Element zaskoczenia i przewaga liczebna były zdecydowanie po stronie obu kompanów. Nim skrytobójca zdążył dopaść do miecza, Wróbel cisnął tarczą i choć rzut nie był idealny, to spełnił swoje zadanie - rozproszył przeciwnika, nie pozwalając mu sięgnąć broni. Moment później wszystko potoczyło się błyskawicznie. Magnar w kilku krokach znalazł się przy zakapturzonym, i nim ten zdołał poderwać się na nogi, zamachnął się swym toporem z niebywałą szybkością i precyzją.
Ostrze przebiło się przez lichy pancerz i z paskudnym mlaśnięciem wgryzło w korpus mężczyzny. Krew bryzgnęła na ramiona krasnoluda, gdy ciało zawisło bezwładnie, trzymane jedynie w pozycji półpionowej przez zatopione ostrze. Drugi raz nie było co poprawiać, gdyż pierwszy cios spełnił swe zadanie idealnie. Magnar począł wyszarpywać broń z głębokiej, tryskającej krwią rany, gdy za plecami khazada i Wróbla pojawił się nagle nieco zaskoczony Meinholf.
Po spenetrowaniu schowka, ciura ruszył za krasnoludem i Marienburczykiem. Droga nie nastręczyła mu większych problemów - zniknął najpierw za załomem, w szerokim korytarzu i gdy dotarł na jego koniec przywitały go uchylone, solidne, dębowe drzwi. Zostawiwszy je za sobą wkroczył na łukowate schody prowadzące w dół, oświetlone co kilka metrów kagankami wiszącymi na ścianie. Po chwili znalazł się w piwnicy, która okazała się niezłym składem wina. Strop był niski, w powietrzu unosiła się wilgoć przeplatana z cierpkim smakiem alkoholu. W mig dotarło do Liessa, czym się trudnił porwany kupiec, gdyż skrzynek i beczek było zdecydowanie zbyt wiele, nawet jak na dobrze sytuowanego mieszczucha.
Ruszył w głąb piwniczki, mijając kolejne półki z butelkami, beczki i skrzynie. Niemal od razu dotarł też do niego dziwny hałas, który zmysły Meinholfa odebrały jako odgłosy walki. W gotowości, z bronią w ręku, ruszył w tamtym kierunku, a gdy wyszedł zza jednej z półek zastał dość osobliwą scenę. Kilka kroków od niego stali Wróbel i Magnar - krasnolud próbował wydobyć zaklinowane ostrze topora z ciała - jak ciura mniemał - martwego już skrytobójcy zalanego krwią. W kącie pomieszczenia dostrzegł również kwadratową, ciemną dziurę w podłodze, z pewnością dzięki której zabójca dostał się do domu i próbował z niego czmychnąć.
Po krótkim wywodzie, który miał ostudzić pijackie zapędy trójki mieszczan, Ponury jeszcze przez dłuższą chwilę przysłuchiwał się przekleństwom rzucanym przez ochlaptusów w kierunku zamkniętych drzwi. Czego to on się o sobie nie dowiedział i jaki to nie był najgorszy - w innych okolicznościach z pewnością pokazałby im, czym jest krasnoludzki gniew, ale obecnie tylko kompletny idiota łapałby za ostrze i narobił niepotrzebnego hałasu. O dziwo, pijaczki musieli zacząć się oddalać, gdyż z każdą chwilą lejący deszcz zagłuszał coraz bardziej rzucane przez nich w noc inwektywy. W końcu Hargin słyszał już jedynie szum ulewy, co oznaczało, że tamci zniknęli na dobre. Czy przekonały ich harde słowa, czy sam wygląd krasnoluda - nie był w stanie rozstrzygnąć, ale i się tym nie przejmował. Gdy odwrócił głowę, dostrzegł w korytarzu zbliżającego się Gustava, który najpewniej również usłyszał, że coś się dzieje przy drzwiach.
Szlachcic ruszył w stronę drzwi, nasłuchując, jednak nie wychwycił żadnych niepokojących dźwięków. Oświetlony mdłymi kagankami, pogrążony w ciszy dom sprawiał, że różne myśli przychodziły mu do głowy, a umysł podrzucał wiele niepokojących scenariuszy. Gustav wiedział jednak, że to tylko wyobraźnia płata mu figle - swego czasu nasłuchał się chyba zbyt wielu wątpliwej jakości historyjek o nawiedzonych domach, opowiadanych przez równie nawiedzonych podróżnych w jakichś podrzędnych knajpach. Pojawiszy się w końcu w korytarzu, ujrzał Ponurego opartego o drzwi wejściowe i nasłuchującego. W końcu khazad odwrócił głowę i ich spojrzenia spotkały się. Wyglądało na to, że ktokolwiek dobijał się do drzwi, Hargin już sobie z tym poradził.