Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2015, 17:29   #16
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację


Było gorzej niż sądził. Rigel zaczynało podrygiwać od wieści o niedawno przybyłych dziobakach.
Co to oznaczało? Że zarażony był w mieście dłużej niż Jacob, ponieważ tamci zdążyli otrzymać wiadomość, spakować się i przypłynąć na miejsce. Chyba, że byli ma miejscu od samego początku.

- Nie idziesz na kompromisy, co? Wszystko, co chcę ci przekazać to fakt, że bez mojej pomocy łatwo nie wydostaniesz się z Rigel. A ja nie będę długo czekać - powiedziała Eloiza, zaś Cooper powstrzymał się od prychnięcia. To ona chciała, by zjawił się za godzinę. To on chciał załatwić sprawę jak najszybciej. Teraz ona mówiła, że nie ma czasu jakby on chciał czekać w nieskończoność. Logika typowo kobieca.

Niemniej w jej rozumowaniu było trochę racji. W obecnym stadium łatwo nie będzie się stąd wydostać. Problem w tym, że pomiędzy "łatwo" i "trudno" jest sporo miejsca. Szczególnie dla niego.

Gdy dotarli pod bramę, skłonił się i ucałował dłoń szlachcianki odbierając swoją chustę.
Natychmiast odwrócił się i szybkim krokiem przemierzył Czerwone Ogrody i wpadł do karczmy. Zignorował znudzoną recepcjonistkę i wpadł na schody.

- Panie Cooper? Lucjusz Ferat już się wymeldował. Zapłacił z góry za trzy najbliższe dni. Powiedział, że pan tu przyjdzie i może skorzystać z jego pokoju. Proszę się rozgościć - powiedziała, zaś Starr równie szybko zleciał ze schodów dopadając do lady w oczekiwaniu na klucz.

- Zostawił dla pana wiadomość... - powiedziała szperając w szufladach. Jacob miał ochotę zabębnić niecierpliwie palcami, ale zamiast tego uśmiechnął się uprzejmie. Gdy tylko odebrał klucz oraz list wystrzelił w kierunku pokoju zamieszkiwanego dotychczas przez Lucjusza. Zamknął za sobą drzwi.

- Ani chwili spokoju - mrugnął do siebie zrzędliwie. Ferat musiał opuścić pokój w pośpiechu, ponieważ niczego nie zabrał. Nawet swoich skarbów.

Było jasnym, że Lucjusz nie wiedział nic o zarazie.

Spojrzał na wiadomość zostawioną mu przez druha. Tępego idioty z resztą i już gdy miał przełamać pieczęć jego niebywale bystre oko zauważyło, że pieczęć już raz została przerwana. Starano się to zamaskować. Nieudolnie jak na klasę wyzwania, z którym miała zmierzyć się podróbka. Choć dla przeciętnego zjadacza chleba było to niewykrywalne dzieło sztuki.
Złamał pieczęć powtórnie i wyciągnął z niej kartkę, na której był wyłącznie czarny krzyż.

- Dzień dobry, skurwysyny - mruknął z drwiącym uśmiechem. Chcą tańczyć z geniuszem? Proszę bardzo.

Dopadł do blatu biurka i zamoczył pióro w kałamarzu. Naskrobał kilka słów w lewej ręce już trzymając trochę piasku. Gdy sypał nim po pierwszym liście już pisał drugi, trzeci, czwarty i piąty. Gdy ostatnie słowa ostatnich papierów schły Jacob już składał i lakował pierwsze nie przystawiając żadnej pieczęci.
Treść każdego była taka sama.


Cytat:
Plaga w Rigel. Doradzam NATYCHMIASTOWY wyjazd.

Jacob Cooper

Starr zajrzał do szafy i wyjął z niej zwykłą, podróżną torbę. Nawet tego Ferat nie zdążył zabrać, zaś jemu bardzo się przyda.
Powbijał pinezki w globus mocniej, by żadna z nich nie wypadła i przejrzał papiery. Szybko, lecz nie pospiesznie i tylko na tyle, by orzec czy świstek przyda mu się, czy nie. Nie wnikał w czytanie. Niepotrzebne odrzucał.
Portrety, zdjęcia, wisiory z Margaret Simons wrzucał do torby razem z wycinkami gazet, mapami i globusem. Zabierał wszystko, co mogło być wartościowe lub związane ze sprawą. Nie tracąc tempa przebrał się i eleganckie ubranie wciskając na wierzch.

Ze stołu porwał listy i oddając klucz recepcjonistce wypadł na zewnątrz. Poszedł prosto pod bramę rezydencji rodziny La Croix, lecz nie podszedł do niej. Rozejrzał się tylko i skinął na biegnącego ulicą małego chłopca.

- Podejdź tu - zawołał go, a kiedy tamten podszedł Jacob ukucnął.

- To są listy. Teraz słuchaj mnie uważnie i zapamiętaj wszystko. Pobiegniesz do gildii lurkerów i doręczysz jeden Zoi Clemes. Potem polecisz do rodziny Cascades i dasz jeden szefowej rodziny. Kolejna przesyłka dla gubernatora, a potem dla Lionela Ubertona. Dokładnie w tej kolejności i każdy do rąk własnych. Powtórz. Ostatni dasz swoim rodzicom - powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu.

-Nie będą chcieli cię wpuścić, to normalne. Powiesz wtedy dokładnie te słowa: "Pan Cooper powiedział: Przewidziałem, że jakiś imbecyl nie będzie chciał przepuścić tego chłopca. Wpuść go lub przyprowadź adresata listu, bo jak dowie się jak ważne wieści odesłałeś, to wyciągnie ci mózg przez odbyt." Jeszcze raz. "Pan Cooper powiedział: Przewidziałem, że jakiś imbecyl nie będzie chciał przepuścić tego chłopca. Wpuść go lub przyprowadź adresata listu, bo jak dowie się jak ważne wieści odesłałeś, to wyciągnie ci mózg przez odbyt." Powtórz, a potem powtórz do kogo i w jakiej kolejności masz iść i co powiedzieć ludziom, którzy nie będą chcieli cię wpuścić - powiedział Jacob nie zmieniając tonu.

Musiał upewnić się, że chłopiec zapamiętał i będzie w stanie wiernie powtórzyć każde słowo. W szczególności Starrowi zależało na słowach "imbecyl", "adresat", "odbyt". Takich słów dzieciak nie powinien znać, więc nie powinien też być posądzony o to, że jest ich autorem. Ponadto jedno zasłyszane i użyte zgodnie z kontekstem słowo mogło być zasłyszane gdzieś na mieście, ale nie więcej. Prawdopodobieństwo na to było znikome.

- Spiesz się. To bardzo ważne. Liczę na ciebie - powiedział i położył rękę na ramieniu chłopca. Pierwszy raz uśmiechnął się do młodego, po czym wstał.

Najchętniej udałby się do portu i wcisnął jakąś bajeczkę żeglarzom, a następnie odpłynął stąd, ale Eloiza wiedziała coś o Enzo. Musiał to od niej wyciągnąć. Najlepiej w drodze z Rigel gdziekolwiek.

Musiał tylko zmierzyć się jeszcze z imbecylami stróżującymi przy bramie posiadłości rodziny La Croix.
Miał zamiar iść pewnie jak do siebie, zaś przy straży rzucić nie zatrzymując się, by prowadzili do panny Eloizy, gdyż oczekuje go. Jeśli będą chcieli go zatrzymać, to rzuci zirytowany i zniecierpliwiony, że gdyby chciał ją zabić, zrobiłby to już wcześniej zamiast odprowadzać ją bezpiecznie pod bramy jej domu.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline