Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2015, 17:38   #44
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Doc; Warlock x Nami



Powoli dogasające palenisko z trudem oświetlało pogrążające się w coraz to gęstszym mroku pomieszczenie, które służyło za kuchnię i jadalnię. Gospoda pod Upadłą Wieżą była cichym i przytulnym miejscem, i choć znajdowała się w najbardziej przeludnionej dzielnicy Neverwinter to rzadko miewała gości. Była swoistym klubem, do którego wstęp mieli tylko nieliczni. Otoczonym przez zrujnowane kamienice, zgliszcza i popioły Rzecznego Kwartału lokalem, gdzie od czasu do czasu zbierali się agenci Harfiarzy oraz objęci ich protektoratem goście. Także i tym razem miało dojść do ważnego spotkania; z każdą mozolnie upływającą chwilą pogrążona w ciemnościach karczma wracała do życia...

Z początku jedynym źródłem światła były rozgrzane do czerwoności kamienie w palenisku oraz kilka niemalże kompletnie wypalonych świec, zaś samo pomieszczenie wyglądało tak jakby jego poprzedni bywalcy przerwali nagle ucztę i wyszli zapalić, po czym już nigdy nie wrócili, o czym świadczyć mogła dość gruba warstwa kurzu zalegająca na bogato zastawionym stole.
Wraz z pojawieniem się w pomieszczeniu wysokiego elfa, ogień z paleniska buchnął żywnym płomieniem, a rozwieszone w każdym kącie świece same z siebie zapaliły się przeganiając swym blaskiem ostatnie zalegające cienie. Znajdująca się tuż obok paleniska miotła uniosła się na kilka cali w powietrze jak zaklęta, po czym zaczęła dokładnie zamiatać podłogę tak jakby ktoś niewidzialny się nią posługiwał. Mijały kolejne długie minuty, a gospoda pod Upadłą Wieżą powoli wracała do swego dawnego blasku.

Odziany w kunsztownie wykonane szaty elf o oczach srebrzystych jak nurt górskiego strumienia, usiadł przy długim stole tuż obok paleniska. Łokciem oparł się o oparcie swego krzesła, a drugą dłonią zaczął bębnić palcami o drewniany blat. Zaniecierpliwiony, skrzyżował nogi na kolanach.

Theadalas rozglądał się krytycznym wzorkiem po wciąż, w jego mniemaniu, dalekim od ideału pomieszczeniu. Spodziewał się ujrzeć lada chwila swego gościa i nie chciał jej przyjąć w tak obskurnie wyglądającym miejscu, tym bardziej, że jej dotychczasowe, sielankowe życie opływało w luksusach godnych najbardziej wpływowej arystokracji.
Poniekąd chciał zrobić na niej wrażenie, ale nie na tym kończyły się jego obawy. Sporo ryzykował zapraszając do swej siedziby córkę potężnego magnata, który trząsł całym miastem. Gdyby ktoś ją śledził… Nie, nie chciał zadręczać się ponurymi myślami. Zgodził się na spotkanie w jedynym prawdziwie dyskretnym miejscu w Neverwinter, tylko dlatego, że zżerła go ciekawość. Siedząc w kompletnej ciszy, przerywanej jedynie przez sporadyczne odgłosy strzelającego w kominku drewna, Theadalas zastanawiał się czego może ode niego żądać tak wpływowa kobieta... i co on może na na tym zyskać…

***

Opuszczając swój rodzinny dom nie do końca była pewna, co powinna zrobić. Naturalnie wiedziała, co chce, ale niekoniecznie, co powinna. Dlatego też szła na miejsce spotkania nie do końca pewna, choć nadzwyczaj ostrożna. Każda osoba mogła okazać się jej wrogiem i zdrajcą, każdy nawet z początku praworządny, mógł ją zdradzić dla garści monet lub jakichś przywilejów. Miała ciężko w życiu, choć przeciętny chłop zaśmiałby się jej w twarz i splunął pod nogi. W końcu kto uwierzy takiej osobie jak ona, że miała ciężko, że w ogóle mogłaby dalej mieć ciężko? Większość wręcz spojrzałaby na nią z pogardą.
Nie mogła się przyznać do tego kim jest, skąd pochodzi, jakie ma nazwisko. Mogła jedynie coś wymyślić, powiedzieć jak ma na imię, pokazać twarz, gdyż pierwszemu lepszemu nie była ona znana, tylko zaufanym osobom jej rodziciela.

Gdy znalazła się w umówionym miejscu, ściągnęła z głowy kaptur koloru kasztanowego i rozejrzała się swoimi orzechowymi oczami po pomieszczeniu. Z początku przykuła wzrok, jej uroda była zauważalna, włosy zadbane, kręcone i brązowe, dłonie delikatne o smukłych, długich palcach i zadbanych paznokciach. Jej nosek był szlachecki, usta pełne, wyraziste i kuszące. Jej mimika nie zdradzała niepewności, a bynajmniej. Wydawało się, jakby zadzierała nosa, była wyniosła, arogancka, zupełnie jakby myślała, że jest najpiękniejsza i najmądrzejsza.


- Witam. - miły ton głosu rozwiał wszelkie wątpliwości. Nie była wcale naburmuszoną księżniczką, brzmiała naprawdę uprzejmie i ciepło, wręcz delikatnie. Mężczyzna mógł przez chwilę zwątpić, zastanowić się, co taki “aniołek” robi z nim przy jednym stoliku. Jeszcze gdy zbliżała się do niego dojrzał hipnotyzujące kołysanie się jej bioder, a kiedy przystanęła patrząc na niego z góry, swoim urodziwym obliczem na chwilę sprawiła, że zaniemówił.

- Mogę? - spytała pokazując krzesło i nie czekając na odpowiedź, zajęła miejsce. Westchnęła głęboko, a podczas tej próby nabrania powietrza jej klatka piersiowa uniosła się delikatnie. Kobieta podparła brodę na swoich złączonych rękach, które oparte były łokciami o blat stołu, zaś wzrok, jakby zagubiony, wbiła w drewnianą i brudną posadzkę karczmy. Wyglądała jak dama w opałach, chyba powinna popracować nad kamuflażem, jeśli chciała udawać przytępawą prostaczkę ze wsi.

- Nazywam się Sophie. - przedstawiła się, choć nie była pewna, czy to potrzebne. Tego nauczyła ją zwykła kultura. Zapewne mężczyzna nie tylko znał jej imię, czy też po prostu pamiętał. Wiedział kim jest, jako jedna z niewielu osób i to właśnie było najgorsze. Przez to czuła się taka niepewna, zdezorientowana, może i nawet zahukana przez całą tę sytuację. W normalnych warunkach byłaby silną kobietą, która wiedziałaby czego chce od życia, jednak dziś czuła się po prostu zagubiona w tym wszystkim, może to przez tę awanturę z ojcem, który właśnie ją uderzył? Przypominając sobie o tym oparła obolały policzek o dłoń, tak aby go zakryć. Nie była pewna, czy jest tam siniak, zaczerwienienie czy cokolwiek, ale wolała być przezorna. Nie chciała się tłumaczyć, nie chciała też wzbudzać litości. Miała swoje idee, swój honor i dumę i mimo, iż teraz sprawiała wrażenie księżniczki w opałach, wcale nie chciała być tak traktowana.

- Theadalas Naerdaer - przedstawił się w odpowiedzi elf, pozwalając sobie chwycić ja za dłoń w szlacheckim geście i ucałować.
- Twe nazwisko jest mi dobrze znane, pani - odparł zajmując z powrotem swoje miejsce.
- Natomiast nie do końca znany jest mi cel, dla którego przybywasz do mnie. Czyż nie jest to zbyt niebezpieczne miejsce dla takiej damy? - Zapytał uprzejmie, starając się przy tym nie obrazić dziewczyny tym dość zuchwałym pytaniem. Kto wie jakie talenty skrywała?

Jej subtelny uśmiech nie zdradzał żadnych tajemnic, jakie mogły się kłębić pod burzą jej brązowych, lśniących czystością pukli.
- Jeśli mogłabym mieć prośbę - zaczęła spokojnie, jakby z nieśmiałością spuszając wzrok na chwilę w dół, aby przy kolejnych słowach, móc go unieść i spojrzeć swymi orzechowymi tęczówkami na mężczyznę - Proszę, mów mi po imieniu. - dokończyła, a uśmiech na jej twarzy nie przekraczał szerokością pewnych granic, był jakby kontrolowany i wyuczony, co wcale nie oznaczało, że nieszczery.
Z początku chciała zaproponować coś do jedzenia, jednak przemknęło jej przez głowę, że mężczyzna mógłby poczuć się niezręcznie. W końcu nie była to codzienna sytuacja, by kobieta opłacała posiłki i choć dla Sophie pieniądze były najmniejszym problemem, nie odważyła się spytać elfa o zgodę na zapłatę za strawę. Przez to zamyślenie między nimi nastała chwila ciszy i mimo, iż mogło się wydawać, że Sophie zastanawia się nad doborem słów, ona po prostu myślała nad tym, co wypada. Jednak Kwartał nie był Enklawą, a ona mimo licznych ucieczek nie zdążyła przywyknąć do zwyczajów tu panujących. Zapewne dlatego, że zawsze stroniła od ludzi, działając na własną rękę.
Teraz jednak z odwagą patrzyła na mężczyznę, co do którego miała nie lada prośbę. Zdjęła ręce ze stołu, odsłaniajac tym samym policzek, chowany wcześniej przez dłoń, jednak być może w tym lichym świetle świec nie było widać żadnego śladu po uderzeniu od silnej, męskiej ręki.
- To nie pierwszy raz, kiedy opuściłam dom. - zaczęła ciężko wzdychając i przeniosła wzrok gdzieś w bok, omiatając ściany karczmy, stoliki, krzesła, podłogę. Nie pamiętała czy kiedykolwiek wcześniej tutaj była.
- Jednakże dopiero niedawno usłyszałam o waszej organizacji. Zazwyczaj działałam na własną rękę, jestem łuczniczką. - kontynuowała, a jej bystre oczy ponownie spoczęły na twarzy rozmówcy.
- Chcę dołączyć. - oznajmiła stanowczo tonem, który nie znosi sprzeciwu. Choć nie była arogancka ani wyniosła, miała w sobie swego rodzaju magnetyzm, coś co innym sugerowało, by pozwolić jej na wszystko, czego tylko pragnie. Zresztą, jej prośba nie była znowuż taka wygórowana. Zaskakująca, to prawda.
- Chcę pomagać jak najlepiej umiem, a przy okazji może mogłabym i schronienie u was uzyskać. Fakt, że możecie mieć przeze mnie kłopoty w późniejszym czasie, jeśli ktoś mnie rozpozna… Jednakże przysięgam, że wyprę się jakobym otrzymała od was jakąkolwiek pomoc w ucieczce i skrywaniu swojej tożsamości. Nie będziecie mieć kłopotów, jeśli też sami, w krytycznej sytuacji, wyprzecie się mnie. Zaś ja nie będę miała wam tego za złe. Wrócę, gdy ucieknę ponownie. - zakończyła z poważną miną, kącik ust nawet jej nie drgnął w kierunku choćby najmniejszego uśmiechu. Nie miała powodu by się śmiać, niby jaki? Dopiero starała się odzyskać życie, zmienić je, odwrócić bieg. Policzek dopiero teraz zaczął piec bardziej, a może dopiero teraz zaczęła to czuć? W karczmie było ciepło, jednak Sophie nie chciała zdejmować płaszcza, odsłaniać się. Starała się wręcz, by nikt prócz jej rozmówcy, nie widział jej twarzy.

Prośba, z którą zwróciła się do niego dziewczyna mocno wybiła go z rytmu. Wręcz spojrzał na nią z niedowierzeniem, zastanawiając się czy nie był to jakiś ponury żart. Córka wpływowego magnata przychodzi nagle do niego prosząc nie tyle o schronienie, co o członkostwo w organizacji, która była powszechnie znana ze swej neutralności - przynajmniej w jej politycznym aspekcie.

Elf pstryknął palcem, a do stołu przyleciały pozłacane kielichy wypełnione czerwonym winem. Chwilę później pojawiła się też ciepła strawa, której aromatyczna woń wypełniła całe pomieszczenie.

- Porzuciłaś wygody szlacheckiego życia dla tego? - Powiedział wymownym ruchem głowy wskazując okno, a właściwie ponurą scenerię za szybą; zrujnowane kamienice, w których egzystowały (bo życiem tego nazwać się nie dało) tłumy obszarpanych ludzi, tak biednych i obdartych z godności, że każda przetrwana noc była dla nich błogosławieństwem.

Theadalas chwycił do ręki kielich z winem, gestem dłoni zapraszając dziewczynę do uczynienia podobnie. Upił mały łyk, nie spuszczając ze swych srebrzystych oczu Sophię, która dumnie wytrzymała jego badawcze spojrzenie.

- Dlaczego? - Dodał po chwili, w głębi duszy modląc by to co dziewczyna opowiada okazało się w całości prawdą. Chciał jej pomóc, tym bardziej, że widział w tym płynące korzyści, ale obawiał się, że dłuższe ukrywanie jej w tym miejscu będzie dla nich obu zbyt niebezpieczne. Wplecione w ściany zaklęcia skutecznie tłumiły wszelkie próby magicznego szpiegostwa, ale sprytny czarodziej po żmudnych poszukiwaniach dość łatwo mógł powiązać ze sobą fakty, albowiem nałożone na to miejsce osłony tworzyły czarną dziurę w eterze i były jednym z nielicznych w Neverwinter miejsc, w którym ścigana osoba mogłaby znaleźć bezpieczne schronienie. A to samo z siebie było dobrą wskazówką…
- Wszyscy chcą się wydostać z tego miejsca, a ty tu przybywasz z własnej niewymuszonej woli. Naraziłaś się na gniew władz miasta? Trzeba być desperatem albo głupcem, by zechcieć tu mieszkać...

Sophie dyskretnie zerknęła w stronę okna, na które wskazywał mężczyzna. Mimowolnie na jej ustach pojawiła się nieokreślona ulga, a sama kobieta westchnęła bezgłośnie. Jedynie jej klatka piersiowa uniosła się wysoce, po czym zaczęła niespiesznie powracać do swojej początkowej pozycji. Nic nie odpowiedziała. Nie oczekiwała zrozumienia od kogoś, kto nie mieszkał w Enklawie. Wiedziała, że każdy powie, że jej się po prostu poprzewracało w dupie i zwyczajnie jest kapryśna. Bo inni daliby sobie rękę uciąć by się z nią zamienić. Nie spodziewała się, że ktoś z Kwartału będzie potrafił postawić się w jej sytuacji, być na jej miejscu. Biorąc pod uwagę różnice między Enklawą a Kwartałem, które były wręcz przepaścią nie do przeskoczenia, można było przypuszczać, że “empatia” nie zadziała. Bo na pierwszy rzut oka, naprawdę nie dało się zrozumieć tej dziewczyny i pewnie nawet jakby rozrysowała na kartce wszystkie swoje obiekcje, to i tak nie otrzymałaby poparcia ludzi niższych sfer. Czuła się w tym wszystkim samotna.
Theadalas unosząc kielich musiał mieć świadomość, że Sophie nie odmówi. Nie dlatego, że była alkoholiczką, której rozum zalany był gorzałą, a z czystej kultury. Pierwszy kieliszek po prostu wypadało wypić, tak samo jak podczas toastów nikt prócz brzemiennych nie odmawiał. Nie ukazując swojej niechęci, uniosła kielich wypełniony szkarłatnym trunkiem i obejmując wargami jego metalowy brzeg, przechyliła delikatnie w kierunku swych ust. Mały łyk w zupełności wystarczył, by nie urazić towarzysza, a i by nie robić nic wbrew samej sobie. Może gdy już będzie pewna swego schronienia i zajęcia, to upije się chętnie, ale to już z radości. Wtedy będzie co świętować, teraz po prostu czuła się jak zwykły, bezbronny rolnik, otoczony przez zgraję orków, którzy chcą go…
“Dlaczego?”, pytanie to rozbrzmiało w jej zakłopotanej głowie. Z zamyślenia wykrzywiła usta i zagryzła lekko dolną wargę. Jej wzrok znowu pobłądził po ścianach gospody, zaś kielich trzymany wciąż w uścisku jej szczupłych, zadbanych palców dłoni, przytknęła do piekącego policzka. Chłód metalu okazał się być przyjemnym ukojeniem, aż kobieta na chwilę przymknęła oczy, delektując się tą krótkotrwałą ulgą.
Nie zdążyła odpowiedzieć, gdy zabrzmiały dalsze słowa. Sophie zaśmiała się niemal niesłyszalnie, a po tym śmiechu zostały jedynie uśmiechnięte w subtelnym tonie, usta kobiety.
- A więc jestem głupcem. - oznajmiła i tym razem uśmiech nie schodził jej z twarzy. Nie spodziewała się zrozumienia, nie oczekiwała nawet tego, że ktokolwiek będzie miał logiczny i rozsądny pomysł na to, czemu zrobiła tak, a nie inaczej. Tym razem kobieta potrzebowała wziąć łyk wina, a nawet wypić wszystko co miała. Nie tyle dla odwagi, co dla stłumienia własnej irytacji i rozpaczy, która dla każdego pozostawała zagadką.


- Nikt nie zna mojego ojca tak jak ja go znam. On jest wystarczającym powodem, dla którego mogłabym chcieć zmienić własne życie. Ale nie. Nie robię tego z względu na jego surowość, jego twardą rękę. To nie jest jeden z tych ojców, który potrafi stłumić swoje emocje, swoją agresję - Sophie zadarła nos w górę i z cichym brzdąknięciem odstawiła kielich z powrotem na blat stołu. Założyła nogę na nogę chyba bardziej z przyzwyczajenia, a jej plecy wyprostowały się i w końcu swoją postawą zaczynała przypominać kogoś, kto zna swoją wartość - Ale nie mam mu za złe tego, jaki jest. Wystarczy, że inni odwracają się od niego. Ja po prostu chcę żyć po swojemu, chcę robić coś dla innych, bo to sprawia, że czuję się lepiej. Nie jest to forma odpokutowania czyichś win, nie chcę byś tak myślał. Ja po prostu pragnę wybrać własną drogę, a wy nie jesteście osobami oceniającymi innych. Wasz neutralny stosunek sprawia, że nie czuję się jakbym była między młotem a kowadłem, mój wybór staje się uczciwy w stosunku do mojej rodziny, a to co robicie, jest również ideą mojego sumienia jak i rozumu. Sądzę, że każda młoda osoba, żyjąca w Enklawie czy też Kwartale, ma prawo do wyboru, kim pragnie być, ale zawsze to prawo jest im blokowane przez czynniki od nich niezależne. Jestem dokładnie taka sama. Jako człowiek. - dokończyła, a jej melodyjny głos sprawił, że mężczyzna mógł poczuć się, jakby ktoś ciepły sercem czytał mu opowieść na dobranoc. Jej kobiecy ton głosu był ukojeniem dla uszu i czasami słuchając go, można było zapomnieć treści przemowy. Istna hipnotyzacja, zwieńczona bystrym spojrzeniem, jej pięknych, orzechowych ocząt, których ciemny kontur tęczówek sprawiał, że stawały się one ciekawym zjawiskiem, od którego ciężko było odciągnąć wzrok. Tym bardziej jeśli te tak odważnie spoglądały w oczy rozmówcy, jakby chcąc wymusić na nim swoje racje. A racje te nie były wcale takie głupie.
- Nie zgodzisz się ze mną, że gdyby nie pochodzenie, byłabym takim samym człowiekiem? Każdy ma coś, co go blokuje przed rozwinięciem skrzydeł. Moją blokadę znasz, Theadalasie.

Słowa jakimi uraczyła go Sophie wywarły na nim spore wrażenie. Ta piękna kobieta miała w sobie wiele odwagi, więcej niż niejeden mąż, u boku którego Theadalas miał przyjemność walczyć. Rzeczny Kwartał to był inny świat; pogranicze rozpaczy w cieniu murów wznoszącej się cywilizacji. Pogrążone w anarchii miejsce, które od lepszego świata odgradzało ledwie kilka metrów litej skały. Istniało tylko dlatego, że dla Dagulta Neverembera, tyrana z górnego miasta, było pozbawionym wartości, nie przedstawiającym żadnego strategicznego potencjału terenem. To tu rodziły się rebelie, tu mieszkali separatyści oraz orkowie pod rządami swego żądnego krwi władcy, Vansiego Bloodskulla, który stanowił najsilniejszą względem władz miasta opozycję, ale nie mogąc pojednać ze sobą lokalnych mieszkańców nie był w stanie im zagrozić.
Pomiędzy tymi wrogimi sobie siłami stali zwykli ludzie, głównie imigranci z północy. Po upadku Luskan i wielu innych cywilizacji, które ongiś błyszczały jak latarnia pośrodku morza wzburzonej ciemności, do Neverwinter napłynęły dziesiątki tysięcy uchodźców. Najbogatsi z nich dostali się do górnego miasta, lecz cała reszta musiała w kompletnym upodleniu pomieścić się w zrujnowanej dzielnicy, gdzie przemoc rodziła przemoc, a władzę sprawowali ci, dla których ludzkie życie nie miało względnie żadnej wartości.

Za murami miasta, pasmo terenów leżących między Neverwinter, a Górami Grzbietu Świata już dawno pochłonęła ciemność, która dziś wdzierała się coraz głębiej na południe zagrażając mieszkańcom Klejnotu Północy - klejnotu, który teraz nosił skazę.

- Niewielu potrafi zdecydować się na tak odważny krok, Sophie - odparł elf przyglądając się jej swym badawczym spojrzeniem. Uśmiech, który zawitał na jego twarzy na ułamek sekundy był ciepły i pocieszający, niemalże przepełniony troską, którą zwykł raczyć ją jej ojciec.
Theadalas rozumiał jej poświęcenie. Potrafił to docenić, bo sam kiedyś wiele poświęcił.
- Lecz sporo ryzykujesz przychodząc tutaj. Jesteś świadoma tego ryzyka, podobnie jak tego, że twój ojciec nie odpuści tak łatwo - dodał wnikliwie. Dziewczyna sprawiała wrażenie bardzo inteligentnej; wiedziała jak daleko potrafi posunąć się jej ojciec, lecz elf obawiał się, że przecenia swoje i jego możliwości.
- Doskonale zdajesz sobie sprawę do czego twój umiłowany ojciec jest zdolny; w tym mieście nie ma rzeczy poza jego zasięgiem. Nawet siedziba Harfiarzy nie jest całkowicie bezpieczna. Wszystko jest dla niego tylko kwestią czasu, ale nie obawiaj się; udzielę ci schronienia. Przynajmniej na razie... - Theadalas odstawił na bok swój kielich, po czym sięgnął za pazuchę po srebrzystą manierkę, którą zdobiły elfickie runy jarzące się bladym światłem w ciemnościach.
- Ognista brandy - wytłumaczył elf dostrzegając jej pytające spojrzenie.
Jej urokliwe, wielkie, kasztanowe oczy przypominały mu wybrankę jego serca. Ich miłość była krótka i burzliwa, zakończona brutalną śmiercią kobiety, którą wcześniej w swej bezsilności został zmuszony oddać komuś innemu. Jak bardzo odmienny byłby teraz jego los, gdyby tamtej feralnej nocy udało mu się wyrwać ją z rąk rozwścieczonego tłumu. Niestety, zawiódł ją przybywając, gdy było już za późno…
Sophie mogła dostrzec kryjącą się pod srebrzystymi oczami elfa iskrę bólu, która rozbłysła na chwilę, gdy mag wrócił wspomieniami do dawnych lat. Theadalas skrzywił się lekko, lecz szybko wyprostował się na krześle i przywował na swej dotychczas pozbawionej emocji twarzy lekki uśmiech, choć nawet on nie potrafił do końca ukryć drzemiącej w nim rozpaczy.
- Nie lubię wina. Wolę mocniejsze trunki - dodał odważając się na cichy chichot, po czym położył przed nią kieliszek i bez pytania nalał doń rozgrzewającej gardło cieczy. Nie chciał być nachalnym i nie uraziłoby go, gdyby dziewczyna odmówiła dalszego picia. Zrobił to tylko dlatego, że nie mógł już dłużej znieść smaku tego rozcięczonego wina, a samemu nie wypadało raczyć się czymś lepszym.
- Zdaję sobie sprawę w jak rozpaczliwej sytuacji jesteś i wiem jak to głupio teraz musi brzmieć z mych ust, ale my Harfiarze jesteśmy tradycjonalistami i nikt kto nie przejdzie naszej próby nie może ubiegać się o członkostwo. Tylko testując poświęcenie naszych przyszłych członków możemy się upewnić, że są to ludzie, w ręce których warto powierzyć własne życie - Theadalas pociągnął z manierki, krzywiąc się przy tym lekko, gdy do jego gardła wypłynęła rozpalająca ciecz. Pochylił się bliżej ku twarzy dziewczyny i mimowolnie zniżył głos.
- Mogę zapewnić tobie schronienie, ale nie na długo, bo prędzej czy później agenci Ashmodai, albo nadworni magowie twego ojca wyśledzą ciebie. Jeśli zechcesz do nas dołączyć to będziesz musiała udowodnić, że jesteś godna bycia jedną z nas, a to będzie wymagać od ciebie sporego poświęcenia. Tylko wtedy będę w stanie uchronić ciebie przed gniewem twego ojca…



- Zrobię co będzie trzeba, o ile nie będzie to kolidowało z moją rodziną. - odparła poważnie zerknąwszy na trunek, jaki został jej nalany. Miała wrażenie, że to będzie przesada, ale już nie musiała silić się na uprzejmość, gdyż wypełnienie jej kielicha było jego gestem, a ona swoją powinność już spełniła, wypijając pierwsze nalanie - Mam na myśli, że nie skrzywdzę jej. - sprostowała, co by elf nie miał żadnych wątpliwości. Ona mogła udowodnić, że potrafi, nie było to dla niej problemem. Przynajmniej nie czuła, by miało sprawić jej to kłopot.
- Mój ojciec jest jaki jest, ale nie chcę byś źle o nim myślał. Choć nie zmienię Twojego zdania i zawsze będzie złe. Nie dziwi mnie to. Wiem, jaki on potrafi być i zdaję sobie sprawę z tego ileż kłopotów mogę wam przysporzyć. Mój ojciec nie jest złym człowiekiem. - nie było sensu dalej tego ciągnąć i tak nie zrozumieją. Nikt by tego nie zrozumiał, co w sumie jej nie dziwiło. A może była zbyt subiektywna, ze względu na więzi krwi? A może to przez to, że nie miała już nikogo, prócz ojca. Matka zmarła, zaś rodzeństwa nigdy nie posiadała. Służba chodziła zaszczuta przez ojca i nigdy z nikim nie nawiązała lepszego kontaktu. Chyba jako ubłocona dziewczynka biegająca podczas deszczu byłaby bardziej szczęśliwa.
- Powiedz co mam zrobić. - przeszła do konkretów i chciała się napić tego, co zostało jej nalane, jednak dostrzegając minę elfa, cofnęła rękę i skrzywiła się. Nie była pewna czy to dobry pomysł, przez chwilę musiała się zastanowić, jednak skoro już zrobiła tyle wbrew wszystkiemu, to i skosztować nowych rzeczy by nie zaszkodziło!
Niepewnym ruchem dłoni przysunęła kielich w swoim kierunku. Nachyliła się nad nim i zbliżając nos pociągnęła nim, delikatnie go przy tym marszcząc. Zapach nie był ostry, a to już połowa sukcesu dla arystokratki. Uniosła kielich obejmując go oburącz i tylko lekko przechyliła w kierunku swych delikatnych ust. Z początku aż drgnęło całe jej ciało, ramiona wykrzywiły się w nieprzyjemnym spięciu. Kobieta odłożyła kielich siląc się na uśmiech. Chwilę tak siedziała, udając, że wszystko w porządku, jednak patrząc dłużej w oczy elfa, w pewnym momencie się zaśmiała.
- Przepraszam, to nie było dobre - urokliwy, krótki śmiech, stłumiony został przez jej delikatną dłoń, która momentalnie zasłoniła roześmiane usta. Wiedziała, że rozmówca nie poczuje się urażony, przecież nie był jednym z tych bufonów, przy których było trzeba być sztywną jak kij od miotły. Serce kobiety wróciło do unormowanego rytmu bicia, kiedy to poczuła się swobodniej i pewniej. Nie miała żadnych wątpliwości, że sobie poradzi z zadaniem.
- Mam nadzieję, że przydzielając mi zadanie, potraktujesz mnie sprawiedliwie, jak każdą poprzednią osobę. Nie potrzebuję taryfy ulgowej, nie urazisz mnie niczym. - napomknęła dla ponownego podkreślenie, że nie trzeba na nią patrzeć jak na kogoś z Enklawy. Że, tak jak mówiła, jest człowiekiem jak każdy inny.
- I dziękuję z góry. Za danie mi szansy - skinęła głową w geście uznania, nie zważając na to, kto z nich jest z wyższych sfer. Teraz nawet on mógł być ponad nią, w Kwartale czuła się na równi z każdym innym lub nawet czasami gorsza, jeśli ktoś wykazywał więcej zdolności i rozumu, niż ona sama.

- W takim razie będzie więcej dla mnie - odparł srebrzystooki elf chowając manierkę do wewnętrznej kieszeni i po raz pierwszy od początku spotkania szczerze uśmiechnął się.
W ciągu ostatnich czterech wieków swojego długowiecznego życia Theadalas poznał wiele kobiet. Dotychczas myślał, że zna je na wskroś, lecz siedząca przed nim Sophie wciąż pozostawała dla niego zagadką. Zapał z jakim dziewczyna się wypowiadała kazał mu sądzić, że nie do końca poznał całą prawdę o niej, a przynajmniej nie usłyszał wszystkiego co miała mu do powiedzenia, lecz czarująca osobowość niewiasty nie pozwalała mu gnębić jej kolejnymi pytaniami. Bardzo jej zależało na wstąpieniu do szeregów Harfiarzy, chciała się wykazać jakby od tego zależało jej życie. Ukrywała coś, a elf miał nieodparte wrażenie, że dziewczyna zaskoczy go jeszcze niejeden raz…
- Myślę, że czekające Ciebie wyzwanie będzie na rękę twemu ojcu - odparł Theadalas, gdy Sophie swymi wyrazami wdzięczności wyrwała go z głębokiego zamyślenia. Mag wydobył świstek pergaminu z kieszeni, która sprawiała wrażenie znacznie mniejszej od wyciągniętego przedmiotu, po czym rozłożył go na stole. Na pergaminie została rozrysowana szczegółowa mapa Rzecznego Kwartału.
- Mobilizujemy szeregi Harfiarzy. Chcemy jeszcze przed zapadnięciem zmroku uderzyć na siedzibę klanu Wiele-Strzał - przesunął palec ze znajdującej się w centrum dzielnicy Upadłej Wieży na Wieżę Zegarową położoną w wysuniętej najbardziej na wschód części miasta.
- Wewnątrz swej fortecy orkowie przetrzymują jedną z naszych agentek. Co więcej; ostatniej nocy zaatakowali siedzibę Wróbli; gangu nieletnich złodziejaszków, którzy dotychczas byli naszymi oczami i uszami w dzielnicy. Wyrżnęli wszystkich, co do nogi…
- Sophie
- Theadalas spojrzał jej prosto w oczy - to były dzieci. Czuję się odpowiedzialny za ich śmierć i mam zamiar ich pomścić - na jego dotychczas pozbawionej emocji twarzy raz jeszcze zagościł smutek.
- Mój przyjaciel Khergal Talgast, którego najemnicy są obecnie pod moją opieką, zwykł mawiać, że nie można naprawdę kogoś poznać, jeśli nie zobaczy się go w walce. Chciałbym więc byś towarzyszyła nam i pomogła wymierzyć sprawiedliwość Vansiemu Bloodskullowi, pospolitemu mordercy i zagorzałemu rywalowi twego ojca - Theadalas miał nadzieję, że przynajmniej ten ostatni argument przemówi do dziewczyny. Tym bardziej, że w nadchodzącej bitwie liczyła się każda para rąk, a Harfiarze mieli zamiar rzucić do niej wszystkie swoje siły.
- Tylko po jego śmierci będzie możliwym przyłączenie Rzecznego Kwartału do reszty Neverwinter. A wtedy staniesz się jedną z nas...

Uroczo sobie gawędzili, kiedy to sytuacje opanowujące Rzeczny Kwartał nie należały do najprzyjemniejszych. Mimo to, czasami było trzeba odciągnąć myśli od złych i przykrych zdarzeń, by dawać sobie radę w życiu, by w ogóle mieć do tego życia jakiekolwiek chęci.
Sophie odwzajemniła uśmiech elfa, bo tak jak się spodziewała, nie oczekiwał od niej nadmiaru kultury, więc jej nietaktowny komentarz nie spotkał się z oburzeniem. Toteż i uśmiech kobiety na dłużej mógł zagościć na jej twarzy, ponieważ w końcu mogła się poczuć odrobinę bezpieczniej oraz bardziej swobodnie. Nie spodziewała się wizyty kogoś dodatkowego w gospodzie, więc kaptur pozostawiła opuszczony na ramionach, jednak gdyby tylko usłyszała kroki lub pogłos gaworzenia, z przelęknieniem zarzuciłaby go z powrotem na głowę, aby móc zasłonić większą część twarzy jak i włosy.
Na jego dygresję na temat związany z jej ojcem, jedynie skinęła głową. Chciałaby, żeby inni w końcu zapomnieli o tym, że pochodzi z Enklawy, że jest córką arystokraty. Nie miała jednak sumienia, by się o to upominać, czułaby się z tym źle, niegrzecznie. A ona nie lubiła być nieuprzejma, więc po prostu starała się milczeć na tematy, które wolałaby pominąć. Theadalas żył na tyle długo, że na pewno zrozumie jej mowę ciała i w pewnym momencie ugryzie się w język nim znów wspomni o jej pochodzeniu, jednakże rozumiała, że napomknął o nim tylko po to, by uciszyć jej ewentualne wyrzuty sumienia i zapewnić, że w tym przypadku mieć ich nie powinna pod żadnym pozorem. Nie postawi jej w sytuacji, w której znalazłaby się między młotem a kowadłem. Doceniała to.
- To straszne. - stwierdziła z troską i wyciągając swą bladą rękę chwyciła jego dłoń delikatnie od strony grzbietowej, nie zaciskając na niej palców, ani nie wsuwając ich pod wewnętrzną powierzchnie dłoni - Naprawdę mi przykro. - miły gest połączony z ciepłym uśmiechem, miał pokazać elfowi, że na pewno może na nią liczyć i prędzej sama dozna poważnych ran, nim się wycofa. Kobieta już po chwili zabrała swą dłoń, gdyż taki uścisk pozostawiony dłużej niż chwilę, sugerował już nie współczucie i łączenie się w bólu, a zaloty, których to Sophie nawet nie próbowała i nie miała zamiaru.
- To oczywiste, że dołączę do tej bitwy. Tym bardziej, że zginęły bezbronne i niewinne istoty. Nikt nie powinien atakować dzieci, bez względu na to, czym się zajmują i jak się zachowują. Dzieci się wychowuje, a nie się nad nimi znęca - pozwoliła sobie na troszkę dłuższą wypowiedź, którą podkreśliła swym pewnym, acz wciąż bardzo kobiecym, brzmieniem głosu. Jednocześnie sama przypomniała sobie, o swoim policzku, który objawami nie dawał już o sobie znaku istnienia. Jednakże bez zwierciadła nie była w stanie stwierdzić, czy ślad pozostał.
- Bądź pewien mej pomocy, tak jak ja jestem pewna Twojej - zakończyła lekkim skinieniem głowy, który w pozycji stojącej byłby pewnie ukłonem. Kąciki ust Sophie uniosły się jedynie w subtelnym tonie, nie pozostawiając na twarzy arystokratki radości, a jedynie przyjemne ciepło płynące z obecności tego gestu.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Warlock : 25-06-2015 o 23:43.
Nami jest offline