Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2015, 22:42   #219
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
POKŁAD HAWKA

Decyzja zapadła.

HAWK poderwał się do lotu nabierając prędkości wyjścia. Przez chwilę statkiem kosmicznym szarpało, kiedy przecinali rozszalałe, kłębiące się warstwy atmosfery. Ale trwało to ledwie kilka sekund, nim wyskoczyli ponad egzosferę i wyskoczyli na orbitę Perły.

West wykonał kilka kontrolnych przewrotów, poznając możliwości HAWKA, którego zdarzyło mu się raz tylko prowadzić w holosymulacji intersieciowej. Złącza smart działały jednak bez zarzutu, a maszyna – mimo bliskości wybuchu – działała bez zarzutów. Była nieco większa, niż Thunder, ale i tak spełniał oczekiwania Westa.

Starali się nie myśleć o tych, których zostawili na powierzchni planety. Musieli to zrobić. To byłą ich jedyna szansa. Nie mogli jej zmarnować. Życie kilku ludzi jest ważniejsze, niż życie jednostki? Ale czy aby na pewno? Czy postąpili słusznie?

Nie mieli jednak szans na to, by zastanawiać się nad faktami dokonanymi. Ujrzeli bowiem nie tylko pokrytą kłębiącą się warstwą chmur powierzchnię Perły ale także ciemną sylwetkę Żółwia. Musieli wejść w jego systemy detekcji, a bez tarcz i systemów maskowania mogli tylko … uciekać. Licząc na to, zę szybkość i zwrotność maszyny ocalą ich przed ostrzałem Polarian.

Ostrzałem, który rozpoczął się niecałe osiem sekund po tym, jak wyrwali się na orbitę.

Smugi laserów przecięły ciemności wokół HAWKA. Kolorowe Ance niszczycielskiej energii, które jednak nie były w stanie dosięgnąć malutkiego, pędzącego zmiennymi trajektoriami interoceptora. West robił wszystko, co było w jego mocy, aby wyrwać się ze szponów ŻÓŁWIA. Polarianie wysłali za nimi kilka mniejszych jednostek przechwytujących, ale te mniej zwrotne i wolniejsze okręty też nie były w stanie pochwycić Westa. Chociaż przez chwilę było gorąco, gdy najbliższe myśliwce wystrzeliły swoje rakiety i West musiał odpalić wabiki, oraz gwałtownie zmienić kierunek lotu zmuszając HAWKA do osiągnięcia energożernej prędkości podświetlnej.

Udało im się! Wykorzystali właściwy moment i wyrwali się przez dziurę w systemie wroga.

Spencer otworzył oczy.

- Kim, kurwa, jesteście i gdzie, kurwa, jest Chi’rek?

Odpowiedzieli. Bez szczegółów, ale i nie bawiąc się w delikatność. Nie było sensu niczego ukrywać.

- Kurwa. Jednym słowem, dupa. Cała akcja i poświecenie na nic. Nic nie mamy na tą korporację, poza zeznaniami kilku trepów, bez urazy. No dobra. Na tej cholernej planecie raczej nie uda się już niczego zdobyć… Wracamy na Adel. To nasza korweta. Zostało na niej dwóch ludzi – Dragonov i Szumack. Bez trudu powinniśmy ich obezwładnić. Jestem kapitan Spencer. Ta sama jednostka, co Chi’rek, niech jej Perła lekką będzie.

Westchnął ciężko.

- Nadal mamy towarzystwo.

Faktycznie. Mieli. Kilka jednostek Polarian uparcie podążało za nimi, ale udawało im się utrzymywać wystarczający zasięg, aby wróg nie stanowił zagrożenia.

- Dobra, pani i panowie, zrobimy tak…

Przedstawił im plan działania. Dość dobry plan. Sami zrobiliby podobnie.

POWIERZCHNIA PERŁY

Clarke wpatrywał się w wirujące nad głową chmury, których znikł HAWK nie wierząc, że go zostawili. Zostawili na pewną śmierć. Tracącego drogocenną energią. Zalewanego falami przesyconej solą, niemal zwapniałej wody.

Walczyli ramię w ramię i po co? Tylko po to, by porzucić go na zapomnianej przez Federację planecie. A co z zasadą, „nie zostawiamy swoich”? Co z braterstwem broni? Co w końcu z człowieczeństwem?

W końcu zrozumiał. Pogodził się. Podobnie, jak Chi’rek.

Felinitka trąciła go w pancerz zwracając na siebie uwagę. Odeszła kawałek, na tyle blisko, że nie stracił jej z oczu i pokazała, aby szedł za nią.

W zasadzie nie miał nic do stracenia. I tak za chwilę będzie martwy. Może przed tym zażyć odrobiny ruchu. Bo czemu by nie?

* * *

Szli długo. Ciągle przed siebie, przez niezmienny krajobraz – rozpadającą się wyżynę zalewaną solanką. Tylko zastrzyki aminikowasów i wzmacniaczy utrzymywały Clarke’a na nogach, umożliwiały mu ten potępieńczy marsz w nieznanym kierunku. Komunikacja nie działała, więc nie miał pojęcia, co kombinuje Chi’rek. Ale szedł za nią. Nie chciał zostawać sam. Nie chciał umierać samotnie.

Kiedy skafander poinformował go o wejściu w rezerwę zasobów energetycznych – a co za tym idzie możliwości filtracji powietrza, działania systemu podtrzymywania życia i stymulantów bojowych Izaak tylko się zaśmiał. Nie liczył jednak na to, że ktokolwiek usłyszy jego śmiech, poza nim samym. Chi’rek na pewno miała tak samo niesprawny system komunikacji, jak on, a bębniąca ulewa i świst wiatru zagłuszały wszelkie odgłosy.

Godzinę później system rozjarzył się czerwienią, a następnie wygasł. Clark zrobił jeszcze tylko kilka chwiejnych kroków, a potem upadł. Zanurkował w ciemność, tracąc przytomność z niedotlenienia.

Kiedy jego skafander zanurzał się w głębsze zalewisko, przez jakie brnęli ostatni kwadrans, inżynier wiedział, że ostatnim, co zobaczy w życiu, będzie gęsta od kryształów soli ciecz, pod którą spocznie jego ciało.

POKŁAD HAWKA

- Adel – Spencer wywołał ukryty gdzieś w pobliżu statek na bliskim kodowanym paśmie. – Tutaj Spencer. Mamy przesyłkę. Przygotujcie się do przejęcia Hawka. Nadal mamy towarzystwo, więc przygotujcie katalizator skoku przestrzennego.

Odpowiedziała mu cisza. West pilotował interoceptora w skupieniu, Van Belsen zajęła się systemami nawigacyjnymi i analizą pozycji jednostek wroga w systemie, a Chan odpłynął w nieświadomość, kiedy przestały działać substancje medyczne trzymającego na nogach.

Lecieli ponad dwie godziny, nie oszczędzając silników, z prędkością bliską 180 000 km na sekundę., więc oddalili się o ponad 1,5 miliarda kilometrów od Perły, przecinając orbitę planety LR-127B i kierując się w stronę zewnętrznych układów systemu, wyraźnie na jakąś wyznaczoną wcześniej pozycję.

Ufali Spencerowi. Po rozmowie wyszło na to, że to porządny gość. Co prawda przejął się stratą Chi’rek, ale zrozumiał potrzebę, jaka sięga tym kryła. Niestety, to felinitka była mózgiem operacji i sam Spencer niewiele wiedział o zakresie zadania. Przynajmniej tak mówił. Dla nich nieistotna była teraz sprawa policyjna, lecz wyrwanie się z układu Alfa Scuti i złożenie raportu Federacji.

- Adel. Czy mnie słyszysz? Tutaj Spencer. Mam przesyłkę… Czy gotowi jesteście nas przyjąć.

W końcu usłyszeli przychodzący sygnał i pomieszczenie rozjaśnił holo-przekaz ukazujący twarz jakiegoś szczupłego, chytrego mężczyzny, w średnim wieku.
- Czy były jakieś problemy. Federacja albo Polarianie?

- Cześć Szumack – powitał hologram Spencer. – Były, jak cholera. Na szczęście Polarianie zajęli się Fedziami. My tymczasem weszliśmy gdzie trzeba i przejęliśmy, co trzeba.

- Jakieś starty?

- Tak. Natrafiliśmy na grupę uderzeniową obcych, a Virrago ocipiał i wypuścił rekombinaty. Przeżyła tylko Chi’rek, ale straciła przytomność i nie wiem, co z nią zrobić.

- Daj podgląd.

- Nie da się. Polarianie walnęli atomówką w Salt-01, a ja byłem tuż obok. Cudem się wyrwaliśmy. Nie działa mi maskowanie. Mam rozwalone emitery tarcz, uszkodzoną strukturę zewnętrzną. Tracę cholerne ciepło i energię. Musisz mnie szybko przejąć, kurwa. Nie pogrywaj. Zostało nas trzech. Wiem co sobie kombinujesz z Dragonovem. Dwóch to lepiej do podziału, niż trzech. Ale, koleżko, we dwóch nie poprowadzisz okrętu takiej klasy, nie przemkniesz się przez system Fedziów. Podaj sygnał naprowadzający. Nie odpierdalaj.

- Hawk. Podaję sygnał naprowadzający.

Holo-przekaz znikł.

Zamigotały pola osłonowe. Niebieski sygnał rozświetlił konsoletę. Spencer dał znać wzrokiem Westowi, by ten zwolnił, wrzucił silniki hamujące. Weszli w prędkość manewrową po kilkunastu sekundach.

I wtedy ją zobaczyli. Fregatę o typowy kształcie jaki cechował konstrukcje Felinitów. To musiał być zaginiony Vassico se Davakh. Ta sama konstrukcja. Ten sam specyficzny kadłub wyraźnie widoczny na ekranach zasięgowych.

- To Vassico se Davakh? – Zapytała Frida. – Ten, który zaginął w systemie Epsilion Eridani dwa lata temu.

- Tak – odpowiedział Spencer. – Dzięki temu ich namierzyliśmy. Ekipa Szumracka dostała spory zastrzyk gotówki od korporacji, które maczały paluchy za nielegalnymi badaniami na Perle. Nie uwierzycie, jakie cudeńka zamontowali na tym okręcie. Teraz okręt nazywa się Adel. Na cześć matki Szumracka, taki jest, jebaniutki, sentymentalny.

Dryfowali w stronę Adel powoli, ściągani promieniem naprowadzającym. Widzieli, jak otwiera się dok dla Hawka. West wprowadził ostrożnie maszynę do środka. Spencer i Belzen chwycili karabiny, Chan pistolet w ocaloną rękę.

- Ja wychodzę pierwszy. Zagaduję. A wy wyskakujecie i walicie do nich, jeśli nie rzucą broni. O ile ją wezmą. Przejmujemy statek.

CLARKE

Unosił się w powietrzu! Poczuł to! Podobnie jak ciepło jakiejś cieczy wokół siebie.

Otworzył oczy, które natychmiast zalał mu jakiś płyn. Szybko jednak zorientował się, że może patrzeć przez niego i nic złego się nie dzieje.
Znajdował się w jakiejś … kadzi. Do twarzy miał przymocowaną jakąś … maskę zakrywającą usta i nos. Kadź miała przeźroczyste ściany – grube i zapewne trwałe – a za nią widział inną ciecz. W tym płynie, o parametrach kojarzących się z lekko zielonkawą wodą poruszył się jakiś kształt. Przypominający mitycznego trytona stwór, w którym Clarke rozpoznał bez trudu … polarianina.

I wtedy zobaczył drugi zbiornik, a w nim unoszącą się Chi’rek. Felinitka, podobnie jak i on, była naga. Przez dwie warstwy wody – tą wypełniającą zbiorniki i tą poza nimi – jej ciało widział jako rozmazaną, trochę groteskową smugę.

Zrozumiał.

Znaleźli się na statku wroga. Jako jeńcy wojenni i zapewne obiekty badań nad ich gatunkami. Clarke wiedział, że niekiedy ludzie z zaatakowanych przez Polarian systemów i planet znikali bez śladu. Teoria z porwaniami była jedną z bardziej prawdopodobnych i teraz … potwierdziła się.

POZOSTALI

Poszło zaskakująco dobrze.

Na ich spotkanie wyszedł tylko Szumrack, ale widok trójki uzbrojonych ludzi w zdewastowanych skafandrach Federacji wystarczył, by pirat dał się związać. Potem podobnie postąpili z siedzącym za sterami Dragonovem – wysokim chudzielcem o twarzy urodzonego zabijaki.

Spencer pomógł zamknąć ich w hiberna torach trans przestrzennych, które – ja wyjaśnił – służyły do szmuglowania jeńców porywanych przez piratów dla okupu z kosmicznych jachtów i luksusowych wycieczkowców.

W międzyczasie Frida Van Benzen zasiadła za sterami Adeli. Fregata była doskonale wymuskana, podrasowana i nie ustępowała klasą AJOLOSOWI, chociaż miała zdecydowanie gorsze uzbrojenie i słabsze tarcze oraz pancerz. Do działań zaczepnych na nieuzbrojonych jednostkach i przemykaniu się przez układy była idealna.

- Mamy problem – szybko zorientowała się, że sprawa nie wygląda tak kolorowo.

- Wiem. Oberwaliśmy od Polarian. Okręt trzymał rezerwę energii na skok międzygwiezdny.

- To też. Ale zbliża się do nas Polariańska jednostka. Ta, która operowała w pasie asteroid.

- Sugeruję podać koordynaty skoku na najbliższy system Federacji. Trzeba zameldować o tym, co się tutaj wyprawia. To teraz priorytet.

Zgodzili się ze Spencerem, a kiedy Polariańska jednostka dotarła na koordynaty Adeli, dawny kupiecki transportowiec wykonał właśnie skok międzygwiezdny w stronę obrzeża Rdzenia.

Ich misja została zakończona. Przeżyli i wrócili do Federacji przynosząc ważne nowiny. Stracili jednak połowę ludzi.

Czy ich życie było tego warte?
Czy Federacja doceni ich osiągnięcia?
Co zrobi z pradawnym obcym uciekającym przed Polarianami?
Co zrobi z pierwszym kontaktem z Polarianami, który nie zakończył się walką? Co zrobi Federacja z bezcennym doświadczeniem związanym z walką na lądzie z agresorami z Gwiazdy Polarnej?

To były pytania na inną opowieść.
Ich misja bowiem dobiegła końca.

Wracali do domu.


KONIEC PRZYGODY
 
Armiel jest offline