Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-06-2015, 15:15   #11
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Valerius podrapał się po głowie widząc te migdalenie się undine i paladyna. W sumie pasowali do siebie bardziej niż kapłanka do Quentina. I najwyraźniej dlatego tamten romans wygasł tak szybko jak zapłonął. Sam zaklinacz cieszył się szczęściem swojej przyjaciólki nie zdając sobie sprawy jak bardzo się zmieniła. Rany go jeszcze piekły, ale nie chciał w tej chwili zawracać nimi głowy akurat jej. Spojrzał więc na inne osoby i widząc jeno Elin wyraźnie podszedł właśnie do niej z uśmiechem pytając.
- A ty może znasz się choć trochę na ranach, bo wygląda na to, że uzdrowicielka jest zajęta. - Po czym spytał ciszej i z troską w głosie.- O czym myślisz. Coś cię trapi?
- Znasz mnie od dawna, Valeriusie -
odpowiedziała mu sarkastycznie, nie unosząc wzroku. - Czy kiedykolwiek okazywałam talent do uzdrawiania? - podniosła głowę i uniosła brwi. - Ciebie nic nie martwi? Jesteśmy nie wiadomo gdzie, a moje rzeczy zostały cholera wie jak daleko! - westchnęła półelfka, kręcąc głową. Kryształki uniosły się w górę i zawirowały wokół głowy zaklinacza.
- Zostawiłaś tam coś ważnego? Jakąś pamiątkę może?- zapytał zaklinacz, po czym pokiwał głową. - Żyjemy, jesteśmy razem i… cóż. Nie musimy nigdzie gonić i niczego nie ścigamy w sumie. Żyjemy, wiec i Lamia tam żyje. Ona zaopiekuje się i naszymi końmi i naszymi rzeczami. Rozumiem twoją tęsknotę, ale ty i tak miałaś opuścić klasztor. Byłaś już na to gotowa.
- Zdecydowanie wolę mieć władzę nad swoim własnym losem
- wzruszyła ramionami Elin. - Nie było moją intencją wtykanie nosa do boskich spraw. “Otwórzcie się na swoje serca”, dobre sobie.
- Masz jednak władzę teraz. Możesz odejść, możesz zostać. Masz dookoła cały świat do eksploracji. I w dodatku możesz otworzyć się na całkiem nowe doznania, inne niż zimne i puste góry. Ponoć w takich dżunglach rosną najsłodsze owoce. Choć ja osobiście więcej bym dał za zimną kąpiel.
- rzekł z uśmiechem Valerius i pogłaskał palcem policzek zachmurzonej półelfki.-Nie musisz się na nic otwierać, ale… prawdą jest, że tu już jesteś wolna.
Spojrzała na jego palec, a następnie roześmiała się w głos, chociaż niewiele szczęścia w tym śmiechu dało się słyszeć.
- Odejść gdzie chcę? W nie wiadomo jak niebezpiecznej dżungli? Nie - zapatrzyła się gdzieś w dal. -
Nie dokończyłam zadania, z którym wyruszyłam z klasztoru. Myślę, że dopiero po nim poczuję się wolna. I może trafię w bardziej cywilizowane rejony.
- Jeśli poprawi ci to humor… pomogę ci w powrocie do cywilizacji, jeśli będę w stanie. - zadecydował Valerius.- Choćby pomagając ci przedrzeć się przez dżunglę w kierunku najbliższego masta, poza tym…- palce zaklinacza pochwyciły jeden z rosnący na polanie kolorowych kwiatów. Zaklinacz zerwał go i podał półelfce ze słowami.-... dżungla to nie tylko niebezpieczeństwa.
- Być może…
- przechyliła głowę, patrząc na kwiat. Zamigotały kolory wokół jej głowy, a płatki zmieniły się w kolorowe kryształki. Półelfka nic już więcej jednak nie powiedziała.
- Śliczny, ale i tak ten kwiat nie dorównuje ci on urokiem.- zaklinacz delikatnie nachylił się muskając wargami szpiczaste ucho przyjaciółki. Po czym dodał z uśmiechem.- Wylądowaliśmy tutaj. Nie zmienimy tego. I mnie uwiera fakt, że nie zdołaliśmy zapobiec rytuałowi, ale… teraz możemy sami decydować o tym jak będzie przyszłość. Nie musimy się spieszyć, możemy się przygotować.. mamy wybór, także w kwestii tego jak przyjemna będzie ta podróż przez dżunglę.
Elin delikatnie, ale zdecydowanie odsunęła go od siebie ręką, wzdrygając się na jego pocałunek w ucho. Pokręciła też głową raz jeszcze, odmawiając dalszej rozmowy z Valeriusem.
Valerius posmutniał nieco widząc jej zachowanie i reakcję na w sumie niewinny (jak na jego standardy) i przyjacielski całus. Ostatecznie wzruszył jedynie ramionami i oddalił się bez słowa zostawiając Elin z jej myślami.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 27-06-2015, 15:25   #12
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Bayle zajął się w tym czasie Harpagonem, a półelfka nie uniosła głowy, kiedy Maarin się do niej zbliżyła. Przez bluzkę Elin przesączała się krew, ale to była jedyna poważniejsza rana dziewczyny, nie licząc otarć, zadrapań i stłuczeń.

Kątem oka Maarin widziała, że coś zaszło pomiędzy nią a Valeriusem, jednak nie na tyle aby zrozumieć co dokładnie się stało. Klęknęła koło półelfki.
- Elin? Pozwolisz mi obejrzeć swoje rany?

Zagadnięta wzdrygnęła się. Głęboko zamyślona dopiero teraz zorientowała się, że undine stoi tuż obok. Uniosła głowę i krótko skinęła głową.

- Co się dzieje, śliczna? - zapytała z faktycznym zmartwieniem w głosie. Zabrała się do rozdziewania dziewczyny. Nie chciała jednak jej do niczego zachęcać i zamierzała pozostawić zasłonięte odpowiednie miejsca.

- Nic - półelfka odparła automatycznie. Po chwili wahania dodała jeszcze: - Po prostu miałam nadzieję, na większą kontrolę nad swoim życiem.

- A czego teraz nie kontrolujesz? - dopytywała się kapłanka przeczuwając, że to będzie poważniejsza rozmowa.

Elin dokładniej przyjrzała się Maarin, zauważając na pewno zmiany w stroju.
- Miejsca? - w jej głosie pojawiło sie wymuszone rozbawienie. - Moja głowa to czysty chaos. Nie będę cię nim zadręczać. Jak zwykle muszę nad tym zapanować.

- Będzie ci łatwiej jak powiesz to na głos - odpowiedziała łagodnie kapłanka zaczynając zajmować się ranami. - Odnalazłam swoją drogę i łatwiej mi teraz pomóc tobie. Pozwól mi to zrobić.
Undine dłonią ujęła podbródek dziewczyny aby spojrzała jej w oczy. Uśmiechnęła się.

Oczy elin błyszczały niezwykłym fioletem, gdy odpowiadała na to spojrzenie. Powoli uniosła jedną brew.
- To co się wydarzyło po przeniesieniu ci pomogło, zgadza się? Czuję to niemal, twoje szczęście - przez moment tylko patrzyła na undine. - Coś czy bardziej ktoś… chciałabym móc iść swoją drogą bez zawahania. Chyba nie umiem wyrazić na głos swoich pogmatwanych myśli.

- Pomogło, bo zdałam sobie sprawę, że mimo swoich usilnych chęci nie jestem taka jaką wymarzyli by sobie bracia i siostry z klasztoru. Bałam się swoich doznań i chęci. Bałam się swoich myśli. Być może dlatego nigdy nie doznałam pełnej wizji Ilmatera, a słyszałam tylko jego szepty. Mimo, że odkryłam co tak naprawdę mną kieruje w życiu nie odrzucam nauk jakie wpojono we mnie do tej pory. Jednak potrzebowałam kogoś aby mi uświadomił czego chcę. Nie posiadam może takich mocy jak ty i nie umiem zajrzeć do myśli niczym moja najpiękniejsza Sharess, ale wierzę że zdołam ci pomóc jeśli i ty zechcesz tej pomocy. Jeśli wolisz możemy odejść na bok aby schować się ja jednym z tych liści, aby nikt nas nie widział inie słyszał. Wtedy będziesz mogła swobodniej się poczuć - potok słów wylał się z ust undine chcąc udowodnić półelfce, że wciąż jest tą rozsądna osobą, której mogła się zwierzyć w klasztorze.

Ten potok słów wywołał też wreszcie uśmiech na ustach Elin. Dotarł on nawet do oczu.
- Nie trzeba, mamo - powiedziała, naśladując Dię. - Nie jest ze mną tak źle. Nie umiem czytać w myślach, ale ślady waszych silnych emocji trafiają do mnie i burzą mój wewnętrzny porządek, który starałam się od zawsze sobie układać. Czas wręcz zastanowić się, czy chaos nie jest lepszym rozwiązaniem. Dać się ponieść. Tego by od nas chciała, nieprawdaż?

- Em… możesz spróbować na początek - kapłanka uniosła ramiona nie wiedząc czy to faktycznie pomoże po czym nachyliła się i szepnęła się do ucha. - Tak samo jak pozwoliłaś sobie popłynąć przy okazji Lana.

- Pozwoliłam… - wyszeptała Elin. - Być może dlatego, że był obcy i zaraz zniknął… nie żałuję, pozwoliło mi to oczywiścić umysł. Odzyskać równowagę. Co wcale nie znaczy, że z każdym i zawsze by pomogło - uśmiechnęła się kącikiem ust.

- No cóż… ale było to coś nie do końca przemyślanego, nie? Nie twierdzę, że tak to ma się kończyć… mimo wszystko. Ale nurtu rzeki nie da się zatrzymać nie robiąc przy tym krzywdy innym dookoła. Da się go jednak ukierunkować. Można też nim spłynąć kierując swoim działaniem aby nie wpaść na ewentualne przeszkody. Woda, która nie płynie butnieje i zarasta. Trzeba dać jej płynąć - undine była niesamowicie zadowolona ze swojej metafory. Czuła, że odzwierciedla to co chciała ująć. Dla pewności jednak dodała.
- Jeśli czujesz emocje innych to nie staraj się ich związać i utrzymać w ryzach. Niech płyną, a ty tylko korzystaj z ich siły kiedy uznasz je za potrzebne - łatwo było jej to mówić. Zawsze potrafiła panować nad swoimi emocjami, było to częścią natury undine. W ciągu chwil potrafili stać się ze spokojnego jeziora sztormowym morzem.

- Potrafisz tak ładnie mówić - uśmiech Elin poszerzał się naturalnie, a dłoń półelfki delikatnie wsunęła kosmyk rozpuszczonych włosów Maarin za jej ucho. - Cała jesteś niezwykła. U mnie to nie emocje grają główną melodię. To chaos myśli, chcących wyrwać się we wszystkie strony. Chciałabym je ukierunkować. Oddać się czemuś całą sobą. Może komuś, tak też to mogłoby zadziałać, prawda? Chociaż nie, to nie do końca prawda. Gdy czuję silne emocje z zewnątrz, tak jak teraz twoje… - nie dokończyła, odwracając lekko wzrok, ku Bitaanowie i Kass. Na policzek powoli wypełzł jej delikatny rumieniec.

Wzrok undine również spoczął na parce kochanków. To była kusząca wizja. Pozwolić sobie na taką otwartość do końca.
- Czy uważasz, że te emocje nie są też twoimi emocjami - nachyliła się ponownie do ucha Elin. Nieco za blisko, nieco za bardzo. - możesz im pozwolić zagościć na moment… albo zostawić kierując swe zmartwienia gdzie indziej…

Wyczuła szybszy oddech półelfki. Wyczuła jej dłoń na swoim ramieniu.
- To… to nie tak… oddając się im… boję się od nich uzależnić… poddać się temu i stracić kontrolę… - szeptala cicho, a głos się jej rwał.

- Tylko ty decydujesz czy pozwolisz im sobą zawładnąć. Nikt inny. To jest twoja decyzja - szepnęła kapłanka obejmując dziewczynę. - Uwierz, że potrafisz zadecydować o tym. Możesz być jak ten kamień omywany prze wodę, aż zostanie wypłukany do reszty. Możesz być jak ryba, która bez niej umiera. Możesz też jednak być jak wszystko inne. Zaczerpnąć z niej i pozwolić płynąć dalej obok. Zawrzyj pokój ze swoimi obawami. Niech to one tobą nie zawładną przede wszystkim. Wszystko inne już nie da rady.

Przemowę Maarin podsumował głośniejszy jęk Kass i spowodowany nim cichy chichot Elin, która odwzajemniła uścisk kapłanki, ostrożnie, uważając na bandaże.
- Zawsze wiesz co powiedzieć i zrobić. Mam nadzieję, że znajdę ścieżkę, tak jak ty znalazłaś.

- A ja w to wierzę - powiedziała cicho kapłanka. Kolejny jęk Kass spowodował i u niej chwilowy śmiech.
- Cholera. Chcę wiedzieć jak to jest.

- Tak sobie myślę, że bez większego trudu znajdziesz tu kogoś, kto pokaże ci jakie to..mmm… - zamruczała prowokująco rozluźniona Elin.

- Och mam kilka pomysłów - wzrok kapłanki spadł najpierw na Elin, a potem powędrował do Bayla… oraz Bitaana i Kass. - Oj tak.

Półelfka przygryzła wargę, ciągle zarumieniona odrobinę i podążyła za wzrokiem undine.
- No no…

- Ale najpierw musisz nieco wydobrzeć. To ma być przyjemność w końcu - żartobliwie undine wystawiła język, który... nie był niebieski. - A teraz posłuchajmy. To ciekawe.
 
Asderuki jest offline  
Stary 27-06-2015, 16:39   #13
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Alan wybrał się w drugą stronę. Po kilkudziesięciu metrach usłyszał cichy szum i podążając w jego kierunku odkrył wkrótce wartki potok z zimną, orzeźwiającą wodą. Co więcej, po jego przeciwnej stronie, na lekko błotnistym brzegu ujrzał ślady. Część zwierzęcych, ale był niemal pewien, że część była odciskami bosych, niedużych stóp przypominających ludzkie.
Potok szeroki nie był, a półork zawsze był skoczny. Przedostanie się na drugi brzeg nie było zatem kłopotem. Wodopój był chętnie uczęszczany przez zwierzęta, co Alan miał zamiar wykorzystać i przygotować proste pułapki. Z tutejszych drzew zwisało sporo długich i giętkich... hmm... witek? Gałęzi? W dotyku było to nawet podobne do liny. Tak czy siak, na proste wnyki się nada i może nie trzeba się będzie uganiać za zwierzyną.
Ślady stóp mogły już wróżyć różne rzeczy. Z doświadczenia półorka wynikało raczej, że złe. Niemniej przyjrzał im się dokładnie, próbując ocenić liczebność grupy. Było ich kilkoro, ale trudno było dokładnie określić ile. Kiedy przyłożył swoją wielką stopę do jednego ze śladów, okazało się, że jest prawie o połowę większa. Kiedy już zrobił swoje, zatarł na ile mógł własne ślady. Nastawiał się raczej na to, by były trudne do zidentyfikowania niż wypatrzenia. Zwierzętom i tak przy wodopoju różnicy nie zrobią, a może chodziasz małe ludziki nie zorientują się czym są. Następnie przeskoczył raz jeszcze potok, opłukał z krwi ręce i twarz, ciesząc się chwilą ochłody. Rozejrzał się jeszcze po roślinach - skoro była tu woda i zbierały się tu zwierzęta, to pewnie dałoby się określić, które krzaki były objadane, a tym samym - które owoce były jadalne. Dostrzegł jedno drzewo, na którym wysiały nieduże, ciemne owoce. Wszystkie z niższych gałęzi były zerwane, aby coś zdobyć należałoby się wdrapać na górę po pniu, a potem gałęziach. Nie było to kłopotem dla Alana, który dużą część życia spędził albo drzewa ścinając, albo na nie wchodząc (często by przed kimś ucieci). Owoców nie było może za dużo i z pewnością nie da się nimi nakarmić całej grupy, ale przynajmniej zajmie się czymś żołądek nim półork zdoła upolować coś większego.
Po tym wszystkim skierował się do miejsca, gdzie oddzielił się od grupy. Pozostała tam tylko młoda, piękna, rudowłosa dziewczyna z poznanej przed świtem grupy, nachylająca się nad czymś niewidocznym w wysokiej trawie.
Alana nie zdziwiło, że prawie nikt nie został w miejscu, które wcześniej opuścił. Skoro on postanowił zrobić coś użytecznego, to reszta pewnie też. Obecność czerwonogłowej oszczędzała mu przynajmniej roboty przy tropieniu. Jakąś wątpił, by tak duża grupa była w stanie ukryć swoje ślady. W każdym bądź razie Dii się nie narzucał, grzecznie czekając aż straci zainteresowanie czymkolwiek, co leżało w trawie.
Dostrzegła go szybko, unosząc w górę mały mieszek i wstając. Najwidoczniej właśnie pozbawiała martwe koboldy niepotrzebnych im rzeczy, bo jednego z nich tym ruchem odsłoniła. Uśmiechnęła się swobodnie do Alana.
-Znalazłam polanę niedaleko, pozostali już tam są i… wylizują swoje rany - zachichotała.
Półork pokiwał głową, na znak ze zrozumiał. Dziewczyna uśmiechała się, co z doświadczenia półorka wskazywało, że ją śmieszył. Z drugiej strony ta dziwna zbieranina nie zachowywała się tak, jak inni których spotykał w swoim życiu, więc może i rudowłosa nie miała złych zamiarów.
Może.
-Gdzie? - zapytał po chwili.
Dia przekrzywiła głowę, przypatrując mu się przez chwilę. Trudno było znaleźć w jej uśmiechu jakiś fałsz, lub nutę drwiny. Co nie znaczyło, że nie mogła się dobrze ukrywać, kto wie. Wskazała kierunek.
- Tam. Zanim pójdziesz mógłbyś mi pomóc z tymi koboldami. Przy tym jednym znalazłam sakiewkę i to - uniosła małą fiolkę z mlecznym płynem w środku. -Łupy to jedna z fajniejszych rzeczy w tym całym poszukiwaniu przygód - zachichotała.
Półork grzecznie pokiwał głową, ale się nie odezwał. Małym potworkom faktycznie już nie robiło różnicy kto się zajmie ich dobytkiem. Poprzednie znaleziska zostały daleko na północy, w obozie Juliana Szalonego, ale może tu trafi się coś przydatnego. Chociażby strzały, których trochę chłopakowi w kołczanie brakowało. Koboldów było łącznie sześć, wszystkie oczywiście martwe. Dia przeszukała już dwa i zabierała się za następnego. Alanowi najpierw przypadł jeden z szamanów, ale dwa trupy inne trupy należały do łuczników. Szybko uporali się z tym, a Dia odkorkowała jedną z buteleczek i powąchała. Od razu się wzdrygnęła.
- Ale cuchnie!
Półork, dla odmiany, trzymał się od dziwnych mikstur z daleka, ani trochę nie ufając zawartości żadnej fiolki. Interesowało go tylko to, co mogło mu się przydać tu i teraz, a nie było tego tak znowu dużo. Parę strzał, sztylet, który choć zbyt wymyślny to jednak bardziej poręczny niż ostrze topora, oraz worek. Całą resztę zostawił Dii.
-Rozejrzę się jeszcze po okolicy - poinformował dziewczynę. Przypomniał też sobie o znalezionych owocach, których pełną sakwę jej przekazał. -Mało, ale zajmie czymś brzuch.
Wiedząc, gdzie reszta grupy rozbiła obozowisko, chciał obejść dookoła całą polanę, szukając świeżych śladów zwierzyny. Niewykluczone, że w pobliżu znajdowały się drapieżniki, a oni znaleźli się na ich terytorium. Gdyby przy okazji znalazł jeszcze coś jadalnego, to byłby to już nadmiar szczęścia.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 28-06-2015, 09:53   #14
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
HARPAGON OBEJMUJE DOWODZENIE
... ALBO PRZYNAJMNIEJ TAK MU SIĘ ZDAJE.

Harpa nie było długo - zarówno fizycznie, jak i duchowo. Ciężka walka, której połowę spędził bezużyteczny, zakończona zimnym morderstwem na niewinej ofierze, tej którą przybyli ratować, potem nagła zmiana otoczenia i na końcu odwiedziny Bogini. To wszystko wstrząsnęło wojownikiem. Wszyscy wiedzieli, że Harpagon jest raczej nieskomplikowany, a niespodzianki lubi tylko, gdy opracował sobie plan na ich wypadek. Maarin, Elin,Valerius i Dia znali też jego naturę, w końcu dorastali razem. Wiedzieli że należy dać mu chwilę spokoju, i jak wszystko sobie poukłada znów będzie starym, dobrym i marudnym Harpagonem.
Trochę to trwało, ale w końcu żołnierz podniósł się i zebrał. Przemyślał wszystko, poukładał priorytety i wypełniony jedynym słusznym przekonaniem ruszył wypełnić kolejne zadanie, które przed sobą postawił.


- Słuchajcie wszyscy - zawołał towarzyszy, gdy byli już na polanie w komplecie- Nikt z nas nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, dlatego nie jesteśmy przygotowani do tego co się stało. W tym środowisku zaopatrzenie jest kluczowe - regulaminy wojskowe mówią o unikaniu jedzenia roślin i picia stojącej wody, bo jedno i drugie może zatruć. Jeżeli ktokolwiek z Was ma możliwość wykrycia czegoś trującego czy to magią, czy modlitwami, przygotujcie odpowiednią ilość. Mięso powinno być bezpieczne, więc jeśli zobaczycie coś jadalnego, nie wahajcie się tego ustrzelić. Nasze zapasy żywności trzeba zachować na potem i racjonować, pilnując by się nie zepsuły. Zadbajcie, by wasza broń i zbroja były suche i natłuszczone, regularnie sprawdzajcie czy nie ma plam rdzy. Dbajcie o nie, bo nie wiadomo, kiedy wrócimy do cywilizacji. Wiem, że myślicie, że to głupie, upierdliwe i dobre dla wytresowanych durni, ale regulaminy w nieznanych warunkach uratowały niejednego żołnierza. Was też mogą.
Harpagon spojrzał na undine jakoś... inaczej. Ciężko było coś po nim stwierdzić, bo spojrzenie miał surowe i zacięte, ale znając go od dawna, wiedzieli że żołnierz nie lubi, gdy ktoś łamie złożone obietnice, a przecież Maarin przysięgała Ilmaterowi. Nie skomentował tego jednak... jeszcze.
- Przygotujmy obozowisko. Nisko wiszące gałęzie trzeba ściąć, by nie zaskoczyły nas węże, wokół polany dobrze byłoby rozstawić pościnane cierniowe krzaki, by odstraszyć miejscowe drapieżniki. Zawsze podwójna warta, także w dzień. Nawet teraz, gdy będziemy pracować, przynajmniej dwie osoby mają być pod bronią. Val i Pierzasty, wartujecie pierwsi, potem ja i Alan. Reszta do roboty, chyba że komuś rany nie pozwalają, decyduje Maarin.
To rzekłwszy, Harpagon wstał i zabrał się do pracy, by przykładem pociągąć za sobą innych.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 28-06-2015 o 10:03.
TomaszJ jest offline  
Stary 29-06-2015, 20:05   #15
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Valerius podszedł do kapłanki, gdy ta uporała się już ze wszystkimi rannymi w ich grupie.
-Masz siły na kolejne uzdrawianie, czy też mam poczekać do jutra?- zapytał z ciepłym uśmiechem na obliczu.
- Oczywiście, że mam… o ile nasz żołnierz pozwoli - kapłanka nieco sceptycznie spojrzała na Harpagona. Jego idee nie były złe, tylko pokazywał je w najgorszy sposób. Szczęściem Bitaan bo niego dołączył i chwilowo nie czuła potrzeby aby to ona dywagowała z nim.
- Pokaż no gdzie cię dopadli? Ściągaj ubrania i już się tobą zajmuję.
-Mam jeszcze spodnie zdjąć.. tak przy wszystkich?- zapytał żartobliwe nagi już od pasa czarownik i uśmiechnął się łobuzersko.-Powiedz błękitna nimfo, czy to twoja zemsta za podglądanie ciebie nago, czy też chcesz komuś sprawić radość takim widokiem moich wszystkich atutów?
I spojrzał w kierunku Harpa dodając.-Od kiedy to słuchamy wymądrzeń Harpagona? Jak chce budować zapory z krzaków, to ja mu bronić nie będę. Ani pomagać. Co do wart, za jedno mi z kim swoją spędzę. To był wystarczająco wyczerpujący dzień, by go jeszcze przedłużać niepotrzebnymi kłótniami. Zresztą akurat trucizn nie musimy się bać, gdy mamy w szeregach tak wspaniałą kapłankę jak ty.
- Valeriusie proszę. Twoje płytkie komplementy nigdy nie działały, wiesz o tym - kapłanka zdała się nieruszona przez gadkę czarownika. - A bez torby medycznej to ja niewiele zrobię jak któreś z was zostanie otrute.
Po tych słowach undine zaczęła patrzeć jakie chłopak na jeszcze rany.
- Powiem ci, że jeśli takimi tekstami do Elin zagadałeś, to ja prędzej wyląduję z nią w splocie miłości niż ty - mruknęła kiedy smarowała jakieś pozostałości po niedawnych ranach.
- I dobrze…- uśmiechnął się ironicznie zaklinacz poddając się palcom kapłanki. Oprócz rany w boku miał dziwne poparzenia, ale poza tym był w dobrej formie.-Może poprawisz jej tym humor. Co do mnie… mylisz się moja piękna. Nie prawię ci komplementów, by zaciągnąć cię do łóżka. Wiem jakie… masz wymagania. Już żeśmy wszak o tym rozmawiali. Tym bardziej Elin… Nie ma między nią a mną iskry i… nie wiem czy chcę, by się pojawiła. Sune widać ma inne plany wobec naszej półelfki i mnie. A ty? Jednak Bayle? To dobrze.. pasujecie do siebie.
- Och tak, Bayle, na pewno. Ale chyba poddam się swojej ciekawości. Sharess nie była by zadowolona gdybym ograniczyła się tylko do jednego kochanka - odparła z pewnością w głosie Maarin.
- Brzmi intrygująco, przyznaję.- zaklinacz spojrzał na kapłankę tak jakoś… inaczej.-Trzeba przyznać, że Sharess wybrała niewątpliwie prawdziwą ślicznotkę na swoją kapłankę i… cieszę, że jesteś niebieska. Naprawdę promieniejesz, gdy strach przed ostracyzmem nie oplata cię swymi mackami. A ja zawsze uważałem, że piękno powinno być podziwiane, nie przebywać w ukryciu.
- Widzę, że czegoś się nauczyłeś od Quentina - kapłanka uniosła jedną brew do góry gdy usłyszała słowo “ostracyzm”. - Cieszę się, że tak uważasz.
-Czytałem książki.- uniósł się dumą Valerius i uśmiechnął łobuzersko.-Niekoniecznie co prawda te, które mnisi zalecali. Ale czytałem…
Po czym żartobliwie pacnął palcem prosto w czubek nosa kapłanki.- A czuję się urażony tym, że mogłaś myśleć inaczej. Przecież zawsze byłem po twojej stronie w tej kwestii. Zawsze uważałem, że nie musisz bać się tego kim jesteś.
Kapłanka ściągnęła brwi kiedy jej nos został zaatakowany.
- Wiesz, Val może i zawsze tak sądziłeś, ale nie zauważyłam abyś specjalnie upewniał mnie w tym. Wiesz samo powiedzenie o tym nie wystarcza aby druga osoba zaczęła się czuć pewniej. Nie skonfrontowałeś moich strachów z rzeczywistością. Zmieniałam kolor skóry, aby zwyczajnie czuć się bliżej reszty dzieci. Teraz nie czuje już takiej potrzeby -kapłanka skończyła swój wywód smarując oparzenie.
- Kiedy to się stało?
- Próbowałem uratować tą czarodziejkę, wyrwać relikwię i przerwać cały rytuał… To było głupie, wiem. Ale robiłem wszystko co mogłem, by zapobiec złu.- odpowiedział zaklinacz i dodał wspominając.- Masz rację, gdy byłaś dzieckiem i ja byłem.. to ja chciałem cię mieć prawdziwą Maarin tylko dla siebie. Taki sekret znany tylko mnie. Ta nocna nimfa… była tylko moją tajemnicą. Samolubne z mojej strony… wiem. A gdy zaczęliśmy tą wędrówkę, to bałem się że jak się we mnie zakochasz, to cię prędzej czy później skrzywdzę. A nie chciałbym być przyczyną twego bólu. A teraz po twych deklaracjach i otwarciu na nową boginię… hmm… Wiesz dobrze, że jeśli sobie zażyczysz bym ci udowodnił czynem, to jestem gotów to zrobić.
Maarin zmrużyła oczy starając się pojąć ostatnie zdanie jakie powiedział zaklinacz.
- Em… Val, może powinieneś najpierw spróbować, a nie tyle się zastanawiać. Bo za dużo trzymasz w sobie. W ten sposób na pewno kogoś w końcu zranisz. Wiesz gdybyś ze mną porozmawiał to wcale nie protestowała bym. Nie ty jeden czytałeś niewłaściwe książki - wystawiła język.
- A tak poważnie, myślałam, że to Quentin miał problemy z wyrzuceniem swoich uczuć na zewnątrz. Wygląda na to, że niepotrzebnie był wobec ciebie taki zazdrosny.
-Jesteś dla mnie wyjątkowa… trochę jak Dia. Inna niż inne kobiety, które spotkałem. Inna niż Elin czy Krucza... - Valerius nachylił twarz ku Maarin.-Więc nic dziwnego, że jestem wobec ciebie ostrożny, a poza tym nie tylko ja czy Quentin mamy problemy z uczuciami. Mężczyźni… nie lubią się uzewnętrzniać. Jak możemy być twardzi, gdy widzisz nasze nagie mięciutkie duszyczki?
Jego oblicze przybliżyło się jeszcze bardziej, ciepły oddech maga owiewał usta Maarin.-A jeśli zrobię coś niestosownego… nie obrazisz się na mnie? Jestem gotów nawet ponieść karę, jeśli wzbudzę twój gniew.
Kapłanka czuła ten okropny brak finezji jaką zaklinacz starał się ukryć. Z uśmiechem na jedną stronę złapała go za podbródek i pocałowała. Zaraz potem go odepchnęła.
- Jesteś beznadziejny w te klocki. Nie wiem kto cię tego nauczył i nie mam pojęcia jak to było z tymi wszystkimi kobietami, które tak kochasz. Twoje rany są już opatrzone.
Zaklinacz wzruszył ramionami dodając z uśmiechem.- Ale teraz przynajmniej wiesz, że za moimi słowami idą czyny.
Zaklinacz usiadł obok niej wzruszając ramionami.-Może miały inny gust, może miały inne wymagania… mniejsze. Może po prostu nie jestem dla ciebie stworzony. Może mi wystarczy tylko twój uśmiech? Zresztą jeśli nie czujesz iskry od Sune, to zawsze wynajdziesz u swego wybranka jakieś wady. Jeśli poczujesz… żadna z tych wad nie będzie miała znaczenia.
- Val Litości… ty jesteś po prostu strasznie nachalny. Jeśli myślisz, że twoje komplementy działają to się mylisz. Więcej finezji, albo to tobie będą robić łaskę, bo tak strasznie się starasz. Mówię poważnie - kapłanka wstała patrząc z góry na zaklinacza.
-Dobrze, dobrze… uczynię jak mi radzisz.- poddał się zaklinacz zerkając na Maarin z dołu. -Tylko nie przejmuj się tak moim życiem i moimi porażkami.
Wstał i uśmiechając się dodał.-No… Nie martw się o mnie.W każdym razie nie o moje życie uczuciowe. Może i tak to wygląda, że Elin jest dla mnie ważna. Ale… nie jest w tym znaczeniu tego słowa. A ty… najważniejsze, byś ty czuła się przy mnie dobrze. Nie traktuj każdego mojego komplementu jak próby przekonania cię do figlów, dobrze?
Maarin opadła szczęka.
- Nie mogę, bo nie zachęcają mnie do tego - odpowiedziała kręcąc z niedowierzaniem głową. Dziewczyny w ich klasztorze musiały być naprawdę łatwe skoro leciały na Valeriusa. Z ciężkim westchnięciem odeszła, zostawiając zaklinacza samemu sobie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 30-06-2015, 18:09   #16
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Bitaan podrapał się po głowie słysząc cnego rycerza. Spojrzał po reszcie drużyny, aby sprawdzić czy się garną do roboty. Część czynności wydawała mu się pozbawiona sensu, ale też nigdy nie myślał o sobie jako o specjaliście do przetrwania w dziczy. Zdecydowanie wolał karczemny dach od pustego nieba i ciepłe wino w miejsce wody.
Pozostawiając stygnącą Kass, przyłączył się do Harpagona przy budowie obozowiska, ale nie byłby sobą, gdyby przy tym do niego nie zagadał.
- Cny rycerzu - powiedział ścinając pierwszą lepszą gałąź. - Jesteście pewni tych ciernistych krzaków? Zdaje się mi, że jesteśmy w raju. Co prawda o Chult wiem co nieco. Moje krucze ucho zasłyszało że kręcą się po dżunglach potężne drapieżniki mierzące w kłębie więcej niżeli ze trzy kobyłki - zaśmiał się z cicha i odrzucił gałąź na bok, by zabrać się za następną. - Porównanie do kobyłek istnie trafne, bowiem pewnie tutejsi ludzie ujeżdżają takie bestie i patrzą na wszystko z góry. Pasowałoby to do ogólnego krajobrazu. Wszystko tu wydaje się być duże. Nawet drzewa. Wyobraźcie sobie teraz takiego dużego drapieżnika, który następuje na ciernisty krzak. Rozjuszy go jeno, a nie wystraszy. Bo taki drapieżnik pomyśli sobie zrazu “O nie gagatki… mnie ciernie w stopy wsadzać będziecie, podczas gdy chrapać smakowicie sobie myślicie? Nie zdaje mi się”. Będziemy co prawda czuwać i to dwójkami, mądrze mądrze. Będzie do kogo dziób otworzyć i pogadać. Jeno gdy będzie taki drapieżnik szedł, to lepiej będzie nam uciec całą drużyną, biorąc że tak się wyrażę nogi za kuper. Wtedy i racja… drapieżnik nie będzie mógł nam zarzucić smacznego chrapania, ale nie sądzę że zrezygnuje z pościgu rozjuszonym przez owe ciernie będąc. Jak myślicie cny rycerzu?

- Myślę, że to logika z gatunku takich, że pułapki na szczury są w obejściu zbędne, bo wilki w nie nie wpadną - odparł na to Harp - jak pojawi się coś dużego, trzeba będzie walczyć. A mniejsze drapieżniki też pewnie są. Ja też nie jestem ekspertem od dźungli, Panie Pierzasty, ale zakładanie obozu to zwykła, żołnierska rzecz.

- Widać od razu że jesteście pożenieni z żołnierską discipliną - odpowiedział Bitaan. - Jako ten Ulryk ap Maer z Neverwinter, z ballady o smoku. Też ponoć miał marsowe czoło i ton ostry niczym stal ostrza świeżo osełką potraktowanego. A i też widziałem kolumnę wojskową na trakcie. Akurat zbierali się z popasu. Konie świeżo nakarmione, brzęk garnków już ucichł. Polana zadeptana, a ogniska pogaszone. Zbroje lśniące i spojrzenia zmęczone. Sierżant rychtował żołnierzy krzycząc hardo. Wiem to, bo widziałem na własne krucze oczy.
Bitaan znowu nie wiedząc co zrobić z kolejną uciosaną gałęzią rzucił ją pod skałę, przy której wszyscy siedzieli, ufając że nada się pod ognisko.

- Gdzieście się tego fachu nauczyli, można wiedzieć? - kontynuował. - Będzie to twarda szkoła Miasta Splendoru, czy też pełna pokus służba w amnijskich legionach?
-Mnie tam warty za jedno Harp, mogą być po twojemu.- wtrącił się zaklinacz wzruszając ramionami i podrapał się po głowie.- Niemniej ścinanie chaszczy… bronić ci robić zapory, to nie bronię Harp. Ale tych drapieżników które na pewno nas zaatakują… żadne kolczaste krzaki nie powstrzymają małych insektów, od których dżungla się roi. Ścinać krzaków nie zamierzam. I tak nie mam czym.

- Miałem dobrego nauczyciela, gdym się uczył, panie Kruku. Mądry, doświadczony, więc jego rad nie wyrzucę. A co do krzaków, sam się nimi zajmę. Mam zapasowe ostrze i dobre rękawice.
Tak więc Harp swoją służbę zaczął od ścinania ciernistych krzaków i otaczania nimi obozu, zostawiając oczywiście przerwy, by można było przejść.

- Maarin powinna być wyłączona z wart, musi jak najszybciej odzyskać siły - wtrącił Bayle, któremu Harpagon ledwie pozwolił zająć się swoimi ranami i prawie natychmiast o nich zapominając. -Jesteśmy ranni i zmęczeni. Zgadzam się, że zachowanie ostrożności jest ważne, ale przemęczeni nie będziemy w stanie stawić czoła jakiemukolwiek drapieżnikowi, małemu czy dużemu.

- Nie jesteśmy wojskiem - prychnęła Dia, która na moment straciła dobry humor. - Wezmę pierwszą wartę zamiast Vala. Nie jestem ranna a te drzewa świetnie nadają się do wypatrywania. Wdrapię się na jedno. Alan się tu jeszcze gdzieś po okolicy kręci. Dałabym ci owoca co znalazł, ale nie podoba mi się, że próbujesz mnie rozstawiać jak żołnierza - rudowłosa ostentacyjnie zaczęła rozdawać słodkie, soczyste owoce wszystkim oprócz strażnika.

Elin nawet nie poruszyła się w celu cięcia ciernistych krzewów, których to nigdzie w pobliżu widać nie było, a Kass siedziała, już w znacznie grzeczniejszej pozie. Sił na cokolwiek jednak nie miała.

- Dzięki za owoc.- odparł zaklinacz Dii z uśmiechem biorąc ów poczęstunek.- Niemniej czuję się na na tyle by móc wziąć jakąś wartę, taką króciutką. To w końcu nieznana okolica i ci co jeszcze w stanie powinni poplinować reszty podczas ich snu.

- Krra… - Bitaan z zadowoleniem przyjął owoc od Dii. Wyciągnął lekko zakrzywiony nóż i ukroił kawałek wrzucając natychmiast do dzioba. Klapnął kilka razy przełykając. - Dobre.
Naraz spostrzegł że w drużynie nie wszystko wygląda ładnie.
- Ale nie dąsajcie się i nie boczcie na siebie nawzajem - bard podniósł lekko głos, by każdy zwrócił na niego uwagę. Jego głos z lekko skrzekliwego zmienił ton na gładki i czysty. - Ciernie, wojsko, czy zmęczenie… cny rycerz dobrą inicjatywę podjął. Stojąca woda i węże nie mordują tak okrutnie jak niechęć w sercu. Działajmy razem. Tak po prostu.
Mówiąc to dalej podjął się ścinania zarośli, chociażby i na ognisko.

Maarin również przyjęła owoc. Był przecież świt jak zaczęli walkę, nie mieli czasu aby cokolwiek zjeść.
- Zgadzam się z Harpem i Bitaanem. Jakakolwiek ochrona się przyda, lepsze to niż nic. Im szybciej się tym zajmiemy tym szybciej będzie można odpocząć. Mama tak mówi - kapłanka zażartowała z określenia jakim nazwały ją obie dziewczyny.
- A z wartami sobie poradzę spokojnie. Muszę tylko medytacje odbyć o zmierzchu.
 
Jaracz jest offline  
Stary 30-06-2015, 18:10   #17
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Bitaan był zadowolony z wykonanej roboty. Wciąż nie potrafił dostrzec jej zasadności, lecz nie to było ważne. O wiele ważniejszy był wspólny wysiłek i rozmowa, które zbliżały. Teraz jednak miał wolną chwilę. Zastanawiał się czy nie pójść do Kass, ale uświadomił sobie, że to by było zachowanie godne komara który wraca do swego żywiciela. Kobietą mógł się jeszcze nacieszyć, natomiast chciał się poddać innej zachciance. Rozpalonej do czerwoności, swędzącej pióra chęci poznania współtowarzyszy. Pozostawił więc na razie Kass samą sobie, by jeszcze odpoczywała, a sam rozejrzał się po rozmieszczonych mniej lub bardziej strategicznie osobach. Kapłanka akurat była sama. To było niezwykle dziwne, gdyż po rozmowie z boginią, wydała się być bardzo popularną osobą. Z resztą nie bez powodu. Nie każdy na codzień bezceremonialnie pokazuje piersi i rozdaje całusy flirtując na lewo i prawo. Choć nie znał wcześniej owej Maarin, to jednak zdała mu się z początu wstrzemięźliwa. Dlatego też nagła przemiana tak zaskoczyła tengu i chyba nie tylko jego. Aż dziw, że ludzie za jej przykładem nie klepali czołem ziemi w rytm hedonistycznych modlitw.
Nucąc pod nosem skoczną piosenkę podszedł do niebieskoskórej. Skłonił się kurtuazyjnie.
- Szanowna pani - rzekł teatralnie używając tonu Eryka z Kwiatoboru pióra… kogoś tam. - Mam sprawę do omówienia. Niezwykle ważką, nie letką, lecz wymaga być towarzyszyła mi w spacerze, który będzie raczej przyjemny.

Maarin uniosła brwi zaskoczona sposobem w jaki odezwał się do niej Bitaan. Właśnie również skończyła pomagać w tych całych Harpagonowych działaniach. Nie chciało jej się kłócić, to nie było przyjemne. Skoro żołnierz chce myśleć za wszystkich to niech sobie próbuje. Z chęcią skorzysta z momentu wytchnienia.
- W zasadzie… - zaczęła niepewnie - Z chęcią. Jak rozumiem chcesz wyjść poza hmm... obóz.

Tengu przekrzywił głowę i mrugnął jednym okiem. Mogło to zostać źle odebrane, ale akurat coś mu wpadło pod powiekę.
- Tak… o ile oczywiście nie obawiasz się możliwości spotkania niezwykle groźnych drapieżników, które powstrzyma nasza ciernista blokada.

Kapłanka uśmiechnęła się pod nosem aby zaraz zaśmiała się krótko i cicho.
- Cóż, oby Sharess przychylnie spojrzała na naszą wędrówkę. Wtedy nic nam nie przeszkodzi- zgodziła idąc do czegoś co można by nazwać “wyjściem” z “obozu”.

Bitaan raz jeszcze się skłonił i wolnym krokiem ruszył przed siebie, w kierunku, z którego pierwotnie przybyli na polankę. Pokiwał palcem karcąco w powietrzu.
- Ostrożnie z takimi stwierdzeniami. Moje czujne ucho wychwyciło, że dla niektórych wystarczy samo słowo “Sharess”, by urządzać końskie, wybacz porównanie, zaloty. Tutaj zaś mamy na dodatek słowa “przychylnie” i “wędrówka”.

Tym razem kapłanka po prostu parsknęła śmiechem. Bynajmniej końskim.
- No no… uważaj, bo się ci niektórzy obrażą i co my wtedy biedni poczniemy? - rozłożyła ręce na boki. Musiałą nieco odreagować po tej rozmowie z zaklinaczem. Niestety mimo swoich dobrych chęci nie umiała nazwać go inaczej niż “dzieciak”.
- No ale zapędzam się. Cóż to za ważna sprawa mości Bitaanie?

- Wiedza! - kraknął natychmiast. - A raczej domysły. Odkąd bowiem oczy me na tobie spoczęły, gdy skóra twa jeszcze brązem się mieniła coś mi nie pasowało. Coś mnie w piórach strzygło i spać nie dawało… - odchrząknął. - wybaczcie rymy, to odruch. To te oczy i te uszy, sobie pomyślałem. Potem zaś zmieniłaś kolor skóry przywdziewając błękitną szatę i już jestem niemal pewny, żem nigdy wcześniej na oczy nie widział twego rodzaju.
Tengu kraknął cicho pod nosem. Znajdowali się już nieco dalej od obozu i raczej nikt ich nie słyszał, więc uczynił to co mogło zostać uznane w towarzystwie co najmniej za bezczelne. Na pewno zaś za pozbawione taktu. Przemówił w innym języku. Przypominał nieco chlupotanie i bulgotanie, a w samogłoskach szum rzecznej wody.
- To i owo jednak słyszałem o nimfach.

Zaprawdę tengu był dla kapłanki pełen niespodzianek. Trudno się było jednak temu dziwić skoro nie przeżyła z nim w klasztorze większości swojego życia.
- Och… poczekaj… - odezwała się jeszcze we wspólnym po czym również odezwała się w dialekcie wodnych istot. Tylko jej słowa były bardziej śpiewne od Bitaanowych.
-Nie jestem nimfą. Należę do rasy undine - mimo lepszego akcentu zdania kapłanki były gorzej złożone, jakby toporniej. - Nie pamiętam kiedy ostatnio mówiłam tym dialektem…

Bitaan przekrzywił lekko dziób, coś zamruczał pod nosem najpierw niżej, potem wyżej. Przeskoczył gałąź która zagradzała im drogę i wznowił rozmowę. Tym razem poprawił akcent, dostosowując go do tego, jakiego użyła Maarin.
- Muszę przyznać, że w takim razie smutna to historia. Dlaczego nie używałaś własnego języka do tej pory? Czyżbyś tak długo była w podróży z drużyną?

Maarin przystanęła i uderzyła dłonią w czoło w geście świadczącym, że właśnie sobie coś uzmysłowiła.
- No tak, przecież nie mogłeś wiedzieć. Pomijając Bayla nasza drużyna pochodzi z klasztoru Ilmarytów, który znajduje się w tamtych górach. Wszyscy jesteśmy sierotami wychowanymi przez tamtejszych kapłanów i kapłanki. Prawdą jest, że spotkaliśmy was po raptem kilku dniach pościgu. Naszym zadaniem było odzyskać ukradzioną relikwię Ilmatera. Tę, którą właśnie wykorzystał czarownik. Nie było czasu jakoś o tym opowiedzieć do tej pory, przepraszam - w swym przejęciu kapłanka zapomniała mówić w dialekcie i w naturalny dla siebie sposób powróciła do wspólnego.

Bitaan też postanowił przejść na wspólny. Głównie dlatego że undine to uczyniła, a nie chciał jej zmuszać do nadwyrężania krtani.
- Raz, czy dwa mi przeszło przez głowę pytanie, co ja tu w zasadzie robię… - przyznał - ... lecz głównie ze względu na Alana, który nie mógł się odnaleźć z początku w całej tej sytuacji.
Bitaan się schylił chcąc zerwać kwiatka, ale kwiatek chciał go użreć w palec, więc zaniechał tego pomysłu. Wyprostował się jak gdyby nic. W duchu jednak zastanawiał się, czy aby w pobliżu nie ma nigdzie taty-kwiatka.
- Cieszę się zatem że mogłem przypomnieć ci o istnieniu twego dialektu. Jeśli byś chciała, możemy zamienić od czasu do czasu kilka słów, zanim nie przypomnisz sobie tego, wybacz ale porównanie trafne, bulgotania.

- Wybaczam, wybaczam. Nie przejmuj się, ja się nie urażam za takie rzeczy - dziewczyna machnęła ręką wywołując tym małe zamieszanie w fruwających dookoła owadach.
- A co do mojej skóry… to “się” nie zmieniła magicznie. Potrafię to kontrolować. Popatrz - po tych słowach skóra kapłanki zamigotała zmieniając kolor na ten jaki miała wcześniej. - ale to nie wszystko - ponownie ciało zamigotało i odcień stal się jaśniejszy. Potem znowu ciemny, niemal czarny, blady aż wrócił do niebieskiego.

Tengu kraknął zaskoczony, a w tym zaskoczeniu klasnął w dłonie dając się ponieść jak zwykle emocjom.
- Niezwykłe! - zakrzyknął, ale zaraz upomniał się w duchu i ściszył głos. - Niezwykłe. Tuszę że też przydatne, gdy dla przykładu jagody się rumienią - mrugnął okiem, ale tym razem był to gest zamierzony. - Też chciałbym zmieniać kolor piór do woli. A tak muszę farbować pigmentem - Przejechał palcami po czarno-białej głowie.

- A więc to nie naturalnie? Podobnie jak ty też pierwszy raz widzę twoją rasę na oczy. Tyle, że nie jestem bardem aby mieć taką szeroką wiedzę o świecie. Dopiero poznaje świat. No i można zobaczyć jak się to skończyło - kapłanka zaśmiała się pokazując siebie i swój strój oraz włosy.

- Iście zaskakująco - przyznał tengu. - Możesz mi zdradzić co cię skłoniło? Nagły zew natury? Może uwiódł cię głos boginii i jej powabne kształty? Może to była przemyślana czynność zaplanowana i ukartowana na długo przed twą wyprawą? Zdradź mi to proszę, gdyż pióra tracę z ciekawości. Ałć.
W istocie jeden z cierni zahaczył o odkryte ramię tengu. Pióra co prawda nie wyrwał, ale zabolało, a krew się polał… kropla krwi się pojawiła.
- A jednak ciernie siłą swą skrytą dysponują - przyznał. - Prawdziwe mądrości siedzą w tej harpagonowej głowie

- Powiedziałabym, że raczej wbita do głowy wiedza, bo rozsądku w nim niewiele. Jak sobie coś ubzdura to już ciężko go od tego odwieźć. - przyznała Maarin.
- Co zaś się tyczy przemiany… chyba od dawna siedziało to we mnie. Potrzebowałam tylko popchnięcia. Tutaj ujrzałam boginię na oczy kiedy Ilmatera słyszałam tylko szepty. I to nie zawsze. W oczach boskich mój czyn jest haniebny, ale poczułam, że nie potrafię zaprzeczać swojej naturze. Tej ciekawości, pasji i potrzeby przyjemności. Wiesz czytywałam w klasztorze księgi i utwory o treści co najmniej sprośnej…

- Krra… - kraknięcie owo wyrażało zainteresowanie. - Które, jeśli można wiedzieć?

-Och… niech no ja wspomnę je sobie teraz. Przyznam, że nierzadko więcej w nich było romantyczności niż faktycznej sprośności. No ale była. Zarz… to chyba było Tommena z Amn… Gilberta złotowłosego… Helgi znad wybrzeża ostrzy i te najbardziej podniecające Tiseana białowłosego. Zdecydowanie elfy mają chyba najwięcej czasu aby poznawać te tajemnice. - powiedziała kapłanka.

Kolejne kraknięcie wydarło się z dzioba tengu.
- Niegrzeczna byłaś jak na kapłankę - zaśmiał się. - Nie dziwi mnie już twój wybór. Czytałaś klasyczne pozycje. Chwali się chwali. Elfie powieści jednak nie dorastają do pięt wyobraźni niziołków. Jeśli szukasz inspiracji powinnaś sięgnąć po Moltena Szybkopalcego… podejrzewam że nazwisko wymyślił sam i nigdy nie dostoił plotkom na ten temat. Powieści jednak ma istotnie sugestywne.
- urwał. - Jednak podejrzewam że moglibyśmy wymieniać doświadczenia przeczytanych lektur cały wieczór. Tymczasem jedna powieść konkretna przychodzi mi do głowy, a idealnie chyba opisuje twoją historię. Pióra mi nieznanego, ale pamiętam tytuł. “Przygody niegrzecznej kapłanki”. Dość ciekawie opisuje życiorys pewnej dziewoi oddanej głęboko wierze za dnia, lecz w nocy zamieniającej się w… powiedzmy że używającej życia w nieco bardziej wyuzdany sposób.

-Zaprawdę brzmi ciekawie. Z chęcią poczytam jak już skończysz - tym razem kapłanka mrugnęła okiem do tengu.

Bitaan zaśmiał się głośno klepiąc się w brzuch i odchylając dziób do góry. Otarł łzę która napłynęła do oka.
- Celne spostrzeżenie - rzekł. - Czyżbym zatem miał pozwolenie na sporządzenie takiej opowieści?

- Oczywiście. Tylko to czy obiegnie świat, zależy od tego czy będzie mi się podobało - dwuznaczny uśmiech zawitał na twarzy Maarin. - Ale wierzę, że będzie warte czytania długo i z przerwami - sięgnęła dłonią do dziobu tengu i przejechała palcem po jego dolnej części.

Bard mruknął zadowolony z tego gestu.
- Każda powieść i ballada pisana z pierwszej ręki nabiera autentyczności. Te zaś czyta się i słucha najlepiej. Długo i z przerwami. - zaznaczył z uśmiechem, choć mimika tengu mogła nie zostać rozpoznana.

- Hahaha! Zaczynam rozumieć Kass. Masz talent. Obiecałam sobie jednak, że swój pierwszy raz oddam paladynowi. Tak długo się stara… no i ja też - Maarin uśmiechnęła się nieco drapieżnie. Nie było to jednak w żaden sposób niebezpieczne dla tengu.

- Oh - wydarło się z dzioba tengu. - Powinienem się domyśleć po twej opowieści, że jesteś jeszcze dziewicą. Muszę przyznać żem po dwakroć błogosławiony zatem. Nie dość że mogłem na własne oczy oglądać przemianę kobiety w akolitkę Sharess, to jeszcze owa akolitka okazuje się być wciąż dziewczyną. Ta ballada z pewnością obiegnie świat wzdłuż i wszerz moja droga Maarin.

- Służę inspiracją - undine pokłoniła się lekko. - Powinniśmy jednak już chyba wracać do reszty. Nie chciała bym się zgubić. Nie sądzę abym odnalazła drogę mimo, że ciemności mi nie straszne.

Bitaan kiwnął głową.
- Dobrze, lecz proponuję okrężną drogę. Zbyt dobrze mi się z tobą rozmawia, bym mógł pozwolić na tak okrutne ucięcie spaceru - umilkł na chwilę. - Jeszcze jeden komentarz przyszedł mi do głowy w sprawie twej inicjacji. Zaniepokoiły mnie bowiem twe słowa o czynie haniebnym w oczach bogów. Czuję się w obowiązku by wyprowadzić cię z tego błędu niebieskooka. Może nie noszę kapłańskiej togi, lecz jak słusznie zauważyłaś świat znam. Głównie z plotek, ale za to co spostrzegłem na własne krucze oczy, mogę ręczyć. Bogowie tacy jak Ilmater nie są mściwi wobec swych własnych sług. Zwłaszcza gdy w grę wchodzą takie określenia jak “prawdziwa natura”. Jesteśmy w ich rękach jedynie zabawkami i prędzej bym uwierzył w historię taką, jakoby Ilmater przyzwolił ci odejść do Sharess, do twego prawdziwego domu ducha, niźli że będzie na ciebie się o to gniewał.

- Tyle, że nie on wydaje osąd. Kelemvor jest sędzią dusz, które skończyły swój żywot w cielesnej postaci. To on zdecyduje jaki los mnie spotka. Niewątpliwie masz jednak racje. Ilmater może załagodzić wyrok, tak samo jak Sharess. Nie zamierzam się jednak tym teraz przejmować. Jako kapłanka pani przyjemności najpierw chcę uratować jej świątynie i odbudować słabnący kult. Oczywiście to wszystko podczas poszukiwań artefaktu Ilmatera - kapłanka złapała za jedyny wisiorek jaki teraz miała na szyi od kiedy zdjęła symbol Ilmatera. - Ten amulet powinien wskazać nam drogę tak jak wskazywał ją wcześniej.

- Szczytny cel - przyznał tengu. - Podążając w jego kierunku z pewnością udowodnisz siłę swojej nowej wiary. Tym samym przekonasz nawet Kelemvora. Wierzę ci, że zmartwienia zostawiasz na później. Lecz gdy przyjdą pamiętaj proszę me słowa. Są prawdziwe, bo moje.

-Zaprawdę mądrze prawisz - undine postanowiła połechtać jeszcze ego barda. Był miły i to miało znaczenie. - Nie zapomnę ich szczególnie jak będziesz mi o nich przypominać.

Bitaan kraknął zadowolony i złapał za błoniastą dłoń kapłanki swoimi szponami. Zatrzymał ją i obrócił ku sobie. Zdecydowanie lubił patrzeć w jej niebieskie oczy. Były urzekające w jakiś egzotyczny sposób. Dlatego zanim powiedział to co zamierzał, z ust jego wyrwał się komplement.
- Oczywiście że będę przypominać mój niebieskooki aniele. Wszak leczyłaś me pióra gdym niedomagał.
Podniósł jej dłoń do góry i zawahał się. Przekrzywił dziób wpierw na prawo, potem na lewo, aż w końcu znowu spojrzał w oczy undine.
- Rycerskim gestem pocałowałbym teraz twą dłoń, lecz jak sama pewnie miarkujesz… nie mam ust.

- Nic nie szkodzi. Ja mam - po tych słowach postąpiła krok do przodu i zostawiła ślad swoich niebieskich ust na dziobie tengu.
- Mogę niczym białogłowa obdarzyć pocałunkiem tegoż dzielnego rycerza. - Ciepły uśmiech zawitał na twarzy dziewczyny, a w oczach zabłysło.

Bitaan był wniebowzięty. Uwielbiał takie proste gesty. Budowały charakter opowieści. Przygoda zaś, w której uczestniczył, rozwijała się w ciekawym kierunku.
- Przyjmij zatem jeszcze jeden komplement… chociaż to bardziej spostrzeżenie - rzekł, gdy wznowili marsz. - Lepiej ci w rozpuszczonych włosach. Wiedziałaś że w wielu kulturach jest to symbol wolności?

- Chyba coś kiedyś mi się obiło o uszy. Ale pasuje mi to. Dziękuję - spojrzenie kapłanki uciekło na chwilę gdzieś kiedy zamyśliła się z uśmiechem na twarzy.
- A teraz mój zacny bardzie pomożesz mi znaleźć słowa, którymi upewnię pewnego paladyna, że jest moim bohaterem. Starsznie go to męczy a chciałabym aby nie męczyło - zarzuciła rękę na ramiona tengu sprowadzając rozmowę do bardziej spiskowego poziomu. Powoli wracali do obozu.
 
Asderuki jest offline  
Stary 02-07-2015, 18:12   #18
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Chętnych do entuzjastycznej pracy było niewielu. Jeden sam Harpagon, mówiąc dokładnie. Młody, zasadniczy mężczyzna ruszył na poszukiwanie krzewów zaraz po zakończonej wymianie zdań, w której nie wszystkim nawet chciało się brać udział. Kass nie ruszyła się z miejsca. Rozłożyła się na mchu i zmęczona walką, ranami i przeżytym spełnieniem zwyczajnie zasnęła. Elin wymamrotała coś do samej siebie i wstała. Zmuszała się, widać to było bez trudu. Walczyła ze swoimi myślami, nieustannie muszącymi atakować jej głowę. Obowiązek zmusił Bayla do zgodzenia się z niektórymi słowami Harpa i mimo swoich ran przygotowywał małe zagłębienie przy skale, zajmując się rozpaleniem ognia. Wilgoć utrudniała to, lecz nie uniemożliwiała. Dia i Valerius kompletnie zignorowali polecenia i żadnych krzaków nie szukali. Alan przez czas jakiś nie pojawiał się na polanie.


Półork zwiedził spory kawałek okolicy. Z jednej strony teren piął się w górę, pokryty niebezpiecznymi skałami i gęstą roślinnością wydawał się prawie nieprzebyty. Z tych okolic płynął też potok, zataczający spore półkole i zostawiający po drodze małe jeziorko. W przejrzystej wodzie dostrzegł kilka ryb. Pozostała część tego olbrzymiego lasu wydawała się podobna do miejsca, w którym wylądowali. Od tego co znał różniła się tym, że wszystko wydawało się większe. I bardziej. Bardziej zielone, bardziej intensywne, bardziej niebezpieczne. Raz dojrzał olbrzymiego węża, drugi raz owada wielkości pięści, spotkał też szponiaste ślady, większe niż odcisk jego własnej stopy odbitej kilka razy tuż obok siebie. Kilka dziwnych ogoniastych stworzeń skakało po drzewach, jednak Alan nie spotkał żadnego wyglądającego jak to co widział wcześniej w życiu. Wyglądało na to, że na sarnę lub dzika tu nie zapolują.


Nie tylko zielonoskóry przekonał się o drapieżności, krwiożerczości i terytorializmu dżungli. Szukający odpowiednich roślin Haragon i Elin mieli problem ze zdobyciem ciernistych krzewów. Niewiele rosło tu niskiej roślinności, jeszcze mniej miało kolce. Owszem, trzy z nich poparzyły im dłonie, dwie zaczęły okropnie śmierdzieć jak tylko się zbliżyli, a z jeszcze kolejnej ściekało coś, co wypalało dziury w ziemi… ale kolców było mało. Te, które były, broniły się. Całkiem skutecznie, bo jedna prawie połknęła miecz młodego strażnika. W tych okolicznościach przyrody tworzenie prowizorycznej palisady wymagałoby ogromnych pokładów sił i czasu.
Tych pierwszych nie mieli. Prawie wszyscy ranni szybko odczuli strudzenie i nawet chcący dawać przykład chłopak wreszcie musiał się poddać. Maarin nie miała odpowiednio dużo mocy leczących, a pocięte i pokłute ciała odmawiały w końcu posłuszeństwa.

Stało się jasne, że tego dnia nigdzie się już nie ruszą. Polana była przyjemna, pozbawiona tych niebezpieczeństw czychających niewiele dalej. Wyglądało to tak, jakby rozpościerał się nad nią klosz ochronny, pozwalający zaznać upragnionego odpoczynku. Spali, leżeli, regenerowali się… w inny sposób. Alan wrócił i opowiedział o tym, co znalazł i odkrył. Na drzewie nieopodal oczy Dii wychwyciły więcej soczystych owoców, których żywiołowa dziewczyna nazbierała. Godziny mijały i nie wydarzyło się nic złego, za to siły wracały im nadspodziewanie szybko. Może z pomocą maści i opatrunków Maarin, może też z pomocą Sharess. Kilka razy wartujący zauważyli duże kształty przemykające lub dostojnie przechodzące w oddali, zasłonięte zwykle roślinnością, ale nie przypominające za bardzo znanych im wcześniej zwierząt. Nie niepokoiły ich, pozwalając nabrać sił.

Zbliżał się wieczór, gdy wartujący zauważyli dwie zbliżające się postacie, informując o tym wszystkich. Półork od razu przypomniał sobie ślady małych stóp. Pasowały do zbliżającej się dwójki. Na początku wzięli je za dzieci, ale nie: raczej byli w ich wieku. Byli niżsi i mniejsi, nie młodsi. Więcej wzrostu od krasnoludów, mniej od zwykłych ludzi. Ciemnoskóre ciała poruszały się zwinnie, a wraz z ruchami mięśni poruszały się zielono-białe wzory wymalowane na nich. Ubranie stanowiły jedynie przepaski biodrowe. Zarówno u chłopaka jak i u dziewczyny o sprężystych, niedużych piersiach. Oprócz nich mieli proste, drewniane ozdoby i metalowe kolczyki. Dziewczyna duże kółka w uszach i małe na sutkach, chłopak niewielkie w nosie i na brwi. Oboje czarnowłosi, ale tylko ona miała długie włosy.
Musieli wiedzieć, gdzie idą. I wiedzieć, że kogoś tu spotkają, bowiem zatrzymali się przed polaną, ciekawie wyciągając szyje. Oboje mieli proste włócznie jako broń, ale wbili je w ziemię i pokazali puste dłonie, odzywając się wspólnie. Niestety słowa były kompletnie niezrozumiałe dla zebranych na polanie śmiałków.
 
Lady jest offline  
Stary 02-07-2015, 21:23   #19
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Im dłużej chłopak przemierzał dżunglę, tym większy czuł... niepokój? Nie, to nie jest dobre słowo. Strach. Ten zimny ucisk w żołądku. Alan nie mógł pomylić strachu z niczym innym. W końcu towarzyszył mu całe życie.
Początkowo chciał się przejść po okolicy by pobyć sam. Ogarnąć mętlik, jaki miał w myślach, odpocząć od innych osób, ich wzroku, słów i opinii. Uciekał tak w głuszę od małego, od śmiechów, szykan, krzyków ojczyma. Las był jego jedynym przyjacielem. Kiedy polował, ścinał drzewa, szukał ziół był przydatny, a kiedy był przydatny przynajmniej na chwilę miał spokój. Ale ten las był obcy, wrogi. Ogromne drzewa zdawały się być wieczne i niewzruszone. Półork widział wiele wspaniałych, barwnych roślin, od których zwierzyna trzymała się z dala, a ona najlepiej wiedziała co jest niebezpieczne. Ostre, nierówne skały im wyżej szedł, tym bardziej groziły skręceniem kostki. Ślady fauny, które wypatrywał nic mu nie mówiły. Zwierzęta, które udało mu się zaobserwować były dziwne i straszne.


Nawet kiedy natknął się na jeziorko z rybami, dało mu to jedynie do zrozumienia, że nie ma czym ich złowić. Poczuł się bardzo, bardzo samotny i przestraszony. Jak wtedy, gdy umarła mama.

Dotarł na polanę dopiero gdy upewnił się, że w pobliżu nie grasują drapieżniki. Ale nawet to go nie uspokajało. W tym miejscu wszystko wydawało się gotowe do ataku, a w trakcie krótkiej na dobrą sprawę wędrówki nieraz ledwo unikał niebezpieczeństwa. Nie mógł przewidzieć, czy nie nadejdzie tu wielka bestia zwabiona nieznanym sobie zapachem Bitaana czy Maarin. I co wtedy zrobi?
Przez to wszystko chłopak był wyjątkowo osowiały i choć miał świadomość, że ma sporo informacji do przekazania kompanom, robił to bez żadnego entuzjazmu. Wieści o źródle z zimną wodą, jeziorku z rybami, drzewami owoców były dobre, ale wypowiadane tonem zarezerwowanym na pogrzeby. Ostrzeżenia przed wielkimi wężami, parzącymi roślinami, czy śladami małych stóp przedstawione były sucho, zdawkowo i z nieodzownym seplenieniem. Do wielkich planów Harpagona nie przyłożył ręki. Po części dlatego, że uważał płoszenie zwierzyny, robienie hałasu i marnowanie sił w tym przeklętym upale za głupotę, ale w większej części po prostu dlatego, że miał ochotę położyć się na trawie i zwinąć w kłębek. Zdjął z siebie zbroję i podłożył sobie pod głowę. W tym skwarze i tak nie szło długo wytrzymać w skórach, nawet jeżeli chroniły przed naprzykrzającymi się owadami. Szybko wpadł w drzemkę, bardziej zmęczony niż mu się wydawało.

Wybudził go dopiero Harp, gdy przyszła kolej na wartę. Alan nie protestował, po prostu robił to czego od niego oczekiwano. Wciąż miał chaos w myślach, a wydający rozkazy wojownik przynajmniej pozwalał coś zrobić bez zaprzątania sobie głowy szczegółami. No i zdawał się mało rozmowny, co było półorkowi na rękę. Gdyby wartował z krukiem to zapewne musiałby mówić.

Dopiero pojawienie się małych, czarnych ludzi wyrwało półorka z otępienia. Zadziałały instynkty. Ręka złapała łuk, a oczy wypatrywały innych istot czających się w gęstwinie. Dla Alana ludzie zawsze w pierwszej kolejności oznaczali zagrożenie. Poza ochroniarzami Szalonego niewielu było obcych, którzy nie byli mu wrodzy. Co do tej dziwnej zbieraniny, z którą wylądował w Chuult, nie był zaś przekonany. Wydawali się mili, ale nie mógł pominąć tego, że to z ich winy znalazł się tak daleko od znanych sobie kniei. A przynajmniej on tak to widział.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 15-07-2015, 21:58   #20
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Przyczajony Kruk, ukryta Mysz

Niewielkie ognisko płonęło cicho mocno dymiąc. Suche gałęzie nie były łatwie do znalezienia w tym parnym miejscu. Wilgoć sprawiała, że drewno nie trzaskało jak to miało w zwyczaju w paleniskach karczemnych, do których przywykł Bitaan. Bywało oczywiście że obozował pod gołym niebem, lecz zwykł to czynić niechętnie i zawsze w dobrą pogodę.
Tengu zajął pozycję przy skalnej ścianie. Stąd mógł obserwować polankę i zarośla. Usiadł krzyżując nogi, a łuk i strzały ułożył podług siebie na kolorowej szacie, w trosce o to by oręż nie złapał wilgoci. Z torby wyłuskał osełkę, bułat oparł na udzie i ją przesuwać kamieniem po krawędzi ostrza.
Wydawał się rozpogodzony, pomimo sytuacji w jakiej się znaleźli. Gdy tylko obozowisko zastygło dzieląc się na odpoczywających i wartujących, zagadał do Dii, nie mogąc zdzierżyć ciszy.
- Dia - wymówił jej imię zwracając na siebie jej uwagę, ale i smakując głoski. - Jak dołączyłaś do tej wyprawy? Już co nieco słyszałem od Maarin o amulecie, ale rad byłbym usłyszeć twoją historię.
- Nie mogłam już wysiedzieć w klasztorze - wyszczerzyła się. Bitaan dostrzegł już wcześniej jej spojrzenia, ciekawie mierzące całą niezwykłą osobę barda, a teraz przypatrywała się bardziej otwarcie. Nic też nie wskazywało, aby przestała być całkiem swobodna. - To była okazja, aby się wyrwać. Nie cierpię zamknięcia! - powiedziała żywiołowo.
- Krha! - kraknął tengu. - Coś o tym wiem.
Bitaan przestał ostrzyć bułat i zaśpiewał cicho w rytm skocznej melodii.
Żadne kraty, żadne mury
Ręce spętane przez sznury
Na nic to wszystko
świat wszak rychło
Pozna oczu mych głód
ciekawości wzwó…

Przekrzywił głowę i kiwnął dziobem jakby do siebie.
- Łakomych na smak przygód… - dokończył zamiast ostatniego wersu ale skrzywił się niezadowolony z rymu.
Dia roześmiała się cicho, przekrzywiając głowę podobnie do tengu.
- Pierwszy raz… - potrząsnęła głową - ...jest w tobie więcej ptaka czy człowieka? - spytała bezpośrednio, z wyraźną ciekawością i błyskiem w oczach.
Tengu chciał z początku pociągnąć ją za język, jednak pytanie zbiło go z tropu. Było interesujące.
- Chętnie sam bym się dowiedział - odrzekł. - Pomyślmy… chodzę jak człowiek, choć dreptam jak kruk. Śpiewam jak bard, lecz kraczę przez dziób. Gdy zimno, futrem się okryję, lecz pióra też mam. Wyklułem się z jaja, lecz sam go nie zniosę… na szczęście - dodał z lekko przerażonym wzrokiem. - Sama oceń czego we mnie więcej.
- Na kokoszkę nie wyglądasz - popukała się palcem w brodę. - Ale interesująco byłoby popatrzeć jak mościsz się na jajeczkach i gdaczesz - zachichotała, całkiem wesoło. - Jesteś fascynujący - jej natura, sposób bycia i wygląd zapewne zwykle łagodziły każdego, kto obrażał się na słowa rudowłosej. - Też bym kiedyś chciała być fascynująca.
Tengu udał jeszcze większe przerażenie na wyobrażenie o moszczeniu się na jajkach. Zaraz jednak się uśmiechnął i kiwnął głową w podzięce za komplement.
- Czy to już aby ta chwila, która objawia me rycerskie… niewątpliwie… - mrugnął do dziewczyny. - korzenie i zapewniam cię, że jednak jesteś fascynująca? - zapytał żartobliwie.
- Rycerze są nudni - wydęła wargi. - Harp jest taki żołnierski. Ile trzeba wysiłku, żeby się śmiać zaczął! - westchnęła Dia. - Albo Valerius. Kiedyś był bardziej zabawny, teraz wyszedł z klasztoru i wygląda, jakby świat go przerażał. Chciałabym być fascynująca i kiedyś na to zasłużę. Wtedy ktoś sam z siebie mi tak powie i będę szczęśliwa. Głupie, prawda? - zachichotała.
- Oczywiście że głupie - przyznał tengu. - Tylko głupoty na tym świecie są warte radującego się serca. Wszystkie poważne sprawy to materiał na poruszające ballady. Uśmiech rodzi się gdzie indziej. Rzeknij mi… co widzisz gdy na mnie patrzysz? Co sprawia żem taki fascynujący?
- Gadający ptak - znowu przekrzywiła głowę w Bitaanowym stylu, uśmiechając się słodko. - Zachowujący się jak człowiek. I myślący jak ja. To widzę - spoważniała na krótki moment, albo tak się wydawało. - Jesteś inny niż wszyscy. Fascynujący. Uwielbiam nowości.
- Dziękuję - powiedział poważnie i zmrużył oczy. Rozchylił lekko dziób i podniósł palec ku niemu, jakby się zastanawiając. - Lubisz słuchać opowieści?
- Kto by nie lubił? - spytała retorycznie, siadając wygodniej. - Pewnie znasz ich mnóstwo. Kapłani byli w tym zakresie przerażająco… przerażający. Też znali mnóstwo. “Święty Kalaka wędrował przez świat, głosząc dobro i pomagając każdemu... “ - przedrzeźniła nadęty ton i wywaliła język, udając zwracanie posiłku. - Okropne.
- Nadwyraz - zgodził się ptak.
Bitaan odłożył bułat i osełkę, a sięgnął po lutnię. Dał gestem jej znak, by zbliżyła się, aby nie musiał podnosić głosu i budzić towarzyszy.
- Posłuchaj zatem rudzielcu niefascynujący - powiedział obniżając głos. - opowieści o przygodzie i myszy figlującej. Zapewniam cię, że kapłanom nie znana. Z ust nie puszczą ani jednego zdania. Tak zesrożeni byli by wielce, gdyby poznali przygody myszy waleczne serce.



Zaczyna się w górach, w zamczysku przeklętym
Co murami srogimi odcina się od świata
Na tronie z czarnoksiężnikiem nadętym
Budzi postrach, wszystkim ziemiom wkoło biada.

Czarnoksiężnik ów zasadniczy wielce
Nie bacząc na protesty i łzy i jęki.
Więzi w lochach mysz Waleczne Serce.
Świat kończy się na wyciągnięcie ręki

Zważ na to i miej to proszę na myśli,
Że przez najmniejszą dziurkę, gdyby mogli
ona i jej towarzysze z chęcią by pryśli
Lecz zawsze na straży stoi pan małodobry.

Okazja się pojawiła, chociaż nie za szybko
Na wyprawę zbrojni po artefakt ruszyli
przez czarownika złego poganiani ździebko
By dobru kres rychły położyli.

Zapytasz pewnie jak lochy ponure opuścili
To ci odpowiem że pomysłem nielichym
Bo mysz i towarzysze strażników okpili
zamek otworzyli wytrychem lichym
… z ogona.

Szybko też zbrojnych w lesie zgubili,
głowa sierżanta mocno przy tym boleje,
sami po artefakt dzielnie ruszyli.
W sercu myszki odwaga goreje.

Przyszło im odnaleźć cel u końca drogi
W ruinach świątyni całkiem zielenistej
wśród strażników czerwononogich
Przy ołtarzu o zasłonie cienistej…


Bitaan przyśpieszył rytm opowiadania dorzucając do niego emocje. W muzykę wdarła się intensywniejsza nuta.

...Tu myszka swą wyjątkowość
Po raz kolejny udowodniła
Koboldziego strażnika wrogość
Jedną celną strzałą zgasiła

Wnet do ruin się zakrada
Od tyłu zręcznie i cichaczem
Niewidzialna, wszystkim biada
Będzie myszka dzisiaj śmierci tkaczem

Strzałę jedną drugą śle we wroga
Nieustannie i bez pardonu
Niby ta z lasu dziwożona
Koboldy bez szans giną pospołu

Lecz magia czarnoksięska wnet użyta
Niebieskim polem łaskocze wszystko
Mysz i towarzyszy w niebyt posyła
Po Chult krainie wędrować im przyszło.

Lecz nie koniec to przygód
Fascynującej myszy Waleczne Serce
Wiecznie świata szerokiego ciekawej
Tej dziewczyny zabawnej i rudej.


Bitaan przestał grać. Skończył opowieść i spojrzał na Dię. Słuchała z ciekawością i śmiała się bezgłośnie, oczami głównie. Na koniec jednak pogroziła Bitaanowi palcem.
- Piękna to opowieść, bardzie wspaniałym, ale nazwiesz mnie raz jeszcze myszą, a… - zawahała się - ...coś wymyślę - pokazała mu język, ale widać było, że miłe jej towarzystwo tengu, chociaż najwyraźniej w innym zdecydowanie znaczeniu niż pierwsze jego kontakty z Kass.
- W to nie wątpię - odpowiedział. - Strach pomyśleć co w tej mys… znaczy rudej głowie siedzi[/i] - tengu mrugnął do niej okiem przy zamierzonej pomyłce. - Patrz, chwila i się znowu rąbnę. Zaraza… - kraknął z cicha. - Rymy są jak masło. Po bajce, trzeba kilka razy jęzorem zamemłać, by się ich pozbyć z dzioba. Nie o tym ja jednak chciałem… - podniósł palec zastanawiając się o czym on właściwie mówił. - Ach tak. O pomyłkę, póki co łatwo, ale da radę temu zapobiec. Musisz o sobie opowiedzieć. Shelyn mi świadkiem że wydziobuję z waszej trupy skrawki wiedzy, a z każdym kolejnym składa się to na coraz ciekawszą opowieść.
Dia zmarszczyła nosek, uważnie mu się przypatrując.
- Jestem nudna. Na razie. Ostatnie dni to moja pierwsza przygoda - westchnęła. - Za to mogę ci opowiedzieć wiele o innych. Zawsze… lubiłam patrzeć i słuchać… - nagle zarumieniła się i odwróciła wzrok, jak gdyby zorientowała się jak to zabrzmiało.
Bitaan kraknął wesoło.
- Patrzeć i słuchać? - powtórzył za Dią nie przejmując się jej zawstydzeniem. - To tak jak ja. Bez dobrego wzroku i czujnych uszu nie ma świetnych opowieści. Mów zatem… co tam za rzeczy niecnie poznałaś?
- I zdradzić wszystkie tajemnice? - wydęła wargi łotrzyca. - [i]Oj nie nie, trzeba zasłużyć - pokazała mu język. - Bądź grzecznym chłopcem, a opowiem ci o kimś. Bezpiecznie mogę mówić o pozostałych w klasztorze. W większości strasznie nudnych. Wiesz, że tylko jedna z akolitek wymykała się do wioski? To prawdziwy cud, że Maarin tak się zmieniła odkąd opuściliśmy to miejsce…
- Ach… - westchnął. - A już myślałem że będzie łatwo. Przyznać muszę, że kiepsko mi wychodzi rola grzecznego chłopca. Prawa, zakazy i o zgrozo wskazówki, ograniczają nie mniej niż sznur konopny na nadgarstkach. Cudu zaś w przemianie Maarin bym się nie doszukiwał. Myślę że nadwyrężyliśmy zapasy niestworzonych wydarzeń spotykając boginię, a wcześniej cudem umykając ze świątyni na niebieskopiorunistym balonie. Nasza kapłanka zaś… to przecież siedzi mniej lub bardziej we wszystkich. We mnie, w tobie, nawet w Harpagonie! - zaśmiał się. - Sama jesteś zdziwiona, że tylko jedna z akolitek wymykała się do wioski… a przecież nie po to żeby na straganie warzywa kupować, prawda?
- Zdarzało się i to. Długie i podłużne - zachichotała Dia, wracając spojrzeniem do Bitaana. - Ale że coś w siedzi w Harpagonie to nie uwierzę dopóki nie zobaczę!
- Wojak chwatem jest
Chuci swej test
Nie zada pochopnie
bo boi się okropnie
Lecz gdy dziewk...

Bitaan urwał wierszyk, gdyż kończył się co najmniej sprośnie.
- Spokojna niech twa głowa będzie - rzekł zamiast tego. - Myśmy zawodowe podglądacze. A jak się znam na duszach, jego żołnierska prędzej czy później, będzie się rwać do kobiety. Chociaż… - zreflektował się. - z reguły w obserwacji szukam dla siebie inspiracji. Nie wiem, czy wojak w takiej chwili mógłby stanowić dla nas naukę.
- Nooo… - zaczęła z ociąganiem dziewczyna - ...z nim jest taki problem, że już się wyrwał do kobiety. Nieczułej i wrednej, sądząc z tego jak zachowuje się teraz Harp. Bo wiesz, ona została w klasztorze. A mogła z nami iść. Ja jeszcze w nikim się nigdy nie zakochałam, ale tak sobie myślę, że Krucza nie podała rozsądnego powodu pozostania tam - wypaplała.
Dia intrygowała Bitaana. Emanowała z niej młodzieńcza ciekawość, która sączyła się na zewnątrz. Jednocześnie potrafiła rozmawiać lepiej niż każda młódka. Z początku chciał wykazać, jak łatwo i szybko przyszło jej gadać o druhah, lecz powstrzymał się. Nie wiedział jeszcze, czy po takiej uwadze by się speszyła.
- Krucza? - zdziwił się Bitaan. - Cóż za fascynujące imię. Widać pozostawiła na sercu cnego wojaka solidną rysę. Lecz serce nie kamień, jak to mawiają. Rozpogodzi się jeszcze ten nasz Harpagon. Już nasza w tym głowa - mrugnął do dziewczyny. - A weselsze serce łatwiej znajduje obiekt westchnień. A wtedy… cóż. Wtedy można zacząć podsłuchiwać i podglądać! - Bitaan niemal zakrzyknął przy ostatnich słowach, ale teatralnie złapał się za dziób zamykakając go w szponach.
- To od włosów. Nie miała takiego fajnego dzioba - wyciągnęła rękę, jakby chciała dotknąć, ale nie zrobiła tego. Wyglądała młodo, zachowywała się swobodnie, ale też nie mogła być wiele młodsza, o ile w ogóle, od reszty wychowanków klasztoru. - To o Harpie to żadna tajemnica, każdy to wie. Wystarczy na niego spojrzeć. Nauczyli go sztywności, a teraz jeszcze kobieta. Maarin się zmieniła, może jest szansa i dla niego - pokiwała gorliwie.
- Mój dziób jest fajny? - pytanie postawione przez Bitaana było retoryczne. Oczywiście że był “fajny”. - Możesz go dotknąć jak chcesz.
Chwycił ją za dłoń, ale niezbyt mocno i przysunął ją do swej głowy. Z ciekawości nad którą panować się nie dało, rudowłosa czule i z chichotem pogładziła go po dziobie. Bitaan przymknął oczy.
- Nie chciałbyś czasami mieć ust zamiast niego? - zapytała z wrodzoną sobie subtelnością.
- To tak, jakbym chciał mieć prawdziwe skrzydła - odpowiedział nie zrażony jej otwartością. Wszak sam nie grzeszył powściągliwością w czynie i słowie. - Chociaż nie do końca… - dopowiedział nadając słowom tajemniczego wydźwięku. - Wpierw mi jednak rzeknij, na co mi usta?
- Aby całować - zamruczała rozmarzonym głosem. - Po cóż innego? - mrugnęła do niego. - No i to chyba tak niewygodnie, idziesz sobie, postanowisz się odwrócić i łup! Prosto dziobem w jakąś przeszkodę - zachichotała, dając dowód na to, że nie mówi tego poważnie.
- Ach… - westchnął i sam się rozmarzył. - Całować. Odkrywać usta dziewczęce swymi wargami. Przerywać to liczyć się z jękami, skargami. Wilgotny oddech jej muskać językiem. Ubarwić eksplorację czułym dotykiem. Słodsza jest chyba tylko miodu tykwa, lecz ona przesytem grozi.
Przekrzywił łeb lekko bok dając znak by przesunęła dłoń na spód dzioba. Zmrużył oczy i uśmiechnął się. Dziewczyna w istocie była inna niż Kass, lecz rozmowa z nią była równie przyjemna.
- Przeszkody mi nie straszne. To tak jakby, wypluję to porównanie, kot ze swym ogonem miał problem. Bo długi i naprężony, w górę wystrzelony, o okiennicę zawadza - rozwarł powieki i mrugnął do dziewczyny. - Nadto też, są inne, równie miłe pieszczoty, w których dziób ani trochę nie przeszkodzi. Wiele też zalet praktycznych płynie z posiadania takiego dzioba. Poza tym bez niego, nie byłbym wszak tak fascynujący, prawda?
Podrapała go pod dziobem, przyjacielsko, tak jak się drapie ulubionego lub słodkiego zwierzaka (mruknął cicho w odpowiedzi). Dia była też w tym inna od Kass.
- Niech się zastanowię… - przypatrzyła mu się bardzo uważnie. - Chyba byłbyś fascynujący jeszcze bardziej. Kiedyś siedziałam nad stawem i patrzyłam na kaczki, wyobrażając sobie je bez dziobów. Dopadł mnie taki atak śmiechu… - znowu zachichotała.
Bitaan zawtórował cichym śmiechem. Przez moment próbował sobie wyobrazić kaczki bez dziobów. Wzdrygnął się. Po chwili otworzył oczy otrząsając się z tego horroru. Wbił intensywne spojrzenie w Dię. Zmrużył oczy. Puściła mu oczko ze słodkim uśmiechem na ustach.
- Próbuję… - mruknął. - Zobrazować sobie ciebie z dziobem… - zmrużył jedno oko, potem drugie i w końcu wybuchnął śmiechem, a Dia mu zawtórowała.
 
Jaracz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172