Nie wyglądało to dobrze. Mariasole była zdecydowana, a Lotar nie miał odpowiedniej ilości okrągłych argumentów, by skłonić ją do zmiany postanowień. I nie sądził, by Wolf dysponował odpowiednimi zasobami gotówki.
- Chodźmy, nic tu po nas - powiedział Gomez do towarzysza. - Trzeba się przyjrzeć budynkowi straży, bo czarodzieja to chyba sami z siebie nie wypuszczą, a przynajmniej nie do wieczora. Znając Wolfa to nie zostawi maga na pastwę tileańczyków, więc do zachodu słońca mamy mało czasu.
- Są sprawy ważne i ważniejsze - odparł Lotar. - Wyciągnięcie maga z więzienia należy do tych pierwszych, a Arabia do tych drugich. Nie wiem, czy uda się nam cokolwiek zdziałać w ciągu parunastu godzin.
- No i uwolnienie Manfreda trzeba by załatwić tuż przed wieczorem - dodał. - Od razu na pokład i w nogi. I nigdy tu nie wracać.
Teoretycznie przynajmniej trafić do budynku straży było łatwo. Wystarczyło wywołać porządną burdę i z pewnością strażnicy wskazaliby drogę. A nawet i zaprowadzili, dołączając do wskazówek parę solidnych kuksańców.
Jednak oglądanie owego obiektu od środka, w charakterze więźnia, nie leżało w planach Lotara. Wszak mieli stamtąd kogoś wyciągnąć, a nie samemu tam trafić.
Z pewnością któryś z kręcących się wszędzie urwisów zaprowadziłby do celu. Wystarczyłoby parę miedziaków. Problem polegał jednak na tym, że Lotar nie do końca wierzył w uczciwość owych wszędobylskich dzieciarów. Mogli trafić tam, gdzie chcieli, a mogli na drugi koniec miasta, w łapska jakichś lokalnych oprychów.
- Jak trafić do budynku straży? - Lotar zaczepił jakiegoś lepiej przyodzianego przechodnia.
Już drugi z zagadniętych na tyle dobrze władał staroświatowym, że udzielił ogólnych wskazówek. A potem wystarczyło jeszcze ze dwa razy spytać, by po kolejnym “prosto, a dwie ulice dalej skręcić w lewo” trafić do celu. |