Na placu stał stary, chłopski wóz i upięty w zaprzęgu koń. Żylasty chłop zarzucił z rozmachem worek prosa na plecy i chwiejąc się na nogach poczłapał po błotnistej, od topniejącego śniegu ziemi. Wdarł się na drewniane, trzeszczące schody i dysząc ciężko minął zakapturzoną dziewczynę. Othra stała na podeście prowadzącym do zajazdu "Srebrzyk" i naciągała rękawice. Miała pilne wiadomości do przekazania w Twierdzy - musiała niebawem ruszać. Jej klacz już czekała.
Podniosła głowę, gdy usłyszała rytmiczne, dalekie uderzenia. Kundle wszelakie zaczęły ujadać i już w chwilę później całą okolicę opanował jeden wielki psi harmider. Lømer, widać, nie zamierzało ją tak łatwo puścić.
Na błotnistym placu wzmożył się ruch. Stary, chłopski koń parsknął i potrząsnął łbem, gdy gromada dzieci przebiegła z hałasem do głównej drogi. Drzwi chałup jęknęły i baby oraz chłopy też wyleźli zaciekawieni. Wszyscy szli wolno i w gwarze, ku głównemu traktowi, który wiódł na Ünsët, przecinając Lømer na pół. Othra zbiegła po schodach i podążyła za tłumem. Z daleka już słychać było bęben. Walił rytmicznie, acz wolno.
Bum... bum... bum...
Traktem szli Thursowie, a dobosz wybijał im rytm. Musiało być ich dużo, bo ziemia drżała. Maszerowali w czterech kolumnach, dzwoniąc uzbrojeniem, a ich sztandary trzepotały na wietrze. Ten zbrojny pochód otwierał jeden lekki jeździec, który jadąc stępa, dzierżył siedmiometrową pikę. Na jej grocie zatknięta była głowa Ulve'a Thørkella. W swym śmiertelnym grymasie wykrzywiona, nadpsuta, bielmami spoglądała na malutkich gapiów.
Wojsko przetaczało się przez Lømer rozdeptując błotnisty trakt na paćkę. Othra nie zamierzała się przekonywać czy Thursowie przystaną w wiosce. Dobrze wiedziała, czym jest horda upojonych triumfem żołnierzy. Już miała przepchnąć się przez wiwatujący tłum i ruszyć do "Srebrzyka", gdy zauważyła toczący się wóz ciągnięty przez woły. Na wielkich bukowych, okutych żelazem kołach, tarabaniła się klatka, a w niej ściskiem siedziało sześciu mężczyzn. Zupełnie obojętni, brudni i pokrwawieni, ze spętanymi rękoma wlepiali wzrok w dno wozu. Othra rozpoznała w jednym Rägnvalda Heard'a, prawą rękę Ulve'a. Jeszcze niedawno silnego jak tur, charyzmatycznego lidera z Bälahar. Teraz wyglądał jak wymęczona mysz, której kot, w swojej sadystycznej zabawie dawał jeszcze chwilę życia.
Ruszyła do zajazdu i nie oglądała się już na nic. Tam czekała jej klacz, Malina, osiodłana i gotowa do drogi. Rozplątała lejce z uwiązu, wskoczyła na konia i ruszyła w tłum, który musiał szybko robić jej miejsce. Już chwilę później mknęła na północ zostawiając szczęśliwie Lømer daleko za sobą.