Magnar dobrze znosiły trudy podrózy tunelami. Przynajmniej fizycznie. Mentalnie jego mysli znów gnały jak gnomy za złotem w kierunku utraconego domu i ojczyzny. Wspomnienia wracały i przeżywał raz jeszcze mroczne chwile podczas ataku skavenów na jego braci. Chwil w których nie był w stanie wspomóc swych porbratynców i w któych gorę nad jego emocjami i czynami wziął strach i przerażnie...
Magnar ocknął się dopiero gdy dojrzał albo może poczuł niebezpieczeństwo? Z czasem wojownikowi takie rzeczy przychodzą instynktownie. Szybko ocenił przeciwnika. Nie wiedział co się po nim spodziewać. Raczej był mutantem i był albo tak pewny siebie i swoich umiejętności albo tak głupi że w pojedynkę chciał zatakować pięciu chłopa. Magnar wiedząc to postanowił postawić na to pierwsze. Lepiej przecenić przeciwnika i się rozczarować jego kiepską postawą niż przecenić swoje umiejętności i zostać z rozpłatanym brzuchem....
Postawnowił przesunąc się jak najblizęj ściany by dać szanse innym członkom drużyny na uczestniczenie w starciu. Liczył na jakiś strzał z kuszy czy podejscie bliżej by związać przeciwnika walką dwóch na jednego.
Po czym gdy był bliżej chwycił mocniej topór i bez żadnych szalonych okrzyków czy wyzwisk ostrożnie postanowił zaatakować z boku przeciwnika mając nadzieję, że pierwszym ciosem wybada teren a drugim wiedząc już na co może sobie pozwolić zaskoczy mutanta. |