Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2015, 00:58   #32
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację




Irgun odskoczyła od viglundzkiego wojownika, który spodziewał się raczej wyprowadzonego ciosu ze strony rozwścieczonej Beornejki. Słomianej zdawało się, że w kilku susach dopadła ciała poległego w trawach na placu boju Wszędobylskiego. Żył! Zdwojona energia wstąpiła w ducha dziewczyny ze Słomianej Chaty i rozlała się nadzieją po ciele. Kiedy podniosła się gotowa do ostatniej walki, zobaczyła odjeżdżającego konno człowieka Viglunda. Zatrzymał się na grani i spojrzał ku Przewróconej Skale. Spiął konia i galopem ruszył na zachód ku Górom Mglistym.

Nieopodal nieprzytomnego Rathara, w zielonej trawi żółconej i błękitnionej polnymi kwiatami, klęczał wojownik. W spracowanych, potężnych dłoniach delikatnie ujmował bezwładną głowę, patrzącego w dal niewidzącymi oczyma, młodzieńca. Na pewno zauważył Irgun, nie sposób było to przeoczyć. Na początku jednak nie reagował na nią, jakby to nie było ważne. Dopiero, gdy Słomiana stanęła z okrwawionym orężem nad ciałem leżącego u jej stóp pogromcy viglundzkiego niewolnika, niczym broniąca swego potomstwa ranna niedźwiedzica, doświadczony thrall spojrzał na nią spod siwiejących, niegdyś kruczych strąków długich włosów, stalowym wzrokiem, który niczym zimne, obojętne ostrze, przebić się chciało przez swój cel.






Dziwne myśli przychodzić mogą do głowy, kiedy śmierć zagląda w oczy. Edda wynurzając się spod spienionej kipieli, kręcącej jej ciałem w nie do końca przewidzianych kierunkach, niczym stary Ludo, widziała spokojny horyzont, gdzie na zimnych skałach przełamywał się błękit nieba. Cóż za nim czeka, mogła nigdy się nie dowiedzieć. Czyżby przebyty do tej pory szlak ginąć miał bez śladu w rwącej na złamanie karku topieli? Jakże się chciało żyć w lodowatych objęciach Śpiesznej Rzeki z Gór Mglistych. Jeszcze bardziej i dłużej, gdy rzucona lina ratunku, za krótką była.

I wtem go ujrzała rzucona w zakręt bezceremonialnym nurtem co przelewał się korytu między głazami. Walczył o życie kurczowo uczepiony płaczącej nad wodą wierzby. Z rozciętej twarzy thralla, raz za razem obmywanej przez gnające na złamanie karku fale, na nowo spływała obfita krew.
Eadwine złapała mężczyznę za nogę. Viglundczyk osunął się w dół zanurzony głową pod wodę. Gałąź wydłużyła się niczym wyciągnięta dłoń, i o dziwo, drzewo nie puściło tego uścisku. Edda wciągnęła się ku brzegowi po wierzgającym butami thrallu. Wierzbowa wić zatrzeszczała niczym złowieszczy zwiastun.

Łotrzyca, uczepiona już również gałęzi, zaciętym jak jej zwężone z nienawiści oczy, ciosem dziewczęcego kolanem pod żebra mężczyzny, oswobodziła wierzbę z ciężaru thralla. Niewolnik, wyciągający rozpaczliwie ramiona, został porwany przez nieubłagany żywioł. Jego głowa wciąż, raz po raz, wynurzała się ponad fale. Zachłannie zagarniał, jakby chciał złapać się powietrza. Bił w wodę, jakby odbić się pragnął od spieszącej się wody.

Edda, solidnie ściskając w ręku wierzbę, pewnie poczuła pod nogami stały grunt.
„Nie jestem mordercą!” - niczym echo obiło się w beorneńskiej duszy, pod pochylonym nad Eadwine starym drzewem.






- Pomóż mi ich wyciągnąć, bo oboje zginą! – syn Thorlada krzyknął do Viglundczyka, który bez wahania posłuchał tego, który na życie jego i jego towarzyszy z ukrycia nastawał. - Rzuć mu ją! Drugi koniec daj mi! Szybko! Edda! Poddaj się nurtowi! Rzucę Ci linę!

I rzucił. Najdalej i najlepiej jak umiał, lecz to za mało było, aby powstrzymać targającą ludźmi rzekę. Podobnie uczynił beorneński thrall i z jednakowym skutkiem. Niewolnik wraz z podążającą w ślad za nim Łotrzycą, szybko spływał w dół Śpiesznej.

Dalijczyk i niewolnik pobiegli wzdłuż wąskiego brzegu. Rzeka lekko zakręcała obijając się o skałę, która wyrastając z ziemi grodziła i wodę i wysypaną kamieniami plażę. Wdrapali się po skałkach ramię w ramię. Stanęli na wysokim brzegu koryta widząc w oddali uczepioną sylwetkę beorneńskiego kuriera. Dziewczyna radziła sobie dobrze w drodze na suchy, stały ląd. Gdzieś tam poniżej, pojawiała się i znikała, zmoczona czupryna, wciąż walczącego o życie thralla. Beorneński braniec zeskakiwał już w dół, ześlizgiwał po głazach, byle szybciej ku odpływającemu towarzyszowi niedoli.

Z plaży na dole ujadał Bursztyn. Skakał uparcie na skałę, lecz rhovanieński basior, albo poszarpany przez wilki za słabym był, albo jego psie łapy łatwego oparcia znaleźć nie mogły. W końcu popędził z powrotem ku łagodniejszemu podejściu, gdzie za zieloną granią zniknęli, nie tak dawno, konni Viglundczycy.

Na zachód oddalał się wrogi jeździec, co teraz syn Thoralda, z wysokiego brzegu widział jak na dłoni.

Powyżej sporych rozmiarów samotnego głazu pasły się dwa luzaki złodzieji Księżycowego Sierpu.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline