolni. Ty robisz za idiotę, to w razie co się wytłumaczymy. Ok?”
- Masz Felix, pograj se w grę - rzekł do Foxa tonem jakim się mówi do dziecka, podając mu holofon.
Następnie rozejrzał się po innych robotnikach.
- Płacić płacą, ale kto oni w ogóle są, co? - zapytał. - Panoszą się jak u siebie. Kak sobaki ludji traktują, poprosili by, to bym rabotał, a nie straszom awtomatem. Poczemu wojsko ich nie utemperuje?
Raver spojrzał na holofon, wystukał na nim coś i znowu zaczął szturchać Witalija, wskazując palcem na urządzenie. Oczywiście ciągle gówno rozumiał z tego, co się mówiło naokoło, więc nie musiał się nawet jakoś szczególnie starać, by wyjść na nic nie rozumiejącego idiotę. Na holofonie tymczasem wiadomości Ukraińca już nie było, za to był wyświetlony nowy tekst po angielsku:
“Ok. Nie widzę broni u tych tutaj. Wszyscy wyglądają na tubylców. Jeśli uzbrojeni są tylko cudzoziemcy z szoferki, to w razie czego powinniśmy dać radę. Wykasuj po przeczytaniu.”
Bojko wziął holofon, przeczytał i skasował wiadomość, po czym schował urządzenie.
- Dobry chłopiec - uśmiechnął się, klepiąc Foxa po ramieniu.
- Toś ty co, zachlany leżał? - parsknął jeden z nich w reakcji na słowa Witalija. - Gadasz dziwnie, jak ja kiedyś jak nachlałem się czego zielonego, potem przez tydzień na biało widziałem - roześmiał się i kilka głosów mu zawtórowało.
- Wojsko to może i wcześniej próbowało - z brakiem wesołości stwierdził ten siedzący tuż przy Foxie, postawny, pachnący żywicą i sadłem. - Ale przestało. To i nie nam się wtrącać, jak mówio, że sytuacja opanowana. Da?
- Obcy so, to każdy widzi - dodał ten pierwszy. - Jak płacą to robim. Ty się z choinki urwał, że narzekasz?

Ciężarówka przestała kierować się na północ, nie zbliżając do dzielnicy mieszkalnej, a zamiast tego skręcając na wschód. W kierunku budynków, które mijali wczorajszego wieczora.

- Sporo pilim ostatnio - przyznał Witalij. - A narzekom, bo co ruskiemu człekowi zostało? Nie potośmy wygrali wielkom wojnę ojczyźnianom a potem zimnom wygrali, żeby obce kak faszisty jakie nas awtomatami do roboty gnali - pożalił się. - Pewnikiem korporacyjne imperialisty. Tawariszcz Lenin by ożył to by z niemi zrobił porządek. Gadali z jakiej som korporacyji?
- Mnie to niby spieszno pytać? - prychnął ten duży.
- Wszystko jedno, nie z naszyj, tośmy pewni - dodał inny. - Przegonić nie przegonim. Póki co.
- Ale jakby kto mi powiedział, że oni kradną nasze, na naszej ziemi i dał w łapy karabin… - z zacięciem w głosie rozmarzył się mężczyzna blisko Witalija.
Fox z oczywistych względów nie brał udziału w tej rozmowie, ale nadal obserwował i nasłuchiwał. Jak na jego gust, zaczęli się zbytnio oddalać od swojego celu. Jednocześnie ciężarówka jechała dość wolno, co wydawało się typowe dla tej części Norylska. Najemnik szturchnął Vadera, wskazując głową na plandekę.
Ukrainiec uchylił ją lekko i wyjrzał, upewniając się, że jadą przez opustoszałą i ciemną okolicę, którą mijali wczoraj.
- Bądź cierpliwy tawariszcz, ruch oporu działa - szepnął do siedzącego obok robotnika o patriotycznym nastawieniu, po czym rzekł głośniej:
- A pierdolić to, nie budiem dla imperialistów robić. Chodź Felix, idziem się napić - rzucił do Foxa wskazując na plandekę. Odwrócił się jeszcze do zgromadzonych kładąc palec na ustach w prośbie, by nie alarmowali ludzi w szoferce, odchylił plandekę i wyskoczył, lądując na nogach a następnie przetaczając się po śniegu. Pancerz oraz trzy warstwy ubrań na nim i pod nim zapewniały dobrą amortyzację. Fox skoczył tuż za Vaderem. W jego przypadku dochodziło jeszcze mocno przylegające do ciała, zupełnie jakby było z nim zlepione, rusztowanie egzoszkieletu. Kompletnie innego niż O’Hary, gdyż główną funkcją była ochrona przed upadkami z dużej wysokości oraz umożliwienie nawet kilkukrotnie wyższych skoków. Przy kontakcie z pokrytą śniegiem drogą wytworzył się przezroczysty bąbelek, który po chwili pękł.

Oba ciała przetoczyły się po rozjeżdżonym częściowo, brudnym śniegu pokrywającym jezdnię. Przy tej prędkości i warunkach, było to tylko trochę bolesne dla doświadczonych najemników, umiejętnie amortyzujących upadek. Przetoczyli się i już wstawali, kiedy ciężarówka zaczęła gwałtownie hamować. Zabrzęczały łańcuchy na kołach i niedługo potem pojazd zatrzymał się i wyskoczył ten sam facet co wcześniej, celując do nich z karabinu. Najwyraźniej ludzie w szoferce byli bardzo czujni. Może nie pierwszy raz im się coś podobnego przydarzało.
- Ej, wy! - w tych ciemnościach rozświetlanych słabo oddalonymi o kawałek latarniami może nawet nie wiedział, czy to ci sami, którzy zapakowali się na pakę jako ostatni. - Co jest? Żadnego wyskakiwania! Zrobicie robotę i wtedy do chlania wrócicie, zachlane pały!
- Spierdalamy i skaczemy w zaspy? - szepnął do komunikatora Fox, gdy z oddali zaczął wrzeszczeć typek z karabinem. Jednocześnie wyciągnął z kieszeni holoskaner, gotów do stworzenia hologramu dla zmyłki.
- Wyj jak debil i udawaj, że mi uciekasz - odszepnął Witalij, gramoląc się na nogi i udając że nieudolnie próbuje złapać Foxa za fraki.
- Stój, Felix, durak! - zawołał, używając znanego już strażnikowi imienia, by upewnić go, że ma do czynienia właśnie z nimi. Może nie będą marnować czasu na użeranie się z pijakiem i jego upośledzonym kumplem, z których i tak niewielki byłby pożytek.
Nie było czasu na dyskusję, Raver schował więc szybko do kieszeni swoją zabawkę i odskoczył od Bojko, odganiając się przy tym od niego rękami zupełnie tak, jakby próbował złapać muchy. Najemnik wydał z siebie donośne “UGH”, po czym odsunął się od Vadera jeszcze dalej. Zabuczał, wyciągając rękę przed siebie jakby po butelkę. Odgrywając tę komedię, zwrócony był twarzą w kierunku stojącego przy ciężarówce typka, tak by mieć go, a zwłaszcza jego karabin, na oku. Fox zdecydowanie bardziej wolałby leżeć już w jakiejś zaspie, ale póki przedstawienie trwało, należało wykorzystywać każdą szansę… A nuż odpuszczą.
- Nie bój, durak! - Witalij podążał za Raverem, celowo nieudolnie próbując go złapać za ręce, którymi ten wymachiwał. - Nie zjedzą cię niedźwiedzie!
Wreszcie chwycił Foxa za ręce i niby się z nim siłując pociągnął go w bok, tak, że obaj wylądowali w biegnącej wzdłuż ulicy zaspie, powstałej w skutek odśnieżania jezdni. Teraz wystarczyło tylko przeczołgać się na jej drugą stronę.

Zwiedzenie fabryki pod przykrywką roboli było trochę kuszące, ale po pierwsze, niewykwalifikowanych robotników z łapanki pewnie rzucali do najprostszych prac, typu załadunek szczelnie zamkniętych kontenerów i pudeł. Po drugie, mogli ich przeszukiwać a obaj z Foxem mieli broń. Po trzecie, możliwe, że nie dałoby się stamtąd czmychnąć i musieliby zapierdalać cały boży dzień. To przeważyło szalę.
Mieli inne rzeczy do roboty.
 
Bounty jest offline