Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2015, 16:27   #153
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Theodor spojrzał na grubaska. Wyglądał śmiesznie. Groteskowo. Już nie wzbudzał strachu. Nic.

Wszystko skończyło się tam, w rzeźni, gdzie zmuszony był własnymi rękami zadać śmierć bratu.

Bratu? Może nie bratu? Może obcej osobie? Może wytworowi jego imaginacji? To nie miało znaczenia! Absolutnie. Nieodwracalnie. Zabił kogoś, kogo kochał. Z kim wiązały go wspólne wspomnienia. Może i były kłamstwem, ale to było jego kłamstwo.

Po tym, jak wbił hak w ciało brata wszystko umarło. Przekroczył granicę szaleństwa. Granicę tego, co potrafił znieść jego rozrywany na strzępy kolejnymi koszmarami umysł.

Dlatego spojrzał na kapelusznika i zamiast odczuwać strach przed diabłem we własnej skórze zaśmiał się cicho, szaleńczo, patrząc bez lęku w oczy stwora.

- James Spade, monsieour Diavolo. Zabije pan dla mnie Jamesa Spade. A ja w zamian odbiorę dla pana trzy życia.

Nagle jakaś inna myśl wpadła mu do głowy, a pod jej wpływem Theo zatoczył się jak pijany.

- Albo nie, panie Diabeł – zarechotał obłąkańczo. – Zmieniłem zdanie!

Pisarz rechotał z trudem wyduszając z siebie słowa. Zataczał się nie zważając na reakcje przyzwanego kapelusznika.

- Niech Bóg osądzi tych, którzy winni od tych, co pozostają bez winy.

Wyjął kartę tarota przedstawiająca księżyc.

A potem przyłożył do niej płomień zapalniczki patrząc w oczy pana Diavalo.

- Mam nadzieję, że każdy z was spłonie, sukinsyny – wycedził z nienawiścią.
Teraz już nie bał się niczego. Niczego i nikogo.

Szaleństwo to jednak była ucieczka przed wszystkim. Także przed samym sobą i przed targającymi jego duszą lękami.

Śmiejąc się obłąkańczo czekał, aż płomień ogarnie kartę, a gdy ta będzie już płonęła jasnym, żywym ogniem, miał zamiar cisnąć ją pod nogi i skacząc po niej, wgnieść popiół w tą przeklętą ziemię.

Tak. Kiedy przekroczy się granice szaleństwa, kiedy otworzy się pewne drzwi, nie ma już odwrotu.

Trzymając kartę w jednej ręce, drugą uniósł strzelbę, wycelował w Diavolo i nacisnął spust śmiejąc się obłąkańczo.

- Wszyscy musicie zdechnąć! – Krzyczał w szaleńczym widzie. - Co do jednej, pierdolone bestie!
 
Armiel jest offline