Najemnicy wrócili, choć nie wszyscy. Dobrze? Nie dobrze? Raczej obojętne dla Zoe.
Zebrali się w większym pokoju by się naradzić.
Gnedenko i pozostałe dwie jej towarzyszki niedoli zaszyły się w drugim pokoju. Pułkownikową niepokoił fakt, że obcy prozumiewają się między sobą w języku jakiego nie rozumiała. Ninna angielskiego, to na pewno był angielski, nie znała. Być może trzecia kobieta była w stanie zrozumieć to co najemnicy mówią miedzy sobą. Byłoby to zawsze coś.
- Znasz angielski? - Zoe spytała po cichu Helenę gdy najemnicy siedli w sąsiednim pokoju by podyskutować.
Sorokin powoli pokręciła głową.
- Kilka słów zaledwie, oni mówią za szybko i z dziwnymi akcentami. Niemal każdy z innym.
Niestety płonne okazały się nadzieje pułkownikowej.
- Ja też nie znam. A chętnie dowiedziałabym się o czym tak debatują.
- Wymieniają nasze imiona. Ninny kilka razy - Helena uśmiechnęła się krzywo. - Pewnie myślą co zrobić.
- Zapewne. - Zgodziła się Zoe. - My też powinnyśmy się zastanowić co daje. - Powiedziała nerwowo oglądając się na drzwi. - Gorzej, że oni rozumieją nas i nie można swobodnie rozmawiać.
- Ciągle liczę, że mają dobre intencje - westchnęła Sorokin. - Bardzo chciałabym wrócić do rodziny albo się chociaż z nimi zobaczyć - zadrżała. - Byłam zamknięta w tych ciemnościach o wiele za długo...
- Jak na razie nie zrobili niczego, co mogłoby potwierdzić ich wrogie zamiary. Możemy to odczytywać za dobry znak. Kiedy przyszli po ciebie? Chcę wiedzieć jak długo trzymali cię w tych podziemiach.
- Sześć dni, bez kilku godzin... - popatrzyła w stronę najemników chyba kończących już dyskusję i nie powiedziała nic więcej.
- Sześć dni? - Zdziwiła się pułkownikowa po czym spojrzała w tę samą stronę. - To naprawdę długo. Nie dziwię się zatem, że chcesz jak najszybciej spotkać się z rodziną. Oni na pewno umierają ze strachu o ciebie. - W jej głosie pobrzmiewało autentyczne przejęcie i współczucie. - Wiem dokładnie co to znaczy nie mieć żadnej informacji o bliskiej ci osobie. Nie wiedzieć co się z nią dziej, czy żyje. - W ostatnich zdaniach było więcej uczuć niż Zoe chciałaby w nie włożyć, ale nie potrafiła się opanować. Przypomniało jej się jak ona sama drżała o Kostię, gdy nie dostawała od niego żadnych oznak życia w czasie, gdy pełnił służbę w zapalnym rejonie na granicy osetyjsko-gruzińskiej.
Helena smutno kiwnęła głową, odruchowo odgarniając włosy z twarzy.
- Dlatego liczę na dobrą wolę tych ludzi. Z drugiej strony, mówili o wydostaniu się stąd. To taka kusząca wizja - na końcu wypowiedzi już szeptała.
- Mówiłaś, że twój ojciec jest kimś ważnym i mimo to chcesz stąd wyjechać? - Nie było w tej wypowiedzi żadnej przygany jedynie lekka ciekawość.
- A ty nie? - odbiła pytanie, zerkając na Zoe. - Mam dość tego miejsca. Brakuje mi słońca. Życia. Ciepła - jakby na dźwięk własnych słów oplotła się ramionami.
- Ja mam tu kochającego męża. - Odparła Gnedenko jakby to wielokrotnie powtarzane przez nią kłamstwo miało wytłumaczyć wszystko.
Helena zamrugała, chyba zaskoczona tą deklaracją. Przez chwilę milczała patrząc na Zoe, zanim odwróciła wzrok.
- Ja mam rodzinę. Mogłabym ją zabrać, gdybym miała możliwość ucieczki z tego miejsca. To samolubne, ale gdybym nie mogła ich zabrać... - przełknęła ślinę. - Ucieczka stąd jest bardzo kusząca. Normalne życie, gdzieś daleko, w cieple...
- To normalne, ze masz takie myśli. Zwłaszcza w takim czasie jak teraz. - Zoe starała się pocieszyć Sorokin. - Nie ma w tym nic złego.
Jej rozmówczyni pokiwała głową, ale nie powiedziała już nic więcej. Najwyraźniej zatopiła się w myślach, trochę ponurych sądząc z wyrazu twarzy.
I rozmowa się przestała kleić. W sumie nie dziwota. Przygnębiająca sytuacja w jakiej się znalazły nie sprzyjała pogaduszką.
Zoe ułożyła się na kanapie koło Ninny, kilkukrotnie postękując gdy uraziła jedno ze stłuczonych miejsc. Udało jej się w końcu znaleźć najmniej niewygodną pozycję i pogrążyła się w swoich własnych rozmyślaniach na tematy mniej lub bardziej istotne.
Nawet jeżeli Ninna była półprzytomna z powodu traumy, to jednak to lub owo mogło zapaść w jej pamięci. Zoe wolała nie rozmawiać otwarcie przy niej, nie wspominając już o Sorokin. Dlatego zależało jej żeby najemnicy odstawili Landis bezpiecznie do domu. Helenę w sumie też.
Gdyby była sama mogłaby swobodniej rozmawiać z ludźmi, którzy twierdzili, że przysyła ich jej tajny zleceniodawca.
Ale nie była i musiała się pilnować.
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.
"Rycerz cieni" Roger Zelazny |