Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-06-2015, 12:26   #101
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Szum, skrzeczenie mew, skrzypienie drewna, tupot nóg i pierwsze ludzkie krzyki. Elfka otworzyła oczy. Nawet równoległe deski leżały przyciśnięte do jej twarzy. Nie, to ona na nich leżała. Dźwignęła się z molo. Wstając otrzepała piasek z twarzy. Niebo już jaśniało.

- Lileath dziękuję ci za wizje jakimi mnie obdarzasz - wyszeptała w przestrzeń. To nie mogło być działanie o jakim pomyślała by ta istota zrodzona ze zła. Ich losy zostały połączone. Czyżby jej modlitwy do Kurnousa zostały wysłuchane? Bogowie jednak dali szanse na unicestwienie tego zła? Może... może to ma być jej odkupienie? Ale czemu teraz? Czemu tak? Czy za ucieczkę naprawdę należała się kara aż tak potężna? Czy za śmierć jej pobratymców musi zapłacić swoimi dziećmi? Połączeniem z istotą nieśmierci, aż nie polegnie rozpraszając swoje złą naturę w nicość?

- Niech i tak będzie - szepnęła ponownie drżąc na wspomnienie wiedzy jaką pozyskała. Była jedynym ratunkiem chociaż dla duszy dziecka. Nie potrafiła go ochronić wcześniej więc teraz musi.

Zła i rozżalona elfka zapłakała roniąc słone łzy do słonej wody chlupoczącej pod nogami. Łanie przeszło w ryk wściekłości. Youviel z ogniem w oczach raptownie odwróciła się. Jakiś człowiek aż podskoczył a reszta dziwnie się patrzyła schodząc wściekłej kobiecie z drogi.

***

Karczma zastała nawiedzona przez wysoki cień w którego fioletowych oczach płoną wewnętrzny ogień. Ten cień mamrotał pod nosem niezrozumiałe dla nikogo słowa poza "jajecznica" i "piwo". Dosiadł się do nowo przybywających na śniadanie. Wtedy też karczmarz rozpoznał tę żałosną kreaturę, która poprzedniego wieczora była zbyt napruta aby niszczyć jego wspaniałą karczmę. Zaczynała poranek również od procentów zamiast zapijać kac jaki na pewno powinien dopaść ją. A jednak nie wyglądało aby złość pochodziła od terkocącego bólu głowy. Może było by inaczej gdyby Wolf jej nie trzeźwił i nie przeszła się jeszcze na spacer. Tak determinacja odnalazła swoją drogę do zaćmionego umysłu kobiety...

... ale zawsze coś musi pójść nie tak. Na przykład muszkiety, brak kapłana. Szczęściem szlachcic nie raczył spojrzeć na blednącą ze wściekłości twarz elfki. Takie opóźnienia... gdyby to był chociaż tylko Manfred, ale nikt nie wiedział gdzie podział się nadpobudliwy sigmarita. Mieląc w ustach słowa wraz z resztkami jedzenia Youviel spróbowała załagodzić złość.

- Idziemy dwójkami - warknęła przytakując Karlowi. - Ale bierzemy dzieciaka aby nam tłumaczył. Może ktoś przy karczmie będzie umiał powiedzieć chociaż w którą stronę poszedł. Laura idziesz ze mną.
 
Asderuki jest offline  
Stary 19-06-2015, 13:19   #102
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
No i kurwa posrało się.

Wielka była radość Galvina z bijatyki. Ba! Wszelkie marudzenie mu prawie całkiem przeszło i nie patrzył krzywo na resztę, jak jeszcze miało to miejsce popołudniu.

A teraz wszystko się posrało.

- Hrabia to wysoki tytuł co nie? - mruknął do Wolfa - Jak na mój nos to będzie nadopiekuńczy tatuś mający wrogów, któremu córka chciała się wyrwać spod skrzydeł...

Sprawa z Hansem była zgoła inna, ale biorąc pod uwagę że został wyrzucony z karczmy należało się spodziewać, że albo gdzieś dosypia albo zdąża do karczmy albo czeka w porcie albo... albo go dorwali. Źle. Bardzo źle. Miał nadzieję, że zdołają wyruszyć jeszcze dzisiaj.
Zanim się zwinęli krasnolud klepnął Lotara w ramię i rzekł.

- Tu przed karczmą czekać powinno parę łebków. Wskażę Ci ich. Masz tu parę srebrniaków i niech zatargają moje rzeczy, które wczoraj nabyłem na okręt.
 
Stalowy jest offline  
Stary 19-06-2015, 23:04   #103
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
"Czarownik, psia jego mać." - pomyślał Gomez, gdy wyszła ta cała heca z zabitą dziewczyną. Dla nożownika wszystko było jasne, bo czarodzieje to zawsze oznaczają kłopoty. Tak było z młodym Echardtem, najpierw kłopoty z inkwizycją, potem magiczny łowca nagród, a na koniec skończył jako naczynie dla duszy nekromanty. Na myśl o czarowniku, łowcy głów, Gomeza przeszedł dreszcz. Skurwysyński, fircykowaty cwaniak, który najprawdopodobniej rżnął jego kobietę. Co prawda ona jeszcze wtedy nie była jego, ale zadra została. Chuj im w dupę pieprzonym czarownikom, gdyby od niego to zależało to Manfred mógł zgnić w lochu. Jeden problem dla świata mniej.

Niestety, od Gomeza nie zależał los czarodzieja, więc nożownik przestał się tym dręczyć. Czekała go za to wycieczka z Lotarem, na statek. Ciekawe, po dwakroć ciekawe jak zachowa się nasz pan najemnik-szlachcic na tym "pływającym burdelu", bo w sumie to każdy z grupy, no może nie licząc tych nowych miał jakąś pasję. Na przykład Laura miała swoją wiarę, Galvin miał swoje piwo, Wolf szlachectwo które za każdym razem chciał potwierdzić czynami, Youviel miała swój kielich i Wolfa, Karl miał swoje eksperymenty, on sam Gomez miał swoją Laurę i serce do szermierki, natomiast Lotara nie umiał rozgryźć. Nie widział go żeby na kurwy chadzał, mocnych trunków unikał, po knajpach pysków nie rozwalał. Coś tam niby ćwiczył mieczem, to znów kuszą, ale pasji w tym nożownik nie widział, prędzej jakieś takie podejście że przyda się, bo dobrze jest się w tym świecie umieć bić. Tak więc dziwny był dla Gomeza ten Lotar, więc postanowił go mieć na oku w razie gdyby ten miał jakieś nie zdrowe odchyły.

- Gotowy - odpowiedział nożownik na pytanie towarzysza, gdy skończyli jeść i po chwili maszerowali w stronę portu. "Pływający burdel" nie wyglądał zbyt okazale, ale też nie straszył klientów. Ciekawe jak dobre ma dziwki?
 
Komtur jest offline  
Stary 20-06-2015, 01:44   #104
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Upodlenie, hańba, infamia - w głowie fanatyczki jak na zawołanie pojawiały się kolejne epitety określające istotę bytu nazywanego potocznie Hansem Mainsteinem. Chodzącego problemu odzianego w kapłańskie szaty i z łbem widocznie wyłysiałym od głupoty. Wpakować się w jakąś kabałę akurat tuż przed samym zadekowaniem na statek, cóż za geniuszem zbrodni trzeba było być, by dać sie wciągnąć w podobne przyjemności? Brak sigmaryty stopował cały oddział, skutecznie przykuwając go do brzegu. Przecież nie mogli go zostawić, Wolf oczywiście się na to nie zgodzi. Poza tym mimo wszystko szkoda by było tracić mięso armatnie jeszcze przed postawieniem stopy na spalonym słońcem piasku arabskiego lądu. Czyste marnotrawstwo…

Kto jak kto, ale ona nie miała dobrego zdania o bogobojnym duchowieństwie, szczególnie tym czczącym Młotodzierżcę. Na własnej skórze przez długie lata dane jej było doświadczyć i przekonać się jak marne, skarlałe i zepsute kurwie syny zazwyczaj skrywają się pod czerwonymi habitami i otoczką pozornej świętości. Pokurczone, wykręcone potworki tak cwane i bezduszne, że najgorszy oprych jawił sie przy nich niczym święta dziewica z zakonu Shaylli.

Zresztą plugawy, magiczny odszczepieniec też nie wykazał się rozsądkiem...albo ktoś go wrabiał. Laura była gotowa w to uwierzyć, tak samo jak w fantasmagorie pokroju tych, że Hans wpakował się w kłopoty nie z własnej woli i winy. Mądry człowiek zawsze brał pod uwagę wszelkie ewentualności i rozpatrywał wszystkie możliwe scenariusze.
Dobrze chociaż, że nadgorliwa ostatnimi czasy elfka sama zgłosiła się na ochotnika do spaceru w towarzystwie chmury gradowej w jaką zmieniła się kobieta w czerwieni. Akurat połowiczna skwarka mimo wszystko nie wzbudzała w niej aż tak negatywnych emocji, jak chociażby Lotar, ale i jego dało się zaakceptować, o ile akurat stał wystarczająco daleko - na innym kontynencie przykładowo...a Gomez. Z nim akurat zapewne zamiast szwendać się po zaplutych, zatęchłych i śmierdzących zgniła rybą uliczkach, wylądowaliby w jakimś zaułku celem kolejnej dyskusji, jakże dalekiej od roli ekipy poszukiwawczej. Na samą myśl twarz kobiety przeciął szeroki, bardzo zębaty uśmiech, który posłała w kierunku zarośniętego nożownika. Szybko jednak humor się jej zważył.

-Panie, obdarz mnie cierpliwością i siłą, bo jak skończy się to pierwsze trzeba będzie zrobić użytek z drugiego - cichy pomruk wydobył się z jej gardła, gdy siedziała sztywno i maltretowała wystygłą już glutowatą jajecznicę. Bladą twarz wykrzywiał grymas ledwo tajonej wściekłości, a pokryta bliznami skóra zadrgała przy akompaniamencie zgrzytu zębów. Laura uniosła wzrok i utkwiła go w Youviel
-Bierz flaszkę i ruszamy. Nie ma co marnować czasu na czcze dywagacje.
Wiedziała jedno.
To będzie ciężki dzień.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 20-06-2015 o 01:47.
Zombianna jest offline  
Stary 21-06-2015, 13:43   #105
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
Rycerz jechał niespiesznie w stronę Teatru Kruków, prowadząc luzaka. Choć zbliżał się już wieczór na ulicach miasta nadal było wielu ludzi, lecz nawet najbardziej zmęczeni przyspieszali kroku by zejść z drogi potężnemu rumakowi, niosącemu postać w czarnej zbroi. Im bliżej jednak świątyni tym rzadszy był tłum. Wielki Tydzień, czas medytacji, modłów i przygotowań do jednego z najważniejszych świąt Morra, dopiero się zaczynał. Większość ludzi gromadziła się w świątyniach dopiero ostatniej nocy prosząc Boga Zmarłych o opiekę nad duszami swoimi i swoich bliskich.
Gdy dojechał na miejsce Gottfried skręcił w stronę koszar Czarnej Straży. Przed budynkiem kilku giermków w różnym wieku wykonywało ostatnie prace przed udaniem się na wieczorne nabożeństwo. Rycerz zsiadł i podał wodze jednemu z nich mówiąc cicho i oszczędnie.
– Niech będzie gotowy do drogi o wschodzie słońca. Gryzie. Luzak zostaje tutaj. – niewielu ludzi zdawało sobie sprawę że śluby milczenia które składają Czarni Gwardziści obowiązują ich podczas pełnienia obowiązków, natomiast w czasie wolnym mogą oni mówić, choć większość z nich maksymę „(...) milczenie jest złotem.” brała sobie tak głęboko do serca że nie odzywała się niemal nigdy, a jeśli już to przeważnie szeptem. Zostawiając tarczę przy siodle Gottfried wszedł do środka i udał się do zbrojowni, przy drzwiach której siedział odziany na czarno, stary Gwardzista, którego prawe ramię kończyło się tuż powyżej łokcia.
– Jestem Gottfried von Goethe ze zboru w Carroburgu, potrzebuję halabardy na czas wypełniania misji, nie wiem czy będę w stanie ją zwrócić. W zamian pozostawiam w tutejszej stajni konia jezdnego, zdatnego do noszenia giermka. – powiedział cicho pochylając się w ukłonie. Starzec skinął głową wstał i kawałkiem drewna zmierzył rozstaw rąk i wysokość rycerza, a następnie przyniósł mu oksydowaną na czarno halabardę ozdobioną grawerunkiem czaszki, pokrowiec, tuleję mocowaną do siodła i niewielki mieszek, następnie zapisał coś w niezgrabnie w księdze leżącej na postumencie. Rycerz nie przeliczając monet przesypał je do swojej sakiewki i ujął drzewce broni, skłonił się zbrojmistrzowi i wyszedł z koszar kierując się ku świątyni.

***

Rycerz wszedł do Teatru Kruków starając się zachowywać ciszę. Niestety nie był w tym zbyt biegły, a i jego pancerz nie był tak świetnie do tego przystosowany jak obsydianowe zbroje bardziej doświadczonych i poważanych rycerzy, dlatego też czasami dało się słyszeć zgrzyt ocierających o siebie blach. Gottfried stanął niedaleko przejścia prowadzącego na cmentarz i opadł na kolano wspierając się na halabardzie. Nabożeństwo jeszcze się nie rozpoczęło, ale wnętrze świątyni rozjaśniały dziesiątki świec, wydobywając z mroku sylwetki Czarnych Gwardzistów i kapłanów modlących się w ciszy.

Dokładnie w momencie gdy ostatnie promienie słońca zniknęły za horyzontem chór kapłanów i nowicjuszy zaczął śpiewać języku klasycznym. Ich świetnie wyszkolone głosy odbijały się echem płosząc przez chwilę ptaki, które zagłuszyły ludzi ochrypłym krakaniem, lecz bardzo szybko umilkły pozwalając ludziom wychwalać Morra. Do środka wkroczyli kapłani niosąc kadzielnice których zawartość szybko wypełniła wnętrze świątyni wonnym dymem. Rozpoczęło się nabożeństwo, podczas którego zaczęto wnosić ciała niedawno zmarłych, przygotowane do pogrzebów. Najpierw wnoszono ciała najbardziej szanowanych obywateli, owinięte w całuny z cennych materiałów, układając je na katafalkach blisko ołtarza, najbiedniejsi wnosili zwłoki najbliższych owinięte w łachmany układając je na posadzce niemal przy wejściu. Gottfried modlił się żarliwie, błagając Morra o przebaczenie, bo choć nie ujawniał tego przed towarzyszami, to że musiał pozostawić ciała mieszkańców Alynd bez odpowiednich rytuałów pogrzebowych legło wielkim ciężarem na jego duszy. Rycerz pogrążył się w takim skupieniu że przestał słyszeć śpiewy i odgłosy nabożeństwa, nie zauważając ludzi dookoła. Nie widział jak przygotowywane są ciała bogaczy, by w asyście płaczek i Czarnej Gwardii zostać zaniesione do bogato zdobionych, rodowych mauzoleów, czy zwłoki mieszczan otoczone przez grupy najbliższych i współpracowników. Wszystko to pochłonęła mgła z kadzielnic która go otoczyła, tłumiąc wszelkie dźwięki i ograniczając widoczność.

***

Cichy szloch dziecka opłakującego zmarłego rodzica. Rycerz podniósł się i ruszył przez otaczającą go mgłę, w stronę tego odgłosu. Powoli z oparu wyłoniła się ściskająca serce scena. Tuż przy wejściu do świątyni leżało ciało kobiety, przy której klęczała odziana w łachmany, wychudła, może siedmioletnia dziewczynka. Dziecko miało porozbijane kolana i łokcie, dłonie pokryte otarciami i siniakami. Widać było że mała sama przyciągnęła tu matkę, choć Gottfried wzdragał się na samą myśl o tym ile wysiłku i bólu musiało ją to kosztować. Wiedział już co powinien zrobić. Przyklęknął przy ciele i bez wysiłku podniósł zmarłą. Ruszył w stronę ołtarza, kierując się ku jednemu z katafalków. Z mgły wyłonił się dostatnio wyglądający kapłan, odziany w czarne szaty zrobione z najprzedniejszych materiałów.
– La poverta più tardi ... – Gottfried nie zwolnił kroku i kapłan musiał uskoczyć przed sunącym nieubłaganie rycerzem. Gwardzista ułożył ciało na katafalku, wyciągnął dwie monet z sakiewki, położył na oczach zmarłej i stanął u wezgłowia. Dziecko, które ruszyło za nim opadło na kolana przy zmarłej i szlochając zaczęło się modlić. Twarz kapłana wykrzywiła się w furii, powiedział coś i z mgły bezszelestnie wyszło dwu Czarnych Gwardzistów ruszając w stronę Gottfrieda. Najwidoczniej mieli zamiar zabrać ciało z katafalku na rozkaz kapłana, choć widać było że ociągają się z wykonaniem polecenia. Gottfried poczuł jak coś z dość dużą siła uderza go w ramię i usłyszał ogłuszające krakanie tuż przy swoim uchu. Rycerze zatrzymali się natychmiast, a twarz kapłana przybrała wyraz niebotycznego zdumienia. Kruk siedzący na ramieniu Gottfrieda zakrakał jeszcze raz, strosząc pióra, a następnie ku zdumieniu rycerza wyraźnie powiedział.
- In regno meo aequales sint omnes! – kapłan zbladł, zaś Czarni Gwardziści podeszli do katafalku i stanęli po obu stronach rycerza, wraz z nim oddając hołd zmarłej. Z mgły która go nadal otaczała wyszedł szczupły, młody kapłan i odprawił modły nad ciałem. Gottfried podniósł ciało, w towarzystwie kapłana i dziewczynki, ruszył na cmentarz gdzie złożył zmarłą do jednego z wielu przygotowanych grobów. Grabarze zasypali ciało, a Gottfried stał na straży niemal do świtu. W międzyczasie gdzieś rozwiała się mgła która go otaczała.

***

Rycerz wzdrygnął się gdy zimna kropla rosy spłynęła mu pod zbroję. Rozejrzał się dookoła, ale nigdzie nie spostrzegł dziewczynki, miał nadzieję że przed wyjazdem znajdzie jeszcze czas żeby zaprowadzić ją do świątyni Shallyi, gdzie sierotą zajęłyby się kapłanki. Sprawdził jeszcze raz, ale małej nie był w pobliżu, zauważył za to młodego kapłana który w nocy odprawiał modły. Ten podszedł do rycerza.
- Salve, militibus. – powiedział kapłan.
– Witaj, wybacz ale nie mówię w tym języku. Jestem Gottfried von Goethe. – rycerz skłonił się lekko i podniósł przyłbicę.
– Nie? Ale w nocy mówiłeś. Jestem brat Giuseppe. – powiedział kapłan, przechodząc na mocno akcentowany reikspiel.
– Ja nie mówiłem, to był kruk! – Gottfried zdziwił się niepomiernie – Powiedz mi proszę gdzie jest córka zmarłej, chciałbym ją zaprowadzić do świątyni Shallyi. – postanowił zmienić temat. Jednak to niewinne pytanie sprawiło że kapłan spojrzał na niego jak na szaleńca.
– Jej córkę pochowałem trzy dni temu rycerzu. Leży w grobie obok. – Morryta patrzył na rycerza bacznie. Gotffried poczuł jak krew odpływa mu z twarzy.
– To niemożliwe, była przy ciele, tak rozpaczliwie płakała, to właśnie zwróciło moją uwagę. – wyszeptał pobladłymi wargami.
– Przejdźmy do świątyni. Tam opowiesz mi co się stało tej nocy, a przynajmniej co ty widziałeś. – powiedział powoli Morryta, prowadząc chwiejącego się na osłabłych nagle nogach rycerza. Gdy weszli do pomieszczeń kapłańskich kilku z nich dziwnie patrzyła na Gottfrieda. W komnacie ojciec Giuseppe, wziął przybory do pisania, kartę papieru i spisał opowieść szlachcica.
– Dziwne, dziwne. Możliwe że ukoiłeś niespokojną duszę Gottfriedzie, ale... No cóż może lepiej powiem ci jak to wyglądało z boku. Wziąłeś ciało nędzarki i niemal przeszedłeś po ojcu Giovannim, który jest jednym z wyższych kapłanów w hierarchii, by położyć ciało zmarłej na katafalku przeznaczonym dla członka patrycjuszowskiej rodziny. Na protesty Giovanniego odpowiedziałeś w klasycznym „W moim królestwie wszyscy są równi” takim głosem że ten zbladł. Potem wyznaczył mnie od jak najszybszego odprawienia rytuałów. Czy masz kogoś kto w razie potrzeby ochroni cię przed gniewem ojca Giovanniego bo to mściwy du... znaczy hierarcha? – Giuseppe lekko zarumienił się na to potknięcie.
– Raczej nie, jednak Mistrz Severus i Delia Gregori zdają się doceniać wagę misji w której biorę udział i może zechcą się za mną wstawić w razie potrzeby. – rycerz zadumał się.
– No cóż, zobaczymy... – ciężko było powiedzieć czy te imiona zrobiły jakieś wrażenie na kapłanie. – Ruszaj zatem, i niech Morr chroni twoje sny. – Giuseppe uczynił znak błogosławieństwa. Rycerz wstał i ruszył na dziedziniec, gdzie czekał jego rumak. Przymocowawszy halabardę do siodła ruszył do portu gdzie miał nadzieję znaleźć swoich towarzyszy. Niestety nikogo z drużyny tam nie zastał, ruszył więc czym prędzej do karczmy, mając nadzieję że nie wyruszyli bez niego. Wkroczył do gospody tuż za muszkieterami ze straży miejskiej.
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche

Ostatnio edytowane przez Balzamoon : 24-06-2015 o 00:02.
Balzamoon jest offline  
Stary 22-06-2015, 12:28   #106
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Hans
-Ach wybacz me chamstwo i prostactwo jaśnie panie. Paolo, już dawajcie najlepszy napitek i jadło dla naszego gościa - rzucił ironicznie, choć dwóch towarzyszących mu młodzików nie zrozumiało ironii. Zerwali się, lecz gospodarz ryknął -Siedźcie. Już ja sam napoję naszego gościa - zdaniu temu towarzyszyło warknięcie, a potem grymas bólu pojawił się na twarzy

Giovanni ruszył do boksu, w którym stał koń, i wyciągnął z niego wiadro. Radosnym krokiem zaczął kierować się ku skrępowanemu i bezradnemu kapłanowi cichutko podgwizdując:
-Jaśnie wielebnemu pić się chciało. Proszę bardzo - jednym ruchem wylał wiadro pełne pomyj. Zimnych i śmierdzących -Głodny? - rzucił kąśliwie i pstryknął palcami. Wtedy jeden z jego “chłopaczków” uśmiechnął się wrednie i chwycił za widły i ruszył do tego samego boksu.

Szlachcic jednak nie zamierzał czekać aż ten przyniesie coś z niej i paroma mocnymi uderzeniami trafił w twarz Hansa. Krew polała mu się z nosa i z rozcięcia pod policzkiem. Zapiekło. Zabolało. Krew skapywała na ziemię powoli.

Po chwili z boksu wyszedł chłoptaś z wiadrem, w którym coś było. I z pewnością nie były to owoce morza, ostrygi czy bigos.

Manfred / Elena / Wolf / Galvin

Cała czwórka ruszyła za magnatem i jego bandą muszkietów. Te cały czas były wycelowane w plecy maga. Było widać, że nie zamierzają się patyczkować w razie próby ucieczki. Idąc tak przez miasto, wywoływali nie lada sensację bowiem każdy mieszkaniec, bezdomny zwracał ku nim swoje oczy. Coś ciekawego zaczynało dziać się w mieście i to z samego rana.

Miejsce do którego Manfred został zaprowadzony przypominał z wyglądu malutki fort. Przy wejściu w przybudówce siedziało dwóch strażników, którzy na widok zbliżającej się “delegacji” od razu przestali grać w kości i wyprostowani stanęli na baczność. Uzbrojeni w średniej klasy pancerze, przy bokach mieli wąskie miecze, w dłoniach trzymali halabardy.

Sam budynek sprawiał wrażenie mocnego i dość odpornego na wszelkie próby szturmu. W środku natomiast panował harmider i bajzel. Żołnierze latali w tą i we w tą. Przekrzykiwali się a do środka co chwilę przychodzili nowi goście, którym zapewne miało być dane zwiedzenie podziemnych lochów.

Mężczyzna który miał za zadanie aresztować maga, nazywał się Pierre Lafebre i był jednym ze szlachciców, którzy “pomagali” straży w tego typu sprawach. Według tego co się można było od niego dowiedzieć, donos był anonimowy, choć świadkowie już się znaleźli. Całą czwórkę ów wielmoża zaprosił do małego pokoju, w którym poza nimi i dwoma strażnikami nie było nikogo. Jak się okazało Lafebre był też prawnikiem, który miał bronić praw oskarżonego.
-Dobrze. Rad jestem, żeście nie stawiali oporu i nie doszło do żadnych przepychanek. Tak więc - tu wskazał na Manfreda -proszę mi opowiedzieć jak to wyglądało? - padło proste i dość ważne pytanie. -Proces odbędzie się jutro, może pojutrze, choć zapewne oskarżyciel będzie chciał jak najszybciej doprowadzić do wydania wyroku skazującego na śmierć waszego przyjaciela - wyjaśnił smutno.

Lotar / Gomez

Znalezienie Mariasole nie było ciężkie, choć dotarcie do portu trochę zajęło. Kapitan Zeffiro sprawdzała wszystko przed wypłynięciem. Tragarze wnosili na pokład towary, a jej załogantki przygotowywały statek. Na widok dwóch mężczyzn nieznacznie uśmiechnęła się, lecz po chwili jej mina daleka była od zadowolenia. Informacje jakie zostały jej przekazane spotkały się z jej gniewem i zdenerwowaniem.

-Przekażcie waszemu szefowi, że statek odpłynie z wami czy bez was, gdy tylko słońce schowa się za horyzontem. Umowa to umowa. Ja też mam swoje zobowiązania, a wasza załoga nie jest jedynym “pakunkiem” jaki mam dostarczyć. - rzekła buńczucznie, i nawet Lotar wiedział, że wiele tu nie wskóra. Kobieta po prostu miała wszystkie auty w rękach, a kwestia tego że straci parę złotych koron, nie robiła jej różnicy. Najwidoczniej poza przewozem osób Zeffiro miał mieć a swoim pokładzie cenniejszy towar niż bandę najemników.

Przy okazji obaj najemnicy mogli przez chwilę popodziwiać załogę statku. Same dziewczyny. Część ładna. Część bardziej, a inne wcale. Jednak łączyła je jedna wspólna cecha. Każda była uzbrojona, i każda wyglądała na taką co umiała by poderżnąć facetowi gardło, gdyby nieproszony zjawił się w jej kajucie.

Karl / Gottfried

Ta dwójka udała się na prawo od karczmy w poszukiwaniu informacji. Ta część okręgu miasta nosiła miano Złodziejską, o czym najemnicy nie mogli wiedzieć. Domy, sklepy, zniszczone kamienice, porozstawiane bazary tworzyły labirynt w którym nie trudno było się zgubić. Przybycie nowych osób nie pozostało zauważone przez mieszkańców których społeczność stworzona była głównie z imigrantów z różnych stron świata. Arabowie, Norsmeni, Stryganie czy zwykli ludzie z krańców Imperium znaleźli sobie tutaj dom, tworząc własny świat. Często przestępczy, mający własne zasady i kodeks postępowania.

Gdy tak przemierzali kręte i dość wąskie uliczki ku nim wyszedł jakiś nieznajomy, za którego plecami wyrosło jak z pod ziemi jeszcze kilku młodzików. Każdy uzbrojony w jakąś pałkę czy nóż.

-i]No, no. Widzisz Tayron, koledzy się zgubili [/i] - rzucił nieznajomy

-Szefie, oni może chyba chcieli parę nam złociszy zostawić - odezwał się ten, którego nazwano Tayronem. Gdy to mówił wyszczerzył się pokazując swoje wyraźne braku w uzębieniu.

Youviel / Laura

Dwie kobiety ruszyły w przeciwną stronę co medyk i rycerz. Dziewczyny mijały eleganckie domy kupieckie, domy szlachciców szukając jakichkolwiek wskazówek, pytając po drodze napotkane osoby czy nie widziały gdzieś zabłąkanego kapłana. Niestety nikt nic nie widział. Tak samo w pobliskich karczmach do których wchodziły. Nie było żadnego śladu o nim. Do żadnej karczmy nie wszedł po wyjściu ze Złotego Pawia. A i na ulicach nikomu nie rzucił się w oczy. Wyglądało na to jakby kapłan zapadł się pod ziemię. Uciekł. Nie żyje. Może ktoś go porwał.

Powoli tak wypytując elfkę zaczęło suszyć i to dość porządnie. Na jej szczęście w mieście nie brakowało karczm. Tym razem miała dwie do wyboru. “Pętla i kotwica” lub “Hak i gołąb”.

Nim jednak któraś z kobiet zdecydowała którą karczmę wybrać przed nimi pojawiła się mała dziewczynka. Spojrzała na Laurę i wyciągnęła rączkę żebrząc:
-Panienka da parę pensów. Zupy bym zjadła - dziewczynce zaszkliły się oczy
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 22-06-2015, 13:13   #107
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Youviel spojrzała na dziecko z góry. Musiała być bardzo zdesperowana, że podeszła właśnie do NICH. Nie prezentowały z Laurą obrazu współczujących kobiet o gołębich sercach. Elfka złapała fanatyczkę za ramię zanim ta zrobi dzieciakowi krzywdę. Raczej nie spodziewała się po niej klepania po główce i rozsupływania sakiewki. Raczej sięgnięcia do tej okrutnej broni jaka zwisała jej u pasa.

- Zarobisz nawet więcej jak powiesz nam czy widziałaś łysego rosłego mężczyznę, który zdecydowanie nie był z tych okolic. Kapłan Sigmara - rzekła kładąc dłoń na swojej własnej sakiewce. Już raz podczas podróży z Wolfem dzieciaki ją okradły wystawiając jedna ofiarę, kiedy inne odcinało woreczek od pasa.

- A może i ktoś jeszcze zarobi jeśli będziesz chciała się podzielić - dodała po chwili zerkając na boki. Za takie widoki tylko bardziej miała ochotę stępić swój umysł alkoholem, aby nie zastanawiać się nad tym jak świat ludzi biednie wygląda.

Youviel zastanawiało oczywiście czemu dziewczynka zna ich język kiedy większość słowa nie potrafiła porządnie sklecić. W sumie wielu było podróżników na świecie. Ich dzieci mogły bez problemów zostać osierocone. Takie uliczne dzieciaki były jednak pomocne mimo, że ona im pomóc nie mogła. Nie na tyle aby cokolwiek zmienić w ich życiu.
 
Asderuki jest offline  
Stary 25-06-2015, 21:24   #108
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Hans Manstein - Sigmar tak chce!


Potrząchał głową próbując odrzucić z siebie resztki którymi został oblany. Przed nimi samymi i całym wiadrem pomyj uniknąć nie miał jak więc tylko zamknął oczy gdy zimna fala wodnistej zawiesiny zderzyła się z jego obnażonym ciałem i spłynęła zaraz w dół pozostawiając po sobie przylepione do ciała odpadki i smród.

- Oh, wybaczam… Ale nie testuj cierpliwości sługi bożego bowiem miłosierdzie Sigmara ma swoje granice… - stęknął związany kapłan wijąc sie przed ciosami. Jednak przy takiej ilości i braku możliwości realnego uniku czy zasłony nawet jak pięść zamiast trafić go w żołądek trafiała w bok czy w żebra. A przy takiej ilości ciosów musiał coś odczuć. Dlatego odezwał się dopiero po chwili. Rozejrzał się po pomieszczeniu, patrząc głównie na belkę na jakiej był zawieszony. Straceńczo oceniał czy dałby radę umknąć choć na chwilę swoim prześladowcom. Jakby dało się zarzucić nogi to właściwe reszta powinna też pójść. Jeszcze nie widział co by mu to dało ale nie uśmiechało mu się tak wisieć i czekać na resztę pokazu. To co widział i czuł do tej pory wystarczyło mu wystarczająco i z resztą nie miał ochoty się poznawać.

- A z koro jesteśmy przy porannych uprzejmościach… To właściwie czego chcesz? - spytał tego szlachcica z obitą wczoraj przez niego gębą. Na razie poza przedstawieniem się niczego nie powiedział. Hans też się przedstawił. Więc byli kwita. Czas było dowiedzieć się czegoś bo jak był tylko po to by się zrewanżować za obicie mu ryja to wszelkie gadki i tak były skazane na klęskę.

Młodzieniec uśmiechnął się ponownie, i ponownie grymas bólu pojawił się na jego twarzy, klaszcząc w dłonie.
-Czego chcę? To proste. Upokorzyłeś mnie przed moimi ludźmi. Przed znajomymi, a teraz ja upokorzę Ciebie. Wyłupię Ci oczy, utnę język i rzucę na ulicy niczym nędzarza. Przedtem jednak trochę się z Tobą zabawimy. Zobaczymy czy jesteś taki chojrak bez swoich kolegów - padła gniewna odpowiedź

- Taak… To by było na pewno bardzo przykre… - zgodził się spokojnie łysek kiwając głową. Z powodu unieruchomienia była to jedyna część ciała jaką miał w miarę swobodne pole manewru. - Ale może przemyślisz sprawę? Widzieli? Co widzieli? Bójkę w karczmie? Daj spokój nie można zawsze wygrywać ani być nieomylnym. Nikt nie jest w stanie zawsze mieć racji czy zawsze wygrywać. Tak jak ty wczoraj czy ja chwilę potem. Dlatego obaj obecnie wyglądamy i jesteśmy tu i teraz. - stwierdził filozoficznie zawieszony w stajni mężczyzna. Spojrzał na swojego porywacza.

- I o ile sobie przypominasz nie potrzebowałem swoich kolegów by załatwić ciebie i twoich ludzi. - rzekł spokojnie patrząc na niego wiedząc, że tamten na pewno to pamięta. Potem walka się rozlała po całej karczmie ale zaczynali piątką przeciw niemu samemu. - Ale jak chcesz to cię tego nauczę. Jak walczyć by w pojedynkę stanowić wyzwanie dla piątki nie byle jakich w końcu zawodników. Rozwiąż mnie a ja pokażę ci jak i dlaczego walka wczoraj potoczyła się tak jak widziałeś. I jak sprawić by następna poszła bardziej po twojej myśli. - przedstawił swoją propozycję kapłan Sigmara. Jeśli tamten tam przeżywał porażkę, że odbierał ja jako osobiste upokorzenie to i chęć odmiany losu powinna chyba być w nim równie silna. To, że pojmany imperialny nie łże i co potrafi sam się przekonał wczoraj. Bowiem przypadkiem czy z zaskoczenia można było pokonać jednego czy no dwóch zawodników ale nie całą piątkę.

Gdy Hans wspomniał w jaki sposób doszło do porażki szlachetki, ten zakipiał gniewem. Dalsze jego słowa poszły w eter, a kapłan otrzymał kolejną porcję razów. Krew zalała mu twarz. Młodzieniec zadyszał się trochę i rzucił do swoich ludzi :

- Przynieście mi pogrzebacz. Już ja sprawię by twe słowa nie poszły w dal. Będziesz błagać o życie. Zobaczymy kto na końcu będzie przegranym - wykrzyczał to Hansowi w twarz.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 26-06-2015, 17:25   #109
 
Nemroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetny
Manfred / Elena / Wolf / Galvin

-Szanowny panie, w karczmie doszło do bójki. Nie mam niestety pojęcia jak się zaczęła i kto był jej prowodyrem. W każdym razie mój nieszczesliwy udział w niej był spowodowany troską o dobro mych towarzyszy. Pech chciał że owa dziewczyna wylądowała w mych ramionach, gdzie straciła przytomność. Po całej awanturze, karczmarz nakazał bym kobietę zostawił na ławce obok stajni. Tak też zrobiłem i do tego czasu owa żyła, jestem o tym przekonany. Jako znachor, zielarz potrafię odróżnić nieboszczyka od osoby nieprzytomnej.- wyjaśnił prawnikowi Manfred i czekał na dalsze pytania. Głos miał normalny, nie okazywał strachu wobec rozmówcy ale nie był też w żaden sposób butny. Podejrzewał że ludzie hrabiego czy tego Pierre Lafebre już pozbierali informację na ich temat, więc i tak nie było co kłamać. Czarodziej nawinie wierzył że szczera, rozsądna argumentacja wystarczy by udowodnić jego niewinność. I choć był wdzięczny kompanom za towarzyszenie mu tutaj a ich wstawiennictwo w tej sytuacji mogło okazać się niezbędne pogodził się z tym że jak sytuacja się przeciągnie muszą ruszyć dalej bez niego. Wystarczy że jakiś nieznany mu mag Eckhard narobił im problemów podczas ich poprzedniej przygody.

-Panie.. - jakby nie wiedział jak ma się zwracać Pierre do Manfreda, wyczekał chwilę aż ten się przedstawi -to co Pan mówi jest bardzo dziwne. Kobieta wpada na pada i traci przytomność od tak nagle. Potem rankiem odnajduje się ją martwą. I pan w dodatku jest ostatnią osobą, z którą ją widziano. - zamilkł wpatrując się w maga cierpliwie.

Gdzieś umknął moment przedstawienia się. W sumie ciągle jedynie wytkano go palcami, nie mówiono do niego po imieniu. - Proszę wybaczyć nietakt. Manfred z Elsterweldu. -powiedział i słuchał dalej. Ograniczył mimikę i gesty by nie zdradzać podenerwowania. Nie wynikało to z poczucia winny tylko ciężko było przetrawić myśl o przyznaniu się do bycia magiem. Lecz wyboru nie było. Jeśli ich ludzie dobrze wypytają kapłanów Morra z którymi wcześniej rozmawiał mogą to podejrzewać. Nie wspominając o tym że jego towarzysze mogą sami im przypadkiem to powiedzieć.
-Jestem imperialnym czarodziejem.- ogłosił, starając się by ton jego wypowiedzi brzmiał tak jakby mówił o rzeczy całkowicie normalnej. -Pozbawiłem ją przytomności bo nie chciałem jej uderzyć. Miała wcześniej broń i do ostatniego momentu owa niewiasta była w bojowym nastroju. Nie chciałem stosować przemocy fizycznej a musiałem mieć na uwadze własne zdrowie. Nie spodziewałem się by coś jej groziło na zewnątrz więc nie sprzeciwiłem się decyzji karczmarza by ją wynieść. Powtórzę, gdy zostawiałem ją na ławce, żyła.- opisał prawnikowi wszystkie wydarzenia jakie miały wczoraj miejsce.

-Czyli jest pan magiem? - zapytał retorycznie zaskoczony mężczyzna -Czy mam rozumieć, że użył pan magii her Manfred wobec zamordowanej? - padło drugie pytanie

-Tak panie Pierre, użyłem magi. Podstawowego zaklęcia z repertuaru sztuk magii tajemnej jakiego uczy się każdego czarodzieja w kolegiach. Popularna nazwa w staroświatowym to “uśpienie”. Oczywiście owe nie niesie żadnego zagrożenia dla istoty na które jest rzucone.- odpowiedział twierdząco Manfred i choć magowie z jego kolegium mieli reputację świetnych kłamców(jak to na iluzjonistów przystało)to w tej sytuacji krętactwo, półprawdy i nie domówienia mogły działać na jego nie korzyć. Bogowie raczą wiedzieć czy ktoś obcy podczas owej nieszczęsnej awantury nie wyłapał momentu gdy inkantował zaklęcie a tak jeśli była taka persona to może coś zapamiętała z słów wypowiedzianych w lingua praestantia. Wtedy ekspertyza jakiegoś rezydującego tu maga mogła by potwierdzić że było to tylko “uśpienie”. Pojawia się też w umyśle Manfreda nieprzyjemna myśl że ktoś go po prostu perfidnie wrabia ale wtedy cokolwiek nie powie to i tak wyrok zapadł. Tylko kto i po co? Z drużyny znika czarodziej i kapłan. Hipotetycznie jedyne osoby zdolne do sprawnej identyfikacji spaczonej aury Braghthorna. To była śmiała teoria ale czarodziej postanowił wspomnieć o niej Wolfowi jeśli sprawa się nie wyklaruję.
 
Nemroth jest offline  
Stary 26-06-2015, 17:37   #110
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
-Heh. Nie dobrze. Bardzo nie dobrze - pokręcił głową szlachcic -Być może uda się załatwić by do procesu dołączył Lorenzo de Pavona. Jest to jeden z Mistrzów Magii, mająca swoją szkołę, choć obawiam się że Hrabia Doiux może wyrazić swój sprzeciw. Jego pozycja w mieście, i fakt że nie żyje jego córka, może przeważyć w sądzie. - pokręcił smutno głową -Komu mogło by zależeć na wrobieniu waszego przyjaciela? - zapytał

Wolf słuchał wyjaśnień Manfreda. Sam niewiele wtedy widział i zapytany nie mógłby zdać szczerej relacji na korzyść maga. Był jednak w stanie odpowiedzieć na pytanie.
- W tej chwili, ja i moi kompani, jesteśmy na misji wysokiej wagi - rzekł. - Ścigamy nekromantę, który dopuścił się plugawych czynów w Księstwach Granicznych lecz zagraża również ziemiom ościennym. Ufam że cała sprawa z nieboszczką to jedynie zbieg okoliczności, a nie świadome działanie. Jeśli jest inaczej i ktoś próbuje tym oskarżeniem spowolnić nasz pościg a tym samym wesprzeć nekromantę… - spojrzał na szlachcica i nie skończył myśli, ufając że ma do czynienia z człowiekiem z głową na karku. - Ta sprawa musi być wyjaśniona. Jeśli Lorenzo de Pavon może nam pomóc jako trzecia strona, jakiż to sprzeciw może wysunąć hrabia? Oskarży lokalnego Mistrza Magii o współpracę?

-Nie koniecznie. Po prostu Mistrz Lorenzo nie jest zbyt lubiany. Baron Lorenzo Lupo, bo to on odpowiada za wydanie ostatecznego wyroku, nie będzie patrzył zbyt przychylnie. Poza tym obecność Mistrza może nie być aż tak na rękę Herr Manfredowi. Oczywiście możemy wziąc go jako specjalistę od magii, by wydał swój osąd - rzekł łagodnie “adwokat”.

-Nie wiem komu tutaj mogło by zależeć na wrobieniu mnie. Nie znam tu nikogo, jestem tu po raz pierwszy i właściwie to przejazdem. Przecież ja nawet nie miałem żadnego motywu do popełnienia tej zbrodni. Jedyną interakcją miedzy mną a ofiarą był przypadkowy, krótki kontakt fizyczny. Nie była mi wrogiem na którym pragnął bym zemsty, nie brakuję mi pieniędzy bym chciał ją okraść. Nie byłem zaćmiony alkoholem czy pogrążony w wściekłym szale by ją skrzywdzić. W karczmie nie było mnie jedynie krótką chwilę, akurat tyle by wynieść ją na zewnątrz a to za mało czasu by dopuścić się niecnych praktyk wobec ciała dziewczyny. Czy gdybym był winny tej zbrodni to naprawdę wróciłbym do tawerny, pozostawiajac zwłoki na ławce obok? Przespał spokojnie noc i konsumował nieśpiesznie śniadanie czekając na przybycie straży? Nie podjął żadnego kroku by uciec tutejszemu wymiarowi sprawiedliwości?-powiedział czarodziej starając się poddać w wątpliwość sens oskarżenia właśnie go. Chociaż z każdą chwilą nikła w nim nadzieja że obrona opierająca się na faktach i niewpisaniu w archetyp typowego złoczyńcy zapewni mu wolność. Zwrócił wzrok ku dowódcy. -Może to nieszczęśliwy zbieg okoliczności… ale jeśli ktoś jeszcze z kompani zniknie na dłużej to możliwe że wrogie siły specjalnie ograniczają potencjał naszej drużyny. - skomentował Manfred mając na myśli zaginięcie Hansa. Specjalnie nie użył imienia towarzysza mając nadzieję że Wolf zrozumie ze zbytne zaufanie i wylewność wobec Pierre Lafebre też nie jest rozsądne. Ten prawnik choć sprawiał wrażenie miłego, mógł być przekupiony.

Pierre myślał milcząc w końcu się odezwał:
-Boję się że to nie trafi do nikogo. Użył pan magii. Rzeczy której nie da się kontrolować ani okiełznać ani w pełni do końca poznać. Bogowie wiedzą czy faktycznie nie doszło do jakiś komplikacji po tym kontakcie. Sądzę że oskarżyciel może to wykorzystać. Może dziewczyna żyła. Może nie. Tylko pana słowa świadczą o tym że żyła. - rzucił smutno.

- Sprawa wygląda tak, że dziewczynę mógł ubić ktokolwiek. W środku karczmy wrzała bójka. Widzieliśmy jak ona i jej towarzystwo biło się z naszym towarzyszem. Kiedy została sama wyciągnęła nóż, ale nasz towarzysz zdołał ją obezwładnić i popchnął do Manfreda. Ten zrobił jakieś hokus pokus i dziewka się osunęła mu w ramionach, a on ją przytrzymał. Jeżeli Hrabia ma wrogów na pewno ktoś śledził jego córkę, która wybyła na miasto się zabawić, a jak nadarzyła się okazja… pach. Bo czemu nie skorzystać z okazji, że krewna możnego sama, nieprzytomna i niepilnowana pod karczmą, gdzie mógł praktycznie każdy ją napaść. - krasnolud przeczesał grzywę srebrnych włosów - Poza tym. Wiadomo jak zabito tą kobietę? Sztylet? Miecz? Pałka? Jeżeli to były czary to i po czarach powinny zostać jakieś ślady, prawda Manfred?

-Nie było żadnych śladów. Nie było ostrza. Nie została zadźgana. Wszystko wyglądało tak jakby ktoś zabrał z niej życie. Umarła siedząc. Tam gdzie ją zostawił Manfred - padła odpowiedź -Została obejrzana i nie było widać śladów walki. - zakończył

-Panie Pierre to niemożliwe. Tak proste zaklęcie mogło jedynie zaszkodzić mi. Nie mam możliwości by zasięgnąć mocy tak dużej by wystąpiła jakaś możliwość negatywnego oddziaływania na otaczającą rzeczywistość. Chociażby dlatego ekspertyza jakiegoś godnego zaufania maga bądź kapłana rzeczywiście mogłaby tą sprawę rozjaśnić sędzią.
- powiedział czarodziej choć wątpił by ktoś zechciał tego wysłuchać. W Altdorfie, w mieście gdzie stoją kolegia sprawa była by może i do szybkiego wyjaśnienia, ale tutaj? Zabobon goni zabobon, czarodzieje to rzadkość i raczej nikłe szanse trafić na postępowego sędziego. Żeby to chociaż był jakiś wykształcony Verenita a nie tutejszy baron i to jeszcze pewnie przyjaciel oskarżyciela… Po czym zwrócił się do krasnoluda.
-Teoretycznie… aura czaru przez jakiś czas się utrzymuję… w miejscu inkantacji, czy na jego celu… W stolicy mają takie rytuały, czy zaklęcia co by to zbadały… ale tutaj…- skomentował a w głosie maga dało się usłyszeć nutkę zwątpienia. To były skomplikowane sprawy, zawiłości teoretyczne dotyczące wiatrów magii o których lepiej wypowiedział by się jego przyjaciel z kolegiów Maximillian Egidius. No ale on dalej siedział wśród ksiąg w piramidzie światła a Manfred ruszył na szlak. -Można się też zwrócić się do tutejszych kapłanów.- zabawne wydało się magowi że teraz pomóc mógłby mu jakiś inkwizytor, wszakże oni też mieli swoje metody by skutecznie badać takie sprawy.
-Panie Pierre, bardziej prawdopodne jest to że akurat Morr zaprosił dziewczynę do swoich ogrodów bo był jej czas niż miało jej zaszkodzić moje zaklęcie - dodał przekonany o swojej racji. Nie spotkał się z negatywnym efektem uśpienia jak dotąd. No przecież nawet nie uderzyła głową bo położył ją na ziemi delikatnie. Ktoś by ją niefortunnie nadepnął podczas tej potyczki? Była wcześniej otruta? Może chora? Szybko myślał szukając realnej możliwości obrony.


-Cóż tak czy inaczej wstępne przesłuchanie odbędzie się jutro zapewne. Do tego czasu wasz towarzysz zostanie osadzony w celi. Mam nadzieję, dla jego dobra, że to co mówi jest prawdą. Oczywiście powołamy mistrza magii, który mam nadzieję potwierdzi, słowa waszego przyjaciela - rzekł spokojnie -Baron Lupo, bo to on będzie przewodzić rozprawie, mam nadzieję że zgodzi się na naszych świadków - rzekł z nadzieją w głosie-Jak macie jakieś pytania to pytajcie..chyba że coś jeszcze wiecie? - rzekł z jeszcze większą nadzieją w głosie.

Wolf zasępił się słysząc, że sprawa może się przeciągnąć do następnego dnia. Nie wróżyło to dobrze całej wyprawie. Powróciły myśli, o mniej legalnych sposobach rozwiązania całej awantury.
- Kim dokładnie była dziewczyna? - zapytał. - Mówicie że córka hrabiego, ale coś więcej? Tamta grupa wyglądała co najmniej na jakiś zawadiaków. Sądząc po całym wieczorze, była z nimi dość dobrze zaznajomiona. Wiadomo z kim wczoraj przestawała?

-Zamordowana to Beatrice Dioux jak już wspomniałem. Oprócz tego że jest, a raczej była, córką Hrabiego, to należała do kompanii najemniczej zwanej “Condotta”. Finansuje ich sam Baron Lorenzo Lupo, który jest bratankiem księcia Alfonso Lupo. Sama kompania odpowiada za ochronę miasta Capelli, którą otacza Las Sussurrio. Tak więc jak widzicie śmierć dziewczyny uderza w kilka osób na raz - rzekł Pierre
 
Jaracz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172