Rozejrzała się dookoła z paniką w oczach. Z ulgą stwierdziła, że to był tylko senny horror. Był taki rzeczywisty, niemalże namacalny! Myślała, że to działo się naprawdę... I te okropne organy ludzkie na drzewach.
Po jej policzku mimowolnie spłynęła jedna, samotna łza, zaznaczając leciutko przebytą drogę na jej policzku.
Wstała, otrzepała się z ziemi i tradycyjnie założyła kosmyk włosów za ucho.
- Nie mam zamiaru dłużej przesiadywać w tym miejscu – oznajmiła stanowczo, biorąc do ręki swoją torbę. – Dobrze zrobimy, jeśli ruszymy już teraz... Najlepiej dostać się do tego obozowiska jak najszybciej. – W jej głosie można było usłyszeć nutkę przerażenia wymieszanego z pewnym rodzajem bezradności.
Czuła, że nie poradzi sobie sama na tej wyspie, a z pewnością nie poradzi sobie, jeśli dojdzie do walki wręcz. Była tylko słabą, bezradną kobietą, która została skazana za rabunek i podwójne usiłowanie morderstwa... Ale wtedy miała w dłoni pistolet, teraz miała tylko swoją torbę.
__________________ Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska. |