Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2015, 23:27   #12
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację


- Proszę zachować spokój i pozostać tam, gdzie jesteście! - grzmiał wielki brodacz, zaś Starr skrzywił swą urodziwą twarz. Nie miał najmniejszego zamiaru wykonać tego polecenia i w chwili, w której miał właśnie się odezwać do akcji wkroczyła Eloiza.

- Chyba nie zamierza zatrzymywać pan szlachcianki? - uniosła zgrabną dłoń ozdobioną sygnetem rodowym.

Jacob zamarł z na wpół otwartymi ustami i podniesionym palcem wskazującym lewej ręki. Prawie dokładnie to samo chciał powiedzieć. No dobra, chciał powiedzieć zupełnie coś innego, ale opierając się na tym samym argumencie. Schował palec i zamknął usta szczerząc się jak głupi do sera.
Strażnik nie mógł kłócić się z takim argumentem. Za to groziło krojenie, posypywanie solą, tarzanie w smole, oczywiście gorącej, i pierzu, kastrowanie i ćwiartowanie. Odsunął się zatem posłusznie, zaś Jacob postąpił krok do przodu.

- Ten pan jest ze mną - mruknęła w kierunku Starra. Ten zaś na swej nadzwyczaj plastycznej twarzy okazał bezgraniczne zdziwienie tym, że można było pomyśleć inaczej.

Tłum okazywał swoje niezadowolenie z tego, iż jedynie wybrańcy opuścili prowizoryczne granice utworzone ze zbrojnego ramienia Rigel. To jednak nie zaprzątało myśli Jacoba. Znajdowały się one przy zarażonym, który zniknął jak kamfora.
Dlaczego pojawił się w bibliotece? Dlaczego akurat w tamtym momencie? Starr nieszczególnie wierzył w przypadki. W ludzką bezinteresowność jeszcze mniej. Wiedział to po sobie, a z zarażonym nie chciał mieć nic wspólnego. Nie chciał nawet oddychać powietrzem, którym oddychał tamten.

Nie to, żeby Cooper się bał. Jeszcze nie miał czego, bo nie znajdował się w getcie, w którym wyjście po chleb było śmiertelnie niebezpiecznym zadaniem. Dosłownie.

Uliczka, w której się znajdowali wtulona była w budynki z białej cegły. Szlachcianka zatrzymała się. Twarz skryła w dłoniach, szloch targnął nią kilkukrotnie. W normalnym wypadku podszedłby i mówiąc spokojnie ująłby jej dłonie w swoje dając pocieszenie i wsparcie. Ale to nie był normalny wypadek.
Nie zmieniły tego nawet jej oczy pełne łez.

- Kim jesteś? Co to było? I bez głodnych kawałków. Nie pojawiłeś się tam przypadkiem! Mów, bo wracam do straży! - zażądała.

Jacob uśmiechnął się szeroko. Może nawet szczerze. Lekko współczująco. Zdecydowanie pocieszająco. Mina Eloizy pozostawała niewzruszona. Jedynie lekkie drżenie jej ciała uzewnętrzniało kipiące w kobiecie emocje.

- Jacob Cooper. Najlepszy historyk i mitolog, jakiego nosi ta planeta - ukłonił się dwornie.

- Nalegam mimo wszystko, bym mógł wyjaśniać w drodze. Jest bardzo mało czasu - kciukiem przetarł końcówkę lewej brwi. Chciał bezpośrednio iść do Ferata, ale w przypadku oporu szlachcianki będzie musiał wyjaśnić na miejscu.

- Poczekaj - nagle pod arystokratką ugięły się nogi.
Wyglądało to tak, jakby nie wszystkie słowa do niej docierały. Wciąż była w szoku. Z trudem oparła się o ścianę pobliskiej czynszówki.

- Bill, Cyndia… - wypowiedziała cicho dwa imiona.
Jacob nie znał tych ludzi, ale mógł się domyśleć, że chodziło o ochroniarzy których śmierć właśnie sobie uświadomiła. Stan dziewczyny wskazywał więc jasno, że na razie nigdzie jej nie zaciągnie. La Croix uspokoiła się po kilku głębszych wdechach.

Czas...

- Dobrze. Mów dalej, panie Cooper - powiedziała łamiącym się głosem.

- W bibliotece poszukiwałem wskazówki, która mogłaby doprowadzić mnie do zaginionego lurkera Enzo Castellariego. Co prawda księgi znajdujące się tam nadają się głównie do zasłony przed nożami przez wszelkie brednie tam wypisane, ale nawet bzdura może podsunąć pomysł - Starr bezlitośnie wykorzystywał sytuację. Miał mało czasu, więc musiał działać szybko. Wydobyć wszystko, czego potrzebował i wyjechać stąd tak prędko, jak tylko mógł. Obserwował uważnie reakcję rozmówczyni.

Eloiza wciąż nie była w stanie wysilić się na konstruktywny komentarz. Niemniej nazwisko Castellariego pobudziło jakiś błysk w jej oku. Tego oczekiwał.

- Na życie zarabiam wyceniając skarby. Często biżuterię. Zdziwiłabyś się, pani Eloizo jak często ludzie nie wiedzą co noszą. Względnie sprzedają. Wyceniam przedmioty bez okraszenia historią i mitologią oraz po odkryciu ich tajemnic. Zazwyczaj wartość wzrasta. Czasem wielokrotnie. Moim zarobkiem jest procent od różnicy między wartościami. Odruch zawodowy kazał mi spojrzeć na biżuterię, o czym ośmieliłem się wspomnieć przed atakiem. Tym razem z czystej uprzejmości. Dlatego byłem blisko. W moim fachu bystre oko to podstawa, więc zauważyłem zabójców…

- Cóż, gdybyś był mi wrogiem, już leżałabym martwa. Ale cała ta sprawa wciąż ma zbyt wiele koincydencji. Niczego nie rozumiem. Boże, pierwszy raz w życiu potrzebuję zapalić - przerwała Cooperowi, zaś ten tylko skinął głową na potwierdzenie.
Stała się kompletnie zrezygnowana. Zjechała plecami po ścianie i siadła na bruku. Jacob kontynuował. Fałdy jej drogiej sukni unosiły się teraz na powierzchni brunatnych kałuż.

- Tylko wtedy jeszcze nie byłem pewien czy są szpiegami, czy zabójcami. I nie wiedziałem czy przyszli po mnie, czy po ciebie, pani Eloizo - spojrzał poważnie na kobietę.

- Ale oni nie są ważni. To znaczy są, bo ktoś wydał wyrok, lecz są ważni długotermionowo. Krótkoterminowo ważniejszy jest nasz ratunek - przy ostatnim słowie palcami zaznaczył cudzysłów.

- A ty co, bohater do wynajęcia? - zapytała gorzko - Wybacz. Nie chciałam tego powiedzieć. Po prostu mam mętlik w głowie. Więc...

Mężczyzna machnął jedynie ręką dając znać, by nie przejmowała się, gdyż nie wziął sobie tego do serca.

- Herszt zaczął mówić, czyli już był w mojej mocy, ale plagi nie przekonam, żeby zawróciła i odeszła ode mnie. To jest nasz krótkoterminowy problem. Wiesz, pani Eloizo co stanie się, kiedy władze dowiedzą się o uciekinierze z Andromedy? Co stanie się z osobami zamkniętymi razem z nim w getcie? Z pewnością wiesz, mademoiselle La Croix. Wielu ważnym ludziom z Andromedy nie pozwolono wyjechać poza granice. Oni również zostali zamknięci z zarażonymi. A diabli wiedzą gdzie go znajdą. Nie wiadomo którą dzielnicę zamkną i ile osób zdąży zarazić nim w ogóle się ujawni. Należy umykać z Rigel póki jest na to czas. Powiadomić bliskich i wyjechać.

- Teraz rozumiem gdzie mu się tak spieszyło - napomknęła o kimś Eloiza i zaraz wyjaśniła - Musimy znaleźć mojego brata. On będzie wiedział co robić.

Starr nie potrzebował jej brata. Sam wiedział co należy zrobić i właśnie byłby w trakcie wykonywania tego, gdyby nie jej opór. Wręcz przeciwnie. Nie miał zamiaru słuchać jej brata, który równie dobrze mógł być śliniącym się kretynem jak każdy człowiek na świecie. Niewątpliwie nie był geniuszem. W przeciwieństwie do Jacoba. Słuchanie głupszych od siebie to najgłupsza rzecz, jaką mógłby zrobić.

Kobieta na drżących nogach powstała z ziemi. Otrzepała suknię, choć było to zbyteczne, bowiem zbyt mocno nasączyła się ulicznym brudem.

- Odprowadź mnie do domu Jacobie Cooperze. Z resztą, i tak za godzinę chcę cię tam widzieć - rzekła, a historyk powstrzymał się od parsknięcia przywdziewając ciepły, uprzejmy uśmiech na twarz. Skłonił się i podał szlachciance dłoń. Miał ją w końcu odprowadzić. Miał iść. Ruszać nogami. Marsz był przeciwieństwem stanie, to coś, czego musiał unikać.

- Odprowadzę z najwyższą przyjemnością - odparł podejmując drogę.

- Mademoiselle La Croix - zaczął wychodząc z uliczki, w której znajdowali się jeszcze przed chwilą.

- Serdecznie dziękuję za zaproszenie, ale w obecnej sytuacji godzina przeciągać będzie się podobnie do nieskończoności - rzekł, zaś kąciki jego ust uniosły się lekko. Spojrzał na Eloizę błękitnymi oczami. Przelotnie. Naturalnie.
W rzeczywistości jednak sprawdzał jej reakcję. Prawie natychmiast podjął spoglądając na niebo.

- Wybacz mi śmiałość, ale odnoszę wrażenie, iż chcesz mi o czymś powiedzieć, pani. Lub wyrazić życzenie. Nalegam, by stało się to szybciej niż za godzinę. Znacznie szybciej - powiedział nie odrywając od niego wzroku. Przez chwilę ważył możliwości.

- Później może mnie nie być - zdecydował się w końcu.

Do Ferata i napisać listy. W takiej kolejności.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 22-06-2015 o 23:31.
Alaron Elessedil jest offline