Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2015, 16:39   #13
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Alan wybrał się w drugą stronę. Po kilkudziesięciu metrach usłyszał cichy szum i podążając w jego kierunku odkrył wkrótce wartki potok z zimną, orzeźwiającą wodą. Co więcej, po jego przeciwnej stronie, na lekko błotnistym brzegu ujrzał ślady. Część zwierzęcych, ale był niemal pewien, że część była odciskami bosych, niedużych stóp przypominających ludzkie.
Potok szeroki nie był, a półork zawsze był skoczny. Przedostanie się na drugi brzeg nie było zatem kłopotem. Wodopój był chętnie uczęszczany przez zwierzęta, co Alan miał zamiar wykorzystać i przygotować proste pułapki. Z tutejszych drzew zwisało sporo długich i giętkich... hmm... witek? Gałęzi? W dotyku było to nawet podobne do liny. Tak czy siak, na proste wnyki się nada i może nie trzeba się będzie uganiać za zwierzyną.
Ślady stóp mogły już wróżyć różne rzeczy. Z doświadczenia półorka wynikało raczej, że złe. Niemniej przyjrzał im się dokładnie, próbując ocenić liczebność grupy. Było ich kilkoro, ale trudno było dokładnie określić ile. Kiedy przyłożył swoją wielką stopę do jednego ze śladów, okazało się, że jest prawie o połowę większa. Kiedy już zrobił swoje, zatarł na ile mógł własne ślady. Nastawiał się raczej na to, by były trudne do zidentyfikowania niż wypatrzenia. Zwierzętom i tak przy wodopoju różnicy nie zrobią, a może chodziasz małe ludziki nie zorientują się czym są. Następnie przeskoczył raz jeszcze potok, opłukał z krwi ręce i twarz, ciesząc się chwilą ochłody. Rozejrzał się jeszcze po roślinach - skoro była tu woda i zbierały się tu zwierzęta, to pewnie dałoby się określić, które krzaki były objadane, a tym samym - które owoce były jadalne. Dostrzegł jedno drzewo, na którym wysiały nieduże, ciemne owoce. Wszystkie z niższych gałęzi były zerwane, aby coś zdobyć należałoby się wdrapać na górę po pniu, a potem gałęziach. Nie było to kłopotem dla Alana, który dużą część życia spędził albo drzewa ścinając, albo na nie wchodząc (często by przed kimś ucieci). Owoców nie było może za dużo i z pewnością nie da się nimi nakarmić całej grupy, ale przynajmniej zajmie się czymś żołądek nim półork zdoła upolować coś większego.
Po tym wszystkim skierował się do miejsca, gdzie oddzielił się od grupy. Pozostała tam tylko młoda, piękna, rudowłosa dziewczyna z poznanej przed świtem grupy, nachylająca się nad czymś niewidocznym w wysokiej trawie.
Alana nie zdziwiło, że prawie nikt nie został w miejscu, które wcześniej opuścił. Skoro on postanowił zrobić coś użytecznego, to reszta pewnie też. Obecność czerwonogłowej oszczędzała mu przynajmniej roboty przy tropieniu. Jakąś wątpił, by tak duża grupa była w stanie ukryć swoje ślady. W każdym bądź razie Dii się nie narzucał, grzecznie czekając aż straci zainteresowanie czymkolwiek, co leżało w trawie.
Dostrzegła go szybko, unosząc w górę mały mieszek i wstając. Najwidoczniej właśnie pozbawiała martwe koboldy niepotrzebnych im rzeczy, bo jednego z nich tym ruchem odsłoniła. Uśmiechnęła się swobodnie do Alana.
-Znalazłam polanę niedaleko, pozostali już tam są i… wylizują swoje rany - zachichotała.
Półork pokiwał głową, na znak ze zrozumiał. Dziewczyna uśmiechała się, co z doświadczenia półorka wskazywało, że ją śmieszył. Z drugiej strony ta dziwna zbieranina nie zachowywała się tak, jak inni których spotykał w swoim życiu, więc może i rudowłosa nie miała złych zamiarów.
Może.
-Gdzie? - zapytał po chwili.
Dia przekrzywiła głowę, przypatrując mu się przez chwilę. Trudno było znaleźć w jej uśmiechu jakiś fałsz, lub nutę drwiny. Co nie znaczyło, że nie mogła się dobrze ukrywać, kto wie. Wskazała kierunek.
- Tam. Zanim pójdziesz mógłbyś mi pomóc z tymi koboldami. Przy tym jednym znalazłam sakiewkę i to - uniosła małą fiolkę z mlecznym płynem w środku. -Łupy to jedna z fajniejszych rzeczy w tym całym poszukiwaniu przygód - zachichotała.
Półork grzecznie pokiwał głową, ale się nie odezwał. Małym potworkom faktycznie już nie robiło różnicy kto się zajmie ich dobytkiem. Poprzednie znaleziska zostały daleko na północy, w obozie Juliana Szalonego, ale może tu trafi się coś przydatnego. Chociażby strzały, których trochę chłopakowi w kołczanie brakowało. Koboldów było łącznie sześć, wszystkie oczywiście martwe. Dia przeszukała już dwa i zabierała się za następnego. Alanowi najpierw przypadł jeden z szamanów, ale dwa trupy inne trupy należały do łuczników. Szybko uporali się z tym, a Dia odkorkowała jedną z buteleczek i powąchała. Od razu się wzdrygnęła.
- Ale cuchnie!
Półork, dla odmiany, trzymał się od dziwnych mikstur z daleka, ani trochę nie ufając zawartości żadnej fiolki. Interesowało go tylko to, co mogło mu się przydać tu i teraz, a nie było tego tak znowu dużo. Parę strzał, sztylet, który choć zbyt wymyślny to jednak bardziej poręczny niż ostrze topora, oraz worek. Całą resztę zostawił Dii.
-Rozejrzę się jeszcze po okolicy - poinformował dziewczynę. Przypomniał też sobie o znalezionych owocach, których pełną sakwę jej przekazał. -Mało, ale zajmie czymś brzuch.
Wiedząc, gdzie reszta grupy rozbiła obozowisko, chciał obejść dookoła całą polanę, szukając świeżych śladów zwierzyny. Niewykluczone, że w pobliżu znajdowały się drapieżniki, a oni znaleźli się na ich terytorium. Gdyby przy okazji znalazł jeszcze coś jadalnego, to byłby to już nadmiar szczęścia.
 
Zapatashura jest offline