Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2015, 01:23   #94
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Czy powinnam zadumać się nad tym nagłym zbiegiem okoliczności, jakim zdawało się być spotkanie Vannessy Billinsley w tym miejscu? Tym bardziej, że jeszcze niedawno Finch pytał mnie o silnego Druida a ja nie potrafiłam sobie przypomnieć nikogo takiego.

Nie, nie powinnam się dziwić, szczególnie, że teraz w rzeczywistości postfenomenowej wiedziałam już, iż nasze wyobrażenie o świecie było wcześniej błędne. Takie zbiegi okoliczności nigdy nie były zbiegami okoliczności tylko działaniem sił, o których kiedyś nie mieliśmy pojęcia. Teraz było inaczej, teraz wiedziałam i ta wiedza zabiła we mnie większość naiwnej wiary, iż takie „szczęśliwe” splecenie się pewnych wątków było czymś pozytywnym. Nawet wtedy, kiedy siły, które stały za takim splotem zdarzeń teoretycznie były po twojej stronie.

Do tego jeszcze irytowała mnie niemożność określenia, w jakim celu ktoś ściągnął tutaj tą całą Amy. Nie potrafiłam odkryć jej znaczenia, możliwości i potencjału, więc drażniło mnie to niczym upierdliwy kamyk w bucie.

Oprócz tego dochodziła jeszcze współpraca z Vannessą. Już zapomniałam jak ciężko się z nią o czymkolwiek dyskutowało, jako że obie nadawałyśmy na zupełnie innych falach. Po minucie rozmowy z Druidką aż zatęskniłam za Finchem, w jego przypadku przynajmniej wiedziałam, o czym on do mnie mówił.

Cała rozmowa z Vannessą i Amy właściwie niewiele mi dała i nieco spóźnione ruszyłyśmy na pole walki. Wtedy też przekonałam się, ze Vorda celowo kazał mi zostać z tyłu, tak jak i O’Hara. Oboje domyślali się, co tam się mogło wydarzyć i postanowili trzymać mnie jak najdłużej z daleka.
Gdyby nie to, spłonęłabym do cna, tak jak oni.

Podniosłam się z ziemio tym jak ten skurczysyn cisnął mnie na glebę. Miałam nadzieję, że wrażone w cielsko ostrza zabolały go naprawdę mocno. Pojawienie się szefa wraz z tym drugim załatwiło sprawę walki i kilka innych spraw, więc dowlokłam się do O’Hary.

- Finch? – Zapytałam zawierając w tym jednym słowie wszelkie inne niewypowiedziane pytania.

- Emma. - Odpowiedział jęknięciem odwracają twarz w moją stronę. Twarz, która była nawet nie to, że poparzona a spopielona, wręcz makabryczna.

Wypuściłam z płuc powietrze, które przetrzymywałam tam już zbyt długo.
- Nie wiem – zaczęłam kompletnie bez sensu - Po prostu na razie cię tutaj zostawię. – Stwierdziłam nie ruszając się z miejsca.

Tkwiłabym tam pewnie i do skończenia świata, ale przypomniałam sobie o leżącej nieopodal Alicji. Zmusiłam się w końcu do opuszczenia Fincha i powlokłam w stronę Ali. Po drodze usłyszałam, że pojawienie się szefa nie rozwiązało jednak wszystkich problemów a obecność tego drugiego Skrzydlatego stworzyła i kilka nowych.

Odwróciłam głowę w stronę Vannessy.
- W naszym wozie jest Ojczulek. Może on coś więcej pomoże. – Zawołałam do Druidki.
Po tych słowach przyklękłam przy Vordzie.

Kopaczka była nieprzytomna, a jej rany, jeśli to w ogóle było możliwe, wyglądały jeszcze paskudniej, niż rany Fincha. Większa część ciała przypominała szkielet obleczony czymś zwęglonym. Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Nadal w powietrzu było sporo dymu.
Krzyk Billingsley wyrwał mnie z otępienia. Dziewuszka nie miała za grosz instynktu samozachowawczego i wrzeszczała na kogoś, w kim już wcześniej rozpoznałam zmienionego przez Uzurpację Duncana Sinclair. Oskarżała o coś leżącą obok nich kobietę, którą nazwała żoną Duncana. Jak mówiłam zero instynktu. Na szczęście Sinclair zamiast urwać jej głowę jednym ruchem pazurzastej łapy uspokoił ją łagodnymi słowami. Pewnie, dlatego że w tych pazurzastych łapach trzymał spory i miecz i nowonarodzonego dzieciaczka.

Pewne zaobserwowane obrazy i zasłyszane informacje połączyły mi się w jedną całość jak tylko udało mi się zmusić trybki w moim umyśle do wykonania kilku obrotów.

Spojrzałam na Nathana Scotta, który stał kilka kroków od leżącego Fincha. Egzekutor spojrzał na mnie, potem na Vordę a w końcu na O’Harę. Odwrócił się na pięcie i na pełnej kurtyzanie pomknął w stronę blokady i naszego pozostawionego samochodu. Chyba załapał, o co chodziło i miał zamiar przyciągnąć tutaj skacowanego Ojczulka.

Ja sama natomiast usiłowałam sprawdzić, co z Alą, ale obawiałam się ją w ogóle tknąć. Wydawało się jakby ciało Vordy mogło się zapaść pod nawet najlżejszym dotykiem. Wodziłam tylko dłońmi nad ciałem leżącej Ali zachowując dziesięciocalowy odstęp pomiędzy swoimi rękoma a spaloną kobietą. Czułam się okropnie bezsilna i obrzydliwie bezradna.

Jednak Ala się nie rozpadła. Na moich oczach coś się zaczęło dziać z jej ciałem. Czarne, zwęglone kawałki skory odpadały, co prawda, ale na ich miejsce pojawiały się białe place zregenerowanej tkanki. Proces zdrowienia przebiegał jednak bardzo wolno, nieśpiesznie, lecz widać było wyraźny progres. Ktoś za mną stanął. Odwróciłam wzrok i zobaczyłam Fincha chwiejącego się na osmalonych, poranionych i sączących płyny nogach. Nie potrafiłam pojąc jak mógł w ogóle na nich stać. Ze spalonej tkanki na twarzy bieliły się wyszczerzone w uśmiechu zęby. Uśmiechu zapewne spowodowanym tym, że spalone mięśnie twarzy skurczyły się, napięły, przydając mu wygląd spalonego trupa.

O'Hara wyciągnął dłoń pokazując drugą leżącą w kręgu kobietę i Duncana.

- Trzeba ... im... pomóc ... Dziecko ... jest ... ważne... jak.... ty.... kotwica....

Mówił powoli, z wysiłkiem, lecz dość wyraźnie.

- Myślisz, że tego nie wiem? - Odwróciłam się gwałtownie w stronę Fincha, ale kiedy mój wzrok padł na twarz O'Hary od razu się uspokoiłam.

Finch stał spokojnie. Już nic nie mówił. Skóra na jego ciele odradzała się, podobnie jak skóra na ciele Vordy. O'Hara skrzyżował ręce na piersiach.
- Emma - jego głos stał się wyraźniejszy, bardziej zrozumiały. - - Alicja będzie ... potrzebowała ... nakrycia.

- I ty chyba też. Dla niej mogę coś znaleźć. Dla ciebie już nie bardzo.

- Ja ... mniej ... się ...wstydzę... łatwiej.... się ... zasłonić.... Zapytaj... Horrora.
- No i błąd Finch. - Nawet w takiej sytuacji nie mogłam sobie odpuścić takiej okazji.
- Zaraz wracam.
Podniosłam się i ruszyłam w stronę kręgu. Po drodze zastanawiałam się, o co miałam zapytać Horrora, o ubranie dla Fincha czy o potwierdzenie, że O’Hara nie był wstydliwy.

Szef, Horror, skurczysyn numer jeden i skurczysyn numer dwa pochowali w tym czasie skrzydła i debatowali teraz nad czymś bardzo intensywnie. To znaczy szef ze skurczysynem numer dwa dyskutowali, bo Horror w tym czasie zajmował się milczącym i chyba nieprzytomnym skurczysynem numer jeden.

Skurczysyn numer dwa dość mocno nalegał na zabicie maleńkiego dziecka tylko, dlatego że skurczysyn numer jeden uczynił go swoja Kotwicą aż ciężko było zdecydować, który z tych skurczy synów był większym skurczysynem. Nadstawiłam ucha żeby usłyszeć opinię szefa w tej kwestii. Gdyby dopuścił taką możliwość w przypadku noworodka, to ciekawe jak potraktowałby mnie.

Szef nie zgodził się póki, co na mordowanie, ale nie usłyszałam też kategorycznej odmowy. Nie było to zbyt pocieszające, a co jeśli skurczysyn numer dwa w końcu go do tego przekona po tym jak skurczysyn numer jeden stanie się zbyt wielkim problemem? Gdzie ja ukryję przed nimi tego biednego bobasa i gdzie sama się schowam?

Scott sprowadził na miejsce Morrisa a szef podjął jakąś decyzję.

- Emma - Grey spojrzał w moją stronę - Zabezpieczcie teren. Horror z wami zostanie.
Potem z pleców Greya i Holinswortha wystrzeliły świetliste skrzydła. Obaj skrzydlaci posłańcy Niebios chwycili poranionego Regenta i poderwali się wraz z nim do lotu w kilka sekund znikając z oczu stojącym na ziemi ludziom.

- Jasne szefie - zatrzymałam się obserwując start Greya i pozostałych a kiedy znikli mi z oczu ponownie ruszyła do kręgu.

Myślałam, że Leaf spróbuje pomóc nieprzytomnej elfce, ale najwyraźniej to Vannessa przy pomocy swoich Druidycznych mocy usiłowała poskładać ją w całość. Nie słyszałam żeby zdolności Druidów obejmowały także wpływanie na fizyczne cechy Faerie, ale kiedyś też nie słyszałam, aby Fantomi potrafili krzykiem obalać swoje ofiary a skoro to drugie stało się możliwe to, dlaczego i nie to pierwsze.

Nasze zdolności nie stały w miejscu, ewoluowały nawet bez uciekania się do Uzurpacji. Jeżeli ja się rozwijałam to możliwym było, że i inni się rozwijali swoje zdolności.

Scott zaprowadził Ojczulka w stronę O’Hary i Ali.

- Skup się Morris i pomóż jej - wskazał na Vordę - a głównie to Finchowi, bo nie wydaje mi się by ten miał moce regeneracji – po czym klepnął zachęcająco Rudzielca po ramieniu a sam odwrócił się i wbił wzrok w elfkę i Vannessę.

Morris poruszał się, jak w transie. Jakby nie do końca rejestrował to, co się z nim działo i gdzie się znajdował. Podszedł do Fincha, który nawet go nie zauważył. Cholera, miałam nadzieję, że to nie oznaczało, iż Kantyk poprzez oczy Ojczulka oglądał sobie właśnie całkiem niezłe przedstawienie.
Horror odszedł kilka kroków w bok. Już się nie ukrywał. Rozłożył swoje niewidzialne skrzydła i stanął z boku niczym milczący strażnik dla naszej grupki. Wpatrywał się na wschód w kierunku, w którym znajdował się Londyn. Dlaczego akurat tam?

W tym czasie podeszłam w końcu do Duncana.
- Witaj. – Przywitałam się - To dopiero okoliczności spotkania.

Ptasia twarz na krótką chwilę oderwała się od niesamowitego spektaklu leczniczych świateł.
- Witaj... Emmo. - Odnalezienie w pamięci mojego imienia zajęło Sinclairowi dłuższą chwilę, pewnie przez to, że podczas naszej współpracy ze Szkotem Nathan ciągle mówił do mnie “Chudzina”. - Ja.. nie wiem, co by się stało gdybyście się nie pojawili.

Przyjrzałam się Duncanowi tak dokładnie, starając się zignorować jego nowy, charakterystyczny wygląd, który przydawał mu drapieżnego wyglądu, przebiłam się głębiej pod widoczną manifestację siły i zdecydowania. Tam też spostrzegłam jak bardzo ten człowiek był poruszony i przestraszony. Widziałam jak niepewnie, choć opiekuńczo trzymał dziecko i jak z obawą spoglądał na leżącą elfkę.

Zsunęłam z pleców puste już uprzęże i rzuciłam je na ziemię. Potem ściągnęłam bluzkę z długim rękawem i cisnęłam ją obok uprzęży. Następnie zdjęłam bawełnianą koszulkę spod spodu. Zadrżałam z zimna, bo zostałam tylko w mikroskopijnym podkoszulku, ale cóż trudno.

- Wprawdzie przez tego łobuza zrobiło się tutaj dość ciepło – stwierdziłam zadając kłam gęsiej skórce, która pokryła moje ramiona - ale lepiej owińmy czymś dziecko. Chcesz sam to zrobić czy mogę ci pomóc? Zwróciłam się do Duncana.

- Mogłabyś..? - Szkot przekazał mi dziecko z wyraźnym wyrazem ulgi na dziwacznej twarzy.

Przejęłam dziecko od Duncana i delikatnie owinęłam je w koszulkę. Później ułożyłam je z wprawą na własnym ramieniu. Moje nagie ramiona nie były takie całkiem nagie gdyż każdą z moich górnych kończyn pokrywały tatuaże. Wszystkie symbole miały konkretne funkcje, ale niestety żaden z nich nie chronił przed chłodem, więc przestępując z nogi na nogę usiłowałam się trochę rozgrzać.
- To oczywiście chwilowo rozwiązuje problem.- Powiedziałam do Duncana - Jak się zsika, a zsika się na pewno to będzie potrzebował pieluszek na zmianę.
- No i wiem, że wszyscy jakoś tak założyli z góry, iż to twoje dziecko i twoja żona, ale czy tak jest naprawdę?

- Tak, to mój syn i moja… - Duncan przerwał w pół zdania i zapatrzył się w elfkę oraz magiczne zabiegi Druidki. - kobieta. – Dokończył.

- Nie pytam bez powodu, bo w takim wypadku dziecko odziedziczyło także twoją ludzką krew, więc lepiej by było żeby zbadał go jakiś lekarz od dzieci, tak jak każde nowonarodzone dziecko. No wiesz, czy wszystko jest w porządku.
Przerwałam swój wywód i spojrzałam na zatroskanego Szkota.
- Nie martw się, ona z tego wyjdzie, fae nie tak łatwo uśmiercić. Wiem, bo sama kilka razy próbowałam. Zresztą ty pewnie też.
- Chcesz z powrotem swojego syna? - Przysunęłam się bliżej.

Strażnik spojrzał po pobojowisku, zatrzymując wzrok na trochę dłużej na Horrorze w jego częściowo anielskiej postaci. Dopiero wtedy odwiesił wielki miecz, trzymany kurczowo od początku zajścia w prawej ręce, na plecy i wziął dziecko z moich rąk. Przysiadł po turecku na ziemi przyglądając się noworodkowi.
- Nie musisz się o niego martwić, Emmo z Londynu. To syn Strażnika Muru i Elfki z Mglistej Twierdzy. Wyrośnie z niego najtwardszy sukinsyn, jakiego nosiła ta ziemia.

- O! A zatem już prezentujesz "to" podejście - uśmiechnęłam się i podniosłam z ziemi drugi zdjęty przeze mnie fragment odzieży.
- To takie słodkie - dodałam.
- A teraz zaniosę Ali coś do okrycia żeby nie musiała świecić gołym tyłkiem. – Wyjaśniłam Duncanowi i wróciłam do miejsca, gdzie pozostawiłam Vordę.

- I jak? – Usłyszałam jak Scott zwrócił się do Ojczulka pytając go o poprawę stanu zdrowia u Fincha.
- Eeee - Ojczulek był wyraźnie nie sobą. - Nie wiem. Nie potrafię mu pomóc. Ale on ... sam zobacz .. regeneruje się w tempie szybszym od Regulatorów.
- Lepiej przynieście mi jakieś ciuchy, bo zaraz wpadniecie w kompleksy - powiedział całkiem już wyraźnie Finch O'Hara nadal jednak przypominający bardziej spalone ludzkie szczątki, niż żywego człowieka.

- To wspomóż Rudą - rzucił Nathan do Ojczulka - Twarda z niej babka z możliwością regeneracji, ale te poparzenia muszą cholernie boleć. Leaf cholera jasna skup się – upomniał Ojczulka, kiedy ten błądził wzrokiem po okolicy.
- Co do ciuchów dla ciebie Finch to zobaczę co się da zrobić.

Po tych słowach Nathan ruszył w kierunku oddziału, który dotychczas tutaj rezydował, a ja stanęłam blisko Ali żeby, kiedy będzie już to możliwe, założyć jej swoją bluzkę. Przy okazji przyglądałam się uważnie Morrisowi i jego zachowaniu.
 
Ravanesh jest offline