- Wracajmy po posiłki, nawet te oprychy obawiały się Grzywy. Sami możemy polec. - powiedział do rycerza cyrulik. - Z drugiej strony Sigmar wie ile mamy czasu jeżeli to on, więc zdaję się na Ciebie w kwestii decyzji. Pytanie tylko czy chcemy ryzykować życie bez pewności. - Mam przy sobie jakieś 30 złotych koron, sądzisz że to wystarczy na przekupienie tego Grzywy? Jeżeli tak to możemy iść już teraz. - odpowiedział rycerz. - Jeżeli trzyma sztamę z porywaczami to może. Jeżeli to on maczał w tym palce to pewnie idzie o coś więcej. Po co kłopotać się jeżeli idzie tylko o pieniądze? Coś tu śmierdzi, a my jesteśmy w czarnej dupie. - odpowiedział po szczerości Karl po czym dodał ciszej - Ja mam jeszcze z dwudziestkę i to wszystko co mam. Jaki mamy gwarant, że to Manfred? Nie mniej możemy spróbować, oby nie była to strata naszego czasu i pieniędzy. - Chyba Hans? - zdziwił się Gottfried. - Myślę że ten bandzior rozpoznałby ludzi Grzywy, gdyby brali udział w porwaniu. Ruszajmy zatem i niech bogowie nam sprzyjają. Rozdzielmy pieniądze na kilka części, gdyby trzeba było potrząsnąć trzosem przed więcej niż jedną osobą. Nie mam nic przeciwko, żebyś w razie potrzeby powiedział że jestem Czarnym Strażnikiem. Na wzgórzu jest kilkunastu braci zakonnych i mam nadzieję że gdyby mnie tu zamordowano to zwaliliby się na winnego niczym płyta nagrobna. Sługa Morra ma zapewne w tym mieście większe poważanie niż inkwizycja czy kapłan Sigmara. Mówienie zostawiam tobie, ja milczę i groźnie wyglądam. - szlachcic poprawił pas z mieczem żałując że zostawił tarczę w gospodzie.
Karl wzruszył tylko ramionami. - Manfred, Manstein. Obydwoje oznaczają kłopoty. Ruszajmy. |