Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2015, 20:32   #120
Narina
 
Reputacja: 1 Narina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skał
Tak zdecydowanie dla elfki było zaskoczeniem spotkać u domniemanego miejsca przechowywania kapłana swoich kompanów. Zanim zdążyła wyjaśnić co i jak trzeba było pokazywać list. Chwilę potem dotarł do nich krzyk i pokazał się jeden drab a potem drugi. Youviel spojrzała na Laurę a na jej twarzy pojawił się okropny uśmiech.
- Byłam zbyt pijana aby w nocy uczestniczyć w burdzie, ale teraz z chęcią obiję komuś mordę - skierowała swe słowa do fanatyczki. - Hej Karl, gdzie trzeba uderzyć aby zabolało najmocniej? - zapytała niespecjalnie czekając na odpowiedź.

Wolf rzucił spojrzeniem na obitego typka, potem na swoich towarzyszy i kiwnął głową gwałtownie nakłaniając ich do działania.
- Żywego - dodał jedynie.
Położył ciężko dłoń na ramieniu żołnierza zatrzymując go w miejscu jakby chciał gdzieś ruszyć, a drugą położył na mieczu.
- Nie lza tego zignorować - warknął. - Ten paniczyk kogoś tam torturuje, a coś mi się widzi po jego obitej mordzie, że go znamy. Towarzysza nam ujął bezprawnie i to jego krzyk, zdaje się słyszałem. Więc nie chciejcie się mieszać w tą aferę, bo krew się poleje i jeszcze szkodę swemu panu wyrządzicie. Lepiej niechaj towarzysze wasi tam pod wejściem po pana waszego biegną, bo trza będzie naocznie mu pokazać jakiego ten paniczyk samosądu dokonał.

Strażnik spojrzał ze zrozumieniem i lekkim przerażeniem w oczach na Wolfa i rzucił coś w swoim ojczystym języku do którego ze sługusów. Ten od razu, niczym na skrzydłach smoka, popędził do głównego budynku i zniknął w jego wnętrzu.

Karl uśmiechnął się promiennie, ale w tym uśmiechu było coś złego, bardzo złego po czym położył dłoń na młocie. Odpowiedział Youviel tylko krótkim...
- Zdaj się na instynkt sadysty. - ...po czym był gotowy do tańca. Brać żywego… cóż, młot nadawał się idealnie do łamania kości, ale przecież paniczek nie potrzebował ani rąk, ani nóg, prawda? Jeżeli stał za torturami kapłana Sigmara, wyrzutka świątyni czy nie, to jak najbardziej na to zasługiwał. Choć z drugiej strony był to szlachcic i tylko to hamowało go przed “zbytnim” uszkodzeniem jegomościa, ale na manto zasłużył. Definitywnie.

Na wszelki wypadek krasnolud zdjął z plecy wielką kuszę i zaczął naciągać cięciwę.

- Czy ja dobrze rozumiem, że to posiadłość sędziego i w niej ktoś bawi się w torturowanie naszego kamrata? Popierdolony kraj ta cała Tilea. - stwierdził Galvin.

Gottfried był zdziwiony gdy idąc śladami porwanego nie dotarli do obskurnej “meliny” tylko dostatniej posiadłości. Ku jego jeszcze większemu zdumieniu okazało się że z różnych kierunków nadciągnęła niemal cała drużyna. Wszystkie wątki zdawały się splatać w tym miejscu. Nic nie mówiąc ruszył wśód towarzyszy i gdy ci zareagowali na krzyki, również sięgnął po broń i ruszył biegiem w stronę stajni.

Na widok biegnącego rycerza młodzieniec coś krzyknął i ze środka wybiegło dwóch gości. Jeden uzbrojony w krótki miecz, a drugi w topór. Ten z mieczem ruszył, nie wiedzieć czemu na przeciw rycerza, biegiem z wysoko podniesionym mieczem. Coś tam jeszcze krzyczał, zapewne by dodać sobie animuszu albo liczył że przeciwnik przestraszy się. Gottfried bez trudu sparował jego atak tarczą, a swoim mieczem zakreślił szybki łuk. Rzezimieszek zatrzymał się, a na jego twarzy pojawiło się niedowierzanie. Na ostrzu Morryty pojawiła się czerwona struga. Bandzior padł nieżywy. To sprawiło że szlachciura chcąc nie chcąc rzucił pogrzebacz i ruszył biegiem w lewo. W stronę pasących się koni. Zapewne postanowił uciec. Drugi z napastników, ten z toporem, nie za bardzo mógł się zdecydować co robić. Po chwili namysłu, co w jego wypadku zapewne nie przyszło mu to łatwo, przypuścił szarżę na Laurę. Zapewne baba będzie łatwiejszym celem niż rycerz czy krasnolud trzymający wielką kuszę w dłoniach.

No nie, no nie! Znów się piorą? W takim tempie, to za niedługo w drużynie same kaleki będą. Dziewuchę przecież jeszcze wszystko bolało po wczorajszym. Dziś miała być tylko wyprawa na statek. Cóż... Elena uśmiechnęła się szeroko i splunęła na ziemię. Wzruszyła ramionami. No to do roboty! Ci więksi od niej, czyli praktycznie wszyscy sami sobie dadzą radę. A ktoś najwyraźniej prosił o pomoc. Dziewucha rozejrzała się więc dokoła i oceniwszy sytuację, że bez niej nie zginą, boczkiem, boczkiem postanowiła się prześliznąć w stronę stodoły. Zamieszanie, jakie powstało, powinno skutecznie odwrócić uwagę od mikrej i wychudzonej dziewczyny. Stąd też nie czekając na oklaski, Elena odłączyła się od drużyny. Miała świadomość, że są na posesji jakiejś ważnej persony, dlatego też jakiekolwiek większe występki nie wchodziły w grę. Wolf urwałby jej głowę przy samej rzyci zapewne, gdyby coś nawywijała. Dlatego tez nie sięgała po żadną broń. Złapała do obrony jeden większy kamień i kilka mniejszych wsadziła do kieszeni. Tak na wszelki wypadek. Jakby była taka możliwość, to chętnie skorzystałaby z innego wejścia niż frontowe.

Elena dostrzegła małe okno które znajdowało się w bocznej ścianie i tamtędy po cichu dostała się do środka. Od razu zobaczyła dwóch mężczyzn stojących bokiem do niej i wiszącego bezwładnie Hansa. Kapłan miał część policzka przypalonego, a z jego twarzy kapała krew. Został mocno poturbowany. Po chwili jednak dwóch pilnujących wybiegło ze środka. na zewnątrz, tak że stali plecami do dziewczyny. Po chwili już ich nie było w zasięgu wzroku.
 
Narina jest offline