Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2015, 21:13   #121
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Elfka westchnęła zmęczona widząc jak szlachetka ucieka. Dobyła łuku wyciągając również strzałę. A chciała komuś przywalić w twarz. No trudno. Być może lepiej byłoby trafić go w nogi, ale zdecydowanie łatwiej było w tors. W zasadzie nie powinna go zabijać. Ach te pokusy. Cięciwa została napięta, lotka dotykała policzka a oczy skoncentrowały się na celu. Trzeba było ominąć serce, głowę… ale w biodra mogła śmiało strzelać. A może ustrzeli jeszcze coś ciekawego…

Zaczęło się od gdakania, a skończyło jak zawsze. Kto jak kto, ale fanatyczka nie miała najmniejszego zamiaru narzekać na podobny rozwój sytuacji. Złość wykrzywiła jej twarz na podobieństwo szyderczej maski, gdy poprawiła chwyt na rękojeści korbacza i rzuciła się na spotkanie topornika. Dość pieprzenia po próżnicy, dość układów. Dość marnowania czasu i sił na złudne próby znalezienia wspólnego języka z bandą kurwich synów majacych tyle czelności, by porwać i torturować jednego z bandy najemnych w miernej próbie zaspokojenia swoich chorych fantazji. Tileańczycy byli zdegenerowanym narodem...i dobrze. Krew musiała płynąć, nieważne czyja. Bóg patrzył, zawsze patrzył.*

Mająć gotową do strzału minibalistę Galvin ruszył w pościg za szlachetką. A kij, że był wolniejszy, ważne, że miał broń zasięgową, a jeżeli tamten zdoła na konia wskoczyć… Cóż… lepiej w razie czego odkupować kobyłę, niż tłumaczyć się dlaczego jakiś tutejszy błękitnokrwisty ma dodatkowy otwór w plecach.
- Stój w imieniu prawa! - zawołał krasnolud wiedząc, że to nie podziała… ale jakby ktoś pytał, wszyscy słyszeli że ostrzegał - Albo odstrzelę ci dupę!

Elena wdrapała się przez okienko. Zagryzła zęby, bo jednak wczoraj się obiła w trakcie potyczki w karczmie. Wskoczyła do środka, stanęła na równe nogi i się rozejrzała. Cmoknęła dwa razy z niezadowoleniem i pokręciła głową. Spojrzała za tymi, co właśnie wypadli ze stodoły i podeszła do Hansa. Do chędożonej rzyci bobra lub innego stwora! No jak tak można? No jak?
- Hans? - powiedziała półszeptem, ale nie otrzymała odpowiedzi. - Hans?
Mimo tego że wychowała ją ulica i widziała niejedno, widok tak poturbowanego kompana zrobił na niej niemiłe wrażenie. Na ten moment jednak musiała się upewnić, że w stajni nikogo prócz nich nie ma. Zrobiła wiec szybki, ale porządny rekonesans. I kiedy wiedziała, że zamieszanie na dworze jest na tyle duże, że nikomu nie przyjdzie do głowy wchodzić tutaj, mogła pójść krok dalej. Zaklęła w duchu ponownie, tym razem na siebie i na swoją mikrą siłę. Z racji panującego pod Hansem syfu, złapała trochę słomy i rozłożyła ją pospiesznie. Dopiero potem, powoli, z dużym wysiłkiem opuściła kompana na ziemię tak, by go położyć na boku. Potem wyjęła swój nóż i rozcięła więzy go krępujące. Cały czas nasłuchiwała, czy ktoś nie idzie w ich kierunku. Kiedy robiła rekonesans widziała wiadro z wodą, poszła po nie, żeby obmyć twarz kapłana i zdjąć przynajmniej większą część gorąca związanego z oparzeniem. Całość wyglądała paskudnie.

Laura nie czekając aż bandzior do niej dobiegnie ruszyła mu na przeciw. Głownia jej korbacza idealnie trafiła go w zakuty łeb robiąc z niego miazgę. Niestety ułamek sekundy wcześniej jego topór rozorał jej bok. Rzezimieszek padł martwy na ziemię, a Laura upadła na kolano. Ostrze topora mocno rozcięło skórę, i krew zaczęła spływać po jej ciele wsiąkając szybko w ubranie..

Istnieje niepisane prawo, które mówi że nie szczęścia chodzą parami. W momencie gdy elfka wypuściła strzałę, ktoś oddał salwę z pistoletu.

-Basta. Basta!!! - krzyczał jakiś starszy, bardzo dobrze ubrany mężczyzna, w towarzystwie dziesięciu kondotierów.

Strzała została jednak wystrzelona, i przy takim strzelcu jakim była Youviel, było prawie pewnikiem że trafi do celu. Grot strzały przeszył idealnie mięsień dwugłowy uda, rozrywając ścięgna oraz unieruchamiając uciekiniera. Karl, który znał doskonale podstawy anatomii, wiedział że i międień krawiecki uległ zniszczeniu, a kogucik może nigdy już nie zatańczyć. Ten leżał na ziemie drąc się z bólu i wijąc w agonii. Dobry strzał.

Elena w tym czasie zajęła się Hansem, ale jego stan wymagał natychmiastowej pomocy kogoś zaawansowanego. Kogoś kto znał się na leczeniu i urazach. Kapłan był torturowany przez jakiś dłuższy czas, i poza poparzeniami doznał ciężkiego pobicia. Nie wiedzieć czemu przy okazji śmierdział strasznie. Jakby ktoś wylał na niego wiadro pomyj albo szczyn.


Smród był odczuwalny, jednak nie najważniejszy. Twarz mężczyzny została delikatnie obmyta, a na poparzonym policzku Elena położyła delikatnie namoczoną, bardzo mokrą i zimną chustkę. W tym momencie dziewucha usłyszała strzały. Stanęła prawie na równe nogi. Spojrzała na mężczyznę, nadal nie odzyskał świadomości. Na ten moment ona sama by mu nie pomogła. Rozejrzała się trochę zdezorientowana. Musi iść po pomoc. Od razu pomyślała o Karlu, potem o elfce.
Dziewczyna nie czekając długo, upewniwszy się, że Hansowi nikt i nic nie grozi, wyszła cicho ze stajni w poszukiwaniu kogoś potrafiącego leczyć. I, jeśli to było możliwe, zawołała któregoś z nich.

Wolf nie ruszył się z miejsca podczas całego starcia. Obserwował wiedząc, że jego towarzysze sobie poradzą. Byli weteranami, a doświadczenie zobowiązywało - zwłaszcza w starciu z byle oprychami. Z satysfakcją obserwował jak strzała unieruchamia obitego paniczyka. Był zadowolony, że dostał w nogę. Mógł przeżyć, a tym samym mógł się im przysłużyć w rozmowie z sędzią. Gdy rozległ się strzał czarnoprochowca, instynktownie przeniósł dłoń z rękojeści miecza na kolbę pistoletu. Nie wyciągnął jednak broni.
- Opuśćcie broń - zawołał do towarzyszy. - Galvin, przypilnuj skurwysyna, coby nie odczołgał się za daleko.

Na rozkaz krasnolud podbiegł do człeczego szlachcica na odległość kilku kroków, aby ten nie mógł odwalić czegoś nierozsądnego. Stał w gotowości, zabezpieczył jednak na wszelki wypadek spust kuszy… możliwe że będzie wystarczyło przywalenie łebkowi kolbą w pysk.

Uwagę swoją skupił się starszym mężczyźnie. Skierował się w jego kierunku energicznym krokiem. By nie drażnić jednak kondotierów, dłonie miał puste, a ręce rozsunięte na boki. Wzrok jednak miał srogi.
- Wy jesteście Baron Lorenzo Lupo? - rycerz zadał pytanie gdy już zbliżył się na tyle by nie musiał krzyczeć.

Gdy Wolf zbliżył się na odległość kilku metrów, parę muszkietów podniosło się w jego stronę. Starszy mężczyzna początkowo był zszokowany całym zajściem, potem na jego twarzy zaczął malować się gniew, a na końcu ciekawość.
-Si seniore. Można wiedzieć czemu w moim własnym domu napadacie na mojego pasierba i jego podwładnych? - zapytał

- Z tego samego, dla którego wasz pasierb, pod waszym dachem torturuje mi człowieka - odparł Wolf. - Na domiar złego kapłana. Rzeknijcie czy wiedzieliście o tym haniebnym czynie - dodał z równą ciekawością w głosie.
Dopóki Elena krzykiem nie zawołała po pomoc, nie miał pewności czy to Hansa tam więżą. Teraz jednak chłodne uczucie niepewności leżące na żołądku zelżało.*

Na wieści które przekazał Wolf Baron wpadł w gniew. Pokręcił głową tylko, dając znać, że nie wiedział. Spojrzał z odrazą na rannego, tarzającego się na ziemi młodzieńca i zaklął coś:
-Piccolo bastardo - w jego głosie dało wyczuć się gniew i odrazę -Wybaczcie Panie, ale nie wiedziałem co mój pasierb wyczynia. I to pod moim nosem. Każę go obedrzeć ze skóry. Oj ktoś się chyba spotka z Morrem szybko - rzekł z przekąsem patrząc na młodzieńca, który odwrócił wzrok od swego “ojca” -Medico, Alfredo. Medico - zawołał jeszcze Baron. Po chwili jakiś mężczyzna podbiegł do Laury i zaczął ją opatrywać.
 
Asderuki jest offline