Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-06-2015, 18:29   #111
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Elena stała i się przysłuchiwała całej wymianie zdań. Nie czuła się na tyle mądra, by zabierać głos. Z drugiej jednak strony cała sprawa rzeczywiście wyglądała dziwacznie. Zrozumiałaby ją może, gdyby Manfred wykazywał choć minimalne zainteresowanie kobietami w drużynie, czy samą chłopczycą. Ale ten wyglądał niewzruszenie i tak samo się zachowywał. Wątek chędążniczy odpadał więc w przedbiegach. W miastach czy osadach chłopina mógł sobie używać na boku, ale prędzej czy później i tak by to zostało zauważone. I jakoś głupio się Elenie pomyślało, że może mag albo w ogóle nie przejawia zainteresowania kimkolwiek albo raczej nie gustuje w kobietach. Uśmiechnęła się dość głupio przez to w momencie, w którym akurat trwała dysputa na temat świadków. Aby ukryć swój wybryk, Elena przesłoniła usta i odwróciła się lekko w bok. Potem odchrząknęła. Po jakimś czasie jednak nie wytrzymała.
- No i jeszcze pozostaje pytanie o to, jacy to są świadkowie? Co niby widzieli i niby wszystko wiedzą? - zapytała chwilę po pytaniach Wolfa, by dodać - O ile możemy wiedzieć... Bo zaraz się okaże, że między innymi jest to dwóch mężczyzn noszących brygantyny... - tu Elena dość szczegółowo opisała tych, którzy dołączyli w trakcie bitki na drugą stronę barykady.
Temat musiał ją najwidoczniej zaintrygować, skoro otworzyła gębę. Kiedy skończyła, w ostatnim momencie powstrzymała się, żeby nie wsadzić rąk w kieszenie. Oczywiście przy drużynie mogła sobie na to pozwolić. Nawet Wolf pewnie by nie zwrócił jej na to uwagi. Ale przed nią siedział jakiś, bez obrazy, ale bufon, który właśnie sugeruje, że mag zabił i to w kontekście daleko odbiegającym od prawdy.. A przed takimi to lepiej prezentować się bardziej niż mniej. Stąd też dziewucha przestąpiła z nogi na nogę i potarła wierzchnią stroną dłoni swój nos pociągając nim niezbyt głośno.


-Opis który mi pani zaserwowała nie wiele mówi, bowiem tak wygląda połowa mieszkańców naszego miasta. Jakieś insygnia, albo symbole mieli Ci zawadiacy? - zapytał a potem padło kolejne pytanie - Dostaliśmy zgłoszenie anonimowe na kartce, że zamordowano kobietę. Podano miejsce gdzie można znaleźć trupa, oraz rysopis Manfreda, o którym napisano że jest bardzo niebezpieczny stąd tak liczny oddział przybył ze mną. Rozmowa z karczmarzem potwierdziła że to on faktycznie wynosił dziewczynę z karczmy - odpowiedział na kolejne pytanie -Znamy też nazwiska osób, które były świadkiem waszej bójki i późniejszych wydarzeń - rzekł dodając jednocześnie -Oczywiście sprawdzę to wszystko osobiście

Wolf wpierw pokiwał głową przy pytaniu Eleny. Gdy jednak wysłuchał odpowiedzi szlachcica wzdrygnął się.
- Więc cała sprawa opiera się na liście? - zapytał. - Który na dodatek mógł być sporządzony przez właściwego mordercę? Nie muszę chyba dodawać, że w ten sposób z powodzeniem usunął swoją osobę z tych podejrzeń. Wszak anonimowe zgłoszenie… - urwał zanim zdecydował się na ironię. - Czy jest ktoś kto widział moment, w którym Manfred miałby jakoby zabić dziewczynę? Nie mówię tu o łapaniu jej w karczmie. Mówię już o chwili, w której wyzionęła ducha.
Rycerz wiedział, że sprawa zaczyna się komplikować w najgorszy z możliwych sposobów. Ktoś umarł i z braku dowodów trzeba było znaleźć kozła ofiarnego. Zaczął zastanawiać się nad wplątaniem w to wszystko kapłanów. Może chociaż ci mieli tutaj poważanie na tyle duże by wpłynąć na przebieg rozprawy.
Dodatkowo ten list. Osobą która wszystko nakręciła musiał być ktoś piśmienniczy. To wykluczało włóczących się po uliczkach wagabundów i oprychów. To był ktoś wykształcony.

-Z tego co się dowiedziałem od karczmarza dziewczyna gdy ją Manfred wynosił była nieprzytomna lub nieżywa. Określił ją jako “bezwładna” - padło stwierdzenie -Co znaczy że, nitk poza nim nie wie czy była żywa czy nie. Jego słowo przeciwko faktom, lub wskazówkom..Nie wygląda to dobrze.

- Kto sprawdzał zwłoki? Może została otruta? - zasugerował Wolf. - Istnieje możliwość jej zbadania? Tak się składa że podróżuje ze mną wprawny medyk.

-Na miejscu zbadano zwłoki, oczywiście jeśli chcecie mogę załatwić wam taką możliwość. W końcu każdy zasługuje na szansę udowodnienia swojej niewinności - rzekł z uśmiechem na ustach Pierre

Czarodziej westchnął i spojrzał w podłogę. Wychodziło że wspominanie o magii było w tym wypadku tylko gwoździem do trumny. Zamiast w miarę bezbolesnego ścięcia czy powieszenia teraz pewnie spalą go na stosie. Jeśli co gorsza kat będzie znał się na swym fachu, taka śmierć mogła być wyjątkowo bolesna. Zamiast zemdleć od krztuszącego dymu będzie darł się w wniebogłosy gdy ogień będzie spalał skórę, mięśnie… ale przynajmniej zapewni gawiedzi widowisko. Po chwili jednak podniósł głowę, nie mógł się załamywać. Honor imperialnego czarodzieja nakazywał walczyć o prawdę a na najgorsze przyjąć nawet taki marny los z godnością. No i ciągle wspierali go towarzysze. To dodawało otuchy, nawet jeśli wymagało pogodzenia się z myślą, że w tym momencie jest dla nich ciężarem. Choć jeśli okaże się że maczał w tym palce Braghthorn to będzie dobre ostrzeżenie że czarnoksiężnik już aktywnie działa przeciwko nim.
-Jak by się dało to niech przy tych badaniach uczestnicy ten mag albo jakiś obdarzony przychylnością bóstwa kapłan. Aura czaru- zamyślił się na chwilę -że tak powiem paruję i ulatnia się. Wiatry magii ulegają dyfuzji… to znaczy mieszają się i coraz trudniej dostrzec ślady poprzednich zaklęć (“a na pewno takich słabych jak jak moje” -skomentował w myślach). W każdym razie im szybciej zobaczą ciało i miejsce zajścia tym lepiej.- po czym zwrócił się do prawnika -Panie Pierre, czy mogę zostawić moją broń towarzyszom?- - zapytał Manfred, ostatecznie wolał żeby to kompani ją przehandlowali gdyby spełnił się najgorszy możliwy scenariusz.
 
Stalowy jest offline  
Stary 26-06-2015, 19:13   #112
 
Narina's Avatar
 
Reputacja: 1 Narina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skał
-Dobrze. Zdaj im swoje rzeczy, a Ty pozwolisz ze mną - rzekł smutno mężczyzna -Umieszczę cię w pojedynczej celi, więc przynajmniej nikt cię nie będzie nękać

Manfred mówił zbyt mądre rzeczy i Elena całkowicie nie zrozumiała jego wywodu. Słuchała więc tego z dość wytężoną uwagą. Cała magia była dla niej, prostej dziewczyny z ulicy, czymś zagadkowym, czymś, czego pojąć się nie da, a i też nie da się wytłumaczyć.
- Ja tam magii nie rozumiem i pewnie dobrze, bo bym tylko w kłopoty wpadła. Ale jest coś w tym, co Manfred mówi. Przecież gdyby chciał, a te jego zaklęcia mogły robić krzywdę, to pewnie, Panie, byś już ducha wyzionął, a potem i cala reszta z nami na czele.
I Elena nie wytrzymała, wsadziła ręce w kieszenie i wzruszyła ramionami. Jej mina wskazywała na to, że nadal wszystko analizuje. A w takim przypadku nie było mowy o pilnowaniu się przy podstawowych odruchach bezwarunkowych praktycznie. Kiedy się spostrzegła, wyjęła je czym prędzej i burkła zła na siebie krótkie i dość zawstydzone:
- Przepraszam.. - i po chwili zapytała - Czy jest jakakolwiek szansa na to, by procesu nie było?

-Jeżeli przekonacie Barona że to nie Herr Manfred zabił jego córkę, lub samego Barona Lorenzo Lupo by ten wypuścił waszego przyjaciela, to jest szansa - Pierre rzekł z lekkim niedowierzaniem w to co mówi.

Wolf nie chcąc zaprzepaścić żadnej szansy na uwolnienie towarzysza wywiedział się jeszcze gdzie szukać wspomnianych arystokratów. Miał jeszcze jedno pytanie.
- Macie może ten anonimowy donos pod ręką? - zapytał - Chciałbym go obejrzeć.
Jeśli charakter pisma, choć mało prawdopodobne by sam to chciał uczynić, byłby podobny do ręki Bragthorne’a…

-Niestety. Oskarżyciel go ma - padła odpowiedź.-Wieczorem Herr Manfred zostanie zawieziony do Barona w celu przesłuchania. Myślę, że chcielibyście o tym wiedzieć - rzekł na koniec urzędnik.

Rycerz kiwnął głową.
- Zatem będziemy przy tym obecni - zdecydował. - To wszystko co chcieliśmy się dowiedzieć. Przyślę tu swojego medyka, aby dokonał oględzin ciała. Powoła się na mnie.
Spojrzał na Manfreda.
- Nie trać ducha. Wyciągniemy cię z tego.

Zerknął jeszcze na Galvina i Elenę, czy nie chcą zadać dodatkowych pytań i pożegnał się ze szlachcicem zabierając od Manfreda jego broń.

-Dziękuje- odpowiedział do prawnika i podszedł bliżej towarzyszy. Oddał im wszystką broń jaką posiadał przy sobie. Ostatni poddał sztylet, wcześniej ukryty w cholewce buta. Manfred najwyraźniej do końca nie był pewny czy nie chować ostrza ale gdyby dokładnie go przeszukali to mogły by wyniknąć z tego tylko dodatkowe nieprzyjemności. Wręczone przez czarodzieja uzbrojenie było nawet w niezłym stanie. Może nie były to przedmioty wysokiej jakości ale zadbane i niezbyt często używane. Potem zaś zawiesił wzrok na chłopczycy, rozmyślając o jej słowach. Teraz nie mógł tego rozwiązać w żaden sposób przy użyciu magii ale gdyby miał więcej mocy. Nawet nie musiałby nikogo zabijać, wystarczyło by zniknąć a problemu w ogóle by nie było. Potrzebował tylko więcej mocy...
-Jeszcze coś… moja księga… jeśli ktoś działa przeciwko mnie, to może ją spreparować jako dowód przeciwko.- Nie wiedział co zrobić z tomiszczem. Niewielka księga, oprawiona ciemną skórą, zawinięta w płótno znajdywała się przy nim. Nie było w niej nic zakazanego, za to zapisane stronice mieściły głownie wskazówki na temat kilku zaklęć magii tajemnej, przeważnie skupionych wokół wymowy lingua praestantia a także kilkoma własnymi spostrzeżeniami Manfreda na ten temat zawirowań wiatrów magii na danym obszarze. Magowie cienia unikali a wrecz zakazywali zbytniej wylewności w swych notkach. Słusznie uznając że mogą kiedyś wpaść w niepowołane ręce. W tej sytuacji miał obawy czy jeśli ktoś mający dostęp do jego rzeczy w strażnicy nie wpisze w nią czegoś zakazanego(wszakże większość stron było pustych) a znów zostawić w rękach towarzyszy dało by argument oskarżycielom że ma coś do ukrycia.

Elena spojrzała na Manfreda. Zupełnie nie znała się ani na magicznych rytuałach ani zwyczajach. Pociągnęła z przyzwyczajenia nosem i przestąpiła z nogi na nogę. Uniosła jedną brew i się uśmiechnęła.
- To może ją też weźmiemy? Jeśli oczywiście można - tu zerknęła na prawnika i uśmiechnęła się do niego. Podrapała się za uchem, bo jakoś poczuła się zakłopotana. - A można? Bo skoro zabieramy broń... Albo zamknąć ją jakoś na łańcuch, kłódkę... - tu zawiesiła głos i czekała na reakcję jegomościa. Zawsze sam mógł ją gdzieś zamknąć, ale Elena jakoś nie do końca ufała temu człowiekowi. Być może była przewrażliwiona. Ot, życie na ulicy. Na nikogo z drużyny pieniędzy nie wołał. To więc było dziwne dla dziewczyny, że on tak sam z siebie stanął po stronie niby winnego Manfreda.

-Biorąc pod uwagę że ktoś mnie wrabia... a przez to cierpi interes całej grupy to jestem nawet gotów... podzielić tą księgę chociażby przy pomocy topora na równe części… jedną zostawić wam, drugą tutaj…- powiedział obojętnym głosem ale na samą myśl o takim rozwiązaniu poczuł coś w rodzaju smutku. Księgi wiedzy tajemnej nie były potrzebne do czarowania a do nauki ale chyba każdy czarodziej żywił do do nich sentyment. Szczególnie do tej pierwszej, spisanej własnymi rękoma. Położył tomik na stole. -Panie Pierre?- zwrócił się do prawnika, ciekawy podobnie jak Elena czy urzędnik ma jakąś opinie na ten temat.

Zanim szlachcic odpowiedział Wolf zabrał głos.
- Nie ma nawet nad czym się zastanawiać - powiedział nie rozumiejąc powodu dla którego miałoby być inaczej. - Weźmiemy księgę. Na bogów to przecież papier.
Zabrał tom ze stołu i wręczył go Galvinowi na przechowanie.
- Manfredzie… - dodał. - niechętnie zostawiam cię tu w samotnicy, ale nie możemy mitrężyć czasu. Trzeba nam jak najszybciej porozmawiać z baronem i z hrabią.

Uświadamiając sobie że towarzysze odchodzą a on zaraz wyląduje (licząc w duchu że urzędnik nie kłamie) w pojedynczej celi, odezwał się do nich.
-Dam radę, działajcie… Elena, Wolf, Galvin dzięki.- dodał i nawet gdyby po południu wyruszyli dalej bez niego, nie miał na tyle odwagi by ich pożegnać. W duchu liczył że może rzeczywiście go uratują.

Po pożegnaniu Manfreda i opuszczeniu lochów Wolf postanowił jeszcze chwilę poczekać mając nadzieję, że Lotar i Gomez do nich dołączą. Potem skierował się do posiadłości sędziego, który miał stanowić o uwolnieniu bądź skazaniu czarodzieja.
 
Narina jest offline  
Stary 26-06-2015, 19:41   #113
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Gottfried rozejrzał się dookoła szukając najlepszego miejsca na obronę przed opryszkami. Co prawda nie zdążył zdjąć zbroi i miał przy sobie miecz, ale przeciwnik miał przewagę liczebną, a w tłoku nóż był znacznie poręczniejszą bronią niż długie ostrze. Najważniejsze żeby nie zaszli go od tyłu, gdzie zbroja miała liczne słabe punkty. Rycerz przesunął się w stronę najbliższej ściany, pociągając za sobą Karla, i oparł się o nią plecami a dłoń położył na rękojeści miecza. Nie wyciągnął go jednak uznając że spowodowałoby to natychmiastowy atak, a możliwe że za cenę kilku monet mogli się czegoś dowiedzieć o wieczornych wydarzeniach . Mówienie pozostawił Karlowi, który był bardziej zorientowany w całej sytuacji.

Karl uśmiechnął się na widok opryszków. Najpewniej herszta, lub rzezimieszka i jego bandę obwiesiów. Kto inny jak nie oni mogli posiadać informacje które były im potrzebne?
- Idealnie się składa, że szukamy kogoś kto mógłby nam pomóc w niezręcznej sytuacji. - odpowiedział na zaczepki Karl. - Zdaje się, że możemy sobie pomóc nawzajem. Może jest was więcej, ale mamy przewagę uzbrojenia, niepotrzebne tarcia skończyłyby się na szkodzie naszej i waszej a to nie o to chodzi, prawda?

Oprawca skrzywił się w akcie niezadowolenia. Oj tak, był mocno niezadowolony. Kapłan, a raczej wyrzutek świątyni Sigmara którym najpewniej był patrząc po jego ostatnim zachowaniu zasługiwał na solidną nauczkę, a co najmniej słowne zbesztnie.
- Szukamy łysola z obcym akcentem. Mamy z nim zatarg i z chęcią mu odpłacimy za szkody które wyrządził nam i naszym przyjaciołom. Zdajecie się zorientowani w mieście i jego życiu. Pomóżcie nam go odnaleźć, a złoto was nie minie. Rozsądny układ, co nie?*

Bandyci uśmiechnęli się szeroko. “Szef” wskazał Karla swoim “kozikiem”
-Te cwaniak, nie mędrkuj tutaj, tylko złociszami syp. Jak będzie ładna sumka, to może coś się dowiesz - rzucił zaczepnie.

Karl spojrzał beznamiętnie na Gottfrieda i z niezadowoleniem w głosie powiedział do niego na tyle cicho by oprychy go słyszały, a nie było to jawne, że to dla ich uszu.
- Mistrz Varthias Khaar nie będzie zadowolony, musimy odnaleźć tego heretyka nim zacznie zwoływać demony… Zakon Świętego Płomienia kazał go pojmać żywcem i poddać torturom pod okiem Mistrza Khaar’a, nie? Jak my tego nie załatwimy to Inkwizytor Khaar sam się o niego upomni... - Na koniec warknął gniewnie i splunął na bok. - Pierdolone w żyć przez nietoperze czaromioty…
Spojrzał chłodno na herszta i skrzyżował ręce na piersi wypinając ją dumnie tak, że wszystkie części oręża były widoczne, a był to nie mały arsenał. Kajdany u pasa cicho pobrzęknęły.
- Powiem Tobie Herr Szef jak to widzę. Dam wam sakiewkę, wręczycie ją jednemu ze swoich ludzi który ucieknie, a reszta będzie kryć jego odwrót. Powiedzcie nam co wiecie, a zapłata was nie minie. Inaczej, ktoś znacznie “zaradniejszy” zacznie o niego wypytywać, a w Jego oczach krycie tego Thagi (zdradzieckiego mordercy) karane jest młotem i świętym wypalającym ogniem.

Szef się zaśmiał i rzekł tylko:
-Synku tu jest Luccinni, a nie pierdolone Imperium. Inkwizycja to może..ssać kutasa co najwyżej miejskim dziwkom. Wyskakuj z kasy. Marco - nastąpiło pstryknięcie palcami i wszystkim objawił się młodzik. Niewysoki, chudy i pryszczaty. W dłoniach natomiast trzymał kuszę, którą wycelował w Karla.

Karl się zaśmiał gromkim wesołym śmiechem nie tracąc rezonu.
- Dokłanie w taki sam sposób w jaki załatwiamy sprawy w Imperium! Zaczynam was lubić, nie ma co. - uśmiechnął się zawadiacko - Łap i gadaj, a jak będę miał kolejnego zbiega na wolności to będę wiedział do kogo się zwracać.
I to mówiąc odpiął nieśpiesznie sakiewkę od pasa i rzucił ją w stronę herszta. Kusza to nie były przelewki, poza tym mieli przewagę liczebną. Kapłan wisiał mu nie tylko panienkę, ale i sakiewkę… Na Sigmara! Jak tylko go znajdzie!

Szef schylił się i rozpiął mieszek sprawdzając ile w nim jest. Czternaście złotych koron i jakieś drobniaki ucieszyły bardzo bandziora.
-Żadnego łysego nie widzieliśmy, choć wczoraj, o tam - pokazał boczną alejkę -kilku gogusiów napadło na jednego takiego. Wyglądał jak ostatni żul. Proste ciuchy. Twarzy nie widzieliśmy bo ciemno. W łeb mu dali i zabrali go..Pewnie już ma poderżnięte gardło biedaczek - rzucił z uśmiechem szefu, a Tayron się głośno zaśmiał.

Kusza w rękach jednego z opryszków zmieniała układ sił, całe szczęście że badyci wydawali się usatysfakcjonowani zawartością sakiewki. Choć to mogło się zmienić za chwilę. Gottfried nie odzywał choć pytanie w którym kierunku pociagnięto napadniętego samo cisnęło się na usta, Karl radził sobie dobrze z rozmową. Na wypadek gdyby szef bandy zmienił zdanie, rycerz nie puszczał rękojeści broni. Starał się też ocenić czy zdoła odgrodzić się od kusznika najbliższym z bandziorów.

-Brzmi jak człowiek którego możemy szukać. - odpowiedział Karl -[i]Jeżeli pomożecie nam go znaleźć i wyciągnąć w jednym kawałku, bo on nam żywy potrzebny, to dostaniecie drugie tyle, ale musi to być TEN człowiek. Umowa stoi?/i[]

-Zapomnij. Możemy wskazać Ci drogę dokąd poszli i to wszystko. Nie zamierzamy pchać się na teren Grzywy - rzucił ostrożnie szefuncio -Jak to będzie to wasze szczęście. Jak nie, to cóż..macie pecha. Wasz znajomek też - zaśmiał się a w raz z nim reszta jego drużyny.

Karl się zaśmiał, no fakt, widać gruba ryba mogła go zgarnąć, a to nie wróżyło nic dobrego. Oby to jednak nie był on. Oby.
W takim przypadku, w którym kierunku?

Po kilku krótkich wyjaśnieniach Karl już wiedział którędy zmierzać do celu. Łobuzy znikły po chwili oddalając się, zadowoleni z łupu. Dla nich to była prawdziwa fortuna. A dla medyka zwykła sakiewka, której stratę zapewne szybko odrobi. Pozostała tylko sprawa co teraz. Dwóch najemników zostało samych w alejce.
 
Dhratlach jest offline  
Stary 26-06-2015, 20:43   #114
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Miłosierdzie i dobre serce były ostatnimi przywarami o jakie fanatyczka podejrzewałaby poparzoną elfkę. Litość wobec istoty nie należącej do gatunku wąskodupców ze zbyt długimi uszami pasowała w tej sytuacji jak cnota do portowej kurwy - była, niepokojąca, zadziwiająca i wybitnie nie na miejscu, lecz któż mógł jednoznacznie stwierdzić jakie myśli kotłowały się w przesiąkniętej alkoholem czaszce łuczniczki? Podobne rozmyślania mogły stać się tematem długich dyskusji pomiędzy mędrcami z nulnijskiego uniwersytetu… oczywiście gdyby któryś z nich nie miał w głębokiej, czarnej dupie zarówno Youviel, jak i całej reszty świata poza swoją najbliższą, przynoszącą materialne zyski okolicą. Laury również nie obchodził stan psychiczny towarzyszki, dopóki ta była w stanie pozwalającym na użycie łuku który znajdował się na jej plecach i nie wkurwiała jej swoim burczenio-smędzeniem pod nosem, wypowiadanym oczywiście w dialekcie niezrozumiałym dla porządnego, prawowitego obywatela Imperium, sługi Sigmara i spokojnego w gruncie rzeczy człowieka. Wcale nie cynicznego.

Sieroty stanowiły odrębną historię, ale nimi kobieta w czerwieni gardziła jedynie odrobinę mniej niż pozostałymi elementami otoczenia. Mimo to nie zamierzała ich wspierać, głaskać po główkach i załamywać rąk nad paskudnym losem. Co ją to obchodziło?
No właśnie…

Prędzej gotowa była wyrzucić całe posiadane złoto do studni, niż wcisnąć choć nędznego pensa w umorusane, drobne łapki. Ludzie kochali iść na łatwiznę, stawiać sie w roli pokrzywdzonej przez los, biednej duszy przez co od samego początku klasyfikowali samych siebie jako potencjalne ofiary i wrzód na zdrowym ciele społeczeństwa. Wrzody się usuwa. Wycina ostrym nożem i patrzy jak krwawią, przypala rozpalonym żelazem.
- Daj jej flaszkę - prychnęła, odchodząc krok w bok od elfki. Nienawidziła, kiedy ktoś stopował jej działania, nawet jeśli pozostawały one tylko w strefie niewypowiedzianych, pobożnych życzeń.

- Nie pierdol i pilnuj swojej sakiewki - odgryzła się elfka. - Jak chce dzieciak kasy, to niech na nią zarobi.

- Na razie sama pierdolisz pod nosem, że człek ma się ochotę pochlastać obuchem młota - fanatyczka z typowym dla siebie wdziękiem i zmysłem dyplomacji splunęła pod nogi - Ale i tak do ciężkiej kurwy sporo ci brakuje do tego brodatego pokurcza. Ten to dopiero mordę rozpuszcza, aż obstrukcji idzie dostać. Pierdolony karzeł. - zakończyła markotnie, ale opuściła lewą rękę wzdłuż tułowia, nakrywając nią swoją sakiewkę.

- Czy ty mnie właśnie porównałaś do khazada? - elfka zapytała grobowym głosem. Jej wzrokiem zimnym jak norska zima obrzuciła fanatyczkę.

-A masz brodę i przerost ego oraz ambicji? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Drobna żyłka na jej czole zaczęła lekko pulsować, a wraz z nią zewnętrzny kącik lewego oka - Urżnij się może jeszcze trochę to znów odnajdziesz logikę i zdolność kojarzenia.

- Wiem, że jestem lepsza od tego bęcwała, ale nie stawiaj mnie z nim w jednym zdaniu… A ty na co się kurwa gapisz?! - elfka zwróciła uwagę na dzieciaka. - Albo gadaj, albo spierdalaj szukać szczęścia gdzie indziej.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 27-06-2015, 10:09   #115
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nie wyglądało to dobrze. Mariasole była zdecydowana, a Lotar nie miał odpowiedniej ilości okrągłych argumentów, by skłonić ją do zmiany postanowień. I nie sądził, by Wolf dysponował odpowiednimi zasobami gotówki.

- Chodźmy, nic tu po nas - powiedział Gomez do towarzysza. - Trzeba się przyjrzeć budynkowi straży, bo czarodzieja to chyba sami z siebie nie wypuszczą, a przynajmniej nie do wieczora. Znając Wolfa to nie zostawi maga na pastwę tileańczyków, więc do zachodu słońca mamy mało czasu.

- Są sprawy ważne i ważniejsze - odparł Lotar. - Wyciągnięcie maga z więzienia należy do tych pierwszych, a Arabia do tych drugich. Nie wiem, czy uda się nam cokolwiek zdziałać w ciągu parunastu godzin.
- No i uwolnienie Manfreda trzeba by załatwić tuż przed wieczorem - dodał. - Od razu na pokład i w nogi. I nigdy tu nie wracać.


Teoretycznie przynajmniej trafić do budynku straży było łatwo. Wystarczyło wywołać porządną burdę i z pewnością strażnicy wskazaliby drogę. A nawet i zaprowadzili, dołączając do wskazówek parę solidnych kuksańców.
Jednak oglądanie owego obiektu od środka, w charakterze więźnia, nie leżało w planach Lotara. Wszak mieli stamtąd kogoś wyciągnąć, a nie samemu tam trafić.

Z pewnością któryś z kręcących się wszędzie urwisów zaprowadziłby do celu. Wystarczyłoby parę miedziaków. Problem polegał jednak na tym, że Lotar nie do końca wierzył w uczciwość owych wszędobylskich dzieciarów. Mogli trafić tam, gdzie chcieli, a mogli na drugi koniec miasta, w łapska jakichś lokalnych oprychów.

- Jak trafić do budynku straży? - Lotar zaczepił jakiegoś lepiej przyodzianego przechodnia.

Już drugi z zagadniętych na tyle dobrze władał staroświatowym, że udzielił ogólnych wskazówek. A potem wystarczyło jeszcze ze dwa razy spytać, by po kolejnym “prosto, a dwie ulice dalej skręcić w lewo” trafić do celu.
 
Kerm jest offline  
Stary 28-06-2015, 08:58   #116
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Szli wąskimi ulicami miasta w kierunku, który wyznaczali przechodnie, prosto do budynku straży. Gomez oprócz podziwiania urody mieszczek, zastanawiał się czy aby jego pomysł z ratowaniem maga, metodą niekonwencjonalną jest dobry. Raz już tak jednego czarodzieja ratował i nie skończyło się to dobrze. Czy więc należało to zrobić tego nie wiedział, ale zapewne Wolf nie zostawi tak tej sprawy. Gdy normalne środki zawiodą trzeba będzie zagrać ostro, a nawet bardzo ostro sądząc po uzbrojeniu większości mijanych mężczyzn. To była Tilea, kraina najemników i zapewne większość bić się potrafiła. Tylko szybka, pomysłowa i bezpardonowa akcja mogła zaskoczyć miejscowych stróżów prawa. Gomez zastanawiał się czy czasem nie wywołać pożaru w mieście by ściągnąć uwagę wszystkich w jedno miejsce, a oni wtedy mogliby wyciągnąć maga bez kłopotu z paki. Czy jednak inni się zgodzą na taki pomysł, ale z drugiej strony czy muszą o tym wiedzieć?
 
Komtur jest offline  
Stary 29-06-2015, 11:14   #117
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
- Wracajmy po posiłki, nawet te oprychy obawiały się Grzywy. Sami możemy polec. - powiedział do rycerza cyrulik. - Z drugiej strony Sigmar wie ile mamy czasu jeżeli to on, więc zdaję się na Ciebie w kwestii decyzji. Pytanie tylko czy chcemy ryzykować życie bez pewności.

- Mam przy sobie jakieś 30 złotych koron, sądzisz że to wystarczy na przekupienie tego Grzywy? Jeżeli tak to możemy iść już teraz. - odpowiedział rycerz.

- Jeżeli trzyma sztamę z porywaczami to może. Jeżeli to on maczał w tym palce to pewnie idzie o coś więcej. Po co kłopotać się jeżeli idzie tylko o pieniądze? Coś tu śmierdzi, a my jesteśmy w czarnej dupie. - odpowiedział po szczerości Karl po czym dodał ciszej - Ja mam jeszcze z dwudziestkę i to wszystko co mam. Jaki mamy gwarant, że to Manfred? Nie mniej możemy spróbować, oby nie była to strata naszego czasu i pieniędzy.

- Chyba Hans? - zdziwił się Gottfried. - Myślę że ten bandzior rozpoznałby ludzi Grzywy, gdyby brali udział w porwaniu. Ruszajmy zatem i niech bogowie nam sprzyjają. Rozdzielmy pieniądze na kilka części, gdyby trzeba było potrząsnąć trzosem przed więcej niż jedną osobą. Nie mam nic przeciwko, żebyś w razie potrzeby powiedział że jestem Czarnym Strażnikiem. Na wzgórzu jest kilkunastu braci zakonnych i mam nadzieję że gdyby mnie tu zamordowano to zwaliliby się na winnego niczym płyta nagrobna. Sługa Morra ma zapewne w tym mieście większe poważanie niż inkwizycja czy kapłan Sigmara. Mówienie zostawiam tobie, ja milczę i groźnie wyglądam. - szlachcic poprawił pas z mieczem żałując że zostawił tarczę w gospodzie.

Karl wzruszył tylko ramionami.
- Manfred, Manstein. Obydwoje oznaczają kłopoty. Ruszajmy.
 
Dhratlach jest offline  
Stary 29-06-2015, 12:59   #118
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Lotar / Gomez

Dwójka najemników ruszyło we wskazanym kierunku. Budynek straży z zewnątrz przypominał malutki fort, mający kształt kwadratu. Na każdym jego rogu wzniesiono małą wieżyczkę w której siedziało przynajmniej dwóch ludzi - a jeden z nich uzbrojony był albo w kuszę lub łuk. Przed wejściem stała przybudówka, w której siedziało dwóch strażników. Mury budynku nie były wyższe niż trzy może cztery metry. Ten kto projektował to miejsce stworzył je tak by mogło ono odeprzeć szturm niewielkiej ilości napastników.

W środku był plac po którym latali strażnicy, szkoleni przez sierżanta. Do wnętrza prowadziły dwa wejścia, przy których stało po dwóch strażników. Ubrani w średnie pancerze, trzymali w dłoniach halabardy. Przy pasie zwisały im w pochwach schowane miecze.

Z tego się dowiedzieli Manfred został zabrany do piwnic, w których były cele. Tam też trzymano wszystkich skazanych lub oczekujących na proces.

W samej fortecy podczas krótkiego pobytu w niej doliczyli się około trzydziestu zbrojnych. Część z nich wyglądała na weteranów, choć była ich może garstka. Resztę stanowili rekruci. Każdy jednak był na tyle dobrze wyposażony, że dawało mu to znaczną przewagę nad zwykłymi oprychami.

Manfred

Mag został zabrany do pojedynczej celi i umieszczony w niej. Zabrano mu wszystkie przedmioty, sakiewkę ze złotem, a ręce i nogi skuto w kajdany. Pomimo że więzienie znajdowało się w piwnicy, to jednak widać było, że nie zapomniano o podstawowych zasadach bezpieczeństwa.
Samo pomieszczenie było dość małe, i poza łóżkiem nie było w niej niczego. Dwóch strażników co jakiś czas robiło obchód sprawdzając czy więźniowie zachowują się przyzwoicie.
Manfred wiec miał dużo czasu do namysłu, lecz po pewnym czasie zamknął oczy i oddał się medytacji. Miał czas, a jego jedynym ratunkiem byli jego nowi towarzysze. Nie pozostało mu nic innego jak liczyć na ich kreatywność, oddanie i to że odnajdą prawdziwego morderce.

Laura / Youviel

Dziewczyna chyba tylko na wspomnienie o zarobki nie uciekła ze strachu. Po jej zaszklonych oczach było widać, że żadna z najemniczek, nie nadawała się na matkę, opiekunkę czy towarzyszkę zabaw z małymi dziećmi. Dać po mordzie owszem potrafiły, natomiast ich umiejętności konwersacji z pewnością odbiegały od przyjętych przez społeczeństwo.

-No takiego jednego łysego to ciągnęli. O tam… Taki duży dom. Bogaty pan w nim mieszka. Trzech go obskoczyło, w łeb mu dali, i go zabrali.. - dziewczyna nadal trzymała rękę i mrugała swoimi niebieskimi oczętami. -Prosto ulicą, a potem w prawo i gdy dojdziecie do rozwidlenia w lewo i do samego końca. Duża posiadłość. Nie ma szans by Panie nie trafiły. Srebrnika dla mnie i siostrzyczki - rzuciła błagalnie .

Dziewczyny dały srebrnika dziewczynce, a same ruszyły szybkim krokiem we wskazane miejsce. Daleko nie szły, i bez problemów trafiły we wskazane miejsce. Spore zdziwienie na ich twarzach wymalowało się, gdy zobaczyły przed bramą stojącego Wolfa z resztą kamratów, którzy właśnie zamierzali przekroczyć bramę.

Karl / Gottfried

Grzywa nie grzywa był to jedyny ślad jaki najemnicy mieli. No oczywiście znów mogli trafić na jakieś łachudry, ale czas uciekał. Poza tym wracać się? Kto by to słyszał by Rycerz, Czarny Gwardzista, lękał się jakiego to pospólstwa co koziki mają zamiast porządnego oręża.

Oprawca i rycerz poruszali się nadzwyczaj szybko, próbując nie zwracać siebie zbytniej uwagi. Na szczęście tym razem dotarli oni do celu by tam spotkać.. Wolfa wraz z krasnoludem i złodziejką. Widocznie Manfred został wtrącony do więzienia.

Elena / Wolf / Galvin / Karl / Gottfried / Laura / Youviel

Wolf postanowił w pierwszym rzędzie odwiedzić głównego sędziego. To w końcu w jego rękach będzie spoczywał los ich towarzysza. Jak się okazało droga do jego posiadłości nie była trudna ani daleka. Jednak że ani krasnolud, ani dowódca najemników a tym bardziej towarzysząca im Elena nie spodziewali się, że trafią tu na swoich towarzyszy.
Gdy wszyscy, poza Lotarem i Karlem, stanęli tak przed posiadłością Lorenzo Lupo zostali zatrzymani przez dwóch strażników strzegących posesji. Na szczęście Pierre wręczył Wolfowi list polecający, który został podany strażnikom. Jeden z nich kiwnął tylko głową i kazał podążać za nim.
Patrząc na to jak była urządzona od razu rzucało się w oczy, że jej właściciel musi być naprawdę majętną i wpływową osobą. Dwumetrowy mur ochraniał i osłaniał to co działo się wewnątrz przed ciekawskimi i zawistnymi spojrzeniami sąsiadów. W środku natomiast po prawej stronie muru ciągnął ogród, o który musiało dbać przynajmniej kilku wykwalifikowanych ogrodników. Przepięknie utrzymane róże, lilie oraz inne kwiaty sprawiły że drużyna na chwilę zatrzymała się by popodziwiać to cudo. Widać Baron był miłośnikiem przyrody i kwiatów, co mogło świadczyć że był też człowiekiem cierpliwym ale i wyrozumiałym.

Po lewej stronie można było dostrzec konie, które biegały sobie lub skubały trawkę. Gdzie nie gdzie też można było dostrzec psy myśliwskie wylegujące się w słoneczku. Oczywiście na “widok” nieznajomych od razu postawiły uszy po sobie i bacznie obserwowały gości.

W miarę jak najemnicy zbliżali się do wielkiej rezydencji mijali oni służbę, wartowników czy ludzi pracujących u ów barona. W pewnym momencie zauważyli oni mężczyznę, krępego, łysego który raczej nie pasował do tego miejsca, a w dłoni jego trzymał on rozpalony pogrzebacz. Właśnie wchodził on do budynku, który najpewniej służył jako stajnia. W końcu zniknął w niej. Mężczyzna bardziej wyglądał na najemnika czy wykidajłę niż na koniuszego.

Drużyna zrobiła może dziesięć, może dwadzieścia metrów gdy ze stajni dobiegł ich krzyk. Nie był to zwykły. Karl słyszał nie raz, nie dwa jak torturowani wydawali podobne do tego dźwięki. Tym bardziej że głos był podobny do...ich towarzysza. Pewności jednak nie mieli.
Wolf spojrzał na strażnika, który wydawał się być równie zaskoczony sytuacją jak i goście. Nawet “domownicy” zatrzymali się na chwilę spoglądając ze zdziwieniem na stajnię.

Po chwili z budynku wyszedł młody mężczyzna, ubrany w podkute buty jeździeckie i strój, który bardziej pasował do szlachcica niż jakiegoś parobka. Oddalony był może z dwadzieścia metrów od najemników, więc można było dostrzec jego poobijaną twarz. W dłoni trzymał pogrzebacz, którego końcówka była rozżarzona do czerwoności. Ci, którzy brali udział w burdzie, bez trudu poznali w młodzieńcu tego, który dostał solidny oklep od Hansa.

Hans

Skrępowany kapłan mógł tylko z pokorą oczekiwać na to co przyniesie mu los. Ten początkowo był łaskawy, bowiem gdy wrócił jeden z łachmytów niosąc pogrzebacz w dłoni, szlachcic prawie nie zszedł na zawał:
-Idioto!!! Rozpalony a nie zimny. Co mam mu go włożyć w dupę?? - potem doszła jeszcze litania przekleństw i wulgaryzmów, którym towarzyszyło cierpienie przy każdym wymawianym słowie.
-E to szefie.. Trzeba by rozpalić. No. Ogień.To trochę zajmie - jednak nie chcąc dostać po głowie sługus szybko zniknął udając się do innego budynku.

Młodzieniaszek spojrzał z podłym uśmieszkiem na twarzy w stronę Hansa, jednak tym razem skierował się do stolika, przy którym wcześniej spożywał posiłek. Nalał sobie wino do kielicha, i zaczął się delektować trunkiem.
-Cóż. W takim razie trochę poczekamy. Jednak nie martw się robaczku. Giovanni się Tobą odpowiednio zajmie. Nawet nie wiesz ile szkód wyrządziłeś stawiając mi się. Biedna Beatrice. Taka młoda. Jaka szkoda tak młodego ciała. Teraz jej biedny ojciec musi ukoić gniew. Szkoda że będzie on skierowany na waszego przyjaciela - cichy chichot wydobył się z ust młodzika.

Trochę później

Sigmarita wisiał tak bóg jeden wie ile czasu. Szlachcic przez ten czas go nie nękał, tylko wpatrywał się w niego cierpliwie. Z oczu biła mu nienawiść i gniew, a usta wykrzywiły się w dziwnym grymasie, który w pewnym momencie zamienił się w uśmiech. Oto bowiem pojawił się jeden ze sługusów. W dłoni trzymał rozpalony do czerwoności pogrzebacz.
Kapłan obiecał sobie że nie da satysfakcji chujkowi i nie będzie krzyczał. Zacisnął mocno zęby i przyglądał się jak szlachcic zbliża się z nagrzanym prętem do niego. Nawet gdy gorący metal zetknął się z ciałem powodując niesamowity ból Hans próbował wytrzymać. Po kilku jednak sekundach krzyknął głośno, bardzo głośno, i zemdlał. Głowa kapłana opadła bezwładnie. Ktoś tam się zaczął śmiać, ktoś inny coś mówić ale dla kapłana było to coś odległego. Ciemność zasłoniła mu oczy.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 02-07-2015, 14:58   #119
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Hans Manstein - Sigmar tak chce!



Skrępowany kapłan widział, że zespół tego szlachetki jest tak samo sprawny i zgrany jak i on sam. Nie wiedział kim jest ta Beatrice ani doc zego tamten pije wspominając jakiegoś przyjaciela którego chyba uwazał Hans zna. Zdziwił się bo raczej wszyscy byli w tym mieście pierwszy raz więc chyba mogło chodzić tylko o kogoś z kompani Wolfa.

- Nie jesteś jedynym szlachcicem na świecie i nie jedynym który ma plecy tu i tam. A porywanie i torturowane przedstawicieli duchowieństwa nigdzie nie jest mile widziane. - ostrzegł po raz ostatni pobitego wczoraj szlachcica majac nadzieję, że coś do niego dotrze. Jednak w gruncie rzeczy nie liczył na to. Powiedział to jako coś w rodzaju swojego epitafium. Wiedział, że się sam nie da rady wywinąć. Nie mógł walczyć, nie mógł uciec ani się schować a argumentacja słowna trafiała na mur wściekłości odgradzając umysł młodzika od racjonalnych argumentów. No i te urojone poniżenie które sobie wmówił. Nie miał widać wielu doswiadczeń w prawdziwych walkach z równymi sobie przeciwnikami jeśli naprawde porazki zdarzały mu się tak rzadko. Wygrana czy przegrana była jednolitą częścią walki. W walce chodziło o to by przeżyć, wykonać postawione zadanie i nadawać się do nastepnej. Wczoraj obu im to się udało choć Hansowi i jego kamratom odrobinę bardziej. Ale widać młodemu szlachcicowi ta nauka nie była wsmak.

Wisiał więc imperialny kapłan na tileańskiej linie w stajni jakiegoś luccińskiego szlachcica, oblany wylanymi na niego wcześniej nieczystościami śmierdział niepomiernie i dumał nad swoim losem. Wyglądało, że długi on już raczej nie będzie. Mógłby spróbować się wyzwolić czy może nakłonić jakiegoś parobka czy nawet któregoś z tych szlachcicowych bystrzaków do pomocy w ucieczce czy chociaż przesłania wiadomości do "Pawia". Ale to wszystko jakby zostawiono go na chwilę i ten wczorajszy szef brygantyniarzy sobie polazł choć na chwilę. Ten jednak nie czekał uparcie na ten chlerny, rozgrzany pręt.

Ostermarczyk zastanawiał się jak bardzo się tamten posunie. Może chciał go tylko nastraszyć i sprawdzić... No własnie nie wiedział co. Zeznań na temat czegoś chyba mu nie zależało. Przestraszyć twardą wolę kapłana wcale nie było tak łatwo. Ale młodzik wyglądał na naprawdę rozjuszonego jego oporem więc nie zapowiadało się dobrze. Ducha złamać mu nie mógł ale skrępowane ciało było wystawione na razy. Jakby się uwolnił i dostał szansę... Wierzył, że wyglądąłoby podobnie jak wczoraj choć wczoraj najpierw się bronił a potem walka przejęła kontrolę nad swym przbiegiem i potoczyła sie sama napędzana agresją, przemocą, strachem, obawą i chęcia dołożenia tym drugim. Tak to właśnie w walkach bywało. Jak już się zaczęły cięzko było je kontrolować. Jedynie można im było nadać jakąś tendencję czy kierunek ewentualnie próbować przerwać zmuszajac druga stornę do przerwania i ucieczki albo przestając podsycać jej ogień świeżym mięsem i krwią do przelania, koścmi do zlamania, ciałem do spalenia i bebechami do przenicowania. Kolejna rzecz jaką weteran imperialnych wojen i kapmpani pojmował a jego oprawca niekonieczinie.

Ale liny trzymały mocno i bez żadnego ostrza nie miał jak sie ich pozbyć. A nawet z nim nie byłoby tak łatwe. Czekał więc na ten cholerny pogrzebacz tak samo jak ten pijący wino szlachcic. Gdy go w końcu przyniesiono Hans wiedzony zwierzęcym odruchem zjerzył się i poczuł jak ciało rosi mu zimny pot strachu. Gdyby miał swobodę ruchu to te narzedzie w rekach kogokolwiek wzbudziłoby w nim obawę i uwagę ale nie strach. Jakby miał swobodę manewru to by miał szansę coś zrobić, nawet bez żadnej broni. Znał pare sztuczek na takie okazje. A jakby miał jeszcze swój pancerz i młot... Ho, ho! Pozamiatałby tymi szmaciarzami zgodnie z gniewem Sigmara który wylałby na smiertelników osmielajacych się być nieposłuszni jego prawom i sługom.

Jednak majac świadomość zbliżaącej sie katorgi przed którą nijak nie miał jak uciec czuł narastającą falę strachu. Widział jak szlachciur zbliża się do niego z tym cholernym rozpalonym pogrzebaczem. Widział jak unosi go leniwym ruchem ku jego twarzy aż czuł żar bijący z rozgrzanego metalu.

- I nie poznają co to strach,
- Walczący na Sigmara Polach...

Kapłan zaczął modlitwę do swojego patrona. Zbliżał się koniec i zostawało mu przynajmniej próbować nie shańbić się w jego obliczu.

- I nie poznają co to ból,
- Ci których zranią w obronie siół...


Mówił z zacięciem przenosząc wzrok z pogrzebacza który był o parę centymetrów od jego twarzy na trzymającego go młodzika. Nie mógł go powstrzymać przed tym co tamten zamierzał ale nie zamierzał okazywać strachu. Ten zaś pod wpływem modlitwy również malał i znikał zastąpiony gniewem.

- I czyny poległych zbudują dom,
- Co żywi po kres dni będą świadom...


Wykrzykiwał już swoją modlitwę bo zniecierpliwiony i rogniewany do reszty szlachcić przytknął pogrzebacz do jego policzka. Rozległ się syk gdy rozgrzany metal był chłodozony w żywym ciele, które wytapiał z charakterystycznym, sykiem. Towrzyszył temu też smród palonego mięsa gdzy rozgrzana stal odparowywała skórę, mięśnie policzka wnikając wgłąb ciała.

- Wniesiony mur będzie po wieki trwał!
- Bo nie ma mocy na mur wiernych ciał!


Dalej nie skońćzył bowiem ból stał się tak silny, że w końcu zawył opetańczo zbliżajac się do kresu swojej wytrzymałości po czym przekroczył ją osuwając się bezwładnie w objecia Morra. Ostatnie co zapamiętał to stojacy przy nim młodzian z wyciagnietym, rozgrzanym żelazem wytapiającym znamię w twarzy kapłana.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 03-07-2015, 20:32   #120
 
Narina's Avatar
 
Reputacja: 1 Narina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skał
Tak zdecydowanie dla elfki było zaskoczeniem spotkać u domniemanego miejsca przechowywania kapłana swoich kompanów. Zanim zdążyła wyjaśnić co i jak trzeba było pokazywać list. Chwilę potem dotarł do nich krzyk i pokazał się jeden drab a potem drugi. Youviel spojrzała na Laurę a na jej twarzy pojawił się okropny uśmiech.
- Byłam zbyt pijana aby w nocy uczestniczyć w burdzie, ale teraz z chęcią obiję komuś mordę - skierowała swe słowa do fanatyczki. - Hej Karl, gdzie trzeba uderzyć aby zabolało najmocniej? - zapytała niespecjalnie czekając na odpowiedź.

Wolf rzucił spojrzeniem na obitego typka, potem na swoich towarzyszy i kiwnął głową gwałtownie nakłaniając ich do działania.
- Żywego - dodał jedynie.
Położył ciężko dłoń na ramieniu żołnierza zatrzymując go w miejscu jakby chciał gdzieś ruszyć, a drugą położył na mieczu.
- Nie lza tego zignorować - warknął. - Ten paniczyk kogoś tam torturuje, a coś mi się widzi po jego obitej mordzie, że go znamy. Towarzysza nam ujął bezprawnie i to jego krzyk, zdaje się słyszałem. Więc nie chciejcie się mieszać w tą aferę, bo krew się poleje i jeszcze szkodę swemu panu wyrządzicie. Lepiej niechaj towarzysze wasi tam pod wejściem po pana waszego biegną, bo trza będzie naocznie mu pokazać jakiego ten paniczyk samosądu dokonał.

Strażnik spojrzał ze zrozumieniem i lekkim przerażeniem w oczach na Wolfa i rzucił coś w swoim ojczystym języku do którego ze sługusów. Ten od razu, niczym na skrzydłach smoka, popędził do głównego budynku i zniknął w jego wnętrzu.

Karl uśmiechnął się promiennie, ale w tym uśmiechu było coś złego, bardzo złego po czym położył dłoń na młocie. Odpowiedział Youviel tylko krótkim...
- Zdaj się na instynkt sadysty. - ...po czym był gotowy do tańca. Brać żywego… cóż, młot nadawał się idealnie do łamania kości, ale przecież paniczek nie potrzebował ani rąk, ani nóg, prawda? Jeżeli stał za torturami kapłana Sigmara, wyrzutka świątyni czy nie, to jak najbardziej na to zasługiwał. Choć z drugiej strony był to szlachcic i tylko to hamowało go przed “zbytnim” uszkodzeniem jegomościa, ale na manto zasłużył. Definitywnie.

Na wszelki wypadek krasnolud zdjął z plecy wielką kuszę i zaczął naciągać cięciwę.

- Czy ja dobrze rozumiem, że to posiadłość sędziego i w niej ktoś bawi się w torturowanie naszego kamrata? Popierdolony kraj ta cała Tilea. - stwierdził Galvin.

Gottfried był zdziwiony gdy idąc śladami porwanego nie dotarli do obskurnej “meliny” tylko dostatniej posiadłości. Ku jego jeszcze większemu zdumieniu okazało się że z różnych kierunków nadciągnęła niemal cała drużyna. Wszystkie wątki zdawały się splatać w tym miejscu. Nic nie mówiąc ruszył wśód towarzyszy i gdy ci zareagowali na krzyki, również sięgnął po broń i ruszył biegiem w stronę stajni.

Na widok biegnącego rycerza młodzieniec coś krzyknął i ze środka wybiegło dwóch gości. Jeden uzbrojony w krótki miecz, a drugi w topór. Ten z mieczem ruszył, nie wiedzieć czemu na przeciw rycerza, biegiem z wysoko podniesionym mieczem. Coś tam jeszcze krzyczał, zapewne by dodać sobie animuszu albo liczył że przeciwnik przestraszy się. Gottfried bez trudu sparował jego atak tarczą, a swoim mieczem zakreślił szybki łuk. Rzezimieszek zatrzymał się, a na jego twarzy pojawiło się niedowierzanie. Na ostrzu Morryty pojawiła się czerwona struga. Bandzior padł nieżywy. To sprawiło że szlachciura chcąc nie chcąc rzucił pogrzebacz i ruszył biegiem w lewo. W stronę pasących się koni. Zapewne postanowił uciec. Drugi z napastników, ten z toporem, nie za bardzo mógł się zdecydować co robić. Po chwili namysłu, co w jego wypadku zapewne nie przyszło mu to łatwo, przypuścił szarżę na Laurę. Zapewne baba będzie łatwiejszym celem niż rycerz czy krasnolud trzymający wielką kuszę w dłoniach.

No nie, no nie! Znów się piorą? W takim tempie, to za niedługo w drużynie same kaleki będą. Dziewuchę przecież jeszcze wszystko bolało po wczorajszym. Dziś miała być tylko wyprawa na statek. Cóż... Elena uśmiechnęła się szeroko i splunęła na ziemię. Wzruszyła ramionami. No to do roboty! Ci więksi od niej, czyli praktycznie wszyscy sami sobie dadzą radę. A ktoś najwyraźniej prosił o pomoc. Dziewucha rozejrzała się więc dokoła i oceniwszy sytuację, że bez niej nie zginą, boczkiem, boczkiem postanowiła się prześliznąć w stronę stodoły. Zamieszanie, jakie powstało, powinno skutecznie odwrócić uwagę od mikrej i wychudzonej dziewczyny. Stąd też nie czekając na oklaski, Elena odłączyła się od drużyny. Miała świadomość, że są na posesji jakiejś ważnej persony, dlatego też jakiekolwiek większe występki nie wchodziły w grę. Wolf urwałby jej głowę przy samej rzyci zapewne, gdyby coś nawywijała. Dlatego tez nie sięgała po żadną broń. Złapała do obrony jeden większy kamień i kilka mniejszych wsadziła do kieszeni. Tak na wszelki wypadek. Jakby była taka możliwość, to chętnie skorzystałaby z innego wejścia niż frontowe.

Elena dostrzegła małe okno które znajdowało się w bocznej ścianie i tamtędy po cichu dostała się do środka. Od razu zobaczyła dwóch mężczyzn stojących bokiem do niej i wiszącego bezwładnie Hansa. Kapłan miał część policzka przypalonego, a z jego twarzy kapała krew. Został mocno poturbowany. Po chwili jednak dwóch pilnujących wybiegło ze środka. na zewnątrz, tak że stali plecami do dziewczyny. Po chwili już ich nie było w zasięgu wzroku.
 
Narina jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172