Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2015, 14:07   #45
Nimitz
 
Nimitz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumny
Dom Sarenasa, Neverwinter
7 Tarsakh, 1479 DR
Południe


Chcąc pożegnać swego wiernego kompana; fechmistrza Verina, który zginął waleczną śmiercią w obronie przyjaciół, najemnicy poświęcili odrobinę czasu, aby znaleźć odpowiednią łódź, która poprowadzi pozbawione życia ciało dalej wzburzoną rzeką ku bezkresom Morza Mieczy.
Starą marynarską ceremonię poprowadziła Brzoskwinia, nucąc przy tym jedną z wielu znanych jej morskich pieśni, którymi przywykła żegnać swych kompanów, gdy jeszcze pracowała we flocie morskiej. Zebrani na brzegu bystrej rzeki najemnicy w ciszy odprowadzali wzrokiem odpływającą łódź, która z każdą chwilą nabierała tempa, aż w końcu zniknęła im z oczu ginąc pod kaskadami spienionej wody.


Chata, w której mieszkał tajemniczy druid mieściła się na północnym brzegu rzeki Neverwinter, nieopodal miejsca, gdzie swą zrujnowaną już siedzibę mieli Wróble.
Idąc wzdłuż pół-piaszczystej, dziko porośniętej plaży, awanturnicy mieli okazję dobrze przyjrzeć się terenom leżącym po drugiej stronie rzeki.
Gigantyczna wyrwa przecinała dzielnicę w pół, jakby ociekający żywicą ślad topora na korze drzewa. Nad szczeliną unosiły się dziwne, czerwono-żółte opary i od czasu do czasu strzelały z niej wysokie na kilkanaście metrów jęzory ognia. Im dłużej przyglądali się temu widowisku najemnicy, tym dziwniej się czuli. Z początku lekkie zawroty głowy i ból w okolicach płata czołowego, ale wraz z upływem czasu owe “doznania” nabierały na sile do momentu, w którym najemnicy nie byli już w stanie ani chwili dłużej przyglądać się zrujnowanej dzielnicy po drugiej stronie rzeki.
- To jakaś dziwna, niezrozumiała nawet dla mnie aura - tłumaczył elf, gdy szli piaszczystą ścieżką w stronę jego chatki.
- Większość ludzi, którzy przejdą na drugi brzeg rzeki już nigdy nie wraca, albo gorzej… wracają, ale są kompletnie odmienieni. Ja próbowałem, ale trudno wytrzymać dłużej niż godzinę w okolicy tej wyrwy. Zresztą migrena, czy mdłości to najmniejsze zmartwienia, bo grasują tam bestie z piekła rodem. Nigdzie indziej, w całym planie materialnym ich nie uświadczycie. Jakby sama Otchłań wypluwała je do naszego świata…

Resztę podróży spędzili w milczeniu. W końcu stanęli przed chatą, która niewiele wyróżniała się na tle okolicznych domostw. Była to wysoka, ale zarazem dość wąska drewniana budowla o architekturze wzorowanej na kształt kamienic z Czarnegostawu. Dwupiętrowy budynek był w całości zajmowany przez druida i jego pupilkę - śnieżną wilczycę.

Wchodząc do środka najemnicy trafili do pokoju gościnnego, który został przerobiony na pracownię alchemiczną. Wszystkie pozostałe, niepotrzebne elfowi meble zostały zepchnięte w jeden róg pomieszczenia tworząc swoisty kącik, w którym druid lubił czytać książki w wolnym czasie, a ostatnio nawet tego nie miał zbyt wiele, co można było wywnioskować po centymetrowej warstwie kurzu, która zalegała na wszystkich powierzchniach płaskich.

Randal skrzywił się na ten widok. Co prawda fanatykiem porządku nie był, ale takie coś zakrawało na kpinę. Strach po prostu czegokolwiek dotknąć.
"Ciekawe, czy w kuchni też ma tak czysto", pomyślał z przekąsem.

Po szybkim nacieszeniu oczu nowym otoczeniem, najemnicy ruszyli śladem Sarenasa, po przeraźliwie skrzypiących schodach na samą górę, po drodze zatrzymując się na krótką chwilę na pierwszym piętrze, gdzie znajdowały się sypialnie oraz łazienka do ich dyspozycji. Gdy już dotarli na ostatnie piętro i elf otworzył im drzwi prowadzące do jedynego pokoju na poddaszu, ich oczom ukazała się śpiąca w łóżeczku dziewczynka, u boku której czuwała wilczyca. Pomimo grubej warstwy popiołu, która zalegała na jej twarzy, wszyscy najemnicy ją rozpoznali; Nel…




- Nel! - Randal był i ucieszony, i zaskoczony zarazem. Nie bardzo wierzył, że akurat ją udało się uratować.
- Do tej pory jeszcze się nie obudziła - oznajmił elf, wchodząc do pokoiku. - Znacie ją? - spytał z lekkim zaskoczeniem w głosie, gdyż nie spodziewał się tego ani przez chwilę.
“Ciekawy zbieg okoliczności” pomyślał, podchodząc do wilczycy, którą następnie podrapał pieszczotliwie za uchem.
- Skoro już jesteście moimi gośćmi, to warto byłoby się przedstawić - powiedział po krótkiej chwili. - Na imię mi Sarenas, a to moja przyjaciółka Amera. - Wskazał na wilczycę.
- Męskich imion nie było? - zainteresowała się Brzoskwinia, cały czas spięta i czujna, jakby nadal spodziewała się pułapki w domu elfa. Ale na laboratorium alchemiczne połypała zainteresowanym okiem. - Ja jestem Francoise Edward Wong Hau Pepelu Tivrusky IV, a reszta to reszta. - powiedziała zupełnie poważnie - Nie mam w zwyczaju spoufalać się z kolesiami, którzy zamiast baby mają w domu psa i porywają małe dzieci - fuknęła na koniec. Upewniwszy się, że reszta kompanii zerka na elfa, podeszła ostrożnie do łóżka z Nel i lekko potrząsnęła dziewczynką, dla pewności trzymając drugą dłoń na rękojeści rapiera.
- Pchła..? Wstawaj, przyszliśmy cię uratować z elfickiej niewoli! - powiedziała głośno, szczerząc zęby.
- Żeńskich imion też zabrakło...? - burknęła cicho pod nosem półelfka uciekając wzrokiem by zatuszować w anonimowości swój komentarz.
- Musiał się z czegoś urwać, plakatów chyba nie oglądał. Szept jestem - wyszeptał Szept, na wypadek gdyby nie było wiadomo skąd się wzięło jego miano.
Nel często zdarzało sie marzyć o odpoczynku. Takim prawdziwym, długim, spokojnym śnie w świecie, w którym nie trzeba było wartować i być czujnym w razie ataku. Jednak długa “noc”, a przynajmniej, swego rodzaju sen w jaki zapadła po wszystkim co ją spotkało nie przynosiło upragnionego wypoczynku. Z jakiegoś powodu śniła o pałacu, o troskliwych objęciach jakie zdawały się ją otaczać, kiedyś, w dawnych czasach. Sen zdawał się być przyjemny, jednak budził w niej ogromny niepokój. Jakby w przeklętej układance brakowało fragmentu…..fragmentów ? Głowa bolała ją niemiłosiernie, tak jakby spędziła zbyt dużo czasu na słońcu poprzedniego dnia.
Ktoś nią szarpnął.
Z niechęcią uchyliła powiekę jedynie po to by niesforny promień światła padający wprost na jej odsłoniętą źrenicę przywołał kolejną falę bólu.
Pół-przytomnie rozejrzała się po pomieszczeniu, a jej wzrok natrafił na łysą kobietę.
Wysiliła przez chwilę umysł próbując dopasować fragment do pełni układanki jednak po chwili poddała się.
- Bogowie, aleś ty brzydka. - stwierdziła krótko i odwróciła się na drugi bok jeszcze nie do końca odzyskawszy pełnię przytomności umysłu.*
Randal uśmiechnął się. Widać że pyskata smarkula wraca do zdrowia.
- A ty mała i płaska! - odpysknęła Brzoskiwnia, ale wyciągnęła rękę i delikatnie pogłaskała dziewczynkę po kudełkach. Drugą ręką potarła oczy, w które...ten...tego, jakiś paproch się jej zaplątał, no.
- To jesteśmy kwita, obie płaskie tylko w innym wymiarze... - mruknęła Nel.
- Co złego to nie ja. Muszę wstawać? - jęknęła trąc skroń i broniąc się na wszystkie sposoby by ta znikoma świadomość jaka się w niej obudziła nie zasnęła w tak bliskim kontakcie z stosunkowo-wygodną-poduszką.
- Nie możesz się całymi dniami wylegiwać - oświadczył Randal.
- Dlaczego ? - zapytała już bardziej przytomnym głosem. - A pół dnia mogę ? - przy mocniejszym poruszeniu poczuła, że zaraz pewnie zwymiotuje, ale ścisnęła mocniej wargi i jedynie pytająco spojrzała się na Randala.
- Pół dnia to już chyba leżałaś - odparł mag, który wolał nie wspominać o powodach, dla których Nel znalazła się w łóżku. - Już minęło prawie południe...*
-W ogóle, nie chce abyście mnie źle zrozumieli, ale co to za stypa, ktoś umarł ? - zapytała mała macając swoje żebra. - Bo na kwiatki mnie nie stać i będzie problem.. chociaż...powiedzcie mi, że to ta ruda….- rozejrzała się niepewnie i dostrzegła Etsy - ..a nie, jednak ona jest.- Mruknęła widząc swojego “wroga numer jeden” .- Cieszę się, że was widzę...no powiedzmy. - powiedziała szczerząc się choć chowała wszystko to co mogło ujawnić to, że cokolwiek ją boli.
- Pamiętasz coś z napadu orków? - Skoro zaczął się temat pogrzebów, to w sumie i o tym można było wspomnieć.
- Nie wiem o czym mówisz…- powiedziała Nel, powoli siadając na posłaniu, - Jakie Orki ?
- Źli ludzie… - powiedziała piskliwym głosem maleńka dziewczynka, która dotychczas chowała się za nogami Brzoskwini, dosłownie przyklejona do jej nogawki.
- Zieloni, brzydcy i… i… niezbyt ładnie pachną... - Z tymi słowami podeszła do Nel, która niemalże natychmiast rozpoznała w niej swoją o kilka lat młodszą podopieczną.
Dziewczynka usiadła na brzegu łóżka, spojrzała na swą przyjaciółkę wielkimi, błyszczącymi od łez, błękitnymi jak głębia oceanu oczami, po czym gwałtownie rzuciła się w jej ramiona.
- Zabili wszystkich! Lu, Mały Josh, Natasza, Kuna… wszyscy zginęli! - Naria wybuchła głośnym płaczem, jeszcze bardziej tuląc się do Nel, jakby była ostatnią osobą, na której jej jeszcze zależało. I tak właśnie było…

- Głodna jestem - dodała po dłuższej chwili słabości, wycierając rękawem zasmarkany nos. Od płaczu rozbolała ją głowa, a oczy zrobiły się nabrzmiałe od łez. W tej chwili miała już tylko dwa życzenia - najeść się do syta i zasnąć w łóżeczku, u boku swej starszej przyjaciółki.
Nel położyła dłoń na plecach chlipiącej dziewczynki. Odeszła jej ochota na żarty.
-Wszyscy…?- powtórzyła cicho jakby z niedowierzaniem, a jej oczy zaszkliły się.
Poczuła się jeszcze gorzej, jakby wpadła pod rozpędzony wóz. Przycisnęła dziewczynkę do siebie głaszcząc po drobnych roztrzęsionych plecach ni to by uspokoić ją ni to siebie. Sporzała się na obecnych jakby szukając w nich zaprzeczenia. Aby ktokolwiek powiedział, że to nie prawda, że jednak nikt tego nie zrobił.
Randal skinął głową.
- Na to wygląda - powiedział. - Znaleźliśmy tylko was. Ciebie i Narię. A dokładniej - ciebie znalazł ten elf, który przyjął cię pod swój dach. Ale do jedzenia - spojrzał na Narię - nic nie mam.
- Na dole jest kuchnia, w której powinnaś znaleźć jeszcze coś do zjedzenia - odezwał się elf, uśmiechając się życzliwie do Narii. - W kwestii kiepskiego samopoczucia i przykrych wiadomości jestem niestety bezradny. - Sarenas wzruszył ramionami. - Dziecko, Nel, oddaję waszej opiece, bo widzę, że zarówno z Francoise Edward Wong Hau Pepelu Tivrusky IV, jak i resztą całkiem dobrze się znacie.
- On to zapamiętał? Niech Ao ma go w swojej opiece, jeśli zapamiętujecie takie rzeczy to… - Szept przerwał i nie dokończył swojego wywodu, uśmiechnął się za to pełnymi kłami do dziewczynki. -
- Ciekawi mnie jedno - zaczął Sarenas po chwili namysłu. - Dlaczego właściwie orkowie zaatakowali i wymordowali te wszystkie dzieci?
- Bo mogli, potwierdza to ich reputacje okrutników, wzmaga terror i odwraca uwagę od czegoś innego. - Rzucil Szept po krótkim namysle.
- Bo dzieciaki zadawały za dużo ciekawskich pytań, podobnie jak co poniektóre elfy? - najemniczka przysiadła na brzegu łóżka - Powodów może być tysiąc, może nie być żadnego. Jedno jest pewne: trzeba im odpłacić pięknym za nadobne. Znaczy, wyrżnąć co do nogi i naszczać na zwłoki. A to, że to po drodze z naszym zadaniem, to tylko dodatkowy bonus - ziewnęła - Uwielbiam rozróby, za które jeszcze mi płacą!*
Nel była bliska całkowitego załamania się. Przecież właśnie ona miała opiekować się resztą dzieciaków, a teraz ...wszyscy nie żyją. Wszyscy poza nią i Narią. Przycisnęła dziewczynkę mocniej do siebie. Słowa Brzoskwini podniosły ją lekko na duchu na tyle, że postanowiła jej słuchać. Przynajmniej na razie.

Etsy opadły ręce jak i wzrok. Z początku może jeszcze była przejęta, co z tą smarkulą, bo krzywda innych jej nie bawiła, lecz szybko po zobaczeniu, że z kurduplem jest wszystko w porządku, straciła całkowicie zainteresowanie jej osobą. Raz, że jej nie cierpiała, dwa, była niewychowana i całkowicie nieznośna, trzy, była powodem jej wszystkich nieszczęść, cztery, gówniarę traktowali jak małego aniołka. Bogu ducha winna półelfka była oczywiście największym złem i przekleństwem tej zgrai. Rudowłosa dała jej na początku szansę na normalne traktowanie, ta odpłaciła się wystarczająco. Nie chciała jej widzieć ani mieć z nią cokolwiek wspólnego... jak również z najemnikami. W tej dzielnicy była niestety na nich skazana, a ucieczka... Mogła ograniczyć się jedynie do innego pomieszczenia tej zakurzonej ruiny. Całkowicie zlewając na zbiorowisko, dziewczyna obróciła się na pięcie i zlazła do pomieszczenia wypełnionego bardziej interesującymi przedmiotami.
Sarenas podejrzliwie odprowadził wzrokiem rudowłosą, która opuściła pokoik sypialny. Spojrzał po pozostałych, którzy zaaferowani byli przebudzonym dzieckiem, po czym bez słowa poszedł za półelfką, a towarzyszyła mu wilczyca.

- Jeśli zebrałaś trochę sił - powiedział Randal - to bym proponował podziękować elfowi za uratowanie ciebie i gościnę, i wrócić do naszej gospody. Wypocząć, naradzić się, a jutro kontunuować nasze dzieło.
-Dziękuję - powiedziała dość cicho i jak na nią samą malo butnie dziewczynka jednak patrzyła się nadal w plecy ostatniej z “wróbli”, ostaniej, nie licząc jej samej.
- Idę z wami - odezwała się dziewczynka, która dotychczas leżała wtulona w Nel. Ton jej głosu sprawiał, że sprzeciwu i tak nie uszanuje.
- Orków się nie boję, a zadbać o siebie też potrafię - dodała, szczerząc przy tym groźnie zęby, a właściwie ich część, bo wciąż wypadały jej mleczaki. Próbowała w ten sposób imitować dhampira, który z całej paczki był dla niej najbardziej przerażający, ale z racji brakującego i mniej imponującego uzębienia efekt był raczej odwrotny od zamierzonego.
- Samej Nel z wami nie zostawię! Pokonamy złych orków, będziemy bohaterami, ludzie będą nas witać okrzykami radości, nie będziemy głodować, będziemy bogaci, upolujemy smoki… - Naria wyliczała tak w nieskończoność, a jej oczy z każdym słowem robiły się coraz większe, gdy jej bujna wyobraźnia podsuwała coraz to bardziej irracjonalne sceny.
Nel milczała nie chcąc zniszczyć werwy jaką mała Narina przedstawiała wobec zemsty, jednak jej samej myśli błądziły dodając co raz więcej ciemnych kolorów do całości obrazu.

- To kiedy idziemy? - Spytała z błyskiem w oczach, gdy skończyła swój długi monolog.
- Jak tylko się wygrzebiecie z tego łóżka - odparł Randal. Słowa skierowane były przede wszystkim do Nel. - Im szybciej, tym lepiej - dodał, po czym ruszył w stronę drzwi. - Poczekam na was.
W odpowiedzi na to zdanie dziewczynce zaburczało donośnie w brzuchu i odrobinę speszona rozejrzała się po zebranych.
Widząc oddalającego się Randala, Naria postanowiła skorzystać z okazji; wyrwała się z objęć Nel i popędziła za nim, licząc na to, że do tego czasu nikt nie zgłosi obiekcji co do jej towarzystwa w drużynie najemników. Popędziła schodami na dół, głośno przy tym tupiąc.
 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 30-06-2015 o 17:29.
Nimitz jest offline