Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-06-2015, 19:20   #191
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
- Willians. Dobrze, że załatwiłeś uzbrojenie. - powiedział Ponti dodając - Oj nie pierdol, ty wolałeś pomagać Ortis niż mnie, gdy mnie Darth Harvest próbował odjebać. Zgodnie z twoim życzeniem Ortis nadal żyje. Jakbyśmy pomogli to wszyscy byśmy zginęli, więc nie mazgaj się tylko zniszcz demona w sobie. Idziemy rozpierdolić ten bezbożny przybytek, jak możesz to idź do tego pierwszego domku i potnij skurwysynów. - Erik wypróbował swoje prawnicze umiejętności perswazji. Miał nadzieję, że to wystarczy. Wydedukował, że skoro Willians mówił coś o braku pomocy dla niego no to wciąż był to ten sam Willians, który zatrzymał się w lesie, żeby pomagać Ortis. Erik pewnie by wtedy ją zostawił, a teraz byłby całkiem sam. Tak na szczęście się nie stało.

Gdyby perswazja się nie udała, a Willians przystąpiłby do ataku to pewnie trzeba będzie użyć istoty wyglądającej jak Vill, żeby osłonić się, a następnie uciekać za Ortis. No chyba, żeby dało się uniknąć uścisku Vill-czegoś i uciekać za Ortis bez rzucania dziewczynopodobnych istot na zrobienie mielonego. Miał nadzieję, że Willians zluzuje gacie i zaatakuje tych sukinsynów w pierwszym budynku, gdy on z drużyną zajmą się villą bezbożnika i satanisty.

Reasumując: ostatecznie Erik przystąpi do walki. W stylu francuskim - odwrót za Ortis.
 
Anonim jest offline  
Stary 29-06-2015, 21:05   #192
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
WARD, JORDAN

Zaplecze śmierdziało zgnilizną i czymś, co kojarzyło się z przyprawą korzenną, lub spleśniałym piernikiem. Wnętrze było czarne, gęste, przerażające, ale przyświecając sobie telefonami ruszyli przed siebie w poszukiwaniu jakiegoś światła lub czegoś, co pomogłoby im przetrwać.

W półmroku ujrzeli stare lady chłodnicze, z szybami porośniętymi brudem. Zarysy starych lodówek o archaicznych kształtach. I półki, na których stały zapajęczone butelki, puszki i worki.

Coś poruszyło się na jednym z nich i zobaczyli przemykający jakiś niewyraźny, szybki kształt.

Szczur. To musiał być szczur. W takich opuszczonych miejscach gryzonie musiały mieć prawdziwy raj.

Z obrzydzeniem zaczęli rozglądać się wokół zastanawiając się co dalej zrobić gdy nagle usłyszeli trzask pękającego szkła dochodzący gdzieś, zza ledwie widocznych drzwi majaczących na przeciwległej ścianie zaplecza. Jakby ktoś po drugiej stronie uderzył w coś łatwo tłukącego się.

Na zewnątrz dym-mgła zdawał się napierać coraz bardziej na szyby opuszczonego baru. Nie byli pewni, ale wydawało im się, że opar przesącza się z wolna do środka.


PETROVSKI

Dubeltówka była piękna. Ładnie naoliwiona, ciężka, misternie zdobiona. Funkcjonalna. Miała tylko jeden mały mankament. Nie była naładowana.

Chociaż Petrovski nie poddawał się tak łatwo i liczył na to, że znajdzie amunicję podczas przeszukiwania szafek i przeglądania pomieszczenia.
Książki okazały się być pozycjami stricte medycznymi – z dziedziny chirurgii, psychiatrii i psychologii, na ile potrafił to ocenić chłopak. Poza tym znalazł też tytuły, które bardziej kojarzyły się z tandetnymi horrorami lub biblioteczką satanisty – jakieś dzieła z pogranicza ezoterykii, demonologii i innych trudnych do wymówienia dziedzin okultystycznych. Pełne pentagramów, dziwacznych symboli i rycin rogatych potworności. Aż ciarki przechodziły od samego oglądania.

Katalogi zawierały chyba dokumentację medyczną jakiś pacjentów – były pozamykane w teczkach, miały nawet zdjęcia. Niektóre twarze same z siebie wyglądały na nieźle obłąkane.

I nagle, pośród teczek na P, Viktor zobaczył swoje nazwisko!
Zajrzał z ciekawości i o mało nie zaśmiał się szaleńczo widząc dołączone do dokumentacji zdjęcie.

Nie miał jednak czasu, by zastanowić się nad sensem tego odkrycia, bo niespodziewanie usłyszał, że ktoś po drugiej stronie drzwi naciska klamkę. Za chwilę miał wejść do środka.

COLLINS, FOX

Światło telefonu pozwoliło im zobaczyć, że znajdują się w eleganckim, chociaż krótkim korytarzu, który wyglądał jak korytarz w pensjonacie. Wzorzysta tapeta, miękki dywan w obowiązkowym kolorze czerwieni, ozdobne kinkiety włączane zabytkowym przełącznikiem – słowem, retro wyjęte żywcem z epoki gangsterów i prohibicji.

Gdyby nie jeden przerażający szczegół.

Twarze po drugiej strony, jakby próbujące się przedrzeć przez tapetę, napinającą się niczym wzorzysta membrana.

Sporo twarzy. Co najmniej kilkanaście.

Nie słyszeli krzyków, ani jęków, ale łatwo mogli wyobrazić sobie, że te pokrzywione oblicza wydzierają się przeraźliwie w agonalnej męce.
Korytarz nie był długi. Zaledwie cztery, może pięć kroków i kończył się drzwiami.


VILL, PONTI, ORTIS

Przemowa Pontiego najwyraźniej nie poskutkowała, ale i Willians nie wkroczył na teren przed kościołem. Może obawiał się ognia? A może coś trzymało go poza obrębem cmentarnych murów? Nie mieli pojęcia.

Ortis ruszyła przez cmentarz, pochylona, starając się zniknąć z oczu poczwary, jaką stał się dawny kolega, ukryć przed tą potwornością.

Za nią podążyli Vill i Ponti, ten drugi bardziej popychany przez Terę, niemniej jednak podążał we właściwym kierunku i to się liczyło.

Pomiędzy starymi grobowcami i zwykłymi nagrobkami panowała ponura cisza. Przemykali ostrożnie pomiędzy grobami oświetleni przez płomienie buchające z okien kościoła. Ogień rzucał na cmentarz niespokojne cienie, grał nimi, zwodził zmysły, oszukiwał wzrok.

Ale to nie wzrok ostrzegł ich przed nowym zagrożeniem, lecz słuch.
Najpierw usłyszeli klekot metalu, ogniw uderzających o ogniwa, ocierających się o kamień i marmur. A potem dopiero to ujrzeli.

Pomiędzy nagrobkami w ich stronę, niczym horda węży, przemieszczały się łańcuchy. Zwijając i pełzają, jak gady pokonywały dzielący ich dystans przerażająco szybko.

Polowały! A to oni byli zwierzyną.

Do wysokiego na około dwa metry muru okalającego teren cmentarza mieli jeszcze kilkanaście metrów. Szybkość klekoczących łańcuchów pozwalała powątpiewać w to, czy mniej sprawnym osobom uda się dobiec do muru i wspiąć na niego, nim zostaną pochwycone przez te piekielne ogniwa!

Alternatywą przed ucieczką do muru, była ucieczka dalej przez cmentarz, obiegnięcie kościoła i poszukanie innego wyjścia z cmentarza po drugiej stronie – jakiejś furtki dla ogrodnika Lu czegoś podobnego o ile, rzecz jasna, coś takiego w ogóle istniało.
 
Armiel jest offline  
Stary 01-07-2015, 09:08   #193
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Ward patrząc na dziwne opary wdzierające się do środka , poczuł się jak bohater filmu Johna Carpentera “Mgła”. Za nic na świecie nie zamierzał w nią wchodzić. Życie mu było miłe, a jeszcze milsza była wizja zabrania w jakieś przytulne miejsce Suki. Doskonały powód by przetrwać.

Nie czekając na to co wyłoni się z mgły Thomas ruszył w kierunku zaplecza. Z kieszeni wyciągnął rewolwer, w którym pozostały jeszcze dwie kule. Gdy znalazł się przed drzwiami rzucił do swojej towarzyszki:

-Jak otworzę drzwi oświetl je latarką

Gdy tylko ta kiwnęła głową że rozumie zaczął powoli otwierać drzwiczki. Modlił się w duchu że nie będzie musiał władować komuś kolejnej kuli w łeb. Nie był przecież żadnym cholernym Chuckiem Norrisem. Gdyby tak było wparował by do pomieszczenia używając kopniaka z półobrotu, którym wyważył by drzwi.

Gdy otwierał je serce waliło mu jak oszalałe. Dłoń delikatnie się pociła. Wstrzymał na chwilę oddech. Ciało napięło się. Moment prawdy nadszedł. To była jedyna droga. Jedyna droga prowadząca do.. ucieczki albo zagłady.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 01-07-2015 o 21:23.
valtharys jest offline  
Stary 02-07-2015, 10:46   #194
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Poszła za Thomasem w stronę zaplecza dlatego, że nie chciała zostać sama.
Bycie zupełnie osamotnionym w tym miasteczku rodem z horroru było chyba najgorszą rzeczą jaką mogła sobie teraz wyobrazić.
Szła ramię w ramię z chłopakiem przyświecając słabą latarką telefonu.
Myślała o szkolnych znajomych. O tym czy są teraz sami, przerażani czy jeszcze żyją... Jej ciało przeszył silny dreszcz.
Gdy Thomas otwierał drzwi zaplecza przeszło jej przez myśl, że za kilka sekund może nastąpić koniec. To okropne przeczucie ścisnęło jej żołądek, serce waliło jak oszalałe.

Mieli pistolet z dwiema kulami, scyzoryk Suki i silną wolę przeżycia.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 02-07-2015, 13:04   #195
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Tapeta w 3D z opcją ruchu zdecydowanie nie przypadła Jimowi do gustu. Przełknął głośno ślinę i ścisnął mocniej dłoń Fox.
- Mów co chcesz Lori, ale według mnie, to mamy we krwi jakieś świństwo. Tam na zewnątrz pamiętam, jak przechodziliśmy most i Brooks miał zwidy, a ja i Petrovski niczego nie widzieliśmy. Z tym, że tylko Jack był wcześniej ranny.
Przyjrzał się jeszcze raz tapecie.
- Butcher na pewno był prawdziwy, ale ci goście tutaj raczej nie. Nie wiem … może jak coś tylko widzimy, a nie słyszymy, to nie istnieje to na pewno. Trudno zaryzykuję.
Powiedział i pstryknął przełącznikiem, by zapalić światło.
- Chodźmy środkiem. Na wszelki wypadek.
Powiedział ciągnąć dziewczynę za sobą w stronę drzwi.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 02-07-2015 o 13:06.
Tom Atos jest offline  
Stary 02-07-2015, 16:35   #196
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
"Co do chuja?" było jedyną myślą Victora, ale taką, która szybko i często się w jego umyśle powtarzała, gdy coraz dokładniej przyglądał się zawartości gabinetu. Jego własne zdjęcie i to takie, które wyglądało na bardzo niedawne. Nic tutaj nie było w porządku, naprawdę nic.
No i nagle niespodziewani goście. Bez większego namysłu rzucił się barkiem na drzwi by odepchnąć wchodzącego i szybko je przymknąć impetem. Po tym miałby chwilkę, żeby podsunąć coś pod drzwi, wywalić pod nie szafkę, czy przesunąć biurko. Cokolwiek by je zablokować. To dałoby mu chwilę na poszukanie amunicji do dubeltówki.
No bo jeśli ktoś trzymał taką broń, musiał mieć też do niej amunicję do kurwy nędzy, co nie?
Bardzo chciał by ta mrzonka była prawdą.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 03-07-2015, 04:30   #197
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Krzyknęła zaskoczona pojawieniem się czegoś z ciemności za plecami. Bardzo chciała się mylić w tej kwestii, a spoglądanie za siebie miało być jedynie ku uspokojeniu własnej psychiki; do wmówienia sobie, że nad czymkolwiek mogła zapanować.

Krzyknęła drugi raz i schowała się przed pełzającymi łańcuchami za Pontim. Następnie zaczęła go szarpać, by ten biegł z nią. Nie chciała ponownie oddzielać się od wszystkich tak, jak po zastrzeleniu Angeli. Nie mogła pobiec na ślepo. Potrzebowała chłopaka, potrzebowała nawet Ortis. Droga nie była za bardzo istotna, i tak nikt nie znał terenu. Ważnym było przemieszczanie się w kierunku przeciwnym do łańcuchów. Jaką ironią było, że bała się akurat łańcuchów Williamsa. Wcale nie wykluczone, że były to te same, które go dopadły.

W tyle głowy naszły ją dziwne przemyślenia. Wydawało się, że zaczęła zazdrościć sytuacji Ortis, jej samodzielności i braku uzależnienia od innych. Vill była przekonana, że dziewczyna samotnie z pewnością by sobie poradziła. To dobijało ją jeszcze mocniej, bo pokazywało jak bardzo rolę się odwróciły i to na jakim dnie znajduje się Tera.
 
Proxy jest offline  
Stary 03-07-2015, 10:58   #198
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Już sama nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Czyżby Jim miał rację i oboje mieli odjazd? Przecież ruchome ściany rodem z horroru nie istniały.
Czyżby??
Ale nawet szpital, albo to co uważała za szpital nie był tym czym myślała, że był...
Echhhh... westchnęła głęboko.

- Dobra Jim, prowadź w takim razie. Ja już nie wiem co jest rzeczywistością, a co tylko jakimiś cholernym zwidami - skomentowała to co powiedział jej kolega.

Dała się prowadzić za rękę. Jak małe dziecko. Ona, przebojowa cheerleaderka, dyktująca to co było cool i nie cool.
Już nic nigdy nie będzie takie samo...
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 03-07-2015, 12:11   #199
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Przeskoczenie dwumetrowego płotu, biegnąc na ślepo i w dzikiej panice... Ortis szczerze to powątpiewała, przynajmniej jeśli chodziło o jej własne zdolności akrobatyczne. Nie potrafiła skakać, przecież nie była czarna! Z racji miejsca urodzenia i wychowania nie musiała też spierdalać przed lwami, ani gonić antylop czy innych zebr, by zapewnić swojej rodzinie i wioskowemu szamanowi od voodoo suty posiłku, łaskawość bóstw deszczu czy innych bzdur w jakie wmawiano podrzędnym, szeregowym czarnuchom od brudnej roboty.

Lillian była białym, nienawykłym do sportów ekstremalnych i nie posiadającym kondycji człowiekiem. Postawionym co prawda pod ścianą, z plutonem mistyczno-egzekucyjnym przed twarzą. Nic jednak nie niwelowało astmy i zwykłej, ludzkiej rozlazłości oraz lenistwa. Może gdyby zamiast uciekać ze szkoły chodziła na basen, albo do innego ośrodka sportowego, wybrałaby próbę przeskoczenia ogrodzenia.

Była kim była, dlatego gdy tylko wężowe łańcuchy pojawiły się na horyzoncie, wykonała taktyczny odwrót, pędząc ile sił w chuderlawych nogach na tył kościoła.

Dobrze chociaż, że Willians razem z metalową wysypką nabawił się również alergii na poświęcone bzdety typu gleba cmentarna...przynajmniej taką dziewczyna miała nadzieję, ale wiadomo.
W życiu nic nigdy nie układa się tak, jak byśmy tego chcieli...bo to nie jebany koncert życzeń.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 03-07-2015, 13:59   #200
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
JORDAN, WARD

Drzwi otworzyły się cicho i zobaczyli za nim …

… o nie …

… o Matko Boska ….

… to był …

Korytarz. Zwykły, niezbyt szeroki i niezbyt długi korytarz. Kończył się drzwiami, które ruszały się jeszcze gwałtownie, jakby ktoś z nich przed chwilą skorzystał.

Dźwięk szkła musiał wziąć się stąd, iż koło drzwi leżały potłuczone butelki i kilka strąconych skrzynek, nieco utrudniających przejście korytarzem.

Wyglądało to tak, jakby ktoś w popłochu zwiewał z baru – czyżby przed nimi? – i przypadkowo strącił te cholerne skrzynki.

Nagle za ich plecami dało się słyszeć dziwny dźwięk – jakiś skrzekliwy syk, jakby ktoś wypuszczał powietrze ze sparciałej dętki. A potem usłyszeli kolejny dźwięk, nieodmiennie kojarzący się z pełzaniem, jakby coś oślizgłego właśnie dostało się do baru i pełzało w ich ślady.

Nie mieli wyjścia. Musieli albo się ukryć gdzieś na zapleczu, albo zwiewać na zewnątrz w paskudny, kłębiący się opar.

Obie opcje wydawały się tak samo beznadziejnie ryzykowne.


FOX, COLLINS

Szybko przeszli przez przerażający korytarz, ale twarze – poza wykrzywianiem się zza dziwacznej błony – nie robiły nic więcej. Otworzyli ciężkie, ozdobne drzwi i znaleźli się w czymś, co przypominało ozdobne foyer

Wyszli z jego lewej części, jeśliby stanęło się twarzą w stronę schodów, pomiędzy dwoma filarami podpierającymi sufit.

Kątem oka ujrzeli jakieś poruszenie na schodach, które widzieli tylko przez poręcze. Ktoś tam był.

Ktoś wspinał się na górę, wchodząc na czworakach, niczym pijany student po zaliczonej sesji. Słyszeli dziwaczne dźwięki, jakie wydawał ten ktoś – gulgotliwe, świszczące, chrapliwe – trudne do opisania.

Z góry do ich uszu dobiegł przeraźliwy ryk. Potężny, mocny, męski. Zawtórował mu inny krzyk – bardziej piskliwy, pełen bólu i przerażenia. Przeszył ich uszy ostrą mieszanką doznań akustycznych.

Cokolwiek działo się na górze, nad ich głowami, rozsądek podpowiadał im, że powinni trzymać się od tego z daleka.

I nagle krzyk urwał się, a przez balustradę schodów spadł na dół połamany, pokrwawiony kształt. Z ust Fox wyrwał się zduszony pisk, ale Collins zareagował błyskawicznie i trochę wbrew sobie zatykając dłonią twarz dziewczyny.

Za późno.

Kształt na schodach zatrzymał się i zaczął… węszyć.

Ale Loretta nie zwracała na to uwagi, całą percepcję skupiając na zrzuconym człowieku. Znała go. Ostatnim razem jak go widziała ten mężczyzna, strzelał do nich z pistoletu, jak do kaczek.

Mężczyzna żył jeszcze, mimo potwornych ran i kości wystającej z nogi przez rozdartą, okrwawioną nogawkę. Patrzył na nich z szaleństwem w oczach, a jego usta otwierały się i zamykały spazmatycznie, jak u wyrzuconej na brzeg ryby. Zabójca Storza zakrztusił się hałaśliwie i z ust bryznęła mu fontanna krwi.

I wtedy ją ujrzeli. To była Angela Laster. Czy raczej coś, w co się przemieniła. Poruszała się na rękach, jak przy ćwiczeniu zwanym „mostkiem” , a jej twarz …. Jej twarz trudno było już nazwać twarzą człowieka.

Maszkara pędziła po schodach, kierując się w ich stronę.

PETROVSKY

Zdążył. Przewalił regał, odcinając możliwość wtargnięcia do gabinetu temu, który znajdował się po drugiej stronie. Nie powstrzymało to jednak napastnika, kimkolwiek był, od dzikiego walenia w grube drewno. Z siłą, która przerażała Petrovkyego.

W narastającej panice chłopak zaczął przeszukiwać biuro. Wywalił szufladę, gorączkowo przejrzał półki z książkami.

Deska pękła! Gruba deska pękła, jakby ktoś użył siekiery!

Miał przesrane!

I wtedy znalazł paczkę z nabojami! Stała ukryta za książkami na jednej z gablot. Byłą do połowy pełna. Dwanaście pięknych, grubych, czerwonych pocisków wyglądających na potwornie skuteczne.

W drzwiach ktoś lub coś wyrąbało sobie dziurę, z furią poszerzając przejście. Ten ktoś chyba używał siekiery.

JORDAN, VILL, PONTI

Rzucili się do ucieczki. Nie w stronę muru - którego sforsowanie mogło okazać się problematyczne w takiej sytuacji, gdy ścigały ich piekielne łańcuchy. – lecz w stronę tyłów kościoła, licząc na znalezienie alternatywnej drogi z terenu przykościelnego.

Na szczęście płonący kościół dawał wystarczająco wiele światłą, by nie wpadali na nagrobki i nie pogubili się pomiędzy grobowcami.

Łańcuchy przyśpieszyły! Oni też! Zdawały się nie mieć końca.

Klekoczące ogniwa nabrały prędkości. Oni nie byli już w stanie biec szybciej.
I wtedy ujrzeli przejście w murze. Zwykłą dziurę, która dla nich jawiła się, niczym ścieżka do zbawienia.

Byli już tuż, tuż kiedy jeden z łańcuchów wystrzelił, jak bicz, i oplótł się wokół kostki Pontiego momentalnie wywracając go na ziemię i ciągnąc w stronę reszty morderczych ogniw.

Ponti szarpnął się i .. wyrwa z objęć pozostawiając w splotach buta.
Nie czekał. Nie próbował odzyskiwać obuwia. Puścił się pędem za dziewczynami, które już przeskakiwały przez dziurę. Skoczył za nimi.
Okazało się, że po drugiej stronie teren trochę opada i zsunęli się nim na drogę – zwykłą, asfaltową drogę. Ponti zaklął. Stopa bolała go paskudnie, bo okazało się, że cholerne łańcuchy były ostre i poszarpały nie tylko buta, ale i skórę na jego kostce do krwi.

Znaleźli się na ulicy miasteczka. W pobliżu kościoła, którego łuna dawała odrobinę światła. Żyli, ale było blisko. Ponti wiedział, że następnym razem już nie będzie miał co liczyć na taki fart.
 
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172