Krzyknęła zaskoczona pojawieniem się czegoś z ciemności za plecami. Bardzo chciała się mylić w tej kwestii, a spoglądanie za siebie miało być jedynie ku uspokojeniu własnej psychiki; do wmówienia sobie, że nad czymkolwiek mogła zapanować.
Krzyknęła drugi raz i schowała się przed pełzającymi łańcuchami za Pontim. Następnie zaczęła go szarpać, by ten biegł z nią. Nie chciała ponownie oddzielać się od wszystkich tak, jak po zastrzeleniu Angeli. Nie mogła pobiec na ślepo. Potrzebowała chłopaka, potrzebowała nawet Ortis. Droga nie była za bardzo istotna, i tak nikt nie znał terenu. Ważnym było przemieszczanie się w kierunku przeciwnym do łańcuchów. Jaką ironią było, że bała się akurat łańcuchów Williamsa. Wcale nie wykluczone, że były to te same, które go dopadły.
W tyle głowy naszły ją dziwne przemyślenia. Wydawało się, że zaczęła zazdrościć sytuacji Ortis, jej samodzielności i braku uzależnienia od innych. Vill była przekonana, że dziewczyna samotnie z pewnością by sobie poradziła. To dobijało ją jeszcze mocniej, bo pokazywało jak bardzo rolę się odwróciły i to na jakim dnie znajduje się Tera. |