Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2015, 21:23   #19
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Im dłużej chłopak przemierzał dżunglę, tym większy czuł... niepokój? Nie, to nie jest dobre słowo. Strach. Ten zimny ucisk w żołądku. Alan nie mógł pomylić strachu z niczym innym. W końcu towarzyszył mu całe życie.
Początkowo chciał się przejść po okolicy by pobyć sam. Ogarnąć mętlik, jaki miał w myślach, odpocząć od innych osób, ich wzroku, słów i opinii. Uciekał tak w głuszę od małego, od śmiechów, szykan, krzyków ojczyma. Las był jego jedynym przyjacielem. Kiedy polował, ścinał drzewa, szukał ziół był przydatny, a kiedy był przydatny przynajmniej na chwilę miał spokój. Ale ten las był obcy, wrogi. Ogromne drzewa zdawały się być wieczne i niewzruszone. Półork widział wiele wspaniałych, barwnych roślin, od których zwierzyna trzymała się z dala, a ona najlepiej wiedziała co jest niebezpieczne. Ostre, nierówne skały im wyżej szedł, tym bardziej groziły skręceniem kostki. Ślady fauny, które wypatrywał nic mu nie mówiły. Zwierzęta, które udało mu się zaobserwować były dziwne i straszne.


Nawet kiedy natknął się na jeziorko z rybami, dało mu to jedynie do zrozumienia, że nie ma czym ich złowić. Poczuł się bardzo, bardzo samotny i przestraszony. Jak wtedy, gdy umarła mama.

Dotarł na polanę dopiero gdy upewnił się, że w pobliżu nie grasują drapieżniki. Ale nawet to go nie uspokajało. W tym miejscu wszystko wydawało się gotowe do ataku, a w trakcie krótkiej na dobrą sprawę wędrówki nieraz ledwo unikał niebezpieczeństwa. Nie mógł przewidzieć, czy nie nadejdzie tu wielka bestia zwabiona nieznanym sobie zapachem Bitaana czy Maarin. I co wtedy zrobi?
Przez to wszystko chłopak był wyjątkowo osowiały i choć miał świadomość, że ma sporo informacji do przekazania kompanom, robił to bez żadnego entuzjazmu. Wieści o źródle z zimną wodą, jeziorku z rybami, drzewami owoców były dobre, ale wypowiadane tonem zarezerwowanym na pogrzeby. Ostrzeżenia przed wielkimi wężami, parzącymi roślinami, czy śladami małych stóp przedstawione były sucho, zdawkowo i z nieodzownym seplenieniem. Do wielkich planów Harpagona nie przyłożył ręki. Po części dlatego, że uważał płoszenie zwierzyny, robienie hałasu i marnowanie sił w tym przeklętym upale za głupotę, ale w większej części po prostu dlatego, że miał ochotę położyć się na trawie i zwinąć w kłębek. Zdjął z siebie zbroję i podłożył sobie pod głowę. W tym skwarze i tak nie szło długo wytrzymać w skórach, nawet jeżeli chroniły przed naprzykrzającymi się owadami. Szybko wpadł w drzemkę, bardziej zmęczony niż mu się wydawało.

Wybudził go dopiero Harp, gdy przyszła kolej na wartę. Alan nie protestował, po prostu robił to czego od niego oczekiwano. Wciąż miał chaos w myślach, a wydający rozkazy wojownik przynajmniej pozwalał coś zrobić bez zaprzątania sobie głowy szczegółami. No i zdawał się mało rozmowny, co było półorkowi na rękę. Gdyby wartował z krukiem to zapewne musiałby mówić.

Dopiero pojawienie się małych, czarnych ludzi wyrwało półorka z otępienia. Zadziałały instynkty. Ręka złapała łuk, a oczy wypatrywały innych istot czających się w gęstwinie. Dla Alana ludzie zawsze w pierwszej kolejności oznaczali zagrożenie. Poza ochroniarzami Szalonego niewielu było obcych, którzy nie byli mu wrodzy. Co do tej dziwnej zbieraniny, z którą wylądował w Chuult, nie był zaś przekonany. Wydawali się mili, ale nie mógł pominąć tego, że to z ich winy znalazł się tak daleko od znanych sobie kniei. A przynajmniej on tak to widział.
 
Zapatashura jest offline