Udało mu się. ~Więcej szczęścia niż rozumu, co?~ pomyślał Clarke i zaśmiał się. Był już tak blisko statku, praktycznie miał go w zasięgu ręki. Nigdy nie spodziewałby się, że uda mu się przeżyć to wszystko. Już po rozbiciu AJOLOSa na powierzchni perły pogodził się ze śmiercią, a walczył jedynie dlatego, że stał się dowódcą i był odpowiedzialny za swoich ludzi. - Chi'rek, widzisz to? Udało nam się! - krzyknął, śmiejąc się głośno.
Clarke miał nadzieję, że pozostali trafili już na pokład HAWKEa, albo dotrą do niego lada moment. Po raz kolejny spróbował połączyć się z załogą, ale słyszał tylko trzaski i szumu. Mimo to postanowił nadać komunikat, gdyby okazało się, że to tylko jego odbiornik został uszkodzony. - Widzę HAWKA, jestem jakieś dwie-trzy minuty drogi od niego. Spotkamy się na miejscu, bez odbioru- - rzucił w eter.
Kolejne metry zdawały się ciągnąć w nieskończoność, ale gdy byli już w połowie drogi do HAWKA stało się coś dziwnego. Silniki statku zapłonęły ogniem, rozchlapując solankę wokół. Clarke w pierwszej chwili pomyślał, że jego załoga dotarła na miejsce wcześniej i wychwycili go na radarach i właśnie przygotowują statek do startu, żeby wyruszyć zaraz jak tylko znajdzie się na pokładzie. Dodało mu to sił i ruszył szybciej, jednak po chwili moc silników została zwiększona, a nad wszystkie hałasy panujące na terraformowanej Perle wybił się ryk odrzutów HAWKE'a. -Nie... Nie...- szepnął do siebie Clarke. Nadzieja, która została mu dana kilka chwil temu, niczym cukierek dziecku, została mu brutalnie odebrana... z całą dłonią. Technik zatrzymał się i patrzył na odrywający się od ziemi statek, chłostany dodatkowymi falami solanki rozchlapywanej przez prądy powietrzne wytworzone przez silniki HAWKEa. Przyglądał się jak jego jedyna nadzieja na przeżycie podrywa się z powierzchni planety powoli i spokojnie, niemalże majestatycznie.
Clarke upadł na kolana, a dłonie wsparł na ziemi, pokrytej głęboką warstwą solnej brei.
- Nie...nie... nie- powtarzał do siebie coraz głośniej, aż wreszcie odgiął się w tył i przeciągle zawył - Nieeeeeeeeeeeeee! -
Nie mógł wiedzieć, że Van Belzen podjęła słuszną decyzję. Dała szansę na przeżycie pozostałym, poświęcając jego. Sam wydałby taki rozkaz, gdyby miał tylko taką świadomość.
Clarke klęcząc, teraz już w ciszy, obserwował znikający punkt, którym był HAWK.
__________________ Może jeszcze kiedyś tu wrócę :) |