Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2015, 07:15   #13
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację



kilka tygodni wcześniej; obskurna speluna pośrodku przysłowiowego niczego...


(...)

- Wyrazić wdzięczność za napitek i dalej się uśmiechać?- podpowiedziała, nie przestając się niewinnie szczerzyć. Było w tym tyle samo szczerości, co i w całej ich rozmowie. Prawda i fałsz - granice między nimi już dawno się zatarły, ale ani jej ani rozmówcy specjalnie to nie bolało. Chodziło o sam taniec z nożem ukrytym za plecami.

Malcolm chwilę milczał.
- A co się stanie gdy ta maska zacznie zbyt ciążyć? Gdy uśmiech zbytnio się przyklei do twarzy. Gdy zatracimy siebie.

- Czujesz się zmęczony?

- Rozmową, przeżyciami czy tobą?

Dziewczyna przewróciła oczami
- Skoro to twoja twarz i twoja maska, obstawiałabym ciebie samego. Masz dość życia, ciągłej walki na słowa i noże? Odczuwasz znużenie na myśl o kolejnym dniu w którym przyjdzie ci stanąć naprzeciw oponenta w rozmowie, walce? Lub gdy los zagoni cię do jednego stolika wraz ze mną? - uniosła powoli kufel.

Malcolm był poważny i kto jak kto ale June mogła określić, że jest to autentyczne.
- Pudło Sophio.

- To ty tak twierdzisz, ale czy jest w tym prawda? A może kolejne kłamstwo? Pięknie opakowane, podane niczym najlepsza potrawa czy trunek. Sięgasz po nie i widzisz jedynie urzekającą otoczkę, zapominając ile zgnilizny potrafi kryć się pod nią - w zamyśleniu postukała palcem o rant stołu i zaraz dorzuciła wesoło - Och Mal… przecież doskonale wiesz, że od strzelania jest James. Ja nie lubię broni

Nie dał się złapać w pułapkę słowną. Z typowym dla siebie spokojem odpowiedział:
- Skoro wiesz lepiej co we mnie siedzi…
Upił łyk piwa ciągle przypatrując się reakcji rozmówczyni.

- Uważasz, że jesteś aż tak mało skomplikowany, by rozgryzła cię mała, głupiutka blondynka? - uniosła wzrok i wlepiła go w oczy rozmówcy - Skąd niby mam to wiedzieć? Znów mnie przeceniasz...albo próbujesz zbyć z typową dla siebie nonszalancją. Taaak, to ten moment w którym powinnam spuścić oczęta i przyznać się do błędu? Wyśpiewać grzechy oraz przewinienia z ostatniego miesiąca?

- To ty starasz się sprawiać wrażenie głupiej blondynki, której nikt nie docenia. Ja wręcz przeciwnie, doceniam partnerkę w rozmowie.

- Może po prostu mam trzeźwy i chłodny osąd na własną osobę?

- Doprawdy? Wchodzimy aż w tak niską grę słowną? Wracamy do punktu wyjścia, exglina i prosta blondynka.

- Ewentualnie sprowadzamy się na ziemię. Jak sam mówiłeś: doszukując się drugiego i trzeciego dna sami je poniekąd tworzymy.

- I spadamy niczym Ikar? Czy wcześniej dostrzegłaś Sophio słońce?

- Prędzej twoje oblicze, które zmieniło mnie w kamień - niedbałym gestem poprawiła włosy, odrzucając na plecy niesforny, jasny pukiel.

Malcolm ciągle z lekkim uśmiechem kontynuował grę.
- Nie mógłbym tego zrobić. Spojrzałem za siebie.

- I czego tam szukałeś? Zagubionej nici dającej nikłą nadzieję na ucieczkę z otaczającej matni?

- Z potworem w labiryncie każde z nas musi się zmierzyć. Czy trzeba jednak oszukiwać babskim kłębkiem włóczki?

June wzruszyła ramionami.
-Z dwojga złego lepsze to niż węże w kołysce. Bardziej uczciwe, nie sądzisz?

- Węże w kołysce i ich pokonanie świadczyło o boskim rodowodzie. A pokonanie Minotaura przyniosło śmierć tych których kochał.

Spojrzenie blondynki złagodniało, a gdzieś na dnie szarych oczu pojawił się smutek. Przypatrywała się byłemu glinie już bez uśmiechu jaki do tej pory pojawiał się i znikał cyklicznie z jej warg.
- Jak to się stało? - spytała, a mężczyzna wiedział, że nie chodzi o dalszą część mitów.

Również zaczął mówić poważnie.
- Brutalnie. To jest jedyne słowo zdolne opisać tę sytuacje bez wchodzenia w szczegóły.

- A czy istnieją w dzisiejszych czasach inne okoliczności? - skrzywiła się i w ciszy uniosła kufel ku górze, by po chwili przystawić go do ust.

- Chociażby na dworze na którym wyrosłaś. W końcu jesteś delikatną blondynką.

- Nie wybieramy miejsca w którym przyszło nam się urodzić.

- Owszem. Ale możemy z niego się czegoś nauczyć. Tak jak ty, “June”.

- Z każdej sytuacji można wyciągnąć lekcję dla siebie, zależy czy umiemy wysnuć wnioski i zrobić z tej wiedzy użytek. Lepiej uczyć się na cudzych błędach, niż na swoich. Cudze mniej bolą.

- Ale to od swoich błędów uczymy się dystansu do świata.

- Każdy kiedyś dorasta - wzruszyła ramionami i dorzuciła zgorzkniałym tonem - Tylko w bajkach można przez wieczność być dzieckiem, a tak się składa że naszej rzeczywistości daleko do typowej wizji baśniowej krainy, ale zawsze jest wybór.

- Baśnie nie są grzeczne i ładne. Z czasem takie się stały.

- Musiały...bo kto chce słuchać o tym, że książę zamiast uratować księżniczkę zgwałcił ją i zostawił śpiącą w wieży? - tym razem nie potrafiła powstrzymać uśmiechu - Toż coś takiego zburzyłoby dziecięcy światopogląd już na początku drogi.

- W świecie w którym gwałt i morderstwa są na porządku dziennym...

- Każdy zasługuje na chwilę beztroski i naiwnej wiary w dobro jakimi jest dzieciństwo. Życie i tak zweryfikuje nasz światopogląd, więc po co odbierać mu tą przyjemność?

- Bo ta zakorzeniona niewinność i idealizm może prowadzić do śmierci.

- Zależy jak szybko przechodzimy przez okres dojrzewania. Nikt nie jest dzieckiem przez całe życie...ewentualnie inwestuje w kuszę.

- A czy ktoś w tych czasach może pozwolić sobie na dzieciństwo?

- Jak widać są i takie przypadki
- parsknęła.

- Ułuda niczym kurtyna w końcu się rozstąpi.

- Albo okaże się, że w ludziach jednak tlą się resztki dobra oraz człowieczeństwa. Nic nie jest czarno-białe i proste...ale o tym przecież wiesz, Mal.

- Oczywiście. Uważam, że w każdym z nas tli się człowieczeństwo.

Dziewczyna zaśmiała się cicho, spoglądając w kierunku okna.
- Tylko czasem potrzebuje ono iskry...i kanistra benzyny na rozpałkę.





Teksas, aktualnie...




Roger musiał nieco rozprostować kości i rozwiać swoje wątpliwości co do kilku interesujących go faktów. Zanim jednak to zrobił wyszedł z pojazdu, uśmiechnął się i zagadnął Malcolma:
- Trzeba sprawdzić co i za ile warto tu sprzedać. Zajmiesz się tym czy potrzebujesz pomocy? Przydałaby się nam torba lekarska, nieco bandaży, jałowych gaz, środków dezynfekujących, może gumowych rękawiczek. Muszę mieć coś aby w razie co opatrywać ekipę.
Rewolwerowiec widocznie był więcej niż zadowolony, że nie musiał się już dusić w pojeździe z kilkoma niemniej spoconymi osobami. Z wrodzoną dyskrecją kowboj wyglądał w tłumie co lepszych kształtów.
- Sprzedajemy tutaj wszystko czy zostawiamy sobie broń do czasu aż doprowadzimy ją do jako takiego stanu? Tutaj i tak jest niewiele warta, a jak dodać jej kondycję to już całkiem będziemy musieli oddać ją za grosze…

Malcolm przeciągnął się z chrzęstem. Z uśmiechem spojrzał na okolicę. Lubił Teksańczyków, byli ludźmi prostymi ale sprawiedliwymi i ceniącymi elementarne wartości. Gdy Roger zagadnął spojrzał na niego ciągle lekko się uśmiechając.
- Targowiska nie zając Roger. Generalnie z tych rozpylaczy planuje opłacić nasz pobyt, jednak faktycznie nie ma co sprzedawać ich za część wartości. Na razie jednak myślę, że po tylu dniach podróży, strzelanin i spania z ręką na klamce proponuję wejść do którejś knajpy. Zjeść coś i napić się piwa. Wszyscy zasłużyliśmy na odrobinę normalności. Potem może zajmij się bronią, żeby dostać solidną cenę a ja pójdę do naszego znajomka. Zorientuję się jak sprawy mają się w mieście i spróbuję wprosić nas na nocleg. Oraz postawić u niego auto, za blisko tu do tych całych banditos. A gambling i szukanie roboty można zostawić na jutro.

- Prawdę mówiąc to jedynie ty spałeś z ręką na klamce. Ja zwykle jestem spokojniejszy chyba, że trzymam jakąś niewiastę za krągły cycek. - zaśmiał się Roderick. - Na normalność w wolnym czasie zasługują jedynie Ci, którzy na co dzień nie są normalni. Ja zajmę się żarciem i piciem, a później zerknę na te klamki. Z tego co widziałem ta Beretta jest w miarę, a zatem skupię się na rozpylaczach. Znajomka pozdrów i powiedz, że w razie darmowego noclegu obiecuję przyjść sam. - dodał Roger robiąc smutną minę.

- Z tego co mawiają w dziurach w których byłeś to ponoć wtedy jesteś bardzo niespokojny. Tak bardzo, że zdarza ci się od razu wystrzelić.
Ten sam uprzejmy ton głosu, ten sam uśmiech. Kto jak kto ale Roger zdążył się przyzwyczaić, że mimika i tonacja Malcolma rzadko się zmienia.
- Pozdrowię. Również Nancy.
Przeniósł wzrok na drużynową złotą rączkę.
- Mario, jeśli i ty odmówisz piwa to uznam, że świat się skończył.

- Lepiej na widok żywej kobiety niż pocieraczy, które swoimi czasy przemycałeś… - zaśmiał się kowboj. - Nancy koniecznie pozdrów i powiedz, że nadal jestem dużo przystojniejszy od Ciebie. - rewolwerowiec najwyraźniej nieźle się bawił.

- Nie mam pojęcia kim jest Nancy, ale na wszelki wypadek też ją ode mnie pozdrówcie. Najwyraźniej ktoś ważny, skoro dwóch gości z bronią przerzucają się pozdrowieniami dla tej dziewczyny, już w chwilę po tym jak wyładują dupy z samochodu. - Johnny uśmiechnął się do własnych myśli, w których to Roger i Mal skojarzyli się z dwójką dzieciaków, kłócących się o to kto pierwszy całował się z dziewczyną. Choć w przypadku tej dwójki wyglądało to raczej na droczenie przeplatane licznymi aluzjami.
- Potem się znajdziemy. Najpierw przejdę się trochę po okolicy, popatrzę, popytam. Jeśli trafię na Nancy, pozdrowię ją od was.

- Przejdę się z Tobą. - powiedział Roger patrząc na myśliwego. - Też muszę wypatrzyć i zapytać o kilka rzeczy. - kowboj spojrzał po ekipie. - Jak coś widzimy się później w “Narowistym byku”. To całkiem przyjemna knajpa.

June przez dłuższą chwilę przysłuchiwała się wymianie zdań między resztą bandy. Nie wtrącała się, zbyt zajęta rozglądaniem się dookoła z wyraźnym zaciekawieniem i radością. Cywilizacja! W końcu! Ile można było tłuc się po zakurzonych, spalonych słońcem Pustkowiach bez możliwości umycia się, zmiany ubrania i porządnego pomalowania paznokci?
- Wypadałoby przywrócić się do stanu względnej używalności. Wyglądam i śmierdzę jak kloszard, ty zresztą też. Ile to już minęło od ostatniej kąpieli, tydzień? Trzeba ci wyszorować plecy... - mruknęła cicho do Jamesa i zaraz dorzuciła głośniej do Malcolma - Czy do tego piwa da się załatwić balię wody?

James odpowiedział jej uśmiechem, a sam poczuł ulgę. Skoro miała tak dobry humor, to oparzenia nie mogły być tak bolesne. Na szczęście sprawę na stacji benzynowej załatwili szybko i obyło się bez większych utrudnień:
- Z przyjemnością się odświeżę - przytaknął swojej kobiecie - choć zimnym piwem też nie pogardzę. Zastanawiam się tylko czy wypić je przed czy po kąpieli? - zażartował pytając.
- Co do klamek, Mal - zwrócił się do nowojorczyka - mamy tu znajomego rusznikarza. Powinien za nieduże gamble je wyszykować, w takim stanie nie warto ich sprzedawać. Co do zakupów, na tych brudasów poszło parę pięć pięćdziesiąt sześć. Więc jakbyś gdzieś widział, to daj mi znać.

- Oczywiście.
Malcolm przez parę sekund milczał, jednak nim ktoś zdążył wtrącić odezwał się znowu.
- Ale płacimy w swoich. Skoro jedna trzecia naszej ekipy idzie przejść się więc nie ma co wydawać wspólnych gambli.
Znowu zamilkł na sekundę.
- Moja propozycja jest taka, wydajemy wspólne gamble na samochód i zaopatrzenie a skoro część z nas nie ma w planach wpaść do baru każdy płaci za siebie.

- Dobra. - pokiwał głową Roger. - Zawsze można oddać te gnaty rusznikarzowi James, a ja zajmę się tym za darmo. Zajmie mi to więcej czasu niż znachorowi, ale nie wydamy ani gambla. Smary i sprzęcik do tego mam.

MacArthur wzruszył ramionami:
- Jak chcesz, będziesz nad tym biedził się ze dwie noce,a ten gość to zrobi nam do wieczora. Ma u nas - kiwnął głową w kierunku June - dług wdzięczności. Nie zedrze. Może u niego znajdziesz te klamkę, której tak długo szukasz? W każdym razie jak chcecie.

- W sumie dobra myśl z tą klamką. - powiedział Roger. - Przejdę się i zapytam.

Malcolm wyciągnął w między czasie rewolwer, otworzył bębenek i spokojnie wyłuskał wystrzelone łuski, które powędrowały do kieszeni. Na ich miejscu zaraz znalazły się trzy nowe kule. Wyciągnął również z samochodu swój plecak i czekał w milczeniu aż reszta się zdecyduje gdzie iść.

- Dobra -
Johnny założył plecak i wolnym krokiem odszedł od reszty. Obrócił się tylko przez ramię i uniósł rękę w geście pożegnania - to widzimy się w Byku.

Maria, ledwie gdy się zatrzymali, wyskoczyła z wozu, po czym wskoczyła… pod niego, marudząc coś pod nosem, “że chyba stukał?”. Przez kilka minut uważnie oglądała podwozie, jednak musiało jej się zdawać, nie znalazła na szczęście bowiem żadnych niepokojących rzeczy.
- Ktoś mówił coś o piwie? - Wygramoliła się w końcu spod Dodga z wielkim uśmieszkiem.

Malcolm ponownie uśmiechnął się tym razem do hiszpanki. Schował broń do kabury i wykonał zapraszający gest w kierunku baru.
- Chodźmy w takim wypadku - zwrócił się do całej pozostałej trójki.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 29-06-2015 o 07:25.
Zombianna jest offline