Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2015, 12:28   #106
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Hans
-Ach wybacz me chamstwo i prostactwo jaśnie panie. Paolo, już dawajcie najlepszy napitek i jadło dla naszego gościa - rzucił ironicznie, choć dwóch towarzyszących mu młodzików nie zrozumiało ironii. Zerwali się, lecz gospodarz ryknął -Siedźcie. Już ja sam napoję naszego gościa - zdaniu temu towarzyszyło warknięcie, a potem grymas bólu pojawił się na twarzy

Giovanni ruszył do boksu, w którym stał koń, i wyciągnął z niego wiadro. Radosnym krokiem zaczął kierować się ku skrępowanemu i bezradnemu kapłanowi cichutko podgwizdując:
-Jaśnie wielebnemu pić się chciało. Proszę bardzo - jednym ruchem wylał wiadro pełne pomyj. Zimnych i śmierdzących -Głodny? - rzucił kąśliwie i pstryknął palcami. Wtedy jeden z jego “chłopaczków” uśmiechnął się wrednie i chwycił za widły i ruszył do tego samego boksu.

Szlachcic jednak nie zamierzał czekać aż ten przyniesie coś z niej i paroma mocnymi uderzeniami trafił w twarz Hansa. Krew polała mu się z nosa i z rozcięcia pod policzkiem. Zapiekło. Zabolało. Krew skapywała na ziemię powoli.

Po chwili z boksu wyszedł chłoptaś z wiadrem, w którym coś było. I z pewnością nie były to owoce morza, ostrygi czy bigos.

Manfred / Elena / Wolf / Galvin

Cała czwórka ruszyła za magnatem i jego bandą muszkietów. Te cały czas były wycelowane w plecy maga. Było widać, że nie zamierzają się patyczkować w razie próby ucieczki. Idąc tak przez miasto, wywoływali nie lada sensację bowiem każdy mieszkaniec, bezdomny zwracał ku nim swoje oczy. Coś ciekawego zaczynało dziać się w mieście i to z samego rana.

Miejsce do którego Manfred został zaprowadzony przypominał z wyglądu malutki fort. Przy wejściu w przybudówce siedziało dwóch strażników, którzy na widok zbliżającej się “delegacji” od razu przestali grać w kości i wyprostowani stanęli na baczność. Uzbrojeni w średniej klasy pancerze, przy bokach mieli wąskie miecze, w dłoniach trzymali halabardy.

Sam budynek sprawiał wrażenie mocnego i dość odpornego na wszelkie próby szturmu. W środku natomiast panował harmider i bajzel. Żołnierze latali w tą i we w tą. Przekrzykiwali się a do środka co chwilę przychodzili nowi goście, którym zapewne miało być dane zwiedzenie podziemnych lochów.

Mężczyzna który miał za zadanie aresztować maga, nazywał się Pierre Lafebre i był jednym ze szlachciców, którzy “pomagali” straży w tego typu sprawach. Według tego co się można było od niego dowiedzieć, donos był anonimowy, choć świadkowie już się znaleźli. Całą czwórkę ów wielmoża zaprosił do małego pokoju, w którym poza nimi i dwoma strażnikami nie było nikogo. Jak się okazało Lafebre był też prawnikiem, który miał bronić praw oskarżonego.
-Dobrze. Rad jestem, żeście nie stawiali oporu i nie doszło do żadnych przepychanek. Tak więc - tu wskazał na Manfreda -proszę mi opowiedzieć jak to wyglądało? - padło proste i dość ważne pytanie. -Proces odbędzie się jutro, może pojutrze, choć zapewne oskarżyciel będzie chciał jak najszybciej doprowadzić do wydania wyroku skazującego na śmierć waszego przyjaciela - wyjaśnił smutno.

Lotar / Gomez

Znalezienie Mariasole nie było ciężkie, choć dotarcie do portu trochę zajęło. Kapitan Zeffiro sprawdzała wszystko przed wypłynięciem. Tragarze wnosili na pokład towary, a jej załogantki przygotowywały statek. Na widok dwóch mężczyzn nieznacznie uśmiechnęła się, lecz po chwili jej mina daleka była od zadowolenia. Informacje jakie zostały jej przekazane spotkały się z jej gniewem i zdenerwowaniem.

-Przekażcie waszemu szefowi, że statek odpłynie z wami czy bez was, gdy tylko słońce schowa się za horyzontem. Umowa to umowa. Ja też mam swoje zobowiązania, a wasza załoga nie jest jedynym “pakunkiem” jaki mam dostarczyć. - rzekła buńczucznie, i nawet Lotar wiedział, że wiele tu nie wskóra. Kobieta po prostu miała wszystkie auty w rękach, a kwestia tego że straci parę złotych koron, nie robiła jej różnicy. Najwidoczniej poza przewozem osób Zeffiro miał mieć a swoim pokładzie cenniejszy towar niż bandę najemników.

Przy okazji obaj najemnicy mogli przez chwilę popodziwiać załogę statku. Same dziewczyny. Część ładna. Część bardziej, a inne wcale. Jednak łączyła je jedna wspólna cecha. Każda była uzbrojona, i każda wyglądała na taką co umiała by poderżnąć facetowi gardło, gdyby nieproszony zjawił się w jej kajucie.

Karl / Gottfried

Ta dwójka udała się na prawo od karczmy w poszukiwaniu informacji. Ta część okręgu miasta nosiła miano Złodziejską, o czym najemnicy nie mogli wiedzieć. Domy, sklepy, zniszczone kamienice, porozstawiane bazary tworzyły labirynt w którym nie trudno było się zgubić. Przybycie nowych osób nie pozostało zauważone przez mieszkańców których społeczność stworzona była głównie z imigrantów z różnych stron świata. Arabowie, Norsmeni, Stryganie czy zwykli ludzie z krańców Imperium znaleźli sobie tutaj dom, tworząc własny świat. Często przestępczy, mający własne zasady i kodeks postępowania.

Gdy tak przemierzali kręte i dość wąskie uliczki ku nim wyszedł jakiś nieznajomy, za którego plecami wyrosło jak z pod ziemi jeszcze kilku młodzików. Każdy uzbrojony w jakąś pałkę czy nóż.

-i]No, no. Widzisz Tayron, koledzy się zgubili [/i] - rzucił nieznajomy

-Szefie, oni może chyba chcieli parę nam złociszy zostawić - odezwał się ten, którego nazwano Tayronem. Gdy to mówił wyszczerzył się pokazując swoje wyraźne braku w uzębieniu.

Youviel / Laura

Dwie kobiety ruszyły w przeciwną stronę co medyk i rycerz. Dziewczyny mijały eleganckie domy kupieckie, domy szlachciców szukając jakichkolwiek wskazówek, pytając po drodze napotkane osoby czy nie widziały gdzieś zabłąkanego kapłana. Niestety nikt nic nie widział. Tak samo w pobliskich karczmach do których wchodziły. Nie było żadnego śladu o nim. Do żadnej karczmy nie wszedł po wyjściu ze Złotego Pawia. A i na ulicach nikomu nie rzucił się w oczy. Wyglądało na to jakby kapłan zapadł się pod ziemię. Uciekł. Nie żyje. Może ktoś go porwał.

Powoli tak wypytując elfkę zaczęło suszyć i to dość porządnie. Na jej szczęście w mieście nie brakowało karczm. Tym razem miała dwie do wyboru. “Pętla i kotwica” lub “Hak i gołąb”.

Nim jednak któraś z kobiet zdecydowała którą karczmę wybrać przed nimi pojawiła się mała dziewczynka. Spojrzała na Laurę i wyciągnęła rączkę żebrząc:
-Panienka da parę pensów. Zupy bym zjadła - dziewczynce zaszkliły się oczy
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline