Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2015, 22:01   #10
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Czas mijał szybko, gdy spacerowali po mieście. Dołączył do nich Marcus, chyba niezbyt zadowolony. Nagabywany przez Ishę przyznał, że nie zabrnął tak daleko jakby chciał w konkursie jeździeckim. Zjedli trochę słodkości, zapoznali się ze straganami, z których największe wrażenie robiły rzeczy ze szkła. Okazało się, że tutejsza huta cieszy się dużą sławą i kolorowe, fikuśne przedmioty były tego doskonałym dowodem. Isha przez dłuższy czas nie mogła się od tego oderwać. Wreszcie zbliżył się wieczór i ruszyli w kierunku świątyni, gdzie miało odbyć się oficjalne poświęcenie.

Gdy doszli do placu przed świątynią, tłum zdążył się już zebrać. Stanęli na końcu, obserwując jak jakiś pies wczołguje się pod jeden z wozów, a Ojciec Zantus wchodzi na podest. Rozległ się suchy, głośny dźwięk, niczym dalekie uderzenie gromu i rozmowy zaczęły cichnąć. Kapłan nabrał powietrza, aby rozpocząć przemowę, kiedy powietrze przeszył wrzask przerażonej kobiety. Ludzie zaczęli się rozglądać, gdy odezwał się drugi i trzeci, a potem do nich dołączyły inne odgłosy. Złośliwe chichoty i piskliwe pokrzykiwania, a ponad tym - dziwaczna, charkotliwa pieśń.
Rozglądająca się razem z innymi trójka już ją słyszała. Gobliny w jakiś sposób dostały się do Sandpoint i zaatakowały miasto! Chaos bardzo szybko ogarnął to miejsce, gdy każdy pędził tam, gdzie uważał, że będzie bezpiecznie. Niewielu walczyło. Ktokolwiek wpuścił tu te stwory, sprawił również, że miały wysokie morale.

Nagle pojawiły się także przy nich. Dwa z nich wypadły z zaułka, trzeci zeskoczył z dachu na wóz, wchodząc pod niego i szlachtując przerażonego psa, który wcześniej się tam schował. Goblin patrzył na nich i chichotał, zlizując krew ze swojego długiego, zakrzywionego, prymitywnego noża. Marcus wyszarpnął miecz z pochwy, ale Isha miała tylko sztylet. Trzy gobliny zaszarżowały na nich, wrzeszcząc i prawie zagłuszając skandowaną przez inne stwory prymitywną pieśń goblińską.
Joshua stanął przed Ishą wpychając niemal dziewczynę za siebie.
- Schowaj się za mnie, tym -wskazał na sztylet- atakuj tylko gdybyś miała wyśmienitą szansę lub w celu samoobrony. Damy sobie z nimi radę z Marcusem. Zajmij się tym przy wozie - powiedział do wojownika. Sam odwrócił się w miejscu błyskawicznie i wypowiedział modlitwę próbując skłócić ze sobą dwa nadciągające stwory.

Małe bestie były naprawdę zmotywowane do walki. Ofiara mocy pochodzącej od bogini Joshuy nie oparła się zaklęciu, ale jego cios wymierzony w przebiegającego obok kompana był zbyt wolny i nie trafił. Marcus wyskoczył przed kapłana i ciął skutecznie przez pierś. Krew bryznęła i goblin padł na ziemię. Niestety drugi doskoczył do Northcliffa i ciął go swoim długim nożem, raniąc lekko udo mężczyzny. Isha cofnęła się i na ten moment stała za daleko, aby wspomóc kochanka. Rozglądała się szukając czegoś lepszego, czego mogłaby użyć jako broni.

Northcliff tymczasem śmiałym ofensywnym wypadem z rapierem w ręku odpowiedział na atak szarawego pokurcza. Próbując go wyeliminować. Trafił idealnie, przeszywając wątłą pierś stworzenia, które popatrzyło na niego w zaskoczeniu i kaszlnęło krwią, jeszcze nie wiedząc, że jest martwe. Trzeci goblin, wyzwolony spod mocy czaru, zmierzył siły na zamiary i rzucił się do ucieczki. Marcus pognał za nim, a Isha podniosła jeden z długich zakrzywionych goblińskich noży.
- Z drugiej strony placu widziałam następne! Musimy pomóc tym ludziom! - krzyknęła. Chaos dookoła powiększał się, chociaż większość ludzi już zdążyła uciec z placu pod świątynią.

Joshua rozglądał się w pierwszej kolejności właśnie za ludźmi w opałach. Cywilach, kupcach rodzinach kogoś kto potrzebowałby pomocy. Jednocześnie jeśli mijał zbrojnych nawoływał “Za mną jestem kapłanem, więc uleczę rannych! Musimy je wyrżnąć!” Northcliff potrafił bowiem być bezwzględny jeśli musiał. Gobliny natomiast nie były istotami których byłoby mu żal. Starał się organizować opór w pierwszych minutach walki.

- Rozglądaj się za łukiem. Choćby malutkim tych pokurczy lub jakikolwiek innym. Broń cywilów i opiekuj się nimi resztę zostaw mnie.- powiedział do Ishy.
- Nie ma mowy, nie jestem dzieckiem! - odpowiedziała mu zapalczywie, ani myśląc poddać się jego woli i unikać walki. Nie była delikatną istotką i nie zachowywała się tak taka. Podniosła z ziemi jeden z zakrzywionych noży używanych przed gobliny jako miecze.

Niewiele zdziałały okrzyki Nothcliffa. Kapłan i jego akolici rozpierzchli się, pomagając rannym, cywile uciekli z placu, a strażnicy zajęci byli walką. Mignął mu jeden czy dwóch. Marcus dorwał uciekającego goblina i już wracał, gdy nagle z drugiej strony placu buchnął silny ogień. Jeden z podpalonych przez stworzenia wozów zajął się niezwykle intensywnie i było kwestią czasu, gdy podpali coś więcej. Wybiegły zza niego cztery gobliny. Trzy prócz noży miały też pochodnię, a czwarty wydzierał się na całe gardło, śpiewając prymitywną piesń zagrzewającą do boju gobliny, które już dojrzały swój następny cel: Joshuę i towarzyszącą mu ciągle Ishę.

- Uparta dziewczyno nie wątpię w twoją odwagę z łukiem byłabyś jednak przydatniejsza i bezpieczniejsza.-zamarudził do Ishy. Gdy dostrzegł gobliny dalsza rozmowa straciła sens.

Za pierwszy cel Joshua obrał oczywiście śpiewającego goblina. Komenda ataku która jeśli się uda zaświta w jego głowie, przerwie pieśń wzmacniającą gobliny. Co powinno już na starcie wytrącić atut przeciwnikowi z jego małych paskudnych rączek.

Wypowiedział modlitwę, ale… nic się nie stało. Śpiewający goblin ciągle dał mordę, trzymając się trochę z tyłu, a trzej jego pobratymcy pędzili wprost na Ishę i Joshuę.

- Nie ma tu nigdzie łuku! - syknęła tropicielka. Nic dziwnego, nikt z łukiem po mieście nie chodził, a zawody odbywały się w nieco innej części miasta. Stanęła obok kapłana, a Marcus już nadbiegał, gdy zza małego namiotu wybiegła kobieta. W dłoni zabłysła jej magia i niesamowite kolory objęły biegnące stworzenia. Dwa z nich przewróciło się i zaryło paszczami w ziemię.

Fakt tej wykorzystał Joshua i rzucił się w kierunku przeciwników. Chcąc wyeliminować bezbronnych w tej chwili oponentów. Kusiło go żeby zabrać się za śpiewaka. Jego jednak zostawił na koniec.

Okazało się, że ciągle będący na nogach goblin jest szybszy od kapłana i dwójki jego towarzyszy, oraz, że nie zauważył, że biegnie już sam. Rzucił się na nadciągającego Joshuę, tnąc swoim krzywym nożem. Mężczyzna zdążył się uchylić, ale riposta nie trafiła. Marcus dopiero dobiegał do nich, ale Isha zaatakowała, zostaawiając na plecach stwora długą, ale płytką ranę. Ten zorientował się wreszcie, że jego dwa kompani dopiero zbierają się niezdarnie z ziemi, wyglądając na zamroczonych, a warchanter nie przerywał swojej prostackiej pieśni, kierując uwagę na nieznajomą czarodziejkę. Ta ku zaskoczeniu wszystkich złapała się za brzuch i zaczęła niekontrolowanie śmiać. Mały goblin też musiał czynić magię!
Joshua wyprowadził kolejne cięcie. Chcąc pozbyć się jednego przeciwnika nim weźmie się za następnych. Byli przy nim w trójkę więc jego śmierć w ciągu najbliższych sekund była raczej przesądzona. Pojawienie się kobiety dawało im przewagę. Muszą jak najszybciej dostać się do tego małego czaromiota. Przypuszczenie Joshuy okazało się słuszne, bo kiedy on i goblin tańczyli wokół siebie, nie potrafiąc się wzajemnie ugodzić, Isha zaszła stwora z boku i jej sztylet tym razem przeciął szyję goblina, który padł na ziemię, charcząc i trzymając się za gardło. Zyskał jednak czas dla swoich kompanów, którym udało się pozbierać i stali teraz na drodze do ciągle wrzeszczącego prymitywną piosenkę czaromiota. Marcus zbliżył się do nich i odciągnął uwagę jednego, ale ciągle przebiegnięcie obok narażało kapłana na atak. Czasu jednak było coraz mniej, bowiem w dłoni warchantera pojawił się bicz. Strzelił z niego i owinął nim ciągle śmiejącą się czarodziejkę, zblizając do niej ze swoim zakrzywionym nożem.

- Zabije ją, jeśli czegoś nie zrobimy.- powiedział do Ishy.- Zajmij walką tego drugiego, ja zajmę się tym z biczem. Jak powiedział tak zrobił liczył, że Isha zajmie drugiego goblina… i nic jej się nie stanie. On będzie mógł wtedy zaatakować czaromiota. Rzucił się w jego stronę z okrzykiem na ustach.

Isha i Marcus prawie jednocześnie zaatakowali oba gobliny, które wcale nie pozostawały dłużne. Niestety Joshua musiał biec razem z dziewczyną i dogslicer ciął go w przelocie, zostawiając brzydkie cięcie na nodze. Isha szybko się za to zemściła, wbijając sztylet wprost w oko stworzenia, które zdążyło zapiszczeć zanim umarło. Wojownik radził sobie gorzej, ciągle tańcząc przy goblinie.

Zbliżający się do czarodziejki warchanter zauważył Nothcliffa i zmienił swój cel. Bicz trzasnął w powietrzu, ale Joshua uskoczył, podobnie jak ciągle śpiewający goblin przed rapierem kapłana, który dostrzegł wybiegającego z zaułka jeszcze jednego przeciwnika. Nieznajoma uspokajała się już i zaczęła skandować zaklęcie.

Joshua zaatakował ponownie goblina. Nie zamierzał pozwolić mu dalej skandować jego bluźnierczych zaklęć. Większość tego co skandował nie mogło być jednak zaklęciami. Joshua spotkał się kiedyś z pieśnią barda, to było coś podobnego, w bardzo prymitywnym stylu. Warchanter skakał i trzaskał z bicza, trafiając raz kapłana i unikając jego rapiera. Za plecami mężczyzny jego towarzysze potykali się z goblinami. Trwało to wszystko jednak tylko kilka chwil, bowiem czarodziejka zakończyła swoje zaklęcie i śpiewak nagle zachwiał się i przewrócił na ziemię, chrapiając głośno.
Dobicie jego nie było problemem, a pozbawione pieśni stworzenia uległy towarzyszom Northcliffa. Blada na twarzy nieznajoma zwróciła się w jego stronę i słabo uśmiechnęła.

- Dziękuję za pomoc. Nie wiem co ja sobie myślałam, wybiegając na nie sama.
- Odważny choć ryzykowny był to czyn- odpowiedział Northcliff czarodziejce. Po czym rzekł
- Nie mamy czasu do stracenia rozejrzyjmy się za rannymi lub kolejnymi napastnikami. Wpierw jednak- zwrócił się w stonę Marcusa.
- Co z reguły odcina się takim paskudom na dowód dla władz miejskich? Kciuki wystarczą?
- Biorąc pod uwagę kapłanów tam - Marcus wskazał kciukiem na ludzi w długich szatach zajmujących się rannymi pośród całego tego chaosu - to wystarczą świadkowie.

Isha trzymała w dłoniach już dwa zakrzywione sztylety. Posłała szybki uśmiech nieznajomej i wskazała na północną część miasta.

- Tam słyszałam najgłośniejsze odgłosy goblinów!

Gdzieś w głębi jednej uliczki jeden ze stworów skoczył z dachu na przebiegających na dole ludzi. Nie trafił i z całym impetem trafił w ziemię, najwyraźniej łamiąc kark. Gdzieś dalej jeden z miejskich strażników potykał się z kolejnym pojedynczym stworzeniem. Z północy dobiegała prymitywna pieśń i głośne ujadanie.

Joshua policzył ile goblinów zabili. Potem wyjął symbol swojej bogini i poprosił ją o uzdrownienie. Jeśli miał walczyć dalej, musiał zaleczyć choćby część ran.

- W takim razie nie możemy dać im na siebie czekać. - Joshua skierował się biegiem na północ.

Najważniejsze walki musiały już minąć, bo mijali spokojniejsze okolice. Widziany przez nich strażnik przebił włócznią goblina i pobiegł gdzies indziej, zanim zdążyli do niego dotrzeć. Gdzieś mignęło stworzenie niosące w rękach tyle jedzenia, ile mogło unieść. Zniknęło w jakiejś uliczce. Minęli róg katedry i kolejną grupę wrogów dostrzegł Joshua niedaleko północnej bramy. Wszyscy strzegący jej strażnicy musieli być zajęci gdzie indziej, bowiem przy jednym z budynków walczył samotny mężczyzna w wamsie i rapierem w dłoni. Towarzyszył mu pies myśliwski, ale już tylko przez chwilę, bowiem został przebity włócznią i zabity.

Joshua zatrzymał się na chwilę by pobłogosławić miecz. W tym czasie grupa która biegła lekko rozciągnięta miała czas zebrać się i zapoznać z sytuacją przy bramie. Wszyscy złapali łapczywie oddech i ruszyli z odsieczą mężczyźnie z rapierem. Joshua rozpoznał tego człowieka. Był to Foxglove, ten sam, z którym pojedynkował się wcześniej tego dnia. Teraz bronił się zawzięcie przed atakiem goblina ujeżdżającego coś na kształt brzydkiego, prawie pozbawionego sierści psa. Trzy inne gobliny właśnie wychodziły zza kamieni i rogu pobliskiego budynku, gdzie z jakiegoś powodu się wcześniej kryły.

Joshua zaszarżował na jednego z wychodzących goblinów. Podobnie jak poprzednie, nie ulękły się nadchodzących wrogów. Nie było wsród nich pieśniarza, ale były ciągle napompowane adrenaliną. Isha i Marcus również ruszyli do ataku, podobnie jak Joshua, spotykając się z wrogami na środku brukowanej drogi. Obok kapłana rozbłysnął ciemnoniebieski promień, trafiając w jednego ze stworów i spowalniając go na tyle, że Northcliff przebił go swoim rapierem. Zauważył to goblin na swoim nietypowym wierzchowcu, zwracając ku walce i zostawiając na razie osłabionego, rannego Foxglova. Pies zawarczał, goblin wrzasnął i popędził wprost na Joshuę.

Joshua nie uląkł się i przyjął wyzwanie również biegnąc w stronę przeciwnika. Swój precyzyjny cios skierował w psa. Jeśli go uśmierci pierwszym ciosem w pełnym pędzie goblin runie z impetem na ziemię. Siedzący na stworzeniu goblin był niemal wysokości Joshuy, razem z psem tworząc groźnego, szybkiego przeciwnika. Zaatakował kapłana swoją drzewcową bronią, której końcówka nie była grotem a dziwnym zakrzywionym ostrzem i trafił w pierś mężczyzny, zostawiając bolesną, krwawiącą ranę. Ale i on nie został dłużny, jego rapier przebił psa, ale zanim zdążył wbić się odpowiednio głęboko, ten odskoczył i zaskowyczał. Zachwiał się, ale te gwałtowne ruchy nie zrzuciły jeźdźca z jego grzbietu. Goblin zaczął go poganiać i kopać piętami. Obok głowy stworzenia przeleciał duży kamień, Joshua nie widział kto go cisnął, ale dźwięki nieopodal świadczyły o tym, że jego kompani jeszcze nie uporali się z innymi goblinami.

Joshua krzyknął z bólu. Wiedział jednak, że musi pozostać skupiony. Kolejne uderzenie w psa mogło dać mu upragnioną przewagę. Inaczej może się to marnie dla niego skończyć. Trafili niemal jednocześnie. Rapier wbił się w ciało psa, a broń goblina zdążyła ciąć ponownie ciało Joshuy, zanim ten spadł z przewracającego się, umierającego zwierzęcia. Ból z ran stawał się dominujący, kapłan zachwiał się, ale ciągle stał na nogach, odrobinę się chwiejąc. Wydawało się, że przeciwnik szybko zbierze się z ziemi i jeszcze zdąży zaatakować, ale nagle zawahał się i przez moment gapił się przed siebie. Wystarczająco długi moment. Drasnął go rapier Northcliffa, ale dostał też miecz Marcusa, zanim goblin w pełni się ocknął, mrugnął i rzucił do ucieczki. Pozostałe stworzenia w zasięgu wzroku zostały już zabite. Foxglove wciąż stał nad ciałem swojego psa, przerażenie widniało na jego obliczu.
Joshua z trudem doszedł na wysokośc Foxglova i jego psa. Nie analizował czy pies jest ranny czy martwy. Rany Foxglova również nie miały znaczenia. Wypowiedział leczącą modlitwę mając w zasięgu całą ich trójkę, bowiem sam ledwo trzymał się na nogach. Gdy ją skończył prosić o łaskę swą boginię rzucił zdyszany.

- Nigdy więcej nie wyjdę nawet na targ bez zbroi i solidnej tarczy.
Łaska bogini nie dała zbyt wiele. Rany przestały krwawić, ale nie zamknęły się - ani u kapłana, ani u innych. Odsłonięte udo Ishy znaczył ślad po zakrzywionym nożu. Marcus rzucił się w pogoń za uciekającym i dopadł go zaraz przed bramą, wbijając w niego miecz. Nieznajoma czarodziejka uśmiechnęła się do Joshuy. Była młoda, ładna i równie mało wstydliwa co Isha, sądząc po stroju z wielkim dekoltem i odsłoniętymi nogami.
- A ja nie będę się wtrącać w bitwy bez wsparcia - powiedziała melodyjnym głosem. - Jestem Elen, dziękuję za pomoc.
- I ja również dziękuję - Foxglove wydawał się zdrowy, za to jego pies ani drgnął, niestety już martwy. - Nie wiedziałem, że przyjdzie nam się spotkać ponownie w takich okolicznościach - powiedział do Joshuy i skłonił się przed kobietami, wyraźnie zezując na ich krągłości.
- Moje panie. Moje nieskazitelnie piękne boginie.
Isha zarumieniła się, a Elen roześmiała na ten komplement.
- Wracajmy w stronę centrum miasta. -powiedział Joshua z trudem wstając. - Mam jeszcze zaklęcie leczące. Wolałbym jednak objąć nim więcej osób w tym może rannych cywili. Po drodze może spotkamy jeszcze jakieś gobliny. Skłonne rozstać się z życiem, bądźcie czujni. Co tu pan robił panie Foxglove?
 
Icarius jest offline