Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2015, 21:43   #177
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Dalsze losy Wyścigu Wyborczego miały pokazać, że jak się dogada dwóch zawodników i potraktują walkę drużynowo to mogą położyć każdego leszcza. Najpierw powyzywać od kurew, potem przepchnąć, aż w końcu skopać drani. Tym czasem poziom absurdu na ulicy sięgał powoli zenitu i rzeczywistość musiała odpowiedzieć zerwaniem rękawiczki i chlaśnięciem nią w ryj jednego i drugiego wichrzyciela. Podobno w starożytnych czasach istniali magowie (do których tradycji sięgał Rysio Kocięba), którzy potrafili czerpać siłę z tego rozerwania. Zwano ich Maruderami, Szalonymi Magami tudzież Popierdoleńcami. Aktualnie to tylko to ostatnie określenie ostało się, a szpitale psychiatryczne przyjęły większość z nich. Wspomnieć należy o typie, który postanowił zrobić porządek z antypolską chuliganerią każąc im żreć błoto, czy pewną kobietą która starała się przekonać ludzi że powinni ją zlinczować za jej złe prowadzenie się. Tak to już świat wyglądał, że ci którzy walczą o nowe spojrzenie, nowe perspektywy lądują w wariatkowie.

Wracając jednak do wyścigu ku przypomnieniu: na czele jechał Wacek Szmalcownik, na niego wyleciał jakiś meksykański zapaśnik z maczetą, za Wackiem obok siebie jechał Bimbromanta i Luidżi, dalej w peletonie Złomokleta i Żydek, a za nimi Polnisze Folk, któremu po tylnym kole jechał radiowóż.

Tak miała się ta sytuacja. Złomokleta zajął się Volksdojczem i rzucił w niego pustą butelką od wódki. Ta akcja, kurwa, poszła pięknie jak, kurwa, z pyty strzelił. Ciężka szklana butelka trafiła niemiacha prosto w ryja. Nawet nie rozbiła się, a tylko zrzuciła hitlersyna z roweru prosto na maskę radiowozu. Jego rower został przejechany przez radiolkę. Teraz meklerowiec miał darmową przejażdżkę na masce, bo policja w ogóle się tym nie przejęła, a tylko przyspieszyła. Hmm... jazda na masce, niemal na oślep... przyspieszenie... Złomoklecie i Bimbromancie coś to przypomniało. Jakiś czas temu coś podobnego widzieli, ale to było dawno. Pewnie wcześniej tego dnia, bo takie rzeczy to się dzieją kilka razy dziennie w tym iście popierdolonym miejscu. W każdym razie: niebędzie niemiec pluł nam w twarz!

Gdy tak Złomokleta przejmował się jakimiś germańskimi barbarzyńcami to tym czasem jego semicki nieprzyjaciel wysunął się dość ostro przed niego i zrównał się z Bimbromantą i Luidżim.

Dynamizm sytuacji wymagał jednak powrotu do nieznośnej maczety wiszącej nad łbem ryjka jadącego na przedzie (znaczy: Wacka). Wacek to nie byle leszczu, więc zastosował maczeciarza swym oddechem i przejechał jedynie przystrzygając sobie baczki maczetą tamtego. Wacek był kurewsko dobry i kurewsko trudno było go pokonać.

Zamarźnięty między Strefą Mroku, a Strefą Picia maczeciarz ocknął się akurat w ten czas, gdy Żydek, Luidżi i Bimbromanta zbliżyli się. Zablokował wszystkim drogę! Dzięki temu Złomokleta zbliżył się do nich, a Bimbromanta dobył siekiery i użył ognia.

Pół ulicy zapłonęło, gdy z ust Bimbromanty wyrwało się pojedyncze beknięcie. Moc ta była tak potężna, że aż zadziwiła samego Ryszarda, ale... ale dość szybko uprzytomnił sobie, że przecież pił kociołek. Wszystko jasne. Taka siara plus ogień to istny armagiedon.

Lub - jak w przypadku Żydka - holokaust. Niestety niektórzy tutaj byli łatwopalni, więc Żydek przestał istnieć. Zanim jednak do tego doszło zdołał namówić jednego niemieckiego chłopczyka, syna równie niemieckiego oficera, do przebrania się w pasiastą piżamę i usunięcie się z kart historii razem z nim. Taki już był szczwany i przebiegły niczym lis ten Żydek. Tak na serio to po prostu wypierdolił się na rowerze, przewrócił jakiegoś aryjskiego chłopca i przypieprzył głową w trotuar z taką siłą, że to jeszcze przez miesiąc wydawało mu się, że jest w Judassic Parku.

Typosz z maczetą to poleciał w kosmos. Albo po prostu zdjął maskę i marynarkę i w tym całym zamieszaniu poszedł sobie na pobliski parking, żeby odjechać kradzionym wozem, ale tam spotkał typa, którego wcześniej próbował zamordować i po krótkiej rozmowie dostał od tego typa kulkę w plecy. No cóż. Tak to już jest, gdy nie ma się Asa w Rękawie.

Luidżi na moment spojrzał do swojego kokpitu. Znajdowała się tam nielegalna kopia dvd z filmem As w Rękawie. Był bezpieczny. Na razie. Wyścig jednak nadal trwał, a za trzema zawodnikami jechała sroga kawaleria.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=9e9yKRm9R44[/media]

Meta zbliżała się nieubłaganie podobnie jak radiowóz, na którym wciąż jechał Polnisze Folk już ostro posrany ze strachu. Krzyczał tylko IS DIZ DE POLIZ?! FAK JU! O dziwo nikt nie zatrzymał się przy leżącym Żydku, ani nawet dziecku, na które wpadł. Podobnie nikt nie zatrzymał Czarnego Rumuna, który przecież miał drewniane nogi. To miasto schodziło na psy.

W końcu Bimbromanta i Złomokleta postanowili razem pozbyć się Luidżiego. Rzeczywiście nie mógł patrzeć w dwóch kierunkach równocześnie, to nie był cholerny Naruciak (kimkolwiek ten chuj był). To pozwoliło trafić go beretem, gdy stopował Złomokletę. Beret pewnie by go przewrócił, gdyby nie to, że miał bolid z dodatkowymi kółkami. W każdym razie Luidżiego znacznie zwolniło i przez to popadł w tarapaty - jechał dosłownie kilka centymetrów przed rozpędzoną cysterną!

[media]http://www.youtube.com/watch?v=o47mJDUluLw[/media]

Tak Bimbromanta i Złomokleta skupili się na Luidżim, ze zupełnie zapomnieli o Wacławie Hodoroszewskim zwanym również Wackiem Szmalcownikiem! Wacek w czasie armagiedonu stracił kawałek tylnej opony. Jakkolwiek spod niej zaczęły wystawać nanitowe stwory rekonstruujące sztucznie tkankę gumy to jednak uznał, ze to zbyt pachnie przekrętem i potrzebował nowego roweru. Skoczył do tyłu na osobę, która nie dysponowała potężnymi mocami armagiedonowymi (znaczy: Złomokletę, bo Luidżi był zbyt na tyłach). Andrzej Nowak użył bomby prezerwatywowej na twarzy Wacka, ale ten był zbyt silnym Żulem o zbyt dużym autorytecie. Nawet na oślep zdołał wypieprzyć Złomokletę z jego środka transportu i zasiąść za sterami.

Zanim Złomokleta został przejechany przez cysternę ta w jednym momencie skręciła kołami i uderzyła w budynek, a jej naczepa zupełnie zablokowała ulice po całej jej szerokości. Po jej drugiej stronie było słychać pisk opon radiowozu - dopiero teraz włączyła syrenę, ale nic to nie dało. Kierowca cysterny wybiegł po przeciwnej stronie pojazdu niż była policja i krzyknął do wszystkich, żeby się zatrzymali. Bimbromanta, Wacek i Luidżi stanęli jak w ryci, a Złomokleta podniósł się jak... no po prostu podniósł się z trotuaru, bo w sumie niewiele mu się stało (no dobra, stało się, ale odczuje jak wytrzeźwieje, nic poważnego).

Okazało się, że cysterną jechał nie kto inny jak Pan Grzesiu. Podbiegł do wszystkich z rowerami z alkometrem i kazał dmuchać. Andrzejowi zabrakło kilku nanosekund, żeby być klasyfikowanym.

Oczekując na wyniki można pogadać z Panem Grzesiem. Może da się coś zrobić z tym jawnym wydymaniem szans Złomoklety? Jakieś argumenta? Luidżi ma to zasadniczo w dupie, a za to ta menda Wacek będzie ostro protestował przed klasyfikowaniem Andrzeja, a jak już to powie, że kilka promili z wyniku Złomoklety powinno być dodane do jego wyniku.
 
Anonim jest offline