| Gottfried rozejrzał się dookoła szukając najlepszego miejsca na obronę przed opryszkami. Co prawda nie zdążył zdjąć zbroi i miał przy sobie miecz, ale przeciwnik miał przewagę liczebną, a w tłoku nóż był znacznie poręczniejszą bronią niż długie ostrze. Najważniejsze żeby nie zaszli go od tyłu, gdzie zbroja miała liczne słabe punkty. Rycerz przesunął się w stronę najbliższej ściany, pociągając za sobą Karla, i oparł się o nią plecami a dłoń położył na rękojeści miecza. Nie wyciągnął go jednak uznając że spowodowałoby to natychmiastowy atak, a możliwe że za cenę kilku monet mogli się czegoś dowiedzieć o wieczornych wydarzeniach . Mówienie pozostawił Karlowi, który był bardziej zorientowany w całej sytuacji.
Karl uśmiechnął się na widok opryszków. Najpewniej herszta, lub rzezimieszka i jego bandę obwiesiów. Kto inny jak nie oni mogli posiadać informacje które były im potrzebne? - Idealnie się składa, że szukamy kogoś kto mógłby nam pomóc w niezręcznej sytuacji. - odpowiedział na zaczepki Karl. - Zdaje się, że możemy sobie pomóc nawzajem. Może jest was więcej, ale mamy przewagę uzbrojenia, niepotrzebne tarcia skończyłyby się na szkodzie naszej i waszej a to nie o to chodzi, prawda?
Oprawca skrzywił się w akcie niezadowolenia. Oj tak, był mocno niezadowolony. Kapłan, a raczej wyrzutek świątyni Sigmara którym najpewniej był patrząc po jego ostatnim zachowaniu zasługiwał na solidną nauczkę, a co najmniej słowne zbesztnie. - Szukamy łysola z obcym akcentem. Mamy z nim zatarg i z chęcią mu odpłacimy za szkody które wyrządził nam i naszym przyjaciołom. Zdajecie się zorientowani w mieście i jego życiu. Pomóżcie nam go odnaleźć, a złoto was nie minie. Rozsądny układ, co nie?*
Bandyci uśmiechnęli się szeroko. “Szef” wskazał Karla swoim “kozikiem”
-Te cwaniak, nie mędrkuj tutaj, tylko złociszami syp. Jak będzie ładna sumka, to może coś się dowiesz - rzucił zaczepnie.
Karl spojrzał beznamiętnie na Gottfrieda i z niezadowoleniem w głosie powiedział do niego na tyle cicho by oprychy go słyszały, a nie było to jawne, że to dla ich uszu. - Mistrz Varthias Khaar nie będzie zadowolony, musimy odnaleźć tego heretyka nim zacznie zwoływać demony… Zakon Świętego Płomienia kazał go pojmać żywcem i poddać torturom pod okiem Mistrza Khaar’a, nie? Jak my tego nie załatwimy to Inkwizytor Khaar sam się o niego upomni... - Na koniec warknął gniewnie i splunął na bok. - Pierdolone w żyć przez nietoperze czaromioty…
Spojrzał chłodno na herszta i skrzyżował ręce na piersi wypinając ją dumnie tak, że wszystkie części oręża były widoczne, a był to nie mały arsenał. Kajdany u pasa cicho pobrzęknęły. - Powiem Tobie Herr Szef jak to widzę. Dam wam sakiewkę, wręczycie ją jednemu ze swoich ludzi który ucieknie, a reszta będzie kryć jego odwrót. Powiedzcie nam co wiecie, a zapłata was nie minie. Inaczej, ktoś znacznie “zaradniejszy” zacznie o niego wypytywać, a w Jego oczach krycie tego Thagi (zdradzieckiego mordercy) karane jest młotem i świętym wypalającym ogniem.
Szef się zaśmiał i rzekł tylko:
-Synku tu jest Luccinni, a nie pierdolone Imperium. Inkwizycja to może..ssać kutasa co najwyżej miejskim dziwkom. Wyskakuj z kasy. Marco - nastąpiło pstryknięcie palcami i wszystkim objawił się młodzik. Niewysoki, chudy i pryszczaty. W dłoniach natomiast trzymał kuszę, którą wycelował w Karla.
Karl się zaśmiał gromkim wesołym śmiechem nie tracąc rezonu. - Dokłanie w taki sam sposób w jaki załatwiamy sprawy w Imperium! Zaczynam was lubić, nie ma co. - uśmiechnął się zawadiacko - Łap i gadaj, a jak będę miał kolejnego zbiega na wolności to będę wiedział do kogo się zwracać.
I to mówiąc odpiął nieśpiesznie sakiewkę od pasa i rzucił ją w stronę herszta. Kusza to nie były przelewki, poza tym mieli przewagę liczebną. Kapłan wisiał mu nie tylko panienkę, ale i sakiewkę… Na Sigmara! Jak tylko go znajdzie!
Szef schylił się i rozpiął mieszek sprawdzając ile w nim jest. Czternaście złotych koron i jakieś drobniaki ucieszyły bardzo bandziora.
-Żadnego łysego nie widzieliśmy, choć wczoraj, o tam - pokazał boczną alejkę -kilku gogusiów napadło na jednego takiego. Wyglądał jak ostatni żul. Proste ciuchy. Twarzy nie widzieliśmy bo ciemno. W łeb mu dali i zabrali go..Pewnie już ma poderżnięte gardło biedaczek - rzucił z uśmiechem szefu, a Tayron się głośno zaśmiał.
Kusza w rękach jednego z opryszków zmieniała układ sił, całe szczęście że badyci wydawali się usatysfakcjonowani zawartością sakiewki. Choć to mogło się zmienić za chwilę. Gottfried nie odzywał choć pytanie w którym kierunku pociagnięto napadniętego samo cisnęło się na usta, Karl radził sobie dobrze z rozmową. Na wypadek gdyby szef bandy zmienił zdanie, rycerz nie puszczał rękojeści broni. Starał się też ocenić czy zdoła odgrodzić się od kusznika najbliższym z bandziorów. -Brzmi jak człowiek którego możemy szukać. - odpowiedział Karl -[i]Jeżeli pomożecie nam go znaleźć i wyciągnąć w jednym kawałku, bo on nam żywy potrzebny, to dostaniecie drugie tyle, ale musi to być TEN człowiek. Umowa stoi?/i[]
-Zapomnij. Możemy wskazać Ci drogę dokąd poszli i to wszystko. Nie zamierzamy pchać się na teren Grzywy - rzucił ostrożnie szefuncio -Jak to będzie to wasze szczęście. Jak nie, to cóż..macie pecha. Wasz znajomek też - zaśmiał się a w raz z nim reszta jego drużyny.
Karl się zaśmiał, no fakt, widać gruba ryba mogła go zgarnąć, a to nie wróżyło nic dobrego. Oby to jednak nie był on. Oby. W takim przypadku, w którym kierunku?
Po kilku krótkich wyjaśnieniach Karl już wiedział którędy zmierzać do celu. Łobuzy znikły po chwili oddalając się, zadowoleni z łupu. Dla nich to była prawdziwa fortuna. A dla medyka zwykła sakiewka, której stratę zapewne szybko odrobi. Pozostała tylko sprawa co teraz. Dwóch najemników zostało samych w alejce. |