Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2015, 19:38   #35
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Black z niemym zdziwieniem obserwował Cassandrę, która zupełnie niespodziewanie podeszła do głównej bramy. Akcja ala “kamikaze”? Nie znał jej długo, ale nie podejrzewał o to dziewczyny. Liczył na to, że miała miała jakiś plan. Szkoda tylko, że nie wtajemniczyła ich wcześniej. Jego zamaskowane alter ego pewnie przyjęłoby podobną strategię, ale ten Black był chwilowo bardziej zdyscyplinowany i ogarnięty na tyle by słuchać rozkazów próbując przy tym nie zginąć.
Chociaż skłamałby jakby miał powiedzieć, że wszystko było w porządku. Od jakiegoś czasu coś zakłócało spokój wewnętrznej świątyni jego umysłu. Przeciągły odgłos brzmiący jak jakiś szmer bądź stłumiony głos dochodzący właściwie zewsząd. Oparł się pokusie by wsłuchać się bardziej lub mu odpowiedzieć. Wiedział do kogo należy i wiedział także, że będzie narastał na sile, ale chwilowo musiał skupić się na misji.
- Nie wierzę… Weszła. No nic rozejrzymy się chociaż skoro i tak nie mamy jeszcze sprzętu od szefostwa.
Czarne, stalowe ogrodzenie prezentowało się solidnie. Nie dałoby rady wypalić choćby niewielkiego otworu palnikiem. Zostawały materiały wybuchowe, ale te zostawiłyby ślady i zaalarmowałyby wszystkich w środku. Może spróbować po prostu przeskoczyć? Ale to brzmiało trochę prosto. Jak na jego gust zbyt prosto.. Hmm spojrzał na wysokie ściany urwiska ponad willą i postanowił, że musi najpierw obejrzeć to sobie z góry. Nie zaobserwował kamer, ale wątpił że nie ma ich zupełnie na terenie posiadłości. Przy bramie w każdym razie były na pewno. Ktoś kto pozwolił ochroniarzom wpuścić Cassandrę musiał ją przecież widzieć. Chociaż to i tak nie wyjaśniało czemu mógłby tego chcieć. Zaobserwował dwóch, trzech, czterech, pięciu, sześciu.. Nie, siedmiu ochroniarzy. Trzech patrolowało w okolicach bramy i frontowej części ogrodzenia, czwarty osłaniał lewe skrzydło, zaś piąty prawe. Szósty znajdował się nieopodal przejścia. Siódmy mignął mu tylko na krótki moment. Należało założyć, że w na terenie całego kompleksu jest ich dwa razy więcej. Przyjrzy się im potem, ale nie wyglądali na “najwyższą” półkę. Żadne secret service, bardziej prywatna firma mająca doświadczenie w ochronie vipów przed paparazzi, a nie udaremnianiu zamachów na życie głów państw. Krótki sygnał przychodzącej wiadomości tekstowej przypomniał mu, że w ogóle ma smarthphone’a. Miał nadzieję, że to w końcu jakieś dobre wieści.

“Agent zapierdala za wami.”

Sygnał był jednoznaczny. Cofnęli się z Natashą powrotem na szlak turystyczny i nie trwało długo aż ich oczom ukazał się szczupły mężczyzna w krótkich blond włosach i koszuli w drobną czarno-czerwoną kratę, który najwyraźniej na coś czekał. Na coś albo na kogoś. Większe wrażenie na Blacku zrobiła czarna torba dość sporych rozmiarów. Chudzielec musiał mieć nie lada krzepę skoro dał radę ich gonić po takim terenie z tym obciążeniem. Przekazał im ją i zawrócił w drogę powrotną. Poza telefonem dla Cassandry i dowodem osobistym na nazwisko Bloom z fotografią Natashy stanowiący jej przykrywkę był jeszcze cały szereg zabawek, który ucieszył Blacka.

Blink, blink kolejny sms od szefowej przyszedł w momencie kiedy zabierał się za rozpakowywanie prezentów: “Widziałam, ze przydadzą się też inne rzeczy. Nie zepsuć, bo zjecie własne oczy.” Chyba czytała mu w myślach. Noktowizor z funkcją termowizji, karabin snajperski z ostrą i “usypiającą” amunicją, supernowoczesny aparat do nocnych zdjęć z ekstra wydajnymi bateriami, broń krótką z tłumikami dla całej trójki, odzież maskujacą w ich rozmiarach, trójka czarnych skórzanych rękawic oraz… pistolet z kotwiczką i grubą liną. Było coś jeszcze. Tali kart? Najwyraźniej szefowa miała jego akta. Nagle zapomniał o wszystkim co go otaczało, przestał planować i myśleć. Wszystko wokół ucichło a wzrok rozmył mu się tracąc ostrość. Myśli w jego głowie stały się jednocześnie obce a jednak znajome.
Poczuł się jak jedynie pasażer w swoim własnym ciele, jak widz w kinie słuchający słów narratora na kanale przyrodniczym, który najwyraźniej mówił o nim samym.
Black ubrany w żółtą koszulę z pomarańczowym słońcem w czarnych okularach, niebieskie spodenki z białymi motywami muszel i białą czapkę wyjętą jakby wprost z przewodnika turystycznego czuł się obecnie prawie jak… człowiek? Prawie bo te wszystkie poruszające się, oddychające czy rozmawiające ze sobą organizmy po tylu latach wciąż były dla niego obce nieważne jaką “skórę” ubrał. Nieważne czy nazwał się White czy Black i tak zawsze był obcy w ludzkim stadzie. Powiedzieć, że był czarną owcą w swoim stadzie nie oddałoby sprawiedliwości bowiem Black nie wiedział co to znaczy być człowiekiem. Mógł jedynie nieudolnie naśladować ich emocje, ich śmiech, ich chęć do życia. Fascynujący gatunek! Mógł udawać czasem nawet przed sobą, ale gdzieś w środku i tak znał prawdę. Wewnątrz był pusty tak samo pusty jak grecka amfora. Tak samo pusty jak wg greckich wierzeń pierwsi ludzie ulepieni z gliny przez bogów. Pozbawieni czegoś.. cząstki.. tchnienia.. duszy. Idealny żołnierz, którego przełożeni z jego skazy uczynili zaletę. Był malarzem niczym Santi, Buonarotti, Goya czy Dali a krew w żyłach otaczających go ludzi stanowiła jednobarwną paletę kolorów z której tworzył swoje dzieła. Każde inne i każde wspaniałe na swój własny, niepowtarzalny sposób. Idąc górskim szlakiem razem z dwoma towarzyszącymi mu kobietami z których jedną można było nazwać piękną starał się jednak o tym nie myśleć. Starał się nie dostrzegać tego co podpowiadały mu jego niespokojne zmysły, ale teraz szmery w jego głowie były coraz głośniejsze. Sieci malutkich naczyniek krwionośnych widocznych na pięknej skórze Natashy nęciły go i zapraszały tak jak światło zaprasza swym blaskiem ćmy. Black tak dawno nikogo nie zabił drodzy słuchacze a przecież Black był drapieżnikiem...
… muszę wejść tam dzisiaj, co?
Co ona mówiła? Zamrugał oczami a wszystko znów było na swoim miejscu. Głosy ucichły a Natasha wpatrywała się w niego wyraźnie czekając na odpowiedź. Nie wiedział skąd wie co mówić, ale jednak wiedział. Jego myśli znów wróciły do czekającego ich zadania. Nie wytrąciło go z równowagi nawet to jak kobieta bez skrępowania zrzuciła przed nim swoje ubranie. Nie wiedział co powinien czuć, ale w tym momencie nie czuł nic. Był pusty. Liczyło się jedynie zadanie.
Po tym jak rozstali się z Natashą zarzucił sobie torbę na plecy i ruszył pomiędzy drzewa żeby odszukać bezpieczną ścieżkę i zająć dogodną pozycję do obserwacji.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day
traveller jest offline