Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2015, 22:11   #16
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Dziękuję Lechowi za współpracę

Gangerzy zostali w końcu wybici co do nogi, stacja podjarana, a Maria miała w końcu dobry humor. Szkoda tylko, że nie udało się zdobyć jakiegoś paliwa, w końcu w baku Dodga została już tylko ćwiartka... musi o tym poinformować resztę, żeby potem nie było, że jej się czasem "zapomniało".


Powinna spytać Rogera, czy czasem nie ma gdzieś schowanych jakiś kiełbasek, mogliby sobie upiec na takim ładnym ogniu. Nie no, żarty na bok, ale propo pieczonych i Rogera...



W nie tak dalekiej przeszłości...

Pustynia, mutanci, bestie, gangerzy i strzelaniny. Do tego żywiołu pasowali tacy rzeźnicy jak Malcolm, Johnny czy James. Każdy z nich potrafił strzelać czy walczyć wręcz, skradać się obok przeciwnika czy chodzić po świeżych trupach swoich wrogów. Mało kto wiedział jednak, że w Black Sands takich właśnie ludzi szło zastąpić najłatwiej. W końcu, który mężczyzna nigdy nie walczył, nie strzelał, nie zastraszał czy nie udowadniał jakie to miał wielkie jaja. Każdy. Inni albo umarli albo jeszcze nie wiedzieli, że lada dzień to się stanie. Zdecydowanie trudniej było znaleźć takich specjalistów jak Maria José Contessa Louisa Francesca Almendarez czyli ciemnowłosą, wytatuowaną, cycatą i pyskatą Hiszpankę, której rzucanie mięsem było trudniej zrozumieć niż oprogramowanie Techmorwy.

Roger Roderick w tej całkiem wesołej dziewczynie widział jednak coś więcej jak wiadro śrubokrętów, kluczy czy zajebistą znajomość aut, motocyklów i koparek. Dostrzegł w niej pociąg do smacznego żarcia, picia i dobrych używek. Maria lubiła imprezować, a po paru głębszych spod jej maski pyskatej gaduły wychodziło naprawdę złote serducho.

Po jednej ze strzelanin drużynowy pojazd został trochę pokiereszowany i musiał się nim zająć nikt inny jak Maria. Rewolwerowiec widząc w jakim stanie jest auto wpadł na pomysł aby pomóc pani mechanik zmieniając się na dwa popołudnia w “tępe mięśnie”, którymi dowolnie mogła sterować hiszpanka. Sama nie mogła wszystkiego zrobić, ale z pomocą kowboja poszło chyba całkiem zgrabnie. Roger wyczuł to po zmniejszającej się z upływem czasu ilości obcych i nacechowanych emocjami zwrotów w ojczystym języku Marii.

Roderick - jak to on - nie mógł zwyczajnie skończyć roboty i pójść na zupę zatem zaprosił Marię do całkiem przyzwoitego lokalu, w którym podawali soczyste mięso, świeże warzywa i owoce, a nawet zimny, ciemny browar wprost z butelki. W sumie - nie licząc kilku akcji - rewolwerowiec nie miał zbyt wielu szans wymienić z Marią poglądów. Zamierzał to nadrobić zaczynając od karty dań, którą w małym, przytulnym barze podał im młody kelner.

- Co moja pani zje? - zapytał Roger patrząc na Marię znad menu. - Ja chyba wszystko, bo nadźwigałem się jak nigdy. Mogliby robić te auta trochę lżejsze. - zaśmiał się przeglądając kartę dań.
- Słodzisz jak zawsze… - Uśmiechnęła się do niego przelotnie, zerkając znad karty dań, po czym mrucząc pod nosem, szukała, i szukała, i szukała…
- Napiłabym się Tequilli - Burknęła bardziej sama do siebie, na drobny moment jakby rozmarzona - Hmm… nie wiem, może jakieś placki, najlepiej z mięsem? Piwko koniecznie! Wow, patrz co tu mają, pomidorki, ogóreczki… jak skończymy wyżerkę to strzelimy bankruta! - Zachichotała nieco głośniej niż wypadało.

- Nie strzelimy, nie strzelimy. - powiedział z uśmiechem Roger. - Nie bez powodu strzelam z niepozornej klamki, a nie z kosiarki czy karabinu. Oszczędzam gamble na ostro. Myślę, że stać nas na placki, browar, a nawet kilka warzywek.

Akurat kiedy kowboj kończył swoją kwestię do stolika przybył kelner, który zebrał zamówienie chwilami uśmiechając się - zapewne na myśl rachunku, którym uraczy niedługo rewolwerowca. Przed Marią kajał się służalczo jakby była królową Anglii. Cóż… Wszędzie musieli jakoś przyciągać klientów.

- To podróżujesz do Teksasu aby odwiedzić siostrę? - zapytał ciekawski kowboj.
- Nom, jej się odmieniło na lepsze, mnie wszystko spierdoliło - Wzruszyła ramionami, dodając odrobinkę ciszej - Me cago en la leche... czasem ma się pecha. A Ty za czym albo za kim dokładniej gonisz? - Rozsiadła się na krześle “po chłopsku”, czekając na odpowiedź Rogera, jak i przybycie posiłku.
- Ja? - zapytał kowboj zdziwiony. - Za przygodą! - dodał z entuzjazmem. - Zawsze podróżowałem sam, ale pewnego razu spotkałem Malcolma, później naraz całą resztę i jakoś wyszło, że nam po drodze. Każdy ma jakiś głębszy cel poza mną w sumie… - podrapał się po głowie rewolwerowiec. - To źle? - zapytał z uśmiechem. - Jak chcesz mogę odprowadzić Cię na farmę siostry. Poza tym ostatnio pomagam Blackowi w poszukiwaniach.
- Dulce niño…
- Pokręciła na słowa Rogera głową - Może masz cel, a o tym nie wiesz? A terminu nie mam, jak zajadę do mi hermana to zajadę, nie spieszę się… - Wyciągnęła wymiętolonego papierosa i zaczęła się nim bawić - A w czym pomagasz Blackowi?
- W poszukiwaniach żony.
- powiedział bez ogródek Roger. - Moim zdaniem to, że jej szuka od dziesięciu lat jest naprawdę niesamowite. Musi ją bardzo kochać. Obiło mi się o uszy, że jesteś z Detroit. Byłaś na tamtejszej arenie Ligi gladiatorów? Ponoć w modzie jest walka dwóch na dwóch i jacyś bracia robią miazgę z większości przeciwników… Dawno nie byłem w tym popierdolonym miejscu. I fajnym. - uśmiechnął się wojownik.
- To mu żona uciekła i 10 lat ją szuka?? - Maria wybałuszyła oczy, i roześmiała się na całego, waląc kilkukrotnie dłonią w stół… skoro do tej pory zwracano na nich uwagę sporadycznie, teraz już byli w centrum uwagi całego przybytku.
- Ojej… ojej… przepraszam… - Otarła nawet łezkę rozbawienia, widząc minę kowboja - A że jacyś bracia gladiatorzy? Coś tam słyszałam, Hurbeny czy jak ich tam zwał…
- W sumie nie wiem czy uciekła czy ktoś ją uciekł…
- Roger puścił do hiszpanki oko. - Wiesz o co chodzi. Piękne i utalentowane kobiety często są porywane. Dlatego tak Ciebie pilnuję. - dodał z lekkim uśmiechem. - Widzę, że wiesz, o których braciach mówię. Jak kiedyś wpadniemy do Det to musimy zawitać na tej ich arenie. Ponoć zajebista zabawa. No i kino samochodowe to coś czego nie znalazłem nigdzie indziej. To prawda, że filmy są stare jak świat, ale jakie mają być jak ostatnie kręcono na długo przed moimi narodzinami?

Wzmianka o tym, że jest piękna, i że kowboj podjął się jej dobrowolnej ochrony, doprowadziła Marię do teatralnego zatrzepotania w jego stronę rzęskami, strzeliła również przy tym ogólnie rozbrajającą minkę…
- Filmy to w dzieciństwie oglądałam, ale za bardzo nie pamiętam.. a kiedyś tam ostatnio to chyba tylko jeden czy dwa, po jakiś pustyniach się z mutkami ganiali, bryki eksplodowały, a gościu się Wściekły Max nazywał czy jakoś tak. Wszyscy piali z zachwytu, a wielu się zaklinało, że typa znają i że to wszystko naprawdę. Dasz wiarę? Hombres Pendejos… o, czyżby w końcu żarełko nadciągało? - Wychyliła się w bok, wpatrując gdzieś za Rogera.

- Mad Max! Znam ten film chociaż tego aktora nie dane mi było spotkać. - uśmiechnął się Roderick w momencie kiedy pojawił się kelner z dwiema mocno naładowanymi tacami. - Pewnie nie przeżył wojny atomowej albo wykitował na to samo co większość Hollywood. - zaśmiał się kowboj wyciągając spod blatu worek z amunicją i wypłacając kelnerowi należność wzbogaconą o napiwek w postaci 1 naboju 9mm. - Ja tam lubię sobie obejrzeć film i wrócić do czasów kiedy człowiek mógł się czuć względnie bezpiecznie. Będąc przy bezpieczeństwie widziałem, że masz S&W 910. Popularna klamka u nas w ekipie. Gdzie uczyłaś się strzelać? W Det?
- Ojciec z wujem nas już z bronią zaznajomili, gdy byłyśmy jeszcze smarkulami, nic wielkiego, ot jak załadować, wycelować, i żeby gnat nie wypadł z rąk przy strzale, to były w sumie pierwsze nauki… salud !
- Przydzwonili lekko butelkami piwa w toaście i Monterka solidnie go pociągnęła, skrzywiła się, po czy jednak uśmiechnęła - Cerveza… znaczy się, piwo, jak piwo? A później to od czasu do czasu nauki były same z siebie, jak przyszła konieczność popykania… czy to żeby co upolować, odstraszyć, bronić się. No w sumie w samym Det to już było serio konieczne bardziej się w tym podszkolić, ale żarełko stygnie, a my paplamy, jemy! - Powiedziała, i sama zabrała się ochoczo za zamówione przysmaki.


***


Spojrzała na kowboja i uśmiechnęła się. Uśmiechnęła tak niezwykle czule...
- Trzeba Ci będzie tą buźkę przemyć z piachu, sorry, że tak wyszło patootie - Zagadnęła go na chwilkę, nim opuścili okolice płonącej stacji benzynowej.

 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline